„Przez męża dołączyłam do klubu zdradzanych czterdziestek. Nie pozostałam mu dłużna i poszłam w tango z żonatym”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„W niecały rok z porzuconej żony stałam się znienawidzoną kochanką. Co gorsza, łapałam się na tym, że ta sytuacja sprawia mi przewrotną satysfakcję. Wstyd się przyznać, ale cieszyło mnie, że ktoś inny cierpi, tak jak ja całkiem niedawno cierpiałam”.
/ 12.02.2022 07:23
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Kolejne nieodebrane połączenie. Właściwie miałam ochotę wyłączyć telefon. Nie robiłam tego jedynie ze względu na Martę. A nuż córka zechce się ze mną skontaktować? Raczej mało prawdopodobne, ale nigdy nie wiadomo.

Marta żyła w swoim świecie, w stolicy, między jednym kolokwium a drugim, jednym spotkaniem a następnym, zabiegana, zajęta, szczęśliwa na trzecim roku prawa… Nie rozpaczałam z tego powodu. Taka kolej rzeczy. Cieszyłam się, że nasza córka dobrze sobie radzi. Byłam dumna i cieszyłam się, że wreszcie będziemy mieli z mężem czas tylko dla siebie.

Tylko że nasze małżeństwo w międzyczasie przestało istnieć. Czemu? Klasyka gatunku. Mój wspaniały, odpowiedzialny, dobry mąż po prostu się zakochał. Swoją nową miłość poznał w pracy. Gówniarę, przed trzydziestką. I tak oto dołączyłam do sporego grona zdradzonych i wzgardzonych czterdziestek.

Przez dobrych kilka miesięcy nie mogłam tego zaakceptować. Każdy, ale nie on! Byłam bliska obłędu. Analizowałam cały nasz związek. Kto zawinił, co przegapiłam, jak mogłam być tak ślepa?
Ale najgorsze było to, że ja naprawdę święcie wierzyłam, że jesteśmy szczęśliwi. Teraz już niczego nie byłam pewna…

Dziwna sytuacja zawieszenia trwała już ponad rok. Nie wzięliśmy rozwodu, bo Marek nie raczył złożyć pozwu, choć miał to zrobić. Tak się umówiliśmy. Wyprowadził się z domu, ale ze względu na Martę utrzymywaliśmy przyjazne stosunki i był u nas częstym gościem.

Początkowo chowałam urazę głęboko w sobie i robiłam dobrą minę do złej gry. Po pół roku przyszedł kryzys. Markowi wszystko się układało, rozkwitał. Do tego stopnia, że zastanawiał się nad kolejnym dzieckiem. Tego było dla mnie za dużo. Ograniczyłam nasze kontakty do absolutnego minimum.

Powoli podnosiłam się z kolan, szłam do przodu, radziłam sobie z każdym dniem ciut lepiej. Może nie zakładałam, że znowu będę szczęśliwa, ale uwierzyłam, że nie muszę być nieszczęśliwa bez Marka. 

Ale dziecko z inną kobietą?! Znowu poczułam się zdradzona. I to podwójnie. Jakby Marek zdradził także naszą córkę. Nieracjonalne? Oczywiście. Jednak w tamtym momencie emocje wzięły górę nad rozsądkiem.

Po raz pierwszy wiem, czego na pewno nie chcę

Na szczęście czas naprawdę leczy rany i tamten zły okres szalejących emocji też w końcu minął. Ktoś powie, że pomógł plaster w postaci innego mężczyzny. Ale ja przecież nikogo nowego nie poznałam. I nigdy nie traktowałam Pawła jak „faceta”.

Był od lat naszym przyjacielem i nie mógł pojąć tego, co wyprawiał mój mąż. Stał po mojej stronie. Był przy mnie wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowałam. Z umiarem, bez przesady, bez żadnych romantycznych uniesień, bo przecież Paweł miał żonę…

Dni, tygodnie, miesiące mijały. Raz było lepiej, raz gorzej, ale coraz częściej bywało jednak lepiej. Sama nie wiem, kiedy zaczęłam na Pawła czekać. Gdy dłużej się nie pojawiał, zastanawiałam się, co się stało. A kiedy wreszcie przychodził, czułam radość, ulgę, zadowolenie. Czy mogłam przewidzieć, że się w sobie zakochamy? Czy gdybym wiedziała, wcześniej bym się wycofała? Nie wiem…

Wiem tylko, że kiedy mnie obejmował i całował znowu czułam, że żyję. Czy to mnie usprawiedliwia? Nie, zupełnie nie. Tym bardziej że Paweł postanowił się rozwieść. I tak w niecały rok z porzuconej żony stałam się znienawidzoną kochanką.

Co gorsza, łapałam się na tym, że ta sytuacja sprawia mi przewrotną satysfakcję. Wstyd się przyznać, ale cieszyło mnie, że ktoś inny cierpi, tak jak ja całkiem niedawno cierpiałam. A że dobrze znałam żonę Pawła?

Boże, miłość naprawdę nie wybiera…

Paweł złożył pozew i czekał na termin. Tymczasem mój niewierny mąż ciągle zwlekał z rozwodem. Kiedy się z nim spotkałam w kawiarni, by go ponaglić, okazało się, że Marek od dwóch miesięcy jest sam. Jego nowa miłość zmieniła obiekt uczuć.

– Nawet nie protestowałem – wyznał. – Nie byłem z nią szczęśliwy. Odbiło mi. Nazwij to kryzysem wieku średniego. Przepraszam, że nie doceniałem tego, co miałem. Byłem idiotą, ale przejrzałem na oczy. Wybacz mi, błagam, i pozwól wrócić. Kocham tylko ciebie!

Słuchałam w milczeniu. Tak długo czekałam na te słowa! Marzyłam o nich, śniłam… ale spóźnił się z nimi o parę ładnych miesięcy. Gdy skończył, nie byłam w stanie wydusić słowa. Po prostu wstałam i poszłam do samochodu.

A teraz wydzwaniał jak szalony. Osiem nieodebranych połączeń, kilka SMS-ów… Wiem, że muszę coś odpowiedzieć, coś zdecydować. Z jednej strony Paweł, który dla mnie przemeblował całe swoje życie, bo uznał, że warto. Z drugiej strony Marek – dwadzieścia lat szczęśliwego pożycia, udana córka… Właśnie, Marta byłaby zachwycona, gdybyśmy się zeszli.

Ale chwila, czy aby na pewno nasz związek był taki szczęśliwy? Nie powinnam krytykować wszystkich wspólnych lat, niemniej oboje doprowadziliśmy do tego, co się stało. Co się rozbiło, całe nie będzie…

Nie wiem, czy Paweł jest tym jedynym. Ale wreszcie zdałam sobie sprawę, czego na pewno nie chcę. Nie chcę wracać do tego, co było i minęło. Zawsze będzie mnie z Markiem łączyć córka, on będzie mi bliski, ale już go nie kocham. Drzwi do przeszłości zostały zamknięte, a ja z nadzieją patrzę w przyszłość. 

Czytaj także:
„Praca przysłoniła mi cały świat. Nie wiedziałem, ile lat ma moja córka i co dzieje się w życiu mojej żony”
„Porzuciłam Agatę, gdy była w 3 m-c ciąży. Zwiałem na drugi koniec kraju, ale nawet tu dopadła mnie przeszłość”
„Matka >>wpadła<< mając 50 lat. Była bez pieniędzy, pracy i męża. Nie miałam wyboru, musiałam adoptować własną siostrę”

Redakcja poleca

REKLAMA