„Miałam jechać na romantyczne ferie w górach, a zostałam z jedną walizką w Radomiu. To był najlepszy wypoczynek w życiu”

Para w mieszkaniu walizka fot. iStock by Getty Images, BjelicaS
„Z naszych sielskich ferii w górach nici. Utknęłam z malutką podręczną walizką w Radomiu. I to akurat tą, w której nie miałam ubrań na zmianę. Do tego właściciel domku nie chciał słyszeć o rezygnacji z wynajmu kwatery i zwróceniu nam kasy”.
/ 19.01.2025 11:15
Para w mieszkaniu walizka fot. iStock by Getty Images, BjelicaS

To miały być nasze wymarzone ferie. Z Sebastianem spotykaliśmy się już od ponad roku. Oboje studiowaliśmy, ale na dwóch różnych wydziałach. Ja wynajmowałam stancję u pewnej emerytki. Pani Jasia była dawną koleżanką mojej babci i zgodziła się przyjąć mnie pod swój dach za symboliczną opłatę. W domu miałam jeszcze dwójkę młodszego rodzeństwa, a rodzice nie zarabiali przysłowiowych kokosów, dlatego zgodziłam się na taką opcję.

– Wiem, że pewnie wolałabyś wynająć mieszkanie z koleżankami, ale to wydatek ponad tysiąca złotych miesięcznie. Niestety teraz nas na to nie stać – powiedziała szczerze mama, gdy wybierałam się na studia. – Ta propozycja pani Janinki to dla nas prawdziwa okazja. Mamy jedynie dorzucić się do rachunków i dawać jej 200 zł. Takiej okazji nie znajdziemy nigdzie indziej. Jej bardziej chodzi o zaufane towarzystwo i kogoś, kto zrobi jej zakupy czy czasem odciąży przy cięższych pracach w domu niż o zarobek – kontynuowała, a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem.

– Tak, wiem, że u nas w domu teraz krucho z kasą i nie możemy pozwolić sobie na zrezygnowanie z takiej szansy. Zresztą, może później uda mi się dostać stypendium naukowe i podłapać jakieś dodatkowe zajęcie, to pomyślę o zmianie. Na razie jest w porządku. Zawsze to nie tłoczny akademik, w którym nie ma szans na naukę – puściłam do mamy oko, bo widziałam w jej oczach smutek i wyrzuty sumienia, że nie może zapewnić mi bardziej komfortowej sytuacji.

Zamieszkałam na stancji u staruszki

To mieszkanie z panią Janiną nie było aż tak uciążliwe, jak początkowo się spodziewałam. Pokój był przestronny, czyściutki i całkiem gustownie urządzony. Moja gospodyni jak na swój wiek była w zadziwiająco dobrej kondycji. Na nic szczególnego nie chorowała, miała dobrą formę i praktycznie sama radziła sobie z codziennymi obowiązkami. Czasami jedynie przyniosłam jej cięższe rzeczy ze sklepu czy umyłam okna i zawiesiłam firanki. W zamian nie jeden raz po powrocie z uczelni dostałam talerz parującego rosołu lub pyszne pierogi, których nie powstydziłaby się moja babcia.

Ponadto pani Jasia miała trochę własnych spraw. Należała do klubu seniora, gdzie spędzała trzy popołudnia w tygodniu. Latem często wychodziła do parku czy na ryneczek, żeby kupić świeże warzywa i pogadać z zaprzyjaźnionymi sprzedawcami. Zimą odwiedzała osiedlową bibliotekę. Była pełna życia, nie gderała i nie zajmowała mi czasu.

Czasami spędzałyśmy chwilę na rozmowie we wspólnej kuchni czy obejrzałyśmy razem odcinek serialu. Po za tym każda z nas żyła własnym życiem i tak było dobrze.

Nie mogłam zapraszać na noc gości

Był tylko jeden problem. Jaki? Otóż moja gospodyni od razu wyraźnie powiedziała, że nie mogę zapraszać nikogo na noc. W grę wchodził nie tylko ewentualny chłopak, ale i np. babski wieczór z przyjaciółką przy winie, który skończyłby się po północy. Pani Janina ceniła sobie spokój i prywatność.

– Wszelkie wizyty wchodzą w grę do osiemnastej – powiedziała na początku naszego wspólnego mieszkania. – Wiem, że ty jesteś młoda i może chciałabyś nieco inaczej, ale ja potrzebuję wypocząć i nie chcę, żeby późnym wieczorem kręcili mi się po mieszkaniu obcy ludzie.

– Rozumiem, dostosuję się – odpowiedziałam, bo nie miałam innego wyjścia.

Na co dzień ta sytuacja mi nie przeszkadzała. Miałam dużo zajęć, więc niemal cały dzień spędzałam na uczelni. Podczas okienek miałam czas, żeby wybrać się ze znajomymi na kebab, pizzę czy posiedzieć w naszym uczelnianym bufecie i pogadać. Nie byłam jakąś imprezową dziewczyną, a w skrajnych przypadkach po prostu informowałam, że przenocuję u koleżanki, żeby po powrocie z pubu czy koncertu niepotrzebnie nie budzić mojej starszej współlokatorki.

Oczywiście koleżanki nieco dziwiły się, że nie chcę zmienić tego mieszkania.

– Baśka, u nas niedługo zwolni się pokój, bo Adam się wyprowadza. Mogłabyś zająć jego miejsce i fajnie się urządzić. Przy tej staruszce żyjesz jak misjonarka – zaśmiała się kiedyś Sandra.

– Wiesz, chodzi o kasę. Tutaj płacę jakieś symboliczne pieniądze, a mam całkiem przytulnie i wygodnie. Nie jest tak źle. Może, gdy już uda mi się zarabiać większe pieniądze niż to, co mam z tych promocji w galerii, pomyślę o zmianie – uśmiechnęłam się.

Przez dwa lata żyłam sobie spokojnie i nie przeszkadzała mi moja stancja. Problem pojawił się, gdy podczas sobotniej wycieczki ze znajomymi poznałam Sebastiana. Chłopak okazał się bardzo w porządku i wyraźnie wpadłam mu w oko. Pierwsza randka, druga, trzecia… Zanim się obejrzeliśmy, zaczęliśmy się regularnie spotykać.

Zaczęło nam brakować prywatności

Początkowo spędzaliśmy czas głównie na mieście. Z czasem takie ciągłe wyjścia, spacery i przesiadywanie w parkach, pizzeriach czy kawiarniach zaczęły być jednak uciążliwe. Niestety do mnie Sebek mógł wpadać jedynie na chwilę, a o pozostaniu na noc nie było mowy. U niego również nie było większej prywatności. Mój chłopak wynajmował dwuosobowy pokój w mieszkaniu studenckim. Na co dzień mieszkali w piątkę, ale wciąż ktoś tam wpadał i wypadał. W efekcie nigdzie nie mogliśmy pobyć na spokojnie sami.

Nie, nie chodziło jedynie o intymne chwile, bo to w jakiś tam sposób sobie organizowaliśmy. Marzyło się nam po prostu spędzenie kilku dni razem.

– Ech, gdyby tak móc wylegiwać się w sobotę do południa w łóżku, zrobić sobie wspólne śniadanie, a potem romantyczną kąpiel z bąbelkami – czasami dzieliłam się z Sebastianem swoimi przemyśleniami, doskonale wiedząc, że on też chciałby móc spędzać ze mną fajne weekendy.

Niestety nie było na to możliwości. U mnie nie mogliśmy nocować, a u niego w mieszkaniu wciąż ktoś był. A nawet gdy jego współlokator z pokoju wyjeżdżał, nie wchodziło w grę bieganie po domu w samej bieliźnie, wspólne gotowanie przy lampce wina i głośnej muzyce czy zorganizowanie romantycznej kolacji tylko we dwoje. Po prostu zupełnie nie było tam na to warunków.

Zaplanowaliśmy romantyczne ferie w górach

Nic więc dziwnego w tym, że na ferie czekaliśmy z prawdziwym utęsknieniem. Zwłaszcza, że obojgu udało się nam szybko pozaliczać wszystkie przedmioty, a egzaminy były tylko formalnością.

– Został mi jeszcze tylko ten angielski i jestem wolna – śmiałam się, gdy akurat Seba wpadł w wolnej chwili do mnie na uczelnię, gdzie czekałam na wpis z ostatniego kolokwium.

– Tak, a potem już tylko góry, śnieg, przytulna chatka zagubiona w lesie i my dwoje – mój chłopak powiedział to niby ze śmiechem, ale doskonale wiedziałam, że on także nie może doczekać się naszego wyjazdu.

Wszystko zaplanowaliśmy w najdrobniejszych szczegółach. Już dawno udało się nam zarezerwować piękny domek w okolicach Szklarskiej Poręby. Miejsce to zostało polecone nam przez siostrę Sebastiana, która gwarantowała, że warunki są naprawdę komfortowe, a sceneria wokół bardzo romantyczna.

– Salon z aneksem kuchennym, sypialnia i łazienka w zupełności nam wystarczą. Do tego tam jest prawdziwy kominek i taras, z którego rozpościera się ponoć niesamowity widok na góry. Wyobrażasz sobie takie miejsce? Oszronione górskie szczyty, wokół mnóstwo iglastych drzew i my dwoje w drewnianej chatce z ogniem wesoło trzaskającym w kominku?

– Tak, z lampką wina, mnóstwem świec i romantyczną muzyką – rozmarzyłam się, nie mogąc się już doczekać naszego wyjazdu.

Naprawdę brakowało nam takiego czasu tylko dla nas. Chcieliśmy nieco pojeździć na nartach, ale wcale nie o szaleństwa na stoku głównie nam chodziło. Mnie bardziej marzyły się długie romantyczne spacery i wspólny czas spędzany tylko we dwoje.

Siostra chłopaka miałam nam pomóc

Wszystko zapowiadało się naprawdę świetnie. Zwłaszcza, że siostra Sebastiana także jechała ze swoją rodzinką w góry i obiecała, że po drodze podwiezie nasze bagaże i odbierze klucze od gospodarza, który był jej dalekim znajomym.

– Po co macie tłuc się z walizkami pociągiem. Doskonale wiem, że Basia na dwa tygodnie na pewno weźmie mnóstwo ciuchów, jakieś kosmetyki, suszarkę do włosów i inne drobiazgi – nawet nie musiała nas przekonywać, bo uznaliśmy, że to świetny pomysł.

Spakowałam więc aż trzy walizki, żeby na miejscu niczego nam nie brakowało. Karolina odebrała nasze bagaże i obiecała, że zostawi je na miejscu. My mieliśmy jechać kolejnego dnia pociągiem, bo u Karoliny w aucie już nie było dwóch wolnych miejsc. Po drodze chcieliśmy jeszcze na chwilę wpaść do rodziców Sebastiana. Właśnie wypadały urodziny jego mamy i mój chłopak uparł się, że wręczy jej prezent.

– To będzie przecież tylko chwila, a potem pojedziemy dalej – przekonywał, a ja zgodziłam się, żebyśmy zahaczyli o Radom, skoro dla niego to takie ważne.

Utknęłam z podręczną walizką w Radomiu

I to był mój błąd. Co się bowiem okazało? Tuż po wyjściu z pociągu, mój chłopak tak niefortunnie poślizgnął się na peronie, że wywinął pięknego orła. Efekt? Mnóstwo bólu i poważnie skręcona kostka. Na SOR spędziliśmy dobre kilka godzin. Młoda lekarka zdecydowała, że nogę trzeba zapakować w gips. O dalszej podróży nie było mowy.

Z naszych romantycznych ferii w górach nici. Utknęłam w Radomiu z malutką podręczną walizką. I to akurat tą, w której nie miałam ubrań na zmianę, a jedynie jakieś drobiazgi. Do tego właściciel nie chciał słyszeć o rezygnacji z wynajmu domku i zwróceniu nam kasy.

– Ja rozumiem, że siła wyższa. Ale teraz nie znajdę nikogo na wasze miejsce i będę poważnie w plecy. Niestety nie mogę pozwolić sobie na taką rozrzutność – powiedział i się rozłączył.

W końcu zdecydowaliśmy, że wyjazd podarujemy rodzicom Sebastiana jako coś w rodzaju prezentu urodzinowego dla jego mamy. Oboje mieli zaległy urlop, dlatego przyjęli propozycję z dużym entuzjazmem. A my na prawie dwa tygodnie zostaliśmy w ich mieszkaniu.

I wiecie co? To był najfajniejszy odpoczynek w moim dotychczasowym życiu. Nie przeszkadzała nam nawet skręcona kostka Sebastiana i brak bagaży. Wreszcie mieliśmy czas, żeby nacieszyć się sobą. Spędziliśmy naprawdę leniwe, a jednocześnie świetne ferie.

– To co, za rok powtórka? – zapytała żartem mama Sebka po powrocie.

Oboje roześmialiśmy się i powiedzieliśmy, że jeszcze się zobaczy.

Barbara, 22 lata

Czytaj także:
„Szalałam na stoku, a mąż siedział w hotelu obrażony. Tej zimy miałam ciekawsze towarzystwo niż tego nadętego gbura”
„Nie było nas stać na ferie marzeń w Alpach dla syna. Wtedy posunął się do czegoś, o co nigdy bym go nie podejrzewał”
„Na studniówce wszyscy patrzyli tylko na mnie i to nie z powodu kreacji. O moim wyczynie kumple będą opowiadać latami”

Redakcja poleca

REKLAMA