„Miałam ją za przyjaciółkę, a ona oszukała mnie i wyłudziła na mnie kredyt. Dałam się omamić słodkim słówkom”

Kobieta oszukana przez przyjaciółkę fot. Adobe Stock, leszekglasner
Poczułam się wyróżniona, gdy zwróciła na mnie uwagę. Ona, gwiazda naszego biura, na mnie – szarą myszkę. Nawet do głowy mi nie przyszło, że może mieć w tym interes.
/ 09.06.2021 11:57
Kobieta oszukana przez przyjaciółkę fot. Adobe Stock, leszekglasner

Co ty widzisz w tej dziewczynie? – złościła się moja mama. – Masz bielmo na oczach?
Mama nie znosi Wioli, mojej najlepszej przyjaciółki. Uważa ją za cwaniarę i jędzę. Wierciła mi dziurę w brzuchu, żebym zerwała tę znajomość…
– Przekonasz się w końcu! – przepowiadała. – Ona tak cię załatwi, że się nie pozbierasz!

Byłam zachwycona, że zwróciła na mnie uwagę

A ja Wiolę lubiłam! Byłam w nią wpatrzona jak w obraz, bo to piękna dziewczyna i moje całkowite przeciwieństwo. Chciałam wyglądać tak jak ona: mieć długie nogi, sześćdziesiąt centymetrów w pasie, biust DD i gęste włosy. Wiola jest wygadana, pewna siebie, nikt jej nie podskoczy. Zawsze dostaje to, czego chce!

Wiola jest gwiazdą w naszej korporacji. Wszyscy ją znają, chociaż nie wszyscy lubią. Szczególnie dziewczyny plotkują, że potrafi być wyrachowana i bezwzględna.
– Idzie po trupach! Jeśli jej staniesz na drodze, to cię zdepcze! – obmawia ją dawna przyjaciółka. – Zero moralności… Ile ja się przez nią napłakałam!

Dla mnie Wiola to prawdziwy ideał! Wszystko mi się w niej podoba. Ona na takie myszki jak ja nie zwraca uwagi, więc o mało się nie przewróciłam, kiedy zatrzymała swoje autko na przystanku i otworzyła drzwi:
– Wskakuj! – zawołała. – Podrzucę cię. Co masz moknąć…
Faktycznie pogoda była pieska. Lało od rana, a tramwaj nie przyjeżdżał. Stałam w powiększającym się z minuty na minutę tłumie pasażerów, przewidując, że się nie wepchnę do wagonu i na sto procent spóźnię do pracy. Propozycja Wioli była wybawieniem i zaszczytem!
– Dzięki – wyjąkałam. – Fajnie, że mnie zauważyłaś. Jesteś super!
– Nic takiego – powiedziała. – Tylko po drodze muszę jeszcze zatankować…

Podjechałyśmy na stację benzynową i Wiola lekko jak tancerka wyskoczyła z auta. Zaczęła czegoś szukać w swojej przepastnej torbie. Szukała i szukała… Zrobiła płaczliwą minę i dobiegła do samochodu.
– Poratuj mnie – zawołała. – Nie wzięłam portfela. Nie mam ani kasy, ani karty kredytowej, a bak pusty. Nie dojedziemy!
– Jasne, oczywiście, nie ma sprawy… – cieszyłam się, że mogę jej pomóc. Trochę się zdziwiłam wprawdzie, że zażyczyła sobie „do pełna”, ale trudno. Na szczęście miałam pieniądze, bo było tuż po wypłacie. Wiola ani słowem nie wspomniała, kiedy odda dług. Rozumiałam, że zrobi to na drugi dzień, ale się pomyliłam. W ogóle nie było tematu!

Wstydziłam się upominać, tym bardziej, że Wiola zaczęła być miła dla mnie. Uśmiechała się, pytała, co u mnie słychać, wyciągała na zwierzenia. Kilka razy podrzuciła mnie do domu, raz przyniosła kawę z automatu. Wszyscy zauważyli, że mnie wyróżnia. Kiedyś spotkałyśmy się przypadkiem w supermarkecie. Wiola była z jakimś facetem, robili wielkie zakupy.
– Pozwól – przedstawiła nas. – Mój znajomy, moja przyjaciółka.

Myślałam, że zemdleję z radości. Nazwała mnie przyjaciółką! To było coś! Wiola miała niezłą pensję, ale ciągle brakowało jej kasy.
– Jestem rozrzutna – śmiała się. – Nie to, co ty, dusigroszu… Znowu musisz mnie poratować, bo nie wyrabiam.
– Tylko nie mogę za dużo, bo zrobię debet – odparłam.
– No i co z tego? Kto dziś nie ma debetu na koncie? Oddam ci i spłacisz…

Oddawała albo nie oddawała. Czasami pożyczyła dwie stówki, a zwracała dwadzieścia złotych, mówiąc: – Więcej nie mam. Bierz, ile daję, bo za chwilę nawet tego nie dostaniesz!
Często wyjeżdżała służbowo i zawsze przywoziła mi jakiś upominek.
– Naprawdę głupia jesteś! – moja mama znajdowała dziurę w całym. – Z czego się cieszysz? Przecież to zwykły gadżet reklamowy. Takie dają w hotelach albo u kosmetyczki. Grosza na ciebie nie wydała. Rzuca ci ochłap jakiś, a ty myślisz, że Bóg wie co dostałaś! 

Okłamała mnie jak pierwszą lepszą naiwniaczkę

Kiedyś Wiola przybiegła rozentuzjazmowana i zaczęła opowiadać, że za niezbyt duże pieniądze może kupić mieszkanie, które aktualnie wynajmuje.
– Gospodarze wyjeżdżają za granicę i potrzebują kasy. Spieszą się, więc muszę szybko załatwić kredyt. Potrzebuję żyranta… Mam nadzieję, że nie odmówisz? Znałam to mieszkanie: duże, ładne, w dobrej dzielnicy, cena była rzeczywiście przystępna, ale żyrowanie kredytu wydawało mi się jednak ryzykowne.
– Wieeesz, zastanowię się, pogadam z mamą… – zaczęłam. Ale Wiolka mnie zakrzyczała:
– Twoja mama mnie nie znosi. Nie zgodzi się, a ja mam nóż na gardle! Albo jedziemy zaraz do banku, albo nici z chałupy. Umówiłam się, że dziś złożę wniosek o kredyt. Tylko w takim wypadku moi gospodarze zgodzili się poczekać. Inaczej wystawiają chatę na sprzedaż i koniec. Ktoś mi ją sprzątnie!

Najgorsze jest, że wcale mnie tak bardzo nie prosiła. Po prostu zażądała wsparcia, a ja ani pisnęłam. Jak przestraszony zając! Dałam się zaciągnąć do banku i podpisałam, co było trzeba. Suma kredytu omal nie przyprawiła mnie o palpitację serca, ale obie z Wiolą dobrze zarabiamy, więc bank nie miał wątpliwości. Za dwa dni miał być wykonany przelew…

Wróciłam do domu jak zbity pies. Mama natychmiast wyczuła, że coś jest na rzeczy i przycisnęła mnie do muru.
– Jezus Maria! – jęknęła, gdy wyznałam jej, co zrobiłam. – Mów, że to nieprawda!
– No cóż, stało się.
– A wiesz na pewno, że ona kupuje mieszkanie?
– Tak mówi…
Moja mama, nie zdejmując fartucha, wrzuciła kurtkę na grzbiet i złapała kluczyki od samochodu.
– Jedziemy! – zakomenderowała. – Wiesz, gdzie ta Wiolka mieszka?

Był już wieczór. W oknach Wioli ciemno, znak, że jej nie ma w domu.
– Całe szczęście – powiedziała mama. – Dzwonimy do sąsiadów. Mama umie gadać z ludźmi. Ze starszą panią, która nam otworzyła drzwi też porozmawiała od serca. Zapytała, czy coś wie o sprzedaży mieszkania obok, bo słyszała o takiej możliwości i jest zainteresowana. Sąsiadka robiła wielkie oczy i dziwiła się: „Co pani mówi. Chcą sprzedawać? Nic nie mówili”.
– Może sama zapytałabym? – mama nie odpuszczała. – Daleko mieszkają?
– Gdzie tam. Dwa bloki stąd. Zaraz zadzwonię do nich…

Tak się wszystko wydało! Wiola nie tylko nie kupowała mieszkania, ale i od trzech miesięcy nie płaciła za wynajem. Kłamała, zwodziła właścicielkę mieszkania, zamykała przed nią drzwi, nie odbierała telefonów.
– Pani, nie daj Boże takiego lokatora! Na szczęście wkrótce kończy się umowa najmu i zaraz ją stąd wyrzucę!

Na drugi dzień poszłam do banku i wycofałam swoje żyrowanie kredytu. Mam teraz w Wioli śmiertelnego wroga, ale mnie na razie nie rusza. Chyba boi się, że wszystko rozgadam. A może to cisza przed burzą? Teraz jednak, kiedy mnie pytają: „Jak tam twoja Wiolka idolka?” odpowiadam: „dziękuję, źle!”.

Czytaj także:
Swoje niespełnione ambicje moja mama przeniosła nie tylko na dzieci, ale też na wnuki
Na własne oczy widziałam, jak Kaśka obściskuje się z kochankiem. A przecież wzięła ślub pół roku temu
Sąsiadka zaraziła mnie grypą. Byłem wściekły, ale kolejną chorobę spędziliśmy już razem

Redakcja poleca

REKLAMA