„Miałam dość bycia >>tą drugą<<. Żeby skończyć ten chory romans, zdradziłam go z kochankiem jego żony”

Kobieta, która poderwała kochanka fot. Adobe Stock, kichigin19
„Ostateczną decyzję podjęłam pół godziny przed. Wskoczyłam w czarną miniówę, siatkowe rajstopy i czerwone szpilki. A niech ich wszystkich szlag! Jestem nowoczesną kobietą i nie boję się wyzwań. Po drodze kupiłam wielki bukiet róż. Niech sobie myślą, co chcą”.
/ 07.08.2022 10:30
Kobieta, która poderwała kochanka fot. Adobe Stock, kichigin19

Antek przeżywał ten swój jubileusz bardzo i to od dawna. Już od początku roku o nim mówił, a właściwie nawet rok wcześniej.

– „To moje ostatnie -dzieści, teraz będzie już tylko -dziesiąt, co za koszmar, pomyśl, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt, to pójdzie jak lawina, będę naprawdę stary, już jestem” – powtarzał bez przerwy, gdyśmy oblewali jego czterdzieste dziewiąte urodziny.

Na samą myśl, robiło mi się źle

Rozpacz z powodu zbliżającego się półwiecza nie przeszkodziła mu w snuciu planów uroczystych obchodów. Bardziej pandemia, co za pech. Ta jednak przez lato popuściła, a mieliśmy wrzesień. Więc to już nie miała być skromna uroczystość w rodzinnym gronie, poprzedzona randką ze mną, jak rok temu, ani bankiet na trzysta osób w knajpie, jak z okazji czterdziestki, ale przyjęcie w domu z udziałem najbliższych znajomych. Coś około trzydziestu osób, o ile wszyscy zaproszeni się zjawią…

– Ty też znalazłaś się na liście.

– Chyba żartujesz. Mam udawać, że jestem po prostu koleżanką z pracy?

– Jesteś koleżanką z pracy. A że to nie takie proste… Iwona, nie bądź dzieckiem. Tyle razy już o tym mówiliśmy. Jest, jak jest. Inaczej na razie być nie może.

– Ja uważam, że może.

– Nie zaczynaj od początku.

– Więc co? Mam przyjść do twojego domu i patrzeć, jak żyjesz w nim ze swoją żoną i dziećmi? Tu jecie śniadanka, a tam kolacyjki. Na tej kanapie oglądacie telewizję. Tu, proszę, małżeńska sypialnia. Co za przytulne gniazdko, czy to w nim właśnie poczęliście potomstwo? Baśka będzie się do ciebie przytulać i wznosić toasty na cześć najlepszego z mężów i ojców. A co będzie, jeśli się upiję i narozrabiam? Nie boisz się? Mogę przecież nie znieść widoku tej rodzinnej sielanki. Tej czułości na twarzy twojej głupiej żony. Tej fałszywej bańki, w której żyjecie.

– To się nie upij. I nie mów o Baśce, że jest głupia. Nie zasługuje na to. Nie zasługuje na jedno złe słowo.

– Oczywiście, jest bardzo mądra i dobra, a do tego piękna. Ma same zalety. Wspaniała żona i matka. Zasługuje na najlepsze traktowanie – czemu więc tego nie robisz?

– Jestem dla niej dobry, wiesz o tym. Staram się jej nie krzywdzić, nie ranić, czynić jak najmniej zła.

– Dlatego żyjesz w kłamstwie, zdradzasz ją i oszukujesz?

– Przestań, przestań, przestań. Po prostu przyjdź i nie filozofuj. Musisz. Bez ciebie cała ta impreza nie ma sensu, wiesz o tym.

– To jej nie organizuj.

– Ale wiesz też, że bardzo chcę...

Jak Antek czegoś „bardzo chce”, to nie ma zmiłuj

Z jednej strony miałam wielką ochotę mu się postawić. Dlaczego zawsze wszystko musi przebiegać po jego myśli? Niech raz będzie inaczej. Zarezerwuję sobie nocleg gdzieś w górach i wyjadę na samotny jesienny weekend. Oczywiście nie wspomnę mu, że samotny. Niech świntuchowi wyobraźnia popracuje. Niech go pomęczą różne wizje.

Antek jest zazdrosny. Ma świadomość, że  mogę mu się wymknąć i znaleźć sobie wreszcie kogoś, z kim zechcę dzielić życie na dobre, a nie tak jak z nim, na pół czy raczej ćwierć gwizdka. Będzie wściekły, że tak zrobiłam, zepsuję mu ten uroczysty jubileusz. Może nawet się na mnie obrazi, powie, że ze mną zrywa, ale spokojnie, przejdzie mu. Wyjdę z tej rozgrywki zwycięską ręką. Takie myśli się we mnie kotłowały. Z drugiej jednak strony…

Niby to czułam się jego propozycją oburzona, w jakiś sposób dotknięta, a już na pewno solidnie zaskoczona, ale miałam też chęć ją przyjąć. Byłam naprawdę ciekawa, jak wygląda jego rodzinne życie. Bardzo mieszczańskie, jak je oceniałam, całkowicie różne od mojego.

W początkach naszego romansu zdarzało mi się spacerować, oczywiście po ciemku, pod oknami jego domu – wielkiej przedwojennej willi w najpiękniejszej dzielnicy miasta. Gdybym tak mogła w niej zamieszkać, marzyło mi się nieraz. Wiedziałam, że to niemożliwe, dom odziedziczyła po dziadkach jego żona, więc nawet w przypadku rozwodu na pewno zostałaby w nim z dziećmi.

Lubiłam jednak wyobrażać sobie jego wnętrza, zwłaszcza że co nieco widziałam przez okna – stare dębowe kredensy, obrazy na ścianach, prawdziwe, olejne, nie jakieś tam tanie reprodukcje. Teraz wreszcie miałabym okazję, żeby przypatrzeć się temu z bliska.

Wolałam udawać przed sobą, że go kocham

No i jego żonie, tę co prawda znałam ze zdjęć i z opowieści Antka, ale tym bardziej mnie interesowała. Czy rzeczywiście jest taka ładna i elegancka? Fotografie czasem kłamią, a Antek mógł mi pokazywać tylko te najlepsze. Antek lubi się chwalić. Wszystko, co dotyczy jego życia, musi być najlepszej jakości.

Rodzina, dom, samochód, praca. Kochanka. Pokłady jego miłości własnej są tak bogate i niezbywalne, że tak naprawdę niepotrzebne są mu już kobiece uczucia – oceniałam nieraz. Najważniejsze, żeby się mógł pochwalić, przed jednymi żoną, przed innymi kochanką, młodszą o szesnaście lat i tak zupełnie różną. Mniej szykowną, za to bardziej seksowną, nie tak poukładaną, za to dziką.

– Czy ty myślisz, że nie rzuciłbym najchętniej wszystkiego tego w cholerę i nie wyniósł się na drugi koniec świata z tobą, tylko z tobą? Baśka to fantastyczna kobieta, ale ma w sobie tyle ciepła, ile pingwin na lodowcu. I nie chodzi tylko o seks, który z tobą jest najcudowniejszy na świecie, a z nią, co tu mówić, jest żaden. Pieprzyłaby się raz w roku, a i to niechętnie. Takie słowo zresztą w życiu nie przeszłoby jej przez gardło. Najgorsze, że czuję się w naszym domu jak w luksusowym więzieniu. Te konwenanse, te sobotnie wieczory z przyjaciółmi, te degustacje win w gronie skończonych nudziarzy. Ta obsesja na punkcie porządku i czystości. Czy ty wiesz, że ona prasuje nam wszystkim skarpetki? Dżinsy, tiszerty, wszystko musi być uprasowane. Potrafi to robić do drugiej w nocy, jeśli wcześniej nie zdążyła, bo z roboty wróciła o dziesiątej. Ty wiesz, ile ona pracuje? To chodząca perfekcja. A ty jesteś taką cudowną leniwą fleją, kocham tarzać się w tej twojej pościeli dwa tygodnie nie zmienianej. Kocham czuć w niej twój zapach, a nie sztuczny aromat płynu do prania.

Ale jakoś nie rzucał tej upranej pościeli, wyprasowanych koszul i „chodzącej perfekcji”. Jeszcze trochę – mówił mi. Jak Sebastian skończy studia, a Amelka zacznie. Dwa, trzy lata i będziemy razem. Tak, na pewno. Dawno przestałam w to wierzyć. Ale nie w to, że go kocham.

Wolałam udawać przed samą sobą, że jestem zakochana, niż popaść w pustkę. Zawsze strasznie bałam się rozstań i związanych z nimi dramatów. Antek uważał mnie za nieprzewidywalną i pewnie do dziś tak o mnie myśli, ale to nieprawda. Moja dzikość brała się z lęku.

Udawałam, że seks tak bardzo mnie kręci, żeby Antka przy sobie trzymać. Wiedziałam, że sam nie zrezygnuje z takiego fruktu, mając w domu to, co ma. Lubiłam ten swój pozór seksownej kochanicy, choć nieraz czułam się w nim jak na scenie. Z czasem zaczęłam się nosić dokładnie wedle wyobrażeń, jakie miał na mój temat Antek. Podporządkowałam się jego własnej wizji mnie samej. Biedaczyna nawet tego nie podejrzewał. Widział mnie taką, jaką pragnął mnie widzieć. Niezależną, wyzwoloną, hardą i bezwzględną.  Spijającą śmietankę, biorącą z życia to, co najlepsze. Co za bzdura.

Tymczasem, rozważając możliwość pójścia na tę imprezę, czułam, jak to będzie głupio zjawić się samej. Pewnie będę taka jedna – myślałam. Przysłowiowy wolny elektron. Panie będą patrzeć podejrzliwie, im starsze, tym bardziej nienawistnie. Panowie będą się ich bali i na wszelki wypadek unikali rozmowy ze mną, przynajmniej dopóki trochę nie wypiją i nie odważą się wreszcie, swoim zdaniem całkiem dyskretnie, zapuścić żurawia w głąb mego dekoltu. Żałosne położenie.

Tych parę osób z firmy, które nie mają pojęcia o naszym związku, będzie mi współczuć. „Przychodzi sama na bankiet. A będzie coraz trudniej. Biedna” Tych parę, które wiedzą… Ci zapewne będą święcie oburzeni. „Co ona tu robi, bezczelna. Omotała takiego przyzwoitego faceta, chce rozbić mu rodzinę, czarownica.  Na stos z nią.” Byłabym gotowa przyznać im rację, omotałam i chcę rozbić. Nie powinnam tam iść. A jednak…

Czyżbym przeceniła ten czarujący luz?

Coraz bardziej mi się chciało. Ostateczną decyzję podjęłam pół godziny przed. Wskoczyłam w czarną miniówę, siatkowe rajstopy i czerwone szpilki. A niech ich wszystkich szlag! Jestem nowoczesną kobietą i nie boję się wyzwań. Po drodze kupiłam wielki bukiet róż. Pod kolor butów i szminki. Niech sobie myślą, co chcą.

Jaki wielki salon. W rogu fortepian, kurczę, nawet nie wiedziałam. W drugim parawan w chińskie smoki, z jakiegoś drewna, o jakim nigdy nie słyszałam. Kupa ludzi, a i tak wszyscy bez problemu się poumieszczali, a to na skórzanych kanapach, a to na stojąco, w kilkuosobowych grupkach. Pomyślałam o swojej kawalerce, w całości dużo mniejszej niż ten pokój. Antek powinien w niej cierpieć na ataki klaustrofobii.

– Pozwól Basiu, to moja najbliższa współpracowniczka Iwona, słyszałaś o niej nieraz. Iwonko, to moja żona.

– Bardzo mi przyjemnie.

Istotnie – była perfekcyjna. Ciemne włosy gładko zaczesane przy samej czaszce, niedużej i niezwykle kształtnej. Wielkie ciemne oczy w oprawie nie wymagającej makijażu. Tylko odrobina błyszczyku na wąskich, jakby nieco zaciętych ustach. Sukienka w najznakomitszym gatunku, perłowoszara, a z biżuterii wyłącznie stare srebrne kolczyki. Pewnie też po babci.

Dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam – kobitka z klasą. Zawstydziłam się swoich siatkowych rajstop i ostrego makijażu. No cóż, facet szuka w kochance przeciwieństwa swojej żony. Czemu się dziwić. Zaraz stąd spadam, pomyślałam ze złością. Czułam się upokorzona. Dosyć tego całego romansu. Jest tandetny jak ja sama w tych głupich siatkowych rajstopach..

Zachciało mi się płakać, jak na myśl o rozstaniu

Ale najpierw coś zjem i wypiję trochę szampana, prawdziwego, francuskiego, a jakże. Okej, zdrowie jubilata. Niech mu tam będzie, ostatecznie zawdzięczam temu panu kilka naprawdę miłych chwil: wypadów do Paryża i nad Bug, kolacji w modnych knajpkach, tarzania się w miłosnych uściskach po mojej małej dziupli.

I wtedy podszedł do mnie Kuba. Więc ktoś tu jeszcze był, oprócz mnie, sam jeden jak palec. Sympatyczny, nadto całkiem przystojny. Jakiś kolega z pracy Barbary. Powiedział mi, że sam dobrze nie wie, jak się znalazł na tym przyjęciu, chyba przez przypadek.

Nie wnikałam, a on nie tłumaczył. Mieliśmy ciekawsze tematy do rozmowy. Więc nie uciekłam ani się też się nie upiłam, nie narozrabiałam, nie dałam poznać po sobie, kim jestem, nie wygarnęłam zacnemu jubilatowi fałszu i podwójnego życia. Nikogo nie zgorszyłam, wręcz przeciwnie. Zachowywaliśmy się z Kubą jak para, i jak para, razem, wyszliśmy. Nie zrobiły na mnie wrażenia wściekłe błyskawice rzucane przez Antka.

Ani też czujne spojrzenia jego pięknej żony, która – dlaczegoż to? – prawie nie spuszczała nas z oczu. A szczególnie mnie. Czyżby coś podejrzewała? Ktoś doniósł? Och, uśmiałabym się zdrowo, gdyby tak właśnie było. Wieczór okazałby się jeszcze bardziej cudowny.

Dopiero znacznie później, gdy związaliśmy się z sobą na dobre, wyznałam Kubie, w jakim charakterze znalazłam się na tym przyjęciu. To było już oczywiście po zerwaniu z Antkiem – poszło prawie bezboleśnie, nie zostaliśmy wprawdzie najlepszymi przyjaciółmi, wciąż jednak dobrymi współpracownikami. Zanim przeszliśmy na zdalne, przesyłał mi czasem tęskne i melancholijne spojrzenia.

– Byłaś jego kochanką? Serio?!

Powoli, bardzo powoli zaczęło do mnie docierać

Twarz mojego nowego faceta wyrażała najwyższe zdumienie. Czyżbym przeceniła ten czarujący luz? Może trzeba było siedzieć cicho? Mężczyźni nie lubią wiedzieć takich rzeczy. Wpadłam w popłoch.

– A co ty taki święty? Romanse w pracy się zdarzają, nawet podobno dosyć często.

– Tak. Chyba często. Sam mogę coś o tym powiedzieć.

Patrzył na mnie jakoś tak dziwnie, jakby znacząco. Powoli, bardzo powoli zaczęło do mnie docierać.

– Nie!

– A jednak.

– Niemożliwe. Antek twierdził, że ona jest zimna jak lód.

Kuba zachichotał.

– Daruj, nie będę o tym mówił. Ciebie też nie zamierzam pytać o szczegóły.

– I że taka zapracowana…

– O tak, przepracowaliśmy razem wiele ciężkich godzin.

– I że to chodząca doskonałość.

– W jakimś sensie było nam doskonale.

– Zaraz cię walnę!

– A ja ciebie. Jak mogłaś, z takim skunksem. Trochę mi o nim Baśka opowiadała.

– A mnie o niej Antek. Że to pingwin na lodowcu.

– Ha, ha, gdyby wiedział…

– Przecież jesteś od niej młodszy!

Bez tego nie byłoby nas

– I co z tego? Zapewniam cię, że potrafiła być bardzo młoda. I twierdziła, że jak dzieciaki całkiem dorosną, to się rozwiedzie.

– No dobrze. Ale co ty robiłeś na tej imprezie? Antek twierdził, że jestem miłością jego życia, że się w końcu ze mną ożeni, że muszę być przy nim w tak uroczystym dniu. Ale ty? Na urodzinach męża swojej kochanki? W jakimże to charakterze?

– Powiedziała, że tego nie wytrzyma. Tych ich wspólnych znajomych, których nie znosiła, ale musiała tolerować, bo jej mąż taki konwencjonalny. Nie może żyć bez kolacyjek z czerwonym winem i towarzyskich plotek. Nudziarz i sztywniak. Miałem ją tego wieczoru wesprzeć, choćby tylko swoją obecnością, spojrzeniem. Spieprzyłem to.

– Spieprzyłeś.

– Wiesz co, może zwolnimy się z tych swoich prac? Założymy coś własnego, tylko my? Koniec z firmowymi romansami.

– Wyjąłeś mi to z ust. Koniec z firmowymi romansami.

Przytuliliśmy się mocno do siebie.

– A jednak… Gdyby nie one, nie trafilibyśmy na siebie.

– Tyle tylko z nich wynikło dobrego. 

Czytaj także:
„Nie widziałem córki od lat, lecz gdy była w potrzebie, rzuciłem wszystko, by jej pomóc. To moja zapłata za dawne grzechy”
„Mój ojciec miał dosyć nudnego, smutnego życia emeryta. Dla dreszczyku emocji… napadł na bank!”
„Dla dobra związku byłem gotów na małe poświęcenie. Opłaciło się. Teraz Marta z wdzięczności traktuje mnie jak księcia”

Redakcja poleca

REKLAMA