„Miałam być świadkową na ślubie byłego chłopaka. Czułam, że to ja powinnam ślubować mu wierność, więc uknułam plan”

Kobieta na ślubie fot. iStock by Getty Images, Neustockimages
„Wpadłam w wielką rozpacz! Boże, czułam, że przyszedł na mnie koniec. Świat właśnie runął i nic mnie nie cieszyło. Słyszałam tylko ciągłe słowa matki o tym, że to przecież żadna tragedia”.
/ 26.06.2024 21:15
Kobieta na ślubie fot. iStock by Getty Images, Neustockimages

W moich marzeniach stałam ubrana w biel od stóp do głów pośrodku maleńkiego drewnianego kościółka w górach. Byliśmy tam sami – tylko ja i mój wybranek…

Pochodzę z małej wioski w okolicy Wrocławia. Nic szczególnego nie wyróżniało mojej rodziny spośród innych. Zmiana przyszła nagle, bo okazało się, że ceny działek szybują w górę. A gruntu akurat nam nie brakowało. W ten sposób moja familia z czasem stała się zamożna i rozpoznawalna w okolicy.

Niewiele zmieniło to w samym moim domu. Rodzice dzielili silne przekonanie, że sukces można osiągnąć tylko ciężką pracą. Poczuwali się w obowiązku zakorzenić to poczucie we mnie, dlatego dbali, bym nie miała zbyt wiele wolnego czasu. Rankiem miałam szkołę, potem biegłam na angielski, piątki spędzałam na oazie, soboty na nauce gry na gitarze… Do tego wypełniałam domowe obowiązki – podlewanie kwiatów, pielenie ogródka, przygotowywanie kolacji, porządki. Nie brakowało mi zajęć. Za to nie miałam kiedy dbać o swoje życie towarzyskie i wreszcie zaczęłam się martwić, czy nie skończę jako stara panna.

W moim życiu byli mężczyźni – koledzy i znajomi. Kiedyś jeden z nich pojawił się na dłużej w moim życiu. To był Paweł, przyszły inżynier środowiska. Prowadziliśmy długie rozmowy całymi nocami, snuliśmy naiwne plany i marzenia. Pojawiało się trzymanie za ręce, a nawet przyszły pierwsze pocałunki. Ale na tym się skończyło. Pochodziliśmy z bardzo religijnych rodzin i chcieliśmy przenieść kolejne etapy znajomości na noc poślubną.

Skończyłam właśnie 19 lat

Poczułam się dorosła, a wiele rzeczy przestało się dla mnie liczyć – nauka, rodzina, przyjaciele. W mojej głowie był tylko Paweł i związane z nim plany. Mój wybranek studiował dopiero drugi rok, ale mawiał do mnie:

– Gdy tylko będę na czwartym roku uczelni, to się zaręczymy. Potem zorganizujemy sobie cudowny ślub, będziesz moją żoną i zobaczysz, jak będzie nam wspaniale.

Rozpływałam się ze szczęścia, gdy to słyszałam. Która młoda kobieta nie byłaby zachwycona? Myślałam, że znalazłam tego jedynego, na całe życie. Paweł jawił mi się jako ideał mężczyzny. Moi rodzice mieli o nim jednak inne zdanie.

– Jesteście jeszcze młodzi, nie macie nic swojego – wyliczała mama. – Nie dacie sobie rady w życiu. A ty jeszcze szkoły nie skończyłaś…

– Tylko tu przychodzi i szwenda się po kątach ten student – kpił ojciec. – Znalazł się panicz inżynier. Jak znajdzie jakąś porządną robotę, to pogadamy. Jak nie, to zaraz przepędzę!

Wiedziałam, że to były tylko puste słowa, ojciec przecież by go nie wygonił naprawdę. Postanowiłam pokazać im, że dam sobie radę w życiu. Zawzięcie się uczyłam popołudniami, a wieczory spędzałam z moim Pawłem. Brałam na siebie dodatkowe obowiązki w gospodarstwie, spełniałam wszystkie życzenia rodziców. Nawet wzięłam sobie pracę na weekendy i opiekowałam się dziećmi kuzynki. Wiele zarabiałam, ale odkładałam pieniądze z myślą o meblowaniu przyszłego mieszkania, do którego wprowadzę się z mężem.

Z czasem miałam coraz mniej wolnych chwil na spotkania z ukochanym. Kiedy się udawało, byłam okropnie zmęczona. Myślałam głównie o tym, że powinnam teraz leżeć i uczyć się do egzaminów. Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Wreszcie Paweł stwierdził:

– Jak cię poznałem, byłaś zupełnie inną dziewczyną. Zmieniłaś się w kogoś obcego. Chyba powinniśmy od ciebie odpocząć. Będziesz miała czas na spokojne przygotowania do matury i egzaminów, a mnie też może uda się pozałatwiać zaległe sprawy. Podarujmy sobie trochę przestrzeni.

Wpadłam w wielką rozpacz! Boże, czułam, że przyszedł na mnie koniec. Świat właśnie runął i nic mnie nie cieszyło. Słyszałam tylko ciągłe powtarzanie matki:

– Dziecko, taka jesteś młoda! Całe życie przed tobą. Toż to pierwsze zauroczenie, będą kolejne. Jeszcze zobaczysz, czym jest prawdziwa miłość. Mieliśmy z ojcem rację, że ten Pawełek to nie jest ciebie wart.

Wreszcie uwierzyłam mamie i tacie. Zwłaszcza że Paweł nie wykazywał chęci na spotkania ze mną, a co dopiero na naprawę naszych relacji. Wkrótce zaczęłam go spotykać na mieście w towarzystwie mojej koleżanki ze szkoły, Justyny. Któregoś dnia przyszedł do mojemu domu w odwiedziny.

– Olu, wszystko przemyślałem. Twoi rodzice nigdy nie byli mi przychylni, a my się od siebie odsunęliśmy. Wiesz, Justyna jest od ciebie starsza, ma w sobie tyle ciepła i troski. Chcę z nią budować przyszłość. Wybacz mi i rozstańmy się w zgodzie.

Ta rozmowa przyniosła mi strumienie łez. Nie wiedziałam, jak mam się wziąć w garść. Wciąż stawały mi przed oczami nasze wspólne marzenia i plany. Z żalem myślałam o tym, jaka byłam naiwna.

Teraz już nie dam się zranić

Postanowiłam, że od teraz sama będę decydować o tym, jaka czeka mnie przyszłość. Nie dam sobą dyrygować rodzicom ani nikomu innemu.

Zawzięłam się. Nie zwracałam uwagi na protesty rodziny i wybrałam się do Warszawy na studia językowe. Wybrałam akademik i tam zamieszkałam. Nigdy nie sądziłam, że opuszczę Dolny Śląsk, a nagle znalazłam się w hałaśliwej stolicy. Wcale nie czułam, że znalazłam tam swoje miejsce. Bałam się ludzi, miejsc i ciemnych zaułków. Studia były wyzwaniem. Wszystkie te trudy pomagały mi jednak w tym, by zapomnieć o smutnych wspomnieniach. Chciałam coś zmienić.

Krótko po rozpoczęciu nowego roku otrzymałam wiadomość od Justyny. Napisała, że ona i Paweł planują ślub w przeciągu kilku miesięcy. Pytała mnie, czy na pewno nic już nie czuję do niego, by na spokojnie zacząć nowe życie.

– Nie mogłabym budować rodzinnego szczęścia na czyimś dramacie – tłumaczyła. – Być może cię to zdziwi, ale chcę być lojalna względem znajomych. Nie mogłabym żyć z tym, że mnie nienawidzisz.

Gdy czytałam te słowa, poczułam ukłucie w sercu. Bolało mnie to, że oni planują teraz ślub, tak jak ja go planowałam z Pawłem. Było mi przykro tym bardziej, że nie trafił na kogoś gorszego ode mnie, a wręcz przeciwnie. I że szybko zapomniał o mnie.

Odpisałam szybko koleżance, że Paweł wcale nie był dla mnie kimś wyjątkowym i że dawno o nim zapomniałam. W stolicy za to poznałam prawdziwe uczucia i wspaniałych mężczyzn, z którymi były partner nie może się równać. Nie przyznałam się absolutnie nikomu, że to były same kłamstwa.

Tego samego wieczoru odbywała się jakaś impreza w akademiku. Sporo osób się na nią wybierało, bo zakończyli już egzaminy. Ja nie miałam tego szczęścia i planowałam trochę poczytać, ale teraz uznałam, że trzeba zaszaleć. Jak nigdy ubrałam czarną mini i szpilki. Zdecydowałam się na mocny makijaż i wystrzałową fryzurę.

Miałam powodzenie u kolegów

Znajomi spojrzeli na mnie jak na nową osobę. Prawie mnie nie poznali. Do tej pory sprawiałam raczej wrażenie wiecznie zaczytanej i skromnej dziewczyny z prowincji. Teraz słyszałam dookoła:

– Świetnie się prezentujesz. Gdzieś ty była do tej pory?

Uśmiechałam się i wychylałam jeden kieliszek wina za drugim. Trudno powiedzieć, co lepiej na mnie działało – drinki czy komplementy i zalotne spojrzenia chłopaków z otoczenia. Mistrzem w prawieniu mi słodkich słówek stał się Wojtek. Już wcześniej zwrócił na mnie uwagę. Poznaliśmy się, bo też pochodził spod Wrocławia. Razem narzekaliśmy na Warszawę i staraliśmy się poprawić w wynikach na studiach. Tym razem dowiedziałam się o nim jeszcze tego, że dobrze tańczy i świetnie całuje. A potem…

Po kilku godzinach spędzonych razem postanowiliśmy zakończyć wieczór w łóżku. Dla mnie to był pierwszy raz. Wybraliśmy jakiś pierwszy lepszy pusty pokój w akademiku. Nie dało mi to specjalnej satysfakcji ani przyjemności, ale wstydu też nie. Potraktowałam to jako kolejne życiowe doświadczenie, zupełnie neutralne. Miało przykryć inne przeżycia i wspomnienia.

W gruncie rzeczy Wojciech był miłym chłopakiem. Miał zapał do działania i wysoko mierzył. Trochę dużo imprezował, ale ja też korzystałam z okazji do zabawy. Chodziliśmy razem na dyskoteki, a potem uczyliśmy się na egzaminy. Była z nas zwykła para studentów. Chyba Wojtek wyczuł, co mam sercu, ale zamiast mnie odepchnąć, jeszcze bardziej się do mnie przywiązał. A ja cieszyłam się, że mam przy sobie kogoś bliskiego. Tak mijał nam czas.

Wiosną do rodziców przyszedł pewien list

Biała koperta z obrazkami gołębi, obrączek i serduszek. W środku znajdował się równie ozdobny karnet. To było zaproszenie na ślub Justyny i Pawła. Obwieszczało szczęśliwą nowinę, której mogę być świadkiem razem z osobą towarzyszącą…

Uznałam, że nie pójdę. Obawiałam się, że moje kłamstwa wyjdą na jaw, a gdy zobaczę ich razem, poczuję, jak pęka mi serce. Odezwała się dawna rozpacz po rozstaniu. Trudno mi było w to uwierzyć, ale chyba wciąż kochałam przyszłego pana młodego.

– Wybierasz się na ten ślub? – zapytała mama, gdy zobaczyła zaproszenie.

Tak, pewnie – powiedziałam, siląc się na beztroski ton. – Pójdziemy z Wojtkiem. Przy okazji się zapoznamy.

 Moja mama westchnęłam z poczuciem ulgi. Ja nie mogłam.

Znałam Justynę z czasów podstawówki, ale nie była moją wielką przyjaciółką. Mimo to kolegowałam się z nią przez wiele lat. Nie byłam specjalnie zaskoczona, gdy poprosiła o spotkanie w Warszawie i chciała, bym to ja stanęła w kościele jako jej świadkowa.

– Nie mam sióstr, a razem z Pawłem uznaliśmy, że to świetny wybór. W ten sposób zamkniemy nasze wszystkie sprawy i przeżycia – wyjaśniała.

Trudno było mi się z nią zgodzić. Cały czas myślałam, że to bardzo dziwny wybór. Nie odmówiłam jednak jej prośbie. W ten sposób zostałam świadkową na uroczystości ślubnej byłego chłopaka. Sama sobie zgotowałam sporo stresu.

Wreszcie przyszedł ten październikowy poranek. Było słonecznie, złoto i wspaniale. Tak właśnie wyobrażałam sobie swój ślub. Ciepło, ale nie gorąco. Chłodno, ale nie zimno i deszczowo. Kochałam jesień.

Justyna prezentowała się wspaniale jako panna młoda. Wybrała skromną jasnokremową sukienkę z haftowanymi rękawami. Do tego piękny welon. Paweł wyglądał zaś elegancko i poważnie. Na powitanie lekko pocałował mnie w policzek i skinął uprzejmie do Wojciecha. Nic więcej. Jakbyśmy byli dalekimi znajomymi. Pomyślałam, że już wszystko zapomniał albo specjalnie wyrzucił z pamięci. Ja też uznałam, że będę się wspaniale bawić na tym weselu.

Przed ołtarzem było pięknie i wzruszająco. Rodzice pary ocierali łzy ukradkiem. Panowała ciepła i rodzinna atmosfera. Dobrze spełniałam powierzoną mi rolę świadkowej. Opiekowałam się gośćmi, rozdawałam trunki, tańczyłam w najlepsze z Wojtkiem. A on szeptał mi czułe komplementy do ucha.

Mnie jednak ogarniała złość i zazdrość. Nie dawałam oczywiście tego po sobie poznać. Unikałam Pawła, a w zmian spędzałam wiele czasu z Justyną i poprawiałam jej fryzurę albo układałam welon. Niektórzy, znając moją historię, byli mocno zdziwieni tym zachowaniem. Nie obchodziły mnie żadne plotki i szepty, niosące się czasem po sali.

Zapewne wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie ten nieszczęsny wodzirej, który wymyślił sobie durną weselną zabawę.

– A teraz, by osłodzić nam trunki, świadek świadkową musi pocałować! Brawo!

Nie chowałam się. Uznałam, że to tylko żart. Świadkiem był brat Pawła, którego poznałam dawno temu. Na szybko go cmoknęłam i to by było na tyle. Jednak wodzirej nie był usatysfakcjonowany. Nie wiadomo, co mu strzeliło do głowy, ale wymyślił sobie, że świadkowa ma jeszcze pocałować pana młodego. Może szukał tematu do żartów, może sensacji, kto wie.

Ta chwila zmieniła wszystko

Goście podłapali temat i zaczęli domagać się pocałunku. Unikałam wzroku Justyny, ale musiałam skierować oczy na Pawła. Zastanawiałam się, jak to rozegrać. Jeden cmok i po wszystkim – pomyślałam zażenowana. Nie będę się wygłupiać, mimo że goście chyba na to liczyli.

Po chwili Paweł podszedł do mnie i nastąpił pocałunek. Trwał tylko chwilę, a potem jak odsunęłam się szybko i poszukałam wzrokiem Wojtka. Chciałam odnaleźć moją bezpieczną oazę. Ale to nie była prawda. Pocałunek sprawił, że moje serce zabiło mocniej.

W pamięci wróciły nasze wspólne chwile, obietnice, marzenia. Moje oczy napotkały wzrok Pawła. On też to poczuł. Wystraszyłam się i wyszłam z lokalu na taras. Miałam nadzieję, że trochę ochłonę i się pozbieram. Nagle za plecami padło moje imię:

– Olu!

Nie było potrzeby się odwracać. Poznałam ten głos. Paweł stał niepewny, rozchwiany. On, mąż mojej koleżanki.

Ola, co z nami będzie? – podszedł niebezpiecznie blisko i mnie objął.

Po chwili zaczął mnie całować. Poczułam jego gorące wargi, a potem wirujący świat wokół. Nachodziły mnie myśli, że to przecież jego wesele, ale je odrzucałam. On obiecywał wierność innej, a stał tu ze mną. Pragnęłam tylko jego pocałunków. Wreszcie się odsunęłam.

– Ktoś może nas zobaczyć – wyszeptałam.

Chwilę później Paweł prowadził mnie boczną ścieżką ku jaśminom. Przez dłuższą chwilę zatraciliśmy się w pocałunkach. Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło.

Widziała nas jego żona

Trudno powiedzieć, kiedy się pojawiła w zasięgu wzroku. Stała pod lampą, a po twarzy spływały jej łzy.

Jak mogłeś? – pytała. – Paweł, jak ty… mogłeś mi to zrobić…

Nie wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji, w jakiej znalazła się Justyna. Jeszcze przed chwilą upajałam się szczęściem, a teraz czułam tylko wyrzuty sumienia. Wtedy Paweł od razu oznajmił, że nie pójdzie za nią, żadnej nocy poślubnej nie będzie, ani wspólnego życia jak z obrazka. Przepraszał, że się pomylił, ale teraz jest pewien, że chce tylko mnie. Nie może beze mnie żyć. Pocałunek mu to uświadomił.

Musiał powtórzyć to wszystko parę miesięcy później, przed obliczem sędziego. Małżeństwo zawarte w urzędzie nie było tak trudno unieważnić. Co innego ślub kościelny. Co prawda i w tej sprawie złożył stosowne dokumenty, ale do zakończenia tej kwestii jeszcze daleka droga. Nie tracimy nadziei, że kiedyś się uda.

Wracam do marzeń o białej sukni w małym górskim kościółku. W bukiecie mam same róże, a obok mnie stoi mój wybranek. Składamy sobie obietnicę miłości aż po grób. W tej chwili nie mam jednak pewności, czy kiedykolwiek spełni się ta wizja. Nie zrealizujemy jej na pewno w naszych rodzinnych stronach. Tam jesteśmy jak wyklęci.

Zamieszkaliśmy razem w małym mieszkaniu pod Warszawą. Nie opowiadam, gdzie dokładnie, bo wolę, żeby nikt ze znajomych się nie dowiedział. Czujemy się szczęśliwi i się kochamy, ale oboje mamy czasem wyrzuty sumienia. Zraniliśmy Justynę. Ona jednak pociesza się już u boku innego narzeczonego. My zaś za kilka miesięcy powitamy na świecie nasze pierwsze dziecko.

Aleksandra, 26 lat

Czytaj także:
„Przeze mnie przyjaciółka klepie biedę i karmi syna czerstwym chlebem. Ukradłam jej pracę i resztki nadziei”
„Bałam się wyjechać za pracą, bo mój mąż przypala nawet wodę. Spuściłam go ze smyczy i pokazał, co potrafi”
„Chciałam ojca dla mojego syna, więc złapałam pierwszego faceta, który się nawinął. Wpadłam jak z deszczu pod rynnę”

Redakcja poleca

REKLAMA