„Miałam być kierownikiem, a dostałam wypowiedzenie. Zazdrośnicy fałszywymi oszczerstwami zniszczyli całą moją karierę”

załamana kobieta w pracy fot. Adobe Stock, ARMMY PICCA
„Pod spodem widniał napis sugerujący, że o mały włos nie doprowadziłam do rozpadu jego związku małżeńskiego”.
/ 19.06.2024 18:30
załamana kobieta w pracy fot. Adobe Stock, ARMMY PICCA

Często słyszy się opinię, że osobom, które są atrakcyjne z wyglądu, życie jakoś lżej się układa. Ci, których natura obdarzyła urodą, zdają się cieszyć większym zaufaniem otoczenia, rzadziej spotykają się z odmową, gdy proszą o wsparcie, a szukając zatrudnienia, czy miłości, mają ułatwione zadanie. Przymyka się oko na ich wpadki i potknięcia.

Przyznaję, że to słuszne spostrzeżenia, sama bowiem zaliczam się do grona osób, którym aparycja sprzyja. Nie powiedziałabym jednak, że kiedykolwiek olśniewałam wyglądem – raczej prezentowałam typ urody w stylu Basi Brylskiej, a nie Claudii Cardinale.

W niektórych osobach istotnie budziłam zazdrość, a nawet pewien niepokój. Wielu postrzega atrakcyjnych jako groźnych rywali, z którymi niełatwo wygrać. Niedawno doświadczyłam czegoś, co zmieniło moje spojrzenie na pewne sprawy.

Z wykształcenia jestem architektem, a poza tym pasjonuję się historią sztuki. Przez długi czas pracowałam w Biurze Planowania Przestrzennego na szczeblu wojewódzkim, a następnie w Urzędzie Ochrony Zabytków również na poziomie województwa. Moja praca to jednocześnie moja pasja, więc byłam w niej naprawdę dobra.

Nie połączyłam faktów

Jakieś dwa lata temu zaczęłam przygotowywać się do konkursu na stanowisko kierownika jednego z działów w urzędzie. Dotychczasowy szef planował przejść na emeryturę. Krążyły plotki, że biorąc pod uwagę moje doświadczenie i wiedzę, mam największe szanse na objęcie tego stanowiska. Poza tym szef mi ufał, a współpracownicy nie mieli nic przeciwko mojej kandydaturze.

Klimat, jaki od wielu lat panował w naszej firmie, był naprawdę świetny. Jakieś knucie czy spiskowanie? Coś takiego w ogóle u nas nie istniało, a to prawdziwy ewenement, nie tylko w skali naszego regionu. Darzyłam sympatią sporą część zespołu i czułam, że ludzie też mnie lubią. I nagle, ni stąd, ni zowąd, zostałam okrzyknięta podstępną, złośliwą jędzą.

Kiedy zaczęłam analizować przeszłość, dostrzegłam, że to postępowało stopniowo. Pochłonięta obowiązkami zawodowymi, których nigdy mi nie brakowało, nie zwróciłam uwagi na osobliwe spojrzenia współpracownic.

Nie połączyłam faktów, że pominięto mnie podczas kolejnych urodzin świętowanych w naszym ulubionym lokalu i że już nie biorę udziału w pogawędkach przy kawie w trakcie przerw. Po raz pierwszy lampka ostrzegawcza zapaliła mi się, gdy pewnego razu wkroczyłam do toalety, a dwie koleżanki stojące przed lustrem i poprawiające makijaż raptownie zamilkły.

Obgadują mnie za plecami

Z drugiej strony, moja codzienność jest raczej monotonna, więc te ploteczki nie mogły być jakieś mega smakowite. Mimo to, moja intuicja chyba zaczęła coś podejrzewać, bo zaczęłam dostrzegać, że w pracy dzieje się coś dziwnego. Niby wszyscy gadali ze mną jak gdyby nigdy nic, ale właśnie to "niby" zaczęło mnie trochę stresować. Czułam, że bez powodu jestem na językach współpracowników.

Ale może zwyczajnie miałam jakieś urojenia? Następnie uczestniczyłam w domówce organizowanej przez Elkę, moją najbliższą kumpelę z pracy. Dopiero co wróciła po trzymiesięcznym zwolnieniu, bo miała problemy z plecami i zorganizowała taką skromną imprezę powitalną. Kochała takie towarzyskie zloty.

– Paula – zagadnęła mnie po jakimś czasie, gdy byłam w kuchni i parzyłam herbatę. – O co chodzi? Patrzą na ciebie, jakbyś była jakimś intruzem. A kiedy z nimi rozmawiasz, to mają takie sztuczne uśmiechy...

Też to widzisz? To znaczy, że nie zwariowałam – odparłam z ulgą. – Kompletnie nie wiem, o co im chodzi. Niczego nie zrobiłam!

– Dowiem się – zapewniła Elka.

Przyznam, że nie poszło gładko. Wszyscy w okolicy zdawali sobie sprawę z naszej zażyłości, więc przy Elce też uważali, co mówią. Ale mojej przyjaciółki nie da się tak łatwo oszukać. W końcu dotarły do niej te informacje. Parę dni później, kiedy byłam sama w swoim pokoju, Elka wparowała do środka, przekręciła klucz w zamku i wyrzuciła z siebie:

– Słuchaj, jesteś straszna. Wspinasz się po szczeblach kariery dzięki romansowaniu, naciągasz kolesi, żeby naprawiali twoje wpadki, niszczysz związki, a potem zostawiasz takiego biedaka na lodzie. I w dodatku jednemu z nich sprzedałaś jakiegoś syfa – dorzuciła na zakończenie.

– Słucham?! O czym ty gadasz? – byłam w szoku, słysząc te rewelacje.

Koleżanka przytaknęła

– Uwzięli się na ciebie. Jestem przekonana, że to powiązane z tym, że szef ma niedługo przejść na emeryturę. Nie ma wątpliwości, że dopóki jesteś w grze, pozostali nie mają najmniejszych szans. I ewidentnie ktoś próbuje cię wyeliminować z walki o awans.

Marzyłam o tym awansie. Harowałam na niego w pocie czoła przez dwie dekady i miałam pewność, że mi się po prostu należy. Jednak zdawałam sobie sprawę, że to może nie wystarczyć. Niejedna zasłużona promocja przepadła już w otchłani biurowych knowań.

– Kto rozsiewał te pogłoski?

– Pojęcia nie mam – Elżbieta przetarła zmarszczone ze zmartwienia czoło. – Ale zamierzam się dowiedzieć.

Kolejnego dnia sprawy przybrały jeszcze gorszy obrót – sporo ludzi otrzymało w wiadomości e-mail fotografię, na której widać było mnie oraz mojego byłego przełożonego z działu planistycznego w dość sugestywnym uścisku.

Pod spodem widniał napis sugerujący, że o mały włos nie doprowadziłam do rozpadu jego związku małżeńskiego, ale zostałam zmuszona do rezygnacji z posady. Kompletne kłamstwo. Dostałam ofertę objęcia lepszego stanowiska właśnie tutaj i ją przyjęłam. Na myśl przyszło mi zdarzenie uwiecznione na tym zdjęciu, jedno z bardziej przykrych w całym moim życiu.

Mniej więcej dekadę temu, bodajże w trakcie świątecznej imprezy firmowej, wydarzyło się coś takiego. Szef trochę za dużo wypił i mimo że na co dzień traktował mnie z szacunkiem, to tamtego dnia jakby stracił kontrolę nad sobą. Zaczął prawić mi komplementy, dotykać, chciał się umówić, a kiedy odmówiłam, złapał mnie i wymusił ohydnego buziaka.

Po chwili jego małżonka strzeliła go w łeb, a mój facet o mało co mu nie przywalił.

No jasne

– Znam autora tego zdjęcia – oznajmiłam Elce, gdy pokazała mi fotografię. – To Witek, byliśmy wtedy współpracownikami. Parę miesięcy przed tym incydentem po raz kolejny dałam mu kosza. Nie potrafił pojąć, że jestem zakochana w swoim mężu i nie poszukuję romansu na boku. Byłam zmuszona powiedzieć mu dosadnie, co myślę, żeby w końcu dał mi spokój.

Od tego momentu nasze relacje stały się oziębłe, ale nie przejmowałam się tym zbytnio, ponieważ niedługo potem zmieniłam pracę.

– On jednak wciąż o tym pamięta i widać, że go to boli – stwierdziła Elka.

– No tak. Ktoś z naszej ekipy musiał się z nim dogadać i nakłonić do odwetu – odrzekłam.

– Tylko kto? Wiesz co mnie najbardziej zaskakuje i sprawia przykrość? To, że osoby, z którymi współpracuję od dekady, tak szybko dają wiarę tym oszczerstwom. A gdy zaprzeczam, to tylko przytakują, uśmiechają się, ale wiem, że i tak „wiedzą lepiej". Dlaczego tak jest?

Elka wykonała gest wyrażający bezradność.

– Dziewczyny zwyczajnie ci zazdroszczą. Zazdroszczą twojego wyglądu, tego jak się ubierasz i prezentujesz. Poza tym dałaś kosza paru nieudacznym amantom. Nic dziwnego, że plotkują na twój temat. Bo bardzo by chcieli, żeby to była prawda. Żebyś w ich oczach uchodziła za kogoś mniej wartościowego od nich.

Niedługo później internet zalała kolejna fala zdjęć, tym razem przerabianych w programie do obróbki graficznej. Na jednym widniałam ja i małżonek naszej księgowej. Na innym byłam przytulona do Piotrka. Akurat ta sytuacja była wyjątkowo nieprzyjemna, ponieważ żona Piotra to schorowana kobieta, starsza od niego o pięć lat. Gdy tylko ktoś przesłał jej podrobione zdjęcie, na którym siedzimy przytuleni z Piotrem, od razu wparowała do biura, żeby zrobić mi karczemną awanturę. Nie dała wiary zapewnieniom męża, że nic między nami nie ma. Powiedziała wtedy:

– Jesteś facetem, a ona młoda i piękna. I ma mniej lat niż ja. Od kiedy ją bzykasz? – rzuciła, patrząc na mnie z nienawiścią w oczach.

To czas, aby w podjąć działanie

Sytuacja w pracy stawała się coraz bardziej napięta. Nawet pracownicy z innych działów zaczęli spoglądać na mnie z nieufnością. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek wymyślić, dostałam wezwanie do gabinetu szefa.

– Pani Paulino, doskonale zdaję sobie sprawę, że te plotki to sprawka kogoś, kto pani nie znosi. Jest pani świetnym pracownikiem i jak pani wiadomo, planowałem, aby to pani objęła moje stanowisko.

Zapadła chwila ciszy.

– No i co? – wyszeptałam, a moje serce tłukło się w piersi jak oszalałe, spodziewając się najgorszego.

– Zamierza pani współpracować z ludźmi, którzy panią lekceważą?

– To kompletne głupoty! – nie wytrzymałam. – Ktoś perfidnie mnie wrabia. Chyba nawet się domyślam kto to może być…

– Choćbyśmy to udowodnili, to jak pani sobie wyobraża współpracę z tymi osobami? Będą mieli wyrzuty sumienia, że dali się wkręcić, a człowiek nie przepada za tymi, którzy wzbudzają w nim poczucie winy albo zażenowania. W pracy będzie fatalna atmosfera. Nie da rady pozbyć się całej załogi i zatrudnić nowych pracowników.

Na moment zapadła cisza.

– No to koniec marzeń o awansie – stwierdziłam. – Może w takim razie Piotr. Nikt nie ma mu za złe skoku w bok. Gdyby oparł się tej jędzy, to by podważyło jego męskość – dodałam sarkastycznie.

Wzrok przełożonego powędrował gdzieś w dal. Dotarło do mnie, że to dopiero początek niepomyślnych nowinek.

– Chcą mnie zwolnić? Z jakiego powodu?

– Strasznie mi przykro – rzekł kierownik i dostrzegłam, że faktycznie było mu smutno; nie pragnął tego czynić, jednak z pewnej przyczyny był do tego zmuszony. – Postaram się wyświadczyć przysługę i pomóc z posadą...

Jednak ja dotarłam już do sedna sprawy.

– Nie trzeba, dam radę sama. Jeszcze pańska małżonka uzna tę pomoc za oznakę, że również pana omotałam.

Od ponad roku jestem bezrobotna, po tym jak rozwiązałam umowę z poprzednim pracodawcą za obopólną zgodą. Mimo usilnych starań, wciąż nie udało mi się znaleźć zatrudnienia, które odpowiadałoby moim kwalifikacjom, doświadczeniu zawodowemu i posiadanej wiedzy. Mam wrażenie, jakby wszyscy dookoła plotkowali, że jestem jakąś "niegrzeczną babką".

A to tylko dlatego, że jestem atrakcyjna, więc od razu wyciągają pochopne wnioski... Ostatnio w końcu się przełamałam i zaczęłam dorabiać do domowej kasy, występując w spotach reklamowych. W tej branży moja uroda to zaleta, a nie przeszkoda. Moje pociechy cieszą się, gdy widzą mamę w telewizji, tylko zastanawiają się, dlaczego mam coraz bardziej ponurą minę.

Paula, 35 lat

Czytaj także:
„Na weselu brata nagle zniknęła para młoda. Nie dlatego, by skonsumować małżeństwo, ale by sprawdzić zawartość kopert”
„Moja żona, zamiast miłości, czuła tylko pieniądz. Krok po kroku niszczyła mi życie, przekupiła nawet naszą córkę”
„Ja szykowałam suknię ślubną, a on tylko dobrze się bawił. Mój chłopak okazał się żonatym kłamcą i zimnym uwodzicielem”
 

Redakcja poleca

REKLAMA