„Mężczyźni tak wstydzą się siwych włosów, że każą się farbować po kryjomu. Jednemu tak uraziłam ego, że zrobił mi awanturę!”

Mężczyźni wstydzą się farbowania włosów fot. Adobe Stock, velishchuk
„– Czy pani jest nienormalna?! Co pani narobiła? Na litość boską, jak ja się teraz ludziom na oczy pokażę? Mam się zgolić na łyso czy chodzić w czapce? – purpurowy jak piwonia rozdarł się na cały salon. Nie dał mi nawet dojść do słowa, a sytuacja była jak najbardziej do uratowania”.
/ 28.11.2022 11:15
Mężczyźni wstydzą się farbowania włosów fot. Adobe Stock, velishchuk

Uczyłam się fachu od najlepszych. Najpierw w jednym z topowych salonów w Łodzi. Specjalnie przyjeżdżałam tam na praktyki z Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie mieszkałam z rodzicami. Kiedy dostałam pracę w Łodzi, właściciel stwierdził, że mam talent, i nie bał się we mnie inwestować. Wysyłał mnie na szkolenia do Londynu, Berlina i Mediolanu. Dzięki tym warsztatom nie tylko zdobyłam renomę w środowisku, ale też za darmo zwiedziłam kawał świata i poznałam mnóstwo ciekawych osób.

Warunek był tylko jeden

Nie mogę odejść z tego salonu i otworzyć konkurencyjnego biznesu przez co najmniej pięć lat. Zgodziłam się. Lubiłam mojego szefa, koleżanki z pracy i nie w głowie mi było otwieranie firmy. Nie mam żyłki ryzykantki, a pensja fryzjerki plus napiwki od klientów w zupełności wystarczały mi na życie. W salonie biły po oczach moje dyplomy z kursów oraz zdjęcia z pokazów fryzur w Polsce i za granicą. Szef robił mi naprawdę niezłą reklamę. Nie narzekałam na brak klientów. Z wieloma się przyjaźniłam. W salonie była atmosfera jak w kawiarni. Klienci przychodzili się tu zrelaksować. Potrafiłam zrobić z włosami naprawdę dużo dobrego. Strzyc, fryzować zgodnie z trendami, farbować, robić najmodniejsze zabiegi regeneracyjne. Ale najlepiej czułam się w koloryzacji. Uwielbiałam dobierać klientkom odcienie idealne do ich karnacji. Jak chemik w laboratorium bawiłam się wieczorami w mieszanie farb, żeby uzyskać określoną wersję blondu czy rudości. Taką, z której klientka będzie zadowolona, która podkreśli jej urodę i wydobędzie kolor oczu.

W farbowaniu nie miałam konkurencji. Nawet szef, gdy przychodziła do nas klientka z włosami zwiastującymi kłopoty, wolał oddać ją w moje ręce, niż sam dobierać farbę. Miał do mnie stuprocentowe zaufanie. Nie tylko zresztą w sprawie klientek. W salonie i w mieście uchodziłam też za specjalistkę od koloryzacji włosów męskich. A to nadal dla wielu jest tematem tabu. Coraz więcej panów farbuje włosy, ale zamiast zrobić to porządnie w salonie, zamawiają w sieci źle dobrane farby czy odsiwiacze niewiadomego pochodzenia i koloryzują sobie włosy po cichu, we własnej łazience.

Powtarzam moim klientom, że to bez sensu

– W dzisiejszych czasach to żaden wstyd dbać o siebie – mówię każdemu, kto tylko zasiada u mnie na fotelu. – I lepiej to zrobić rękami fachowca niż wyglądać później jak w peruce albo mieć łaty na głowie.

Naszym klientom zawsze zapewnialiśmy komfortowe warunki. Gdy przychodził mężczyzna, żeby pokryć siwiznę, nigdy nie sadzałam go na centralnym fotelu w salonie. Kiedyś pewien mój stały klient zauważył nieśmiało, gdy tylko umyłam mu głowę:

– Wolałbym zostać tu, przy umywalkach.

Podsunął mi tym samym doskonały pomysł. Odtąd panowie, którzy przecież nie chcieli paradować po salonie z farbą na głowie, po umyciu włosów zostawali przy umywalkach. Odsiwiacz wyglądał jak maska, którą kładziemy, żeby odżywić włosy, więc nie przyciągali niczyjej uwagi. Pamiętam ten kwietniowy dzień sprzed roku. Wszystko szło jak po grudzie. Budzik mi nie zadzwonił, bo w nocy rozładował się telefon. Pierwszy raz spóźniłam się do pracy godzinę. Szef udał, że tego nie widzi; zawsze szedł mi na rękę, bo robiłam mu największe obroty w zespole. Ale ja czułam się fatalnie – zostawiłam na lodzie stałą klientkę. Wzięła ją za mnie koleżanka, ale po wizycie klientka napisała mi esemesa, że nie jest zadowolona z efektu i że to, co zrobiłam, jest nieprofesjonalne. Miała rację.

Dwie godziny później na całej ulicy wysiadł prąd. A ja akurat nakręcałam dziewczynie włosy na lokówkę i byłam w połowie. Klientka spieszyła się na wesele i z tego całego stresu uderzyła w płacz na fotelu. Kiedy w końcu naprawili awarię i znów mogliśmy pracować jak ludzie, przyszedł Piotr.

Wtedy jeszcze pan Piotr...

W życiu nie widziałam tak zestresowanego klienta. Był do tego stopnia skrępowany, jakby co najmniej miał siedzieć nago pośrodku salonu. A chodziło tylko o odsiwienie włosów. Tego dnia nie miałam siły na rozluźniające rozmowy i zabawianie gości. Zaprowadziłam pana Piotra do umywalki i zaczęłam mu myć włosy. Próbował mnie zagadywać.

Wie pani, ja pracuję w szkole, z młodzieżą – zaczął niepewnie. – Myśli pani, że oni się zorientują, że się przefarbowałem?

Stanowczo zaprzeczyłam. Bo to nie miało być klasyczne farbowanie, tylko odsiwienie, więc jego naturalne włosy, jak mu powiedziałam, zostaną tylko lekko przyciemnione.

– A te siwe pokryjemy kolorem zbliżonym do pana naturalnego – tłumaczyłam cierpliwie. – Poza tym pojedyncze siwe włosy będą przebijać, więc będzie pan wyglądał naturalnie, ale wyraźnie młodziej.

– Tyle słyszałem o pani umiejętnościach w farbowaniu, że się w końcu odważyłem – uśmiechnął się. – Mój kolega, z którym w weekend gram w nogę, przychodzi do pani już od dwóch lat. I wygląda świetnie.

Nie wiem, jak to się stało, że pierwszy i jedyny raz w życiu popełniłam tak straszny błąd. Tego przeklętego dnia byłam rozkojarzona, niewyspana, zupełnie nieobecna… Pomyliłam tubki! Zamiast odsiwiacza rozrobiłam rozjaśniacz… I tę mieszankę kazałam nałożyć panu Piotrowi na głowę stażystce z salonu, a sama poszłam strzyc inną klientkę. Mieliśmy tego dnia koszmarne opóźnienie. Zorientowałam się kilkanaście minut później, gdy wróciłam sprawdzić, czy można już panu Piotrowi spłukiwać włosy. Od razu poczułam ten charakterystyczny zapach.

Omal nie dostałam zawału!

Ogarnęła mnie panika. Ponad dziesięć lat w zawodzie, a zrobiłam błąd jak jakaś uczennica! Natychmiast spłukałam farbę. Miałam nadzieję, że przez te kilka minut włosy nie zdążyły się tak bardzo rozjaśnić! I faktycznie. Jednak było jeszcze gorzej… Po rozjaśniaczu na słabej wodzie utlenionej włosy pana Piotra zrobiły się po prostu obrzydliwe – nijakie, szarobure, z przebijającym odcieniem zielonkawym… Gdy to zobaczył, wpadł w szał.

– Czy pani jest nienormalna?! – purpurowy jak piwonia rozdarł się na cały salon. – Co pani narobiła? Na litość boską, jak ja się teraz ludziom na oczy pokażę? Mam się zgolić na łyso czy chodzić w czapce?

Chcąc ratować sytuację, drżącym głosem zaproponowałam mu, że ściągniemy ten kolor i wszystko da się odwrócić, ale pan Piotr nie chciał mnie słuchać. Wypadł z salonu jak oparzony. Następnego dnia przyniósł skargę. Włosy faktycznie ukrywał pod czapką z daszkiem. Żądał od szefa natychmiastowego zwolnienia mnie z pracy i odszkodowania od salonu w wysokości 10 tysięcy złotych, a jak nie, to zgłasza sprawę do sądu.

„Za wyrządzone przez Państwa pracownicę straty moralne” – napisał w tej skardze.

Szef przepraszał go chyba ze sto razy. Mnie zaś kazał iść na przymusowy urlop. Niby nic takiego się nie stało, włosy przecież odrastają, ale byłam załamana. Przestałam wierzyć w swoje umiejętności, zaczęłam myśleć o zmianie zawodu. Po dwóch tygodniach szef kazał mi wracać do pracy. Odmówiłam. Wzięłam zwolnienie. Słyszałam, że wieść się rozeszła po salonach i wszędzie się ze mnie śmieją. Przez kolejne tygodnie siedziałam w domu i objadałam się chipsami przed telewizorem. Otworzyłam mu w dresie. Byłam pewna, że to siostra, która obiecała po pracy wpaść z zakupami.

Wyglądałam jak sto nieszczęść.

– Chciałem się pani pokazać i zapytać, jak ocenia pani moje odrośnięte włosy – powiedział Piotr i uśmiechnął się. – Postanowiłem je trochę zapuścić, nie odsiwiać i nie udawać, że mam dwadzieścia lat – ciągnął. – A jeśli zaprosi mnie pani na kawę, to zdradzę, jaką ksywę dostałem od uczniów, kiedy im się pokazałem z zieloną głową.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA