„Wzięliśmy ślub zaraz po maturze, bo byłam w ciąży. Przez to mąż porzucił mnie teraz dla kochanki, z którą ma córkę”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock
„Od tamtego czasu minęło 5 lat. Nie chcę się już mścić na mężu. Pozwalam mu widywać się z chłopcami, cieszę się, gdy gdzieś ich zabiera. Ustalam z nim wszystkie ważne sprawy dotyczące ich przyszłości, nauki. Tylko na jedno nie chcę się zgodzić: na rozwód”.
/ 25.01.2022 09:50
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock

Mój mąż, Michał, żyje z inną kobietą. Ma z nią córeczkę. Znajomi mówią, żebym przestała o nim myśleć, machnęła ręką, zapomniała... Nawet Kaśka radzi, żebym dała mu rozwód i poszukała sobie innego męża. Przecież jestem atrakcyjną, młodą kobietą. Ale ja nie potrafię pokochać innego mężczyzny. Gdybym tak zrobiła, to znaczyłoby, że wszystko w życiu można przekreślić, podeptać.

Stojąc przed ołtarzem, przysięgaliśmy sobie z Michałem miłość i wierność na całe życie. I nic nie zwalnia mnie z tej przysięgi. Nawet to, że on mnie zdradził.

Michała poznałam w ostatniej klasie liceum. Zobaczyłam go na imprezie i od razu zakochałam się bez pamięci. Z wzajemnością. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. Do dziś pamiętam nasze romantyczne spacery, pocałunki na ostatnim piętrze mojego bloku... Niedługo po maturze zaszłam w ciążę. Rodzice dostali szału.

– Panna z dzieckiem? Tego w naszej rodzinie nigdy nie było i nie będzie. Mam nadzieję, młody człowieku, że wiesz, co należy zrobić – grzmiał ojciec na Michała.
Mój chłopak wiedział. Następnego dnia mi się oświadczył.
– Robię to, bo cię kocham – powiedział.

Byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem

Dwa miesiące później wzięliśmy ślub. Nie taki, jaki sobie wymarzyłam, bo wszystko trzeba było organizować w pośpiechu, ale i tak było pięknie. Gdy urodził się nasz syn, wprowadziliśmy się do mieszkania, które odziedziczyłam po babci.

3 lata później przyszedł na świat nasz drugi syn. Byłam szczęśliwą matką i żoną. Michał pracował w firmie ojca, ja zajmowałam się domem.

Dbałam o dzieci, prałam, sprzątałam, gotowałam. Pilnowałam, żeby mąż codziennie miał wyprasowaną świeżą koszulę. Myślałam, że jest ze mną szczęśliwy, że nic nigdy nas nie rozłączy. Niestety, myliłam się...

Po 5 latach małżeństwa dostałam bardzo wyraźny sygnał, że w naszym związku dzieje się coś złego. Tamtego dnia Michał wrócił z pracy późno, jakiś taki dziwnie poddenerwowany. Nie chciał zjeść kolacji, nie zapytał, jak minął nam dzień.
– Jestem wykończony, idę spać – rzucił tylko i zniknął za drzwiami sypialni. Nie byłam aż tak bardzo zaskoczona jego zachowaniem. Wcześniej też zdarzało mu się miewać humory, zwłaszcza wtedy, gdy w firmie coś szło nie po jego myśli. Położyłam chłopców spać i poszłam za nim do sypialni.

Przytuliłam się. Chciałam, żeby się odprężył. Nie odwzajemnił pieszczoty. Wręcz przeciwnie, odepchnął mnie od siebie brutalnie.
– Mam cię dość. Zostaw mnie w spokoju – krzyknął.

W pierwszej chwili nie zareagowałam. Nie mogłam uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Gdy doszłam do siebie, Michał leżał do mnie tyłem, otulony szczelnie kołdrą. Spał albo udawał, że śpi... Uciekłam do kuchni. Przesiedziałam w niej całą noc, łkając bezgłośnie, by nie obudzić dzieci. Czułam się odrzucona, niechciana... Rano, opuchnięta od płaczu, błagałam go o wytłumaczenie.

– Dlaczego tak do mnie mówisz? Co złego zrobiłam? – pytałam zrozpaczona.
– Daj spokój, tak mi się coś wymsknęło... Nie bierz sobie tego do serca – odparł, uciekając wzrokiem w bok.

Już wiedziałam, że nie jest szczery

Między nami zaczął rosnąć mur. Mąż stał się chłodny, jakby nieobecny. Coraz później przychodził z pracy, czasem w ogóle nie wracał na noc.

Któregoś wieczoru, gdy po raz kolejny powiedział przez telefon, że ma ważne spotkanie, odwiozłam dzieci do mamy i zaczaiłam się pod jego firmą. Wyszedł o siedemnastej, jak wszyscy. W pobliskiej kwiaciarni kupił bukiet róż i wsiadł do samochodu. Ruszyłam za nim. Zatrzymał się przed kamienicą w centrum miasta. Złapał kwiaty i ruszył na górę. Nie zauważył, że go śledzę.

Gdy zniknął za drzwiami mieszkania na trzecim piętrze, odczekałam chwilę i zadzwoniłam. Otworzyła mi młoda brunetka. Dostałam szału.
– Ty k....! Odczep się od mojego męża, zostaw go w spokoju. Mamy dwoje dzieci, kocham go – krzyczałam, próbując wejść do środka. Była silniejsza. Wypchnęła mnie i zatrzasnęła drzwi. Waliłam w nie chyba jeszcze z 15 minut. Przestałam i pojechałam do domu, gdy zagroziła, że wezwie policję. Michał wrócił wtedy godzinę po mnie. Aż gotował się z wściekłości.
– Jesteś wariatką, to było zwykle spotkanie – wrzeszczał.

Nie wierzyłam mu i nie zamierzałam się poddawać. Kochałam męża, nie chciałam go stracić. Postanowiłam walczyć o naszą rodzinę. Dziś wiem, że robiłam to w najgorszy z możliwych sposobów. Wystawałam z dziećmi pod oknami jego kochanki, odwiedzałam ją w pracy.

Na przemian błagałam, by nie zabierała chłopcom ojca i groziłam, że jeśli jeszcze raz zbliży się do Michała, to ją zniszczę. Rozmawiałam z jej matką. Prosiłam o pomoc teściową. Nic, zewsząd ściana. W domu też było coraz gorzej. Chłód Michała zmienił się we wrogość. Nieraz dochodziło między nami do awantur.

Mąż coraz rzadziej bywał w domu. Wpadał na chwilę zobaczyć się z dziećmi, zabierał kilka swoich rzeczy i znikał. Któregoś dnia spakował całą walizkę. Zrozumiałam, że odchodzi na dobre. Byłam gotowa zrobić wszystko, by go zatrzymać.
– Zostań z nami. Nie umiem bez ciebie żyć– rzuciłam mu się na szyję.
– Przestań się poniżać – rzucił z lekceważeniem, odsunął się ode mnie i wyszedł.

Myślałam, że oszaleję z rozpaczy

Zamknęłam się w domu. Tak jak kiedyś zajmowałam się dziećmi, sprzątałam, gotowałam... Ale potem kładłam się na łóżko i płakałam. Obmyślałam plan zemsty. Przecież nie mogłam pozwolić na to, by Michał był szczęśliwy, gdy ja tak cierpiałam. Przysięgłam sobie, że nigdy nie dam mu rozwodu, że nie pozwolę mu widywać dzieci, że puszczę go z torbami, zamienię jego życie w piekło.

Przed znajomymi udawałam, że świetnie radzę sobie w nowej sytuacji, ale tak naprawdę myślałam tylko o zemście. Nie wiem, czy nie narobiłabym głupot, gdyby nie moja najlepsza przyjaciółka Kaśka. Powiedziałam jej, co zamierzam. Myślałam, że mnie poprze, ale nie...

– Ewciu, wiem, że cierpisz, bo bardzo kochasz Michała. Ale uwierz mi, zemsta niczego nie zmieni, nie przyniesie ukojenia. Wręcz przeciwnie. Spowoduje tylko kolejne cierpienia... Twoje i twoich dzieci. Przecież nie możesz pozbawiać ich ojca. Chociaż trudno ci dziś w to uwierzyć, ból minie. Za rok, może za 5 lat, ale kiedyś na pewno to nastąpi. I pamiętaj, że nie jesteś sama. Masz chłopców, przyjaciół, mnie – tłumaczyła mi spokojnie.

Od tamtego czasu minęło 5 lat. Kaśka miała rację. Mój ból rzeczywiście zelżał. Nie chcę się już mścić na mężu. Pozwalam mu widywać się z chłopcami, cieszę się, gdy gdzieś ich zabiera. Ustalam z nim wszystkie ważne sprawy dotyczące ich przyszłości, nauki.

Tylko na jedno nie chcę się zgodzić: na rozwód. Chociaż znowu ostatnio mnie o to prosił, a i Kaśka twierdzi, że powinnam już odpuścić. Nigdy. Kocham Michała tak samo, jak w dniu, w którym braliśmy ślub. I uważam, że jego miejsce jest przy mnie i przy dzieciach. Mam nadzieję, że któregoś dnia to zrozumie i wróci. Będę czekać...

Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.

Czytaj także: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”

Redakcja poleca

REKLAMA