„Mąż zrobił mi głupią niespodziankę na rocznicę. Jesteśmy tyle lat po ślubie, a on dalej nie ma za grosz taktu”
„Otworzyłam pudełko z nieskrywaną ekscytacją. Niestety, moja radość wyparowała jak kropla wody na rozgrzanym chodniku, kiedy tylko zajrzałam do środka. – Bon do... stylistki i makijażystki? – zapytałam z niedowierzaniem”.

- listy do redakcji
Adrian zawsze próbował mnie zmieniać. Odkąd pamiętam, powtarzał mi, że „byłabym jeszcze fajniejsza, gdybym coś w sobie zmieniła”. Zdarzało się, że porównywał mnie do innych kobiet, czy to gwiazdek z telewizji, czy naszych wspólnych znajomych, czy, co gorsza, swoich byłych partnerek. Dlaczego więc z nim byłam? Bo miał całą masę zalet, które niwelowały te wady.
Nie był złym mężem, ale...
To nie tak, że Adrian był złym partnerem. Wiedziałam, że mnie kocha, czułam się przy nim bezpieczna i wiedziałam, że podobnie podchodzimy do życia – przynajmniej w tych najważniejszych kwestiach. Umiał się o mnie zatroszczyć, był zaangażowanym ojcem i pracowitym facetem, który nigdy nie migał się od swoich obowiązków. Bywały momenty, że czułam, że na niego nie zasługuję. „Jak taka szara myszka z małej wioski mogła zauroczyć kogoś takiego? Faceta, który ma pełen komplet?”, użalałam się czasem nad sobą. To dlatego byłam taka wyczulona na punkcie wszystkich jego przytyków.
– Ja po prostu chcę, żebyś była najlepszą wersją samej siebie – burzył się.
– A nie możesz mnie kochać takiej, jaką jestem? – płakałam.
Faktycznie, on sam stale pracował nad tym, żeby robić więcej, lepiej i szybciej. Rozwijał się, uczył się języków, robił kursy doszkalające, a jednocześnie chodził na siłownię, biegał w półmaratonach i pracował nad sylwetką. Z jednej strony, byłam tym zachwycona: nie jedna koleżanka zazdrościła mi Adriana. Czułam się wyjątkowa, kiedy widziałam, jak na ulicy kobiety oglądają się za moim mężem, ale to ja wracałam z nim do domu i dzieliłam łóżko każdej nocy.
Mąż mnie onieśmielał
A jednak, bycie z kimś takim nie było łatwe – zwłaszcza dla tak mało pewnej siebie osoby jak ja. Adrian mnie onieśmielał. Stale czułam się przy nim słabsza, gorsza, mniej atrakcyjna, mniej mądra, mniej interesująca. A on, regularnie wytykając mi wszystko, co mogłabym w sobie zmienić, wcale nie poprawiał mojego samopoczucia.
– Nie widzisz jak sam ciężko pracuję, żeby być coraz lepszym? Przecież robię to też dla ciebie, żebyś była dumna, że masz takiego męża. Nie możesz zrobić tego samego dla mnie? – gorączkował się.
– Ale ja nigdy tego od ciebie nie wymagałam! Dla mnie jesteś wystarczający taki, jaki jesteś!
– Łatwo ci to powiedzieć, kiedy sam z siebie ciągle nad sobą pracuję – odparł nadąsany.
Nie miałam argumentów. Takich kłótni mieliśmy dziesiątki. Finalnie on czuł się niedoceniony, a ja, jakbym była niewystarczająca i niekochana.
Mnie to nie interesowało
Kilkukrotnie podejmowałam próbę pójścia na siłownię, rozpoczęcia stałego uprawiania jakiegoś sportu, ale zniechęcało mnie to, jak Adrian do tego podchodził. Traktował moje zmagania jak projekt.
– Dobra, w tym tygodniu na spokojnie biegaj sobie trzy kilometry, ale w przyszłym zwiększysz do czterech, a potem do pięciu. Jak się wyrobisz i popracujesz nad prędkością, pojedziemy na półmaraton – ekscytował się.
– A nie mogę sobie po prostu pobiegać dla przyjemności? – zapytałam niechętnie.
Spojrzał na mnie, jakbym urwała się z choinki.
– Tak zupełnie bez celu?
– No... Celem będzie moje lepsze samopoczucie. To chyba dobry cel – odparłam z przekąsem.
– Ale jeśli chcesz efektów, to potrzebujesz planu! Tylko tak coś osiągniesz – spierał się.
Kompletnie się nie rozumieliśmy.
– Ale ja nie chcę tego robić dla efektów. Efekty będą skutkami ubocznymi – upierałam się.
– Przestań, jak się zaprzesz, wyznaczysz sobie cele to razem pobiegniemy w półmaratonie, a może i maratonie – emocjonował się.
– Daj spokój, nie mam zamiaru biec żadnego maratonu – roześmiałam się.
Adrian się nadąsał. Zacisnął wargi w dzióbek i zmarszczył brwi.
– To sobie truchtaj jak przedszkolak, jak chcesz – odburknął.
Machnęłam ręką. Nie było sensu się kłócić.
Miałam dosyć
To nie tak, że unikałam aktywności – przeciwnie. Lubiłam spacery, lubiłam jeździć na rowerze, zdarzało mi się chodzić na basen. Po prostu nie traktowałam tego jak zawodów. Niestety, im bardziej Adrian popadał w przesadę w swoich osiągnięciach, tym bardziej był zgryźliwy wobec mnie. Rozumiałam, że kieruje nim ambicja, ale momentami było to męczące.
– No, no, przeszliśmy spory kawałek dziś – powiedziałam, gdy spojrzałam na mapę po naszym niedzielnym spacerze.
– No tak, dla ciebie wycieczka do najbliższego sklepu to już spory kawałek – odburknął.
Zrobiło mi się przykro. Miałam już dosyć tej jego ambicji i tego, że cały czas próbował mnie zmienić.
– Bartek i Anka cały czas robią razem trasy po 50 kilometrów rowerem... Widziałaś jej pośladki? Widać efekty, wystarczy się trochę zmobilizować – powiedział.
– Mam już serdecznie dosyć tych chamskich tekstów! Naprawdę wydaje ci się, że miło jest ciągle słuchać takich rzeczy od własnego męża? Tego, że ciągle robię coś nie tak, że jestem niewystarczająca, że wszystkie inne są lepszymi żonami ode mnie?! – wybuchłam.
Chyba się trochę zdziwił, bo spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. Rzadko zdarzało się, żebym tak się wściekała. Spacer dokończyliśmy w milczeniu.
Liczyłam, że mnie przeprosi
Następnego dnia przypadała nasza rocznica ślubu. Nie chciałam spędzić całego dnia na dąsach, ale z drugiej strony, nie zamierzałam tak łatwo odpuszczać. Postanowiłam, że wybaczę, jeśli tylko Adrian po raz pierwszy wyrazi jakąś skruchę i faktycznie mnie przeprosi. Szczerze mówiąc, miałam na to nadzieję.
O poranku obudziłam się podekscytowana. Opadło ze mnie trochę napięcie po wczorajszej kłótni i liczyłam na miły, romantyczny dzień. W końcu świętowaliśmy dziesiątą rocznicę ślubu. Gdy usłyszałam kroki męża w korytarzu, czułam się podekscytowana.
– Hej, nie śpisz już? – zapytał ostrożnie.
– Nie – odpowiedziałam pogodnie.
„Odpuszczę mu, widać, że jest mu głupio”, pomyślałam.
Byłam rozczarowana prezentem
Wszedł do sypialni, a w rękach niósł pudełko owinięte kokardą.
– Mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedział, podając mi paczkę.
Otworzyłam pudełko z nieskrywaną ekscytacją. Niestety, moja radość wyparowała jak kropla wody na rozgrzanym chodniku, kiedy tylko zajrzałam do środka.
– Bon do... stylistki i makijażystki? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Żeby odejść trochę od tego sportu, którym cię ostatnio męczyłem – powiedział z nieśmiałym uśmiechem.
– Mhm...
– To jest sprawdzona babka, pomoże ci dobierać kolory, fasony, zabierze cię na zakupy... A innego dnia możesz się umówić na kurs makijażu – dokończył, wyraźnie dumny z siebie.
– Dzięki – odpowiedziałam bezbarwnie.
– Nie podoba ci się? Myślałem, że to będzie idealny prezent... – powiedział z zawodem.
– Naprawdę tak myślałeś – zapytałam nieco ostro.
– No... tak.
– Dlaczego? Bo chciałbyś mnie zmienić, prawda? Nie podobam ci się taka, jaka jestem, więc będziesz na mnie wymuszał stylistki, makijażystki, maratony, treningi, żeby tylko uformować mnie sobie taką, jaka chcesz – powiedziałam z wyrzutem.
– Ale... ja chciałem, żebyś i ty czuła się ze sobą lepiej – odparł.
– A skąd pomysł, że czuję się ze sobą źle? – zdenerwowałam się. – To ty wiecznie masz mi coś do zarzucenia, a nie ja sobie!
Wściekłam się nie na żarty
Wierzyłam, że zakopiemy topór wojenny i spędzimy miły dzień, a on wyskakuje z czymś takim! „Co za nietakt, co za kompletny brak empatii i wyobraźni”, wkurzałam się w myślach.
Szybko wypadłam z łóżka, nawinęłam na siebie pierwszy lepszy dres i wyszłam z sypialni.
– Hej, Aga! Gdzie idziesz? – zapytał Adrian zdziwiony.
– Przepraszam, ale nie mam teraz ochoty z tobą spędzać czasu. Wychodzę – odburknęłam dumnie, po czym założyłam buty i wyszłam.
– Ale... to przecież nasza rocznica. Co ty wyrabiasz? Gdzie idziesz? – wołał za mną.
Nie słuchałam go. Pobiegłam do garażu. Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść. Rozpłakałam się tuż po zamknięciu za sobą drzwi auta. Pojechałam do galerii handlowej, gdzie najpierw usiadłam z kawą, a potem poszłam do kina na dwa seanse z rzędu.
I w taki oto sposób swoją dziesiątą rocznicę ślubu spędziłam sama. Obrażona, urażona i sfrustrowana. A to wszystko przez to, że mój mąż nie ma za grosz taktu i kompletnie nie rozumie, co do niego mówię. Co gorsza, nie rozumie, jak bardzo rani mnie swoim zachowaniem.
Agnieszka, 39 lat
Czytaj także: „Po latach samotności zakochałem się w młodszej kobiecie. Dzieci kpią, że to kaprys, a ja chcę kochać i być kochanym”
„Ojciec był moją skarbonką, lecz w końcu stracił cierpliwość. Niech nie liczy, że będę mu zmieniał pampersy na starość”
„Patrzyłam, jak kwitną tulipany, a mój mąż więdnie. Czułam, że ukrywa jakiś sekret i miałam rację”