„Robert porzucił mnie jak zużytą zabawkę. Mój świat się rozsypał, a nikt mi nie współczuł, tylko sypali mi sól na ranę”

Mąż zostawił mnie z dnia na dzień fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
– Naprawdę nie wiesz? Czy udajesz głupią? Wzięłaś urlop w najbardziej gorącym okresie. Bo facet cię rzucił? Daj spokój... Wszyscy mamy swoje problemy. Tylko ty, księżniczka, wzięłaś dwa tygodnie wolnego, żeby się nad sobą rozczulać...
/ 06.01.2022 01:12
Mąż zostawił mnie z dnia na dzień fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Co znaczy „wypaliło się”? Przecież miłość to nie jakaś głupia świeczka! Dlaczego więc Robert ode mnie odszedł?

Rozstanie z Robertem było dla mnie strasznym przeżyciem. Kochałam go i byłam pewna, że on czuje podobnie. A jednak pewnego pięknego dnia oznajmił, że odchodzi.

– Ale jak to? – wyjąkałam.

– Gosiu, po prostu... coś się we mnie wypaliło. Nie ma sensu ciągnąć tego dłużej, przepraszam…

– Nie! To niemożliwe! Nie zgadzam się. Słyszysz, nie zgadzam się?!

Błagałam go, żeby mnie nie zostawiał

Patrzył na mnie ze współczuciem, ale i tak się wyprowadził. Po jego odejściu byłam jak zamrożona. Wzięłam wolne z pracy, by leżeć na kanapie, płakać i wspominać w nieskończoność nasz związek.

– Ogarnij się, siostra – poradziła Iwona, gdy wpadła mnie odwiedzić.

– Nie mam po co...

– Może żeby posprzątać – burknęła, podnosząc z ziemi moje ciuchy.

– Gdyby mnie zdradzał, gdyby bił, gdybyśmy się kłócili... – wymieniałam płaczliwie – byłoby mi łatwiej. Może nawet sama bym go rzuciła, ale on nie miał wad. Był idealny!

– Może ty nie byłaś idealna dla niego – skwitowała bezlitośnie Iwona. – Lepiej się rozstać, zanim zrobi się niemiło. Spróbuj uznać, że podjęliście mądrą decyzję...

– Przecież nie ja ją podjęłam! – krzyknęłam. – To on wyrzucił mnie jak zabawkę, która mu się znudziła! Dwa lata razem i co?

– I się skończyło. Pogódź się z tym. I coś ze sobą zrób. Nie możesz tak żyć... – rozejrzała się po zapuszczonym pokoju. – Trzeba tu posprzątać. Nie widzisz, że zarastasz brudem?

Mnie się świat rozsypał, a siostra każe mi sprzątać?

– Odczep się – burknęłam. – Idź się zajmij swoim mężem i dziećmi.

Iwona westchnęła ciężko.

– Gośka...

– Myślisz, że Robert zmieni zdanie, jak posprzątam? Że wróci? – spojrzałam na nią z absurdalną nadzieją.

– Kiedy kończy ci się urlop? – siostra pozornie zmieniła temat.

– Za tydzień. Ale nie chcę wracać. Wolę zostać w domu i...

– I gnić? – przerwała mi. – To najgorsze rozwiązanie. Dla własnego dobra powinnaś zrezygnować z urlopu i wrócić do normalnego życia.

– Idź sobie. Wynocha. Przyszłaś tutaj po to, żeby mnie denerwować?

– Przyszłam ci pomóc, głupia.

– Ale nie pomagasz! Jak chcesz mi pomóc, to każ Robertowi wrócić!

– Czasem los stawia na naszej drodze ludzi, którzy mają nas czegoś nauczyć – zaczęła przemądrzały wywód. – Musisz odrobić tę życiową lekcję…

– Naczytałaś się głupot i się mądrzysz. Dziękuję za takie wsparcie.

Siostra ani drgnęła, za to wlepiła we mnie uważne, sondujące spojrzenie.

– Przypomnij sobie. Jaka byłaś, gdy poznałaś Roberta?

– Normalna – odburknęłam.

– Nieprawda – uśmiechnęła się lekko. – Byłaś niepewna siebie, zakompleksiona, chociaż nie wiem, skąd się brały te twoje kompleksy. Przy Robercie uwierzyłaś w siebie, rozkwitłaś. Chyba aż za bardzo. Niemniej spełnił swoje zadanie i... odszedł.

Przesadziła

– Wiesz co, siostra? Mam cię dosyć na dzisiaj. Ciebie i twoich mądrości. Idź sobie wreszcie.

W końcu wyszła. Ale obiecała, czy raczej ostrzegła, że wróci. A ja dalej leżałam na kanapie i cierpiałam. Bo przecież byłam taka nieszczęśliwa. Kiedy wieczorem spojrzałam w lustro, przeraziłam się. Oczy i twarz opuchnięte od płaczu, zaczerwienione.

Wyglądając tak okropnie, nawet skończyć ze sobą nie mogłam. Czasem bawiłam się taką myślą. Oczami wyobraźni widziałam Roberta na moim pogrzebie, załamanego, cierpiącego, skruszonego. Ale musiałabym pięknie wyglądać w trumnie, żeby żałował tego, co stracił.

Czemu mnie zostawił? Nie wiedziałam

Chyba już wcześniej coś się zaczęło psuć, ale tego nie widziałam Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Zapadałam się, tonęłam w użalaniu się nad sobą. I tylko Iwona nie pozwalała mi zgnić do reszty. Dzwoniła, wpadała, przynosiła zakupy, sprzątała i... drażniła mnie.

To był jej sposób na siostrzane wsparcie. Urlop się skończył i musiałam wrócić do pracy. Koleżanki powitały mnie dosyć chłodno. Nie zauważyłam, by ktokolwiek ucieszył się z mojego powrotu. Zabolało. Wydawało mi się, że jesteśmy zgraną ekipą.

Jednak w zgranej ekipie ludzie się o siebie troszczą, a ja nagle uświadomiłam sobie, że żadna z koleżanek nie zainteresowała się, jak się czuję...

Gdybym wciąż była z Robertem, mogłabym po pracy przytulić się do niego i wyżalić. Na pewno by mi nie pozwolił na zamartwianie się. Jednak Robert odszedł… Teraz przywitała mnie cisza. Znowu siedziałam na kanapie i rozpamiętywałam nasz związek. Czemu mnie rzucił? Jak mógł? Tyle razy mnie wspierał, pocieszał, pomagał rozwiązywać problemy.

Nagle stał się jednym z nich, największym. To nielogiczne! I niesprawiedliwe. A ty mu kiedyś pomogłaś? – gdzieś z zakamarków umysłu wypłynęło trudne pytanie. Hm... Przecież nie musiałam! Robert zawsze sobie sam radził ze wszystkim.

Nie było dla niego rzeczy niemożliwych. Racja. Znosił twoje humory, tolerował fochy, dbał o ciebie, sprawiał, że czułaś się przy nim szczęśliwa, doceniona, ważna. To prawda. Uwierzyłam nawet, że jestem ładna, chociaż wcześniej nigdy tak nie uważałam. I uwierzyłam, że można mnie pokochać, że zasługuję na miłość. Świetnie. A co Robert dostał w zamian? Doceniałaś go tak samo jak on ciebie?

Słuchałaś, co ma do powiedzenia? Dbałaś o niego wystarczająco? Czuł się przy tobie szczęśliwy? Najwidoczniej nie, skoro odszedł z dnia na dzień... A może już wcześniej coś się zaczęło psuć, ale nie chciałaś tego widzieć? Zamiast spać, rozmyślałam. Przypomniałam sobie sytuację sprzed kilku miesięcy.

Robert był zmęczony, a ja zamiast pozwolić mu odpocząć, obraziłam się na niego, że nie chce się mną zająć. Co gorsza takich sytuacji było znacznie więcej podczas naszego dwuletniego związku. Jakbym nadrabiała lata bycia szarą myszką.

I przegięłam w drugą stronę

Wróciło do mnie kilka wspomnień, od których rumieniłam się ze wstydu. Czy tego miałam się nauczyć przy Robercie? Wiary w siebie i równowagi? Ale czy musiałam go stracić przy okazji? Łagodniej się nie dało? A dotarłoby coś do ciebie, gdyby dalej był przy tobie?

Zmęczona dyskusją z samą sobą, zasnęłam. Dzwoniący natarczywie budzik wyrwał mnie ze snu. Czułam się zmęczona, rozbita, ale i tak musiałam iść do pracy, gdzie nie było lepiej niż wczoraj. Koleżanki zachowywały się tak, jakbym je czymś obraziła. Pod koniec dnia zebrałam się na odwagę i zapytałam Wiolę, o co chodzi.

– Naprawdę nie wiesz? – prychnęła. – Czy udajesz głupią? Wzięłaś urlop w najbardziej gorącym okresie. Bo facet cię rzucił? Daj spokój... Myślisz, że nam się na łeb kłopoty nie walą? Zośka ma dziecko w szpitalu, Ance choruje matka, szefowej ktoś stuknął auto. Wszyscy mamy swoje problemy i jakoś sobie z nimi radzimy. Musimy. Tylko ty, księżniczka na ziarnku grochu, wzięłaś dwa tygodnie wolnego, żeby się nad sobą rozczulać, a na nas zrzuciłaś całą swoją robotę.

– Jak na rasową egoistkę przystało – wtrąciła Magda. – Wcale się temu facetowi nie dziwię, że cię zostawił.

Zrobiło mi się przykro

Tak przykro i nieswojo, że schowałam się w łazience i siedziałam tam tak długo, aż wszyscy sobie nie poszli. Wieczorem, jak przyciągnięta świeżym tropem, odwiedziła mnie siostra. Więc zamiast ryczeć, opowiedziałam jej o rozmowie z koleżankami.

– Też uważasz, że jestem egoistką?

Iwona kiwnęła głowę.

– Jesteś. Czasami aż żal było patrzeć, jak Robert wokół ciebie skacze, jak się stara, jak cię rozpieszcza, a ty traktujesz go jak swego giermka.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – spytałam z pretensją.

– Nie chciałam się wtrącać, bo oboje jesteście dorośli. No i bałam się, że tylko bardziej namieszam. Łudziłam się, że Robert ma jakiś plan, że jakoś to poukładacie, że spojrzysz na siebie z boku... No ale spojrzałaś dopiero wtedy, gdy odszedł.

Gdy wróci... Jeśli wróci, będę wiedziała, jakich błędów nie popełniać Tego popołudnia długo rozmawiałam z siostrą. I z bólem serca zrozumiałam, że muszę się pogodzić z decyzją Roberta. Przynajmniej to jedno mogłam dla niego zrobić: pozwolić mu odejść. Jeśli naprawdę coś się w nim wypaliło, to nie rozpali się na nowo, bo ja tak chcę.

Dał mi swoją miłość, troskę, wsparcie, nauczył wiary w siebie, a w nagrodę dostał samolubną kapryśnicę. Czy naprawdę się czegoś nauczyłam? Zobaczymy. W pracy zaciskam zęby i znoszę przytyki; w końcu się im znudzi, zwłaszcza gdy będę robić swoje i nie narzekać. A jak głęboko sięgnęła zmiana, przekonam się, gdy znowu odważę się kogoś pokochać.

Bo miłość to branie i dawanie

Nie trzeba na nią zasłużyć, ale może się wypalić, gdy tylko jedna osoba dokłada do ognia. Gdzieś w głębi serca mam nieśmiałe marzenie, że za jakiś czas Robert da mi drugą szansę. Nie zamierzam go osaczać, robić cokolwiek w tym kierunku, ale marzenie chyba mogę mieć. Chciałabym go uszczęśliwić, tak jak przez dwa lata on uszczęśliwiał mnie.

To egoistyczne pragnienie, wiem, widać nie tak łatwo wyleczyć się z egoizmu. Ale nie wpadnę w dół rozpaczy, gdy dowiem się, że znalazł szczęście u boku innej kobiety. Z bólem, ale przeżyję. Skoro przeżyłam jego odejście, a nawet stałam się silniejsza po tym doświadczeniu, poradzę sobie ze wszystkim. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA