Nigdy nie lubiłam karpia, ale zawsze pojawiał się u nas na Wigilijnym stole — raczej ze względu na ślepe podążanie za tradycją niż przez to, że każdy z chęcią go pałaszuje podczas kolacji. Mi i moim rodzicom nie smakuje, mój mąż jadł go, bo tak trzeba, a dla dzieci ma za wiele ości. Jednak po tym, co stało się w tym roku, już nigdy z pewnością ta ryba nie wyląduje w mojej kuchni.
Byłam pewna, że ktoś umarł
W tym roku wątpliwa przyjemność obrabiania ryb przypadła mnie. Mój mąż miał zająć się obsadzaniem i ubraniem z dzieciakami choinki. W między skrobaniem a filetowaniem karpi zauważyłam jednak, że Adam nie zajmuje się przydzielonym mu obowiązkiem. Już szłam do niego, by zrobić mu awanturę, że jest dziesiąta, a ja jak zwykle będę musiała zająć się wszystkim sama. I wtedy zobaczyłam jego grobową minę i walizkę stojącą obok.
Zamarłam. Ktoś umarł? Ktoś miał wypadek?
— Coś się stało? — zapytałam, siadając obok niego.
— Tak — odpowiedział tylko zdawkowo. Czekałam, aż rozwinie, ale widocznie sytuacja była na tyle poważna, że musiałam pociągnąć go za język.
— Co takiego?
— Odchodzę. Nie potrafię tak już dłużej.
Zamrugałam ze zdziwieniem. Musiałam się przesłyszeć, przecież nie mieliśmy żadnych problemów, dlaczego miałby mnie zostawić? I to jeszcze w święta...
— Ale... jak to? Dzisiaj? Co z dziećmi? Co mam im powiedzieć? — zapytałam, ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem.
Mamy dwójkę wspaniałych 6-letnich bliźniaków, Radka i Karola. Chłopcy zawsze byli moimi oczkami w głowie, ale ciążę i poród wspominam na tyle źle, że w życiu nie chciałabym przechodzić tego ponownie. Ja i Adam nieco odsunęliśmy się od siebie, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że to zniszczy nasze małżeństwo... Mieliśmy oboje na głowach ważniejsze sprawy. Praca, wychowanie dzieciaków, dom... Na nas nie starczyło już czasu.
— Przepraszam cię, Lidka. Chciałem poczekać... Ale nie mogę. Mam kogoś, spotykamy się od jakiegoś czasu. Będziemy mieć dziecko... Lidka, ja już dłużej nie mogę — powiedział cicho Adam.
— My też mamy dzieci! One się już dla ciebie nie liczą? — Starałam się nie krzyczeć, by nie chłopcy nie usłyszeli tej kłótni ze swojego pokoju.
— Liczą. Kocham chłopaków. Nie martw się, będę płacił na ich wychowanie. Ale muszę być uczciwy w stosunku do ciebie i Aldonki.
Po tych słowach Adam wstał, podniósł walizkę, założył buty, kurtkę i wyszedł. I tyle.
Zostałam ja, chłopcy, obsadzona choinka i ten nieszczęsny oprawiony do połowy karp. Zamknęłam się w łazience i szczerze mówiąc, chętnie zostałabym tam do dzisiaj. Ale musiałam przecież grać przed chłopcami i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie chciałam, by święta były dla nich traumatyczne. Zadzwoniłam z płaczem do rodziców, jak mała dziewczynka. Powiedziałam wszystko mamie. Była u mnie pół godziny później. Jestem jej ogromnie wdzięczna i nie mam pojęcia, jak w pół dnia ogarnęła całe święta i jeszcze zdążyła zająć się dzieciakami. Ja wyszłam dopiero po kilku godzinach.
Nie udało mi się uniknąć rozmowy z chłopakami. Są mali, ale bystrzy.
— Mamo, gdzie jest tata? — zapytał Radek, gdy rozkładałam 6 talerzy na stole: dwa dla nich, dwa dla moich rodziców i jeden dla mnie i jeden dla wędrowca. Liczyć już potrafią, więc wiadomo było, że brakuje jednego zestawu. Rodzice Adama nigdy nie spędzali z nami Wigilii, jeździliśmy do nich dopiero w drugi dzień świąt.
— Tata musiał dziś wyjechać, kochanie — odpowiedziałam, widząc na sobie wzrok synów i rodziców. Bo co innego miałam im powiedzieć? Że tatuś już nas nie chce, że znalazł sobie nową mamusię i nowe dziecko? Opanowałam się przed powiedzeniem tego na głos, ale mój tata nie mógł się powstrzymać.
— Miał ważniejsze sprawy na głowie... — mruknął mój ojciec pod nosem, a mama od razu szturchnęła go, by się uciszył.
To były najsmutniejsze święta w moim życiu
Do tej pory kochałam Boże Narodzenie, ale po tym roku z pewnością już nigdy nie będę podchodzić do nich w ten sam sposób. Na Wigilii nastrój nie był świąteczny, był grobowy jak na stypie. Przez resztę świąt tak samo. Chłopcy nadal myślą, że ich ojciec do nich wróci. I pewnie tak będzie, chociaż na chwilę, bo nie zabrał wszystkich rzeczy.
Ja nie chcę przeprowadzać tej rozmowy z chłopakami, cała ta sytuacja była winą Adama i on powinien to zrobić. Nie obchodzi mnie to, czy Radek i Karol się na niego obrażą — prawdę mówiąc, mam nawet nadzieję, że go znienawidzą... Bo całkowicie sobie na to zasłużył.
Więcej prawdziwych historii:
„Moja żona to despotyczna wariatka. Poświęciłem dla niej wszystko, a ona nawet nie chce mieć ze mną dzieci”
„Przez pomyłkę lekarzy myślałam, że umieram. To były najgorsze dni mojego życia, za które nikt nie odpowiedział”
„Zięć wysyłał moją córkę na wojnę, bo zarabiała tam najlepiej. Ja bałam się o jej życie, a on balował za jej pieniądze”
„Zakochałem się w Magdzie, ale przespałem się z jej przyjaciółką. Obie zaplanowały ten test, którego nie zdałem”