„Mąż zostawił mnie dla młodszej. Przyjaciółka winiła mnie i to, że się zaniedbałam. Wysłała mnie na... zakupy i siłownię”

Przyjaciółka obwiniała mnie o to, że mąż mnie zdradził fot. Adobe Stock, Kateryna
„Owszem, gotowałam jego ulubione potrawy, sprzątałam na błysk, ale po co? Mama zawsze mówiła, że zniszczone ręce, rozczochrane włosy i brak makijażu są gorsze niż zupa z torebki. – On zje twoje klopsiki w sosie i poleci do tej wyfiokowanej lafiryndy, która bez zażenowania przyznaje, że najlepiej jej wychodzi zamawianie z restauracji – powtarzała”.
/ 19.07.2022 12:30
Przyjaciółka obwiniała mnie o to, że mąż mnie zdradził fot. Adobe Stock, Kateryna

Zachowanie mojego męża było tak klasyczne, że aż śmieszne. Ja najpierw nie widziałam nic, później udawałam, że nie widzę, a potem… było za późno.

Jeżeli twój ukochany zaczyna lubić coraz młodsze panienki i coraz większe samochody, znaczy to, że przeżywa „drugą młodość” i lada chwila postanowi odmienić swoje szare życie u boku zużytej małżonki. Ja zlekceważyłam te wszystkie symptomy u Mietka i byłam kompletnie zaskoczona, kiedy pewnego dnia usłyszałam: „Kochanie, odchodzę”…

Mój mąż zawsze był realistą

Na początku drażniło mnie, że nie ma w nim za grosz romantyzmu, ale po kilku latach uznałam to za normalne, i tylko czasami marzyłam, że może kiedyś coś się zmieni. No i się doczekałam! Byłam tak zabiegana i zapracowana, że nawet specjalnie się nie przejęłam, gdy mój pragmatyczny małżonek zaczął zachwycać się przyrodą i widokiem rozkwitających kwiatów. W niedzielne poranki proponował mi spacery po lesie, choć dotąd przez park najchętniej przejeżdżałby samochodem. Dalej było coraz dziwniej, ale to też nie wzbudziło moich podejrzeń. Nawet kiedy zmienił fryzurę, nie zaniepokoiłam się. Jedynie wprawił mnie w niebotyczne zdumienie fakt, że z tak małą ilością włosów można tak wiele zrobić…

W garderobie Mietka pojawiła się modna marynarka, na którą bezskutecznie próbowałam go namówić jeszcze dwa miesiące wcześniej, kupił też sobie dżinsy, twierdząc, że go zdecydowanie odmładzają. No i zaczął używać kosmetyków, które dotychczas omijał szerokim łukiem, bo – jak powtarzał – smarowanie się kremami jest „takie niemęskie”.

Mimo że pracuje przez cały dzień, co wieczór o 21 biegł na basen i siłownię. Na moje delikatne sugestie o wspólnym wyjściu wieczorem zawsze odpowiadał, że jest zmęczony. Nie brakło mu natomiast sił ani chęci na coraz częstsze spotkania z kolegami na nocnego brydża. I chociaż nasze grono znajomych od kilkunastu lat jest takie samo, to na pytanie: „Z kim dziś grasz?”, Mietek odpowiadał najczęściej: „A… nie znasz”.

Ultimatum lepiej nie ryzykować

Kiedy już nawet spędzał wieczór w domu, cały czas gapił się w telewizor. Oglądał nawet sprawozdania z nudnych debat sejmowych do drugiej w nocy, drzemiąc w fotelu. Do sypialni szedł dopiero wtedy, kiedy ja dawno już spałam. Sygnałem alarmowym dla mnie stały się dziwne telefony. Gdy ja odbierałam, zawsze okazywało się, że to pomyłka. Zaczęłam więc przysłuchiwać się rozmowom telefonicznym męża. Zestaw: „A nic ciekawego”, „Na razie nie mogę”, „Zadzwonię potem” i na koniec czułe „Pa” – nie pozostawiał wątpliwości. Nie dałam się zwieść odpowiedzią, że to kolejny kolega, którego nie znam. Gwoździem do trumny było natomiast niby niewinne pytanie:

– Czy ty ostatnio nie utyłaś?

Wreszcie stało się dla mnie jasne, że oto pojawiła się ta druga. Łykając łzy, zadzwoniłam do swojej przyjaciółki. Mimo że był późny wieczór, Majka kazała mi natychmiast przyjechać.

– Tu nie ma co płakać – przywitała mnie, bacznie przyglądając się mojemu czerwonemu nosowi i resztkom makijażu. – Chodź, zrobię herbatę i pogadamy.

Majka poszła do kuchni, a ja, zwinięta na miękkim fotelu, zatopiłam się w niewesołych myślach.

– Przede wszystkim w żadnym wypadku nie można lekceważyć niebezpieczeństwa – wyrwała mnie z zadumy Majka, stawiając na stoliku filiżanki z herbatą. – Tu trzeba rozwagi i działania metodycznego. „Druga młodość” jest najczęściej chorobą krótkotrwałą i przechodzi szybciej, niż można się tego spodziewać.

– Dobrze, ale ja nie jestem pewna, czy nadal chcę udawać, że nic nie wiem, czy wolę wystawić walizkę wiarołomcy za drzwi – zwierzyłam się.

„Ona albo ja”, kochana, to rozwiązanie godne, ale może być nieodwracalne – przytomnie zauważyła Majka. – Jeżeli nie chcesz stawiać sprawy na ostrzu noża, raczej staraj się nie tarzać ze śmiechu, dławiąc się pytaniem „a kto cię zechce?”. Zraniona męska duma każe mu się prędzej wyprowadzić pod most, niż zostać z osobą, która nie dostrzega w nim tego, co widzi jego młoda, atrakcyjna przyjaciółka.

Miała rację

– Przede wszystkim muszę się upewnić, że on na pewno kogoś ma – zaczęłam głośno myśleć. – Jeżeli oczyma duszy widzisz, jak w amerykańskim filmie, detektywa śledzącego niewiernego małżonka, oprzytomniej – zaśmiała się Majka. – Godzina śledzenia przez wykwalifikowanych fachowców kosztuje majątek. Lepiej wydać kasę na siebie – stwierdziła, obrzucając mnie cokolwiek krytycznym spojrzeniem.

No cóż, musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. Pocieszanie się, że „kości to i pies nie chce”, może poprawić samopoczucie, ale nie wygląd. Ten sweterek, który dostałam pięć lat temu na gwiazdkę, znudził się już całej rodzinie, tylko że nikt nie ma odwagi mi tego powiedzieć, tak go lubię…

– Może nie wszystko stracone. Jeżeli zamiast dziesięciu godzin śledzenia niewiernego męża, zafundujesz sobie nową kieckę, twoje szanse wzrosną.

Do domu wróciłam podbudowana i zdecydowana walczyć o swojego mężczyznę.

Niestety, robiłam wszystko nie tak

Owszem, gotowałam jego ulubione potrawy, kusiłam smakowitymi kąskami, ale po co? Zapomniałam o przestrodze mamy, która zawsze mówiła, że zniszczone jarzynami ręce, rozczochrane włosy i brak makijażu są gorsze niż zupa z torebki.

– On zje twoje klopsiki w sosie i poleci do tej wyfiokowanej lafiryndy, która bez zażenowania przyznaje, że najlepiej jej wychodzi zamawianie wykwintnych dań w restauracji – powtarzała, a ja śmiałam się smutno.

No i poleciał – na dobre. A ja załamałam się kompletnie. Zaniedbałam się, płakałam po kątach i przy każdej okazji użalałam się na swój los. Nawet nie zauważałam, że coraz częściej znajomi nie mają dla mnie czasu, zanudzeni na śmierć moim nieszczęściem.

Jak sprawdzić, czy jest już zdrowy?

Wtedy wkroczyła Majka. Tym razem nie ograniczyła się do dobrych rad. Zachowywała się jak trener, który chce zrobić ze swego podopiecznego mistrza świata. Jak ja jej wtedy nienawidziłam! No tak, ale właśnie dzięki Majce stałam się inną osobą. Schudłam pięć kilo, kupiłam sobie ciuchy, o których parę lat temu myślałam, że jestem na nie za stara. Okazało się, że świetnie w nich wyglądam. Zmieniłam fryzurę, raz na zawsze rozstając się z odrostami i nieśmiertelną trwałą. Zaczęłam nowe życie. Nie utrudniałam mężowi kontaktów z dziećmi, choć na początku przed każdą jego wizytą musiałam ogołocić aptekę ze środków uspokajających.

Z czasem on zaczął przychodzić coraz częściej. Widocznie ciepła atmosfera rodzinnego domu zaczynała mu bardziej odpowiadać niż szaleństwa w wynajętej kawalerce. No i pewnego dnia skruszony małżonek zapytał, czy mógłby wrócić. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Powiedziałam mu, że muszę się zastanowić. Zaraz potem zadzwoniłam do Majki.

– Nie wiem, co bym zrobiła na twoim miejscu – odpowiedziała po namyśle. – To zależy, czy nadal bym go kochała. Zanim jednak zdecydujesz się na wielkopański gest łaski przyjęcia go pod swój dach, upewnij się, że został całkowicie wyleczony z „drugiej młodości” – dodała ze śmiechem. – Pamiętaj, że jeżeli widoczne są choćby ślady zarazy, wkrótce znowu możesz usłyszeć: „Kochanie, odchodzę”.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA