„Mąż zostawił mnie chwilę po porodzie, bo miał swoje potrzeby. Karma za baraszkowanie z kochanicą wróciła bardzo szybko”

matka z dzieckiem fot. Getty Images, Natalia Lebedinskaia
„Odwróciłam się i rzeczywiście tam stał, a u jego boku przewieszona panienka z roznegliżowanych zdjęć. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, tylko uśmiechnęłam się krzywo i odwróciłam, biorąc solidny łyk wina. Bardzo się cieszyłam, że to nie herbata”.
/ 17.08.2024 21:15
matka z dzieckiem fot. Getty Images, Natalia Lebedinskaia

Byłam pewna naszej miłości. Tak pewna jak tego, że po lecie przychodzi jesień. W życiu bym nie przypuszczała, że mąż wywinie mi taki numer i zostawi mnie dla jakiejś małolaty. Ale los bywa przewrotny.

Arek był miłością mojego życia

Poznaliśmy się jeszcze w liceum. Tam byliśmy parą przez całą szkołę i w sumie tak zostało. Było cudownie mieć takie oparcie w kimś, kto zna cię jak siebie samego. Potrafiliśmy zaskakiwać siebie wzajemnie czymś miłym, ale wiedzieliśmy też, że możemy na siebie liczyć.

To samo było na studiach. Oboje wyjechaliśmy do Łodzi, choć na różne kierunki. Ja na ekonomię, on na politechnikę. Cały czas byliśmy jednak jak papużki nierozłączki. Po szkole wróciliśmy do naszego miasteczka i wzięliśmy ślub. Dla nikogo nie było to zaskoczeniem.

Kilka miesięcy po ślubie siedziałam z moją przyjaciółką przy kawie i powiedziałam jej, że trochę jej zazdroszczę, że co jakiś czas ma nowego faceta, a z każdym inne przygody. No i też doświadczenia erotyczne różne, a ja tak przyczepiona do tego mojego Arka.

– Nawet tak nie gadaj – powiedziała Ewa, smutno się uśmiechając. – Wiesz, ile bym dała za takiego faceta? Co z tego, że trafiają mi się różne, jak mówisz, przygody. Nie mam jednak żadnej pewności, a jak już mi się wydaje, że ktoś na mnie czeka i mnie kocha, to wszystko się rozpada. To serio nie jest fajne.

W sumie nie patrzyłam na to w ten sposób. Może miała rację? Może zawsze jest lepiej tam, gdzie nas nie ma?

Ból rozdarł mi serce

Pół roku później okazało się, że jestem w ciąży. Arek szalał z radości. Kupił sobie koszulkę z napisem: „dumny tata”, a gdy okazało się, że na świat przyjdzie córka, postanowił, że musimy zrobić wszystko, by przestać mieszkać w mieszkaniu mojej ciotki, która od wiosny do jesieni mieszka na wsi, a potem wraca i kupić po prostu coś własnego. Nie tylko dla nas jako dla rodziny, ale też zabezpieczy to małą na przyszłość. Czułam się kochana i pomyślałam wtedy o słowach Ewy, że rzeczywiście mam szczęście. Mam prawdziwą rodzinę.

Gdy Ola przyszła na świat, to było jedno z najpiękniejszych doświadczeń mojego życia, ale i najtrudniejsze. Jeśli ktokolwiek mówił, że bycie rodzicem jest też ciężkim doświadczeniem, to jest to dalej niedomówienie. Nie spodziewałam się, ile czasu rzeczywiście pochłania ta mała, kochana istota i jak bardzo angażuje w ciągu dnia. Dodatkowo okres po porodzie też nie należy do tych najprzyjemniejszych. Nie można jednak nawet za bardzo poużalać się nad sobą, bo trzeba zajmować się maluchem, który nieustannie wymaga opieki i uwagi.

Arek pomagał mi, gdy wracał z pracy, ale w międzyczasie dostał awans i został managerem. Dołożyło mu to obowiązków. Dlatego też wychodził z domu o świcie i wracał późno wieczorem. Często więc bywały dni, że w zasadzie małą tylko kładł spać albo rano przewijał. Trochę więcej czasu poświęcał jej w weekendy. Brakowało mi go nie tylko jeśli chodzi o pomoc przy dziecku, ale czułości i dotyku. Widywaliśmy się bardzo rzadko.

– Arek, może dałoby radę, żebyś w jakieś dni wcześniej wracał? Albo później szedł do pracy?

– Nie żartuj nawet – powiedział. – Potrzebujemy pieniędzy, a ktoś musi tę rodzinę utrzymać, no i przecież mamy teraz dodatkowy projekt, więc tym bardziej nie da rady – odpowiadał.

Kilka tygodni później okazało się jednak, co to był za dodatkowy projekt
Kiedy ja byłam jeszcze w połogu, on przygruchał sobie jakąś lalunię. Nie zablokował telefonu, gdy poszedł do łazienki pewnego wieczora, a ona akurat wysłała zdjęcie. Gdy kliknęłam, weszłam w konwersację, która trwała od wielu tygodni… w zasadzie prawie od przyjścia na świat naszej córki.

– Jak mogłeś?! – wykrzyczałam, gdy szedł do pokoju. Najpierw widać było zdezorientowanie w jego oczach, a potem nagle obojętność.

– Po porodzie nie chciałaś uprawiać ze mną seksu – powiedział.

– Nawet nie mogłam przecież! Jak możesz mówić takie rzeczy!

Mężczyzna ma swoje potrzeby – powiedział i wyszedł z pokoju, a potem z mieszkania i nigdy już nie wrócił. Przyszedł tylko raz, po rzeczy, a potem na widzenia z małą.

Słyszałam o tym, że zdrada boli, ale to… rozerwało mi duszę i serce na drobne kawałeczki. Czułam niemal fizyczny ból. Uważałam, że nie zasługuje na to, żeby być ojcem naszej córki, ale nie mogłam odciąć go od dziecka. To, że nam się nie ułożyło, nie oznaczało, że on przestał być rodzicem. Zresztą dopytywał się o widzenia, przychodził i płacił na nią alimenty. Tu nie mogłam się czepić dosłownie niczego. Nie mogłam tylko zrozumieć, jak nasz związek mógł tak nagle się skończyć… z powodu kilku tygodni abstynencji po porodzie…

Zamknęłam się w sobie. Gdyby nie Ewa, nie wiem, czy nie skończyłoby się to jakąś depresją, ale ona i jej wsparcie oraz moja maleńka dziewczynka dodawały mi sił. Od tego czasu upłynął już ponad rok, a ja dalej nie pogodziłam się ze stratą. Wizyty Arka u Oli kosztowały mnie zawsze ogromny wysiłek woli, by zachować spokój. Robiłam to tylko dla małej.

Ewa przekonała mnie do wyjazdu

– Laska, wykupiłam nam dwa tygodnie w Kołobrzegu. My trzy, plaża, słońce…

– Nie mam siły na takie zabawy, serio… – powiedziałam smętnie.

– I właśnie dlatego jedziemy! Bez dyskusji!

Nie mam kasy, żeby ci oddać… dopiero wracam do pracy z macierzyńskiego… na razie kasę pochłonie niania Oli…

– A czy ja powiedziałam, że chcę coś od ciebie? Wyjeżdżamy w poniedziałek – rzuciła i gdzieś poleciała.

No i tak oto wyjechałyśmy. Muszę jednak przyznać, że to była dobra decyzja. Sama zmiana środowiska, spacery nad brzegiem morza, malowniczo położony pensjonat… Byłam bardzo wdzięczna Ewie, że się uparła na ten wyjazd.

Któregoś wieczora siedziałam sobie na leżaku i sączyłam lampkę wina. Ewa była z małą, która już spała. Takie kilka chwil tylko dla mnie…

– Cóż za zbieg okoliczności... – usłyszałam głos, a po moich plecach przebiegły dreszcze.

„Nie wierzę – pomyślałam. – Jakie jest prawdopodobieństwo, że spotkam tu Arka? Jak bardzo los mnie nienawidzi, że mi to robi?”. Odwróciłam się i rzeczywiście tam stał, a u jego boku przewieszona panienka z roznegliżowanych zdjęć. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, tylko uśmiechnęłam się krzywo i odwróciłam, biorąc solidny łyk wina. Bardzo się cieszyłam, że to nie herbata…

– Jesteś tu z małą?

– A jak myślisz? – rzuciłam gorzko.

– No tak… może któregoś dnia pójdziemy na spacer? Jakie szczęście – Ola będzie mogła poznać Karolcię.

Chyba sobie jaja robisz w tym momencie… – powiedziałam hardo i znowu odwróciłam się do niego. Czułam, że za chwilę wyrwę mu serce, rozerwę, przejadę walcem i jeszcze coś na pewno dam radę zrobić. Musiał zobaczyć mój wzrok, bo powiedział:

– No tak… może to nie do końca dobry pomysł… zobaczymy, jak to będzie… – po czym poszedł sobie gdzieś ze swoją urokliwą być może panienką.

Wróciłam do pokoju i opowiedziałam Ewie, co się stało. Patrzyła na mnie rozszerzającymi się ze zdziwienia oczyma.

– Jakim cudem jest w tym samym pensjonacie, w tym samym terminie? Nie wierzę, że to możliwe… – powiedziała.

– A jednak… złośliwy chichot losu… – powiedziałam smutno.

Okazuje się jednak, że karma wraca

Kilka dni później, gdy mijało już dziesięć dni naszego pobytu, a ja akurat znowu zeszłam na dół do baru, tym razem po prostu na wieczorną herbatę, spotkałam Arka. „No tak – pomyślałam. – Deklarował spacery, a póki co dzieckiem się nawet nie zainteresował. Nie ma czasu w objęciach nowej damy…”. Kiedy przechodziłam koło niego, zobaczyłam, że siedzi z nietęgą miną i raczej już nie po jednym drinku.

– A gdzie twoja piękna pani? – zapytałam z nieskrywaną złośliwością.

– Nie uwierzysz… spotkała tutaj swojego byłego… pracuje jako kelner…

Zaczęłam się głośno śmiać. W zasadzie to popłakałam się ze śmiechu. Nigdy bym nie uwierzyła, że taki scenariusz jest w ogóle możliwy, a jednak miał miejsce. Nie dość, że były dostał to, czym mnie sam poczęstował, to jeszcze w takich okolicznościach. To dopiero chichot losu…

Popatrzył na mnie zniesmaczony:

– Ciesz się, ciesz… – rzucił z goryczą.

– Jak ty nic nie rozumiesz… ale to już nie mój problem – powiedziałam i poszłam do pokoju.

Ewa też śmiała się do rozpuku. Powiem wam, że po tej historii jest mi tak jakoś lżej. Tak, wiem, to okrutne i wredne, ale jednak tak jest. Nie walczę już tak ze sobą, jak Arek odwiedza córkę. Uważam go za żałosnego człowieczka i nie mogę zrozumieć, jak nie widziałam tego wcześniej. Być może spotkałam go tak naprawdę w jednym celu – by mieć taką cudowną córkę. A reszta? Reszta nie ma już znaczenia…

Anita, 32 lata

Czytaj także:
„Romans z moim szefem był jak gorący letni sen. Przez moje własne skrupuły szybko zamienił się w zimny koszmar”
„Przyjechałam do rodzinnego miasta zająć się chorą mamą. Los specyficznie wynagrodził mi to poświęcenie”
„Gdy tylko się oświadczyłem, pojąłem, że wpadłem jak śliwka w kompot. Rola męża Ali oznaczała usługiwanie jej rodzince”

Redakcja poleca

REKLAMA