„Mąż znikał na całe dnie i chował przede mną komórkę. Byłam pewna, że ma romans, ale musiałam zdobyć dowody”

Zmartwiona dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, fizkes
„Jechałyśmy za nim, trzymając się na dystans. Nagle mój mąż zjechał z głównej drogi na boczną ścieżkę. W mgnieniu oka zorientowałam się, gdzie jesteśmy: to przecież droga do domu babci! Jak on mógł się tu umówić z jakąś małpą, w miejscu moich marzeń?!”.
/ 19.02.2024 19:15
Zmartwiona dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, fizkes

– Na bank znalazł sobie babę – stwierdziła Baśka.                                                                                

Ewka zaczęła gadać:

– Ach, to jest kryzys wieku średniego, zapewniam cię. Wszystkim facetom po czterdziestce coś odbija. Nagle zdają sobie sprawę, że nie są niezniszczalni, i zaczynają robić naprawdę dziwne rzeczy. Nowa, młoda panienka, szybkie auto, modne ciuchy. Mąż mojej kuzynki miał to samo, wiesz, jak to się zaczęło? – przerwała na chwilę.       

Nie wiedziałam, o co chodzi, ale znałam Ewkę na tyle, że spodziewałam się jakiejś niesamowitej opowieści. Nawet gdy mówiła o zwykłym wypadzie do sklepu po pieczywo, potrafiła to zrobić tak, że wszyscy wokół z zaciekawieniem jej słuchali. Była w tym niesamowicie dobra. Zrobiła krótką przerwę i gdy nastała absolutna cisza, zaczęła mówić:                                                                        

– Kiedy zaczął ćwiczyć na siłowni, to kuzynka była nawet zadowolona, że zrzuci kilka kilogramów. Następnie kupił sobie modne ubrania i zapuścił brodę, którą podcinał u barbera. Myśleliśmy, że przesadza z tym dbaniem o siebie, bo non stop do niego jeździł, aż ktoś dostrzegł go na mieście z kobietą, która wyglądała na o wiele młodszą. Tak z dziesięć lat. Szli, patrząc na siebie jak zakochani nastolatkowie – wybąkała, patrząc na mnie bezpośrednio.

– Więc na twoim miejscu, moja droga, zastanowiłabym się mocno, dlaczego i gdzie ten twój Krzysiek nagle zaczął znikać. Bo zamiast urodzin możesz mieć rozwód!

Nie miał nawet ochoty jeździć na działkę

Muszę przyznać, że od pewnego czasu zaczęłam się zastanawiać, co właściwie jest grane. Nawet miałam sen, w którym oboje siedzieliśmy przed poważnie wyglądającą panią w todze. To mnie tak zdenerwowało, że zamiast wracać do domu po pracy, zaprosiłam koleżanki z działu na kawę i po cichu zaczęłam im opowiadać o moich obawach. Mój mąż, z którym jestem od czasów liceum i znamy się jak łyse konie, ostatnio zaczął się zachowywać zupełnie inaczej.                                

Dawniej to był typowy domator. Zazwyczaj siedział na sofie, czasem wyszedł pomajstrować coś przy samochodzie albo od wielkiego święta spotkał się ze znajomymi w knajpie. Musiałam go na siłę wyciągać na spacery. „Ale nie idźmy zbyt daleko” – ostrzegał, a kiedy zatrzymywaliśmy się przy fontannie w parku, nie mógł usiedzieć na miejscu i pytał, czy możemy już wracać. Jeżeli zdołałam go przekonać do rowerowej wycieczki, po 30 minutach zaczynał narzekać: „Długo jeszcze będziemy jechać?”. A o wyjazdach za miasto w weekendy mogłam tylko pomarzyć.

Nad tym ubolewałam najbardziej, bo po mojej babci przeszedł na mnie mały domek na skraju lasu. Nic nadzwyczajnego – dwa pokoje i kuchnia z wiekowym, kaflowym piecem – ale znajdował się w naprawdę urokliwej okolicy. Wystarczyłoby go odświeżyć, wymienić niektóre meble i moglibyśmy tam jeździć z dziećmi. Miałyby własne podwórko, a ja bym mogła czytać książki w cieniu jabłonki, Krzysiek szukałby grzybów, a wieczorem wszyscy byśmy grali w gry planszowe i oglądali komedie na sofie.

W stodole można zrobić dodatkową sypialnię, moglibyśmy więc zapraszać znajomych i urządzać imprezy na świeżym powietrzu. W końcu mogłabym zaprosić na swoje urodziny wszystkich, których znam, a nie tylko niewielką grupę osób, które pomieszczą się w naszym małym mieszkaniu w bloku. Ah, byłoby wspaniale, gdyby nie ten Krzysiek...

Zaczęłam jednak ostatnio dostrzegać pewne zmiany w jego zachowaniu. Nie, nie zaczął nosić brody ani ćwiczyć. Jednak coraz częściej opuszczał mieszkanie i nigdy nie informował, dokąd się wybiera. Kiedy próbowałam dowiedzieć się więcej, odpowiadał mi tylko z irytacją:

– Daj mi spokój, najpierw narzekałaś, że zbyt dużo czasu spędzam w domu, a teraz ci przeszkadza, że w nim nie siedzę.

Następnie zaczynał się ukrywać, kiedy telefon dzwonił, a rozmowy prowadził cicho, za zamkniętymi drzwiami. Na niewinne zapytanie, kto dzwoni, odpowiadał:

–Kierownik. Ostatnio cały czas męczy mnie telefonami.

Z pewnością coś tajemniczego musiało się dziać, skoro mój mąż nagle przestał rozstawać się z komórką: nie kładł jej już na stole, a kiedy czytał wiadomości, obracał ekran tak, abym nie mogła niczego zobaczyć. Dlatego kiedy pewnego dnia zapomniał swojego telefonu, wychodząc do łazienki, na sygnał wiadomości coś mnie podkusiło, aby ją odczytać:

"Spotkanie w sobotę po południu tam, gdzie zawsze. Wymyślę coś, żeby W. nie zaczął nic podejrzewać".

To mnie całkowicie zaskoczyło, a Krzysiek już wracał z łazienki i po przeczytaniu wiadomości, zaczął narzekać:

– Znów ten mój uparty szef.

Kiedy skończyłam swoją historię, dziewczyny jednogłośnie stwierdziły, że mój mąż ma kogoś na boku. Ta rozmowa tylko potwierdziła moje okropne obawy.

– Kochana, jeszcze nie jest tak źle, ale musisz coś z tym zrobić, działaj – próbowała jakoś pocieszyć Ewka. – Mężczyźni tak mają, zazwyczaj to tylko takie chwilowe i nic niewarte amory. Ale musisz go przyłapać na gorącym uczynku. Być może poczuje wstyd i wróci do ciebie z podkulonym ogonem, a jeżeli nie, to przynajmniej w sądzie będziesz miała dowód, że to on cię zdradził i przy podziale majątku będziesz mogła dostać więcej. Wtedy po prostu go wywalisz za drzwi z pustymi torbami.

Postanowiłyśmy go śledzić

Zaledwie chwilę temu wszystko to wydawało mi się nie do pomyślenia. Rozwód, podział majątku... Mój Krzysiek może nie był zbyt towarzyski, ale był dobrym i kochającym mężem. Zawsze zadbał, aby nam, mi i dzieciom, niczego nie zabrakło, pomagał im w nauce, kiedy o to poprosiłam, robił zakupy, obierał ziemniaki i wynosił śmieci. Co więcej, co roku wyjeżdżaliśmy razem z dziećmi na wakacje nad morze, gdzie nie żałował ani grosza. Czego więcej mogłabym chcieć? Może to ja mam coś nie tak z głową, a nie on?                                                                                                

– Karola, nie powiesz mi teraz, że chcesz się wycofać – Baśka, dostrzegając moje wahanie, postanowiła mną potrząsnąć. – Jeżeli to zignorujesz, na pewno ci się to odbije.                           

No tak, zapewne miała rację. Z powodu mojego braku racjonalnego myślenia, dziewczyny szybko podjęły decyzję za mnie i zaproponowały swoją pomoc: mianowicie, jutro po południu, kiedy mój mąż miał się spotkać z tą tajemniczą kobietą z wiadomości, będą czekać w samochodzie pod naszym domem i będą go obserwować. Ewka pożyczy od swojego chłopaka aparat z solidnym obiektywem, żeby móc zrobić zbliżone zdjęcia jako dowód. "Trudno, raz się żyje" – pomyślałam i się zgodziłam.                                                                                                                        
Kolejnego dnia nadal żywiłam nadzieję, że Krzysiek jakimś cudem nie wyjdzie z mieszkania. Ale około godziny 17 odebrał telefon i oznajmił, że musi wrócić do pracy, gdzie prawdopodobnie spędzi trochę czasu.

No nie wierzę. To wszystko dzieje się naprawdę... Pomyślałam, że nie dam rady znieść tej niepewności i kiedy Krzysiek udał się do garażu, udało mi się wymknąć do samochodu, w którym czekały na mnie moje koleżanki. W ciemnych okularach i kapeluszach, ledwie widoczne zza deski rozdzielczej, wyglądały jak prawdziwi szpiedzy.

– Jadę z wami – szepnęłam.

Krzysiek jechał w stronę swojej pracy. Po przejechaniu kilku ulic jednak zawrócił i skierował się w boczną drogę. Moje serce waliło jak szalone, bo coraz bardziej do mnie docierało, że on naprawdę mnie zdradza. Ze zdenerwowania zamykałam oczy i nie wiem, jakim cudem zasnęłam. Gdy Ewa szturchnęła mnie w bok, byliśmy już w lesie poza miastem, a mój mąż właśnie skręcił z głównej drogi na dróżkę szutrową.

– No, w ciekawym miejscu urządził sobie tą randeczkę. Jedziemy dalej? – zapytała.

Była nieco wystraszona, ale ja w mgnieniu oka zorientowałam się, gdzie jesteśmy: to przecież droga do domu mojej babci! Jak on mógł się tu umówić z jakąś małpą, w miejscu moich marzeń ?! – w tym momencie poczułam prawdziwy gniew i wysyczałam: "Jedziemy".

Poczekaliśmy chwilę, aby nie zauważył nas w lusterku, a potem ruszyłyśmy. Za lasem, pod bramą domu, stały dwa samochody.

– Udało nam się – stwierdziła Ewka z wyraźnym zadowoleniem. Gorączkowo kombinowałyśmy, jak ich zdemaskować, nie zdradzając jednocześnie naszej obecności, kiedy z domu wyszła… moja siostra.

Oczywiście, to przecież jej stary samochód! Byłam tak spięta, że zahaczyłam o Ewkę, przez co jej dłoń zahaczyła o klakson i całą okolicę wypełnił naprawdę niezły hałas. Już nie było możliwości ukryć naszej obecności. Wysiadłam i wybełkotałam coś niezrozumiałego.

– Karola? Co ty tutaj robisz? – siostra była zdziwiona. – No jasne, tak przeczuwałam, że Krzysiek ci coś powie, a miała być taka niespodzianka. Nawet przed Wojtkiem to ukrywałam.      

Wtedy zrozumiałam, że W. z wiadomości tekstowej to mój szwagier! W międzyczasie w drzwiach pokazał się mój mąż trzymający pędzel, a za nim stał jakiś mężczyzna w fartuchu ubrudzonym od farby. Oni robili tu remont! Siostra trajkotała jak najęta:                                                                      

– No tak, mógł jeszcze trochę zachować tajemnicę, to miał być niespodzianka na twoje urodziny. A tak otrzymasz prezent tydzień wcześniej.            

W domku panował porządek, ściany pokryte były pastelowymi barwami, a na kuchence stały piękne, gliniane garnki, a fachowiec kończył – nie mogłam uwierzyć – łazienkę w dobudówce!

Moje zachwycenie nie miało granic, przez co nikt się nie zaciekawił i nie zapytał, skąd ja tu w ogóle się znalazłam i to z koleżankami z pracy. A może to mój mąż zauważył moje ostatnie napięcie i grzecznie nie zapytał. Czułam się naprawdę źle, że oskarżyłam go o zdradę. Mój ukochany Krzysiek, nie mógłby mi dać lepszego prezentu na 40. urodziny!

Czytaj także:
„Przez lata myślałam, że mój facet był rozwodnikiem. Kiedy zmarł, jego żona odebrała mi wszystko”
„Ojciec wychowywał mnie na posługaczkę. Kobieta miała słuchać swego pana i wykonywać polecenia w kuchni i w łóżku”
„Znajomi na siłę chcą mnie swatać. Nie potrzebuję w domu samca i jego brudnych gaci, by czuć się wartościową kobietą”

Redakcja poleca

REKLAMA