Mój mąż zawsze był mało ambitny. Na początku myślałam, że mu się to odmieni, a raczej, że to ja go odmienię. Wiele sytuacji z początku naszej znajomości powinno dać mi już wtedy do myślenia. No ale miałam wówczas różowe okulary na nosie, czy tam różowe motylki w sercu. A może nawet w innym, intymnym miejscu ciała.
Byle powłóczyste spojrzenie mojego słodkiego nieroba kompletnie mieszało mi w głowie. Wysoki brunet, czarna bródka, wąsik. I takie zawadiackie spojrzenie.
Nie doładowałabyś mi telefonu?
Poznałam go dziesięć lat temu przez internet. Wcześniej byłam wdową. Mój pierwszy mąż – w porównaniu z obecnym – był dosyć ogarnięty. Zaledwie ochroniarz, no bo... jakoś nie miałam w życiu szczęścia do kierowników czy innych biznesmenów. Nie wiem, może mi czegoś brakuje.
Albo mam zbyt miękkie serce?
Z obecnym mężem miałam okazję zakończyć znajomość już po tygodniu od poznania się na Facebooku. W przypływie oświecenia powiedziałam mu, że "nie pasujemy do siebie, żegnaj". Ale już na drugi dzień dostałam od niego takiego oto esemesa:
– Witaj kochanie, co porabiasz?
Stęsknił się, bidulek? Kochany!
– Siedzę i piję kawę – naprawdę wierzyłam, że mój ukochany się stęsknił i dlatego pisze. – A ty?
– Słuchaj, nie doładowałabyś mi telefonu?
Myślałam, że spadnę z krzesła. Chociaż jeszcze bardziej to było mi zwyczajnie smutno, że Kamil odezwał się tylko z takiego powodu!
– Jestem spłukana, mam tylko 10 zł.
– Może być.
– Ok.
Cóż, tak naprawdę czułam podekscytowanie, że to jednak nie koniec. Ale aby utrzymać kontakt musiałam mu doładować ten telefon. Może potrzebował pretekstu, aby że mną znowu rozmawiać?
Lubi robić mi śniadanie
Brnęłam w to dalej. On nie czytał książek, nawet nie interesował się filmami. Praktycznie nie miał żadnych zainteresowań.
A nie... lubił oglądać filmiki w telefonie. I – od kiedy zamieszkaliśmy razem – lubił mi robić śniadania. W sumie nie wiem, jakiż to dobry czort go kusi, aby zrobić mi to śniadanie niczym księżniczce. Ale za to, jak już coś robi, to... to robi. I nie waż się wtedy spróbować wyrzucić papierek do śmietnika, bo książę toruje drogę nad zlewem, obierając cebulę. Raz poprosiłam go, aby się przesunął:
– Patelnia się przypala, mogę się wcisnąć?
– Yyy, nie widzisz, co robię?
– Ale ja muszę, bo obiad pójdzie do wyrzucenia.
– Aha, czyli nie mam kroić tej cebuli? – powiedział, jakby zajmowanie się cebulą to było jakaś wielka sprawa.
Biegasz jak nakręcona
Na początku myślałam, że brak pracy to chwilowa niedyspozycja. Jaka ja byłam naiwna! A to były jeszcze czasy, kiedy człowiek musiał szukać pracy, a nie praca szukała człowieka. Potem znajdował jakieś prace, ale zawsze tylko na chwilę. W końcu domyśliłam się, że zależy mu tylko na tym, aby zdobyć zasiłek. Ostatnio zaskoczył mnie:
– Po co mam wstawać rano, daj mi spokój, niedługo i tak dobiję do wcześniejszej emerytury.
– Jak to, chcesz kisnąć na kapie do końca życia?
– A co, ty też mogłabyś czasami odpocząć, a nie biegasz jak nakręcona cały dzień.
No i co począć z takim chłopem?
Robi mi awanturę, że po nim poprawiam
Lubi trochę pomagać, nie powiem. Ale mam z tym pomaganiem problem. Bo owszem, zamiecie podłogę, ogarnie z wierzchu szafki, ale zapomni zamieść pod łóżkiem. A potem, kiedy po nim poprawiam, robi awanturę, że nie doceniam jego pracy. Że to jakieś wymysły.
– Z północy Polski jesteś, a nie z południa, i pewnie dlatego – mówi.
Co? Naprawdę, czasami kiedy coś powie ten mój mężuś, to ręce opadają.
No i w takich to właśnie okolicznościach bardzo nieodpowiedniego romansu dorobiłam się męża i dwóch etatów.
Jeden etat mam w biurze. Wstaję zwykle o szóstej, aby przyszykować się do biura na ósmą. Mój mąż robi mi w tym czasie śniadanko. Celebruje to robienie, że ho ho, no ale przynajmniej jedno mam ogarnięte. Potem osiem godzin w pracy. Potem wracam do domu. No powiem, że czasami obiad na mnie czeka. No ale potem, zamiast oglądać telewizję, siedzę jak ta głupia do dwunastej nad tłumaczeniami. Bo z wykształcenia jestem germanistką.
Czasami, zazwyczaj w weekendy, zdarza mi się zaszaleć w wannie z pół godziny. Dużo piany. Słowiańska mantra w telefonie. Książka. Mój mąż w tym czasie co robi? No to swoje wielkie nic. Bo poza tymi śniadaniami rzadko mi pomaga w domu. Praktycznie muszę być dodatkowo praczką i sprzątaczką w jednym.
Czemu nie założyłaś pończoszek?
Aha, i jeszcze kwestia nocy. Jeśli ktoś myśli, że przed snem mam w końcu czas dla siebie to się myli, bo mój mąż, kiedy wyśpi się po całym dniu nic nierobienia, oczekuje ode mnie figli w łóżku. A wyobraża sobie, chyba że jestem nie tyle kobietą pracującą, ile gwiazdką porno.
– Czemu nie założyłaś ażurowych pończoszek i tych majteczek, które ci ostatnio kupiłem? – zapytał ostatnio, kiedy leżałam obok niego.
– Mógłbyś mądrzej wydawać te swoje pieniądze z zasiłków, mleko nam się skończyło – zauważyłam.
– Już się nie wymiguj, pewnie poznałaś jakiegoś gacha. Przyznaj się. To niemożliwe, aby co noc bolała cię głowa.
– Może po prostu jestem zmęczona.
A może zacząć od siebie?
No i co mam zrobić z taką mendą? Jak rozwiązać tę sytuację? Z mieszkania go nie wyrzucę, bo gdzie pójdzie? Chociaż rzeczywiście, może mam za dobre serce.
Myślałam o tym. Ale nie wiedziałam... i nie wiedziałam. Wieczorami patrzyłam się w sufit i liczyłam znaki zapytania. Nie opuszczała mnie jednak jedna myśl – że sama nawarzyłam sobie piwa. Okazało się, że sztuczna inteligencja Google jest tego samego zdania. Bo na pytanie, co zrobić z mężem nierobem, odpowiedziała, że... najlepiej zacząć od początku, czyli od siebie.
Olśniło mnie!
Naczytawszy się internetowych mądrości, dowiedziałam się, że kobiety często mają taki problem, że wchodzą w związek z poczuciem misji. Myślimy, że mężczyzna zmieni się specjalnie dla nas. Ot i rozwiązanie zagadki, dlaczego miałam aż takie klapki na oczach. Zmienić źle wychowanego przez rodziców chłopa się nie da, ale można zmienić siebie – przeczytałam. Olśniło mnie!
Mleko jest w oborze
Okazuje się, że jest tylko jedna droga, aby mężczyzna znalazł drogę co najmniej do pralki, a może i nawet do biura pośrednictwa pracy. Nie prać mu skarpetek. I nie dawać mu pieniędzy.
Wiec kiedy on zapytał przedwczoraj:
– Kochanie, gdzie jest mleko?
Odpowiedziałam:
– W oborze.
– Co?
– Albo w sklepie.
– Co ty mówisz, kobieto?
– Czystą prawdę. Jeśli chcesz się napisać mleka, to idź je sobie kupić. Co w tym dziwnego?
Już wcześniej oczyma wyobraźni zobaczyłam swoje teatralnie, otwarte na oścież tej niecodziennej wymiany zdań, oczy.
Mój mąż nierób stanął z kolei w drzwiach i... po prostu odwrócił się na pięcie.
Daję mu miesiąc. Może upadłam na głowę, bo powinnam go raczej kopnąć w cztery litery. No ale z czystej ciekawości dla internetowych porad postanowiłam, że poczekam jeszcze te kilka tygodni. A jeśli mój mąż nie wykaże żadnej chęci zmiany (a na to wygląda) to... nie będzie moim mężem.
Czytaj także:
„Mój ojciec na stare lata zwariował i przepisał majątek na Kościół. Ja klepię biedę, a proboszcz je z pozłacanych talerzy”
„Spędziłam noc z nieznajomym. Po czasie okazało się, że to przyjaciel mojego chłopaka. Cóż, on też nie próżnował”
„Mąż wystawił mnie w walentynki. Kiedy wypłakiwałam oczy sama przy stole, przystojny nieznajomy podszedł mnie pocieszyć”