„Mąż, zamiast niańczyć dzieci, znalazł sobie wakacyjną atrakcję. Chyba całe województwo słyszało naszą awanturę”

Zdenerwowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Wavebreakmedia
„– Jeździliście z ciocią kolejką? Przecież ciocia ma już swoje lata, to może być niebezpieczne, ciąganie jej po takich atrakcjach, synku. A gdzie był tata? – zaniepokoiłam się. – Tata? No... Kazał mi nie mówić – odpowiedział niepewnie maluch”.
/ 09.08.2024 21:15
Zdenerwowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Wavebreakmedia

Nie wierzę, że Jacek mógł mi to zrobić – i to po tylu latach razem! Jakby zdrada sama w sobie nie była obrzydliwa, musiałam się jeszcze o niej dowiedzieć od własnych dzieci…

Dawno nie byliśmy razem na wakacjach

Odkąd urodziły się nasze dzieci, udało nam się pojechać na samotne wakacje tylko raz. Każde inne wspominam jako harówę, wieczne zmęczenie, dostosowywanie każdego najmniejszego elementu wyjazdu wyłącznie do dzieci, a na koniec i tak nie byłam wypoczęta – wręcz przeciwnie.

Nasz syn, Kubuś miał już sześć lat, córeczka, Sylwia – cztery, a ja coraz bardziej odchodziłam od zmysłów na skutek niedoboru solidnego wypoczynku. I to od lat. Zwłaszcza że tak na co dzień Jacek nie był szczególnie zaangażowanym ojcem. Pewnie, zarabiał, utrzymywał nas, ale wydawało mi się, że nie powinno to wykluczać zajmowania się własnymi dziećmi – chociażby w weekendy. Niestety, w tygodniu nie zajmował się nimi, bo późno wracał z pracy, a w weekendy chciał od niej odpocząć. W praktyce więc trudy wychowywania Kuby i Sylwii spadły głównie na mnie.

Zasłużyłaś na jakiś wyjazd na wakacje. Najlepiej zupełnie sama! – oznajmiła któregoś dnia moja przyjaciółka Żaneta.

– No co ty! Jak niby mam to zrobić? – roześmiałam się, bo brzmiało to zupełnie abstrakcyjnie.

– Normalnie! Mówisz Jackowi, że wyjeżdżasz na weekend i że ma się zająć dziećmi! – odpowiedziała poirytowana.

– Daj spokój, zupełnie sam? Musiałabym zaangażować do tego mamę, a ona już nie ma tyle siły, co kiedyś...

– Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Przecież dzieci mają też ojca! Jesteście obydwoje ich rodzicami i obydwoje powinniście umieć się nimi zająć tak samo!

Nadąsałam się trochę. Nie lubiłam, kiedy ktoś prawił mi takie morały. „Jak sama urodzisz dziecko, to pogadamy... Zobaczymy, czy twój mąż będzie taki zaangażowany. Równość brzmi i wygląda pięknie na papierze, ale w praktyce życie wygląda zupełnie inaczej”, myślałam wkurzona.

Szybko zmieniłam temat, a Żaneta w końcu odpuściła. Ale to przecież nie rozwiązywało mojego problemu. Zaczęłam jednak coraz częściej podsuwać Jackowi oferty biur podróży i przebąkiwać o pierwszych samotnych wakacjach od lat.

– No nie wiem... To naprawdę sporo kosztuje, a ani twoja, ani moja mama nie będzie zachwycona tak długą opieką nad dziećmi – skwitował w końcu.

– Ale od lat nigdzie nie wyjeżdżaliśmy! Przecież potrzebujemy też odpoczynku – postawiłam się.

– Pomyślę, co z tym zrobić, dobrze? – podrapał się po głowie, wczytując się w oferty.

W końcu będę miała wakacje!

Trzy dni później wrócił do domu wyraźnie z siebie zadowolony.

Ugadałem nam wakacje! – oznajmił.

– Jak to, ugadałeś? – zdziwiłam się.

– Pamiętasz moją ciotkę Baśkę z Kutna? Okazało się, że przeprowadziła się właśnie do dużego domu nad morzem i zaprasza nas nawet na dwa albo i trzy tygodnie do siebie. Dom jest oddalony tylko dziesięć minut od plaży. Poza tym ciotka mówi, że jak najbardziej jesteśmy mile widziani z dziećmi, a ona chętnie się nimi pozajmuje, kiedy będziemy potrzebowali odpocząć. Musimy tylko zapłacić za paliwo i wyżywienie na miejscu, a reszta jest zupełnie za darmo – wyliczył mi podekscytowany wszystkie pozytywy tego pomysłu.

Faktycznie, brzmiało to świetnie: nie musieliśmy wydawać fortuny na wyjazd, mieliśmy darmową opiekunkę i nie musieliśmy obciążać żadnej z mam opieką nad wnukami, które potrafiły być angażujące i męczące.

To kiedy jedziemy? – zapytałam z uśmiechem.

– Zadzwonię do ciotki i powiem, że jesteśmy chętni. Dla niej to chyba też dobra okazja. Nie ma samochodu, a ma podobno sporo krewnych do odwiedzenia w tamtych okolicach. Trochę ją powożę, może wezmę też z nami dzieci, żeby mogły poznać daleką rodzinę – powiedział w zamyśleniu.

Byłam naprawdę podekscytowana. Już nie mogłam się doczekać pierwszych wakacji od lat, z których być może nie wrócę kompletnie wykończona i jeszcze bardziej sfrustrowana. Ciotka ponowiła swoją ofertę przez telefon i zdecydowaliśmy się na wyjazd już dwa tygodnie później.

Było jak w bajce

Już gdy podjechaliśmy pod nowy dom Barbary, miałam ochotę piszczeć z radości. Dom faktycznie był duży, przepiękny i otoczony wielkim ogrodem, na widok którego moje dzieci zwariowały ze szczęścia.

– No pewnie, to wszystko dla was na najbliższe dwa tygodnie! W końcu sobie pobiegacie, bo kto by się chciał kisić w bloku, kiedy taka piękna pogoda, nie? – zaśmiała się gospodyni, witając nas z rozbudowanej werandy.

– Dzień dobry, ciociu! Bardzo ci dziękujemy za gościnę. Ratujesz nam życie, bo budżet na tegoroczne wakacje włożyliśmy w tym roku w remont kuchni... – zaczął Jacek uprzejmie.

– Ależ żaden problem! Po to właśnie kupiłam taki duży dom, żeby nie musieć w nim ciągle siedzieć sama! Ja uwielbiam towarzystwo, a i dziećmi się już dawno nie zajmowałam. Wszyscy na pewno będziemy się świetnie bawić.

– Oni potrafią być energiczni, więc oczywiście niech ciocia daje znać, kiedy będą za bardzo rozrabiać... – wtrąciłam nieśmiało.

– A tam, to dzieci, muszą trochę porozrabiać – zaśmiała się Barbara. – Idź od razu na leżak, dziewczyno, bo wyglądasz, jakbyś nie spała z dwa tygodnie!

– Albo i sześć lat – zachichotałam w odpowiedzi. – Ale Sylwia...Kuba...

– Zajmiemy się nimi, nie martw się! Idź, odpocznij – przegoniła mnie gestem.

Nie miałam wyboru. Poszłam więc wypoczywać. I tak spędziłam następne trzy dni, bo ciotka Barbara praktycznie nie odstępowała moich dzieci na krok. Nie będę oszukiwać, czułam się jak w bajce. Nie musiałam wiecznie mieć oczu dookoła głowy, trwać w ciągłym stanie napięcia. Po prostu cieszyłam się błogim lenistwem.

Przypomniał sobie, że jest ojcem?

Nasze wakacje miały jednak jeszcze jeden plus: Jacek zaczął sam z siebie proponować dzieciom wycieczki i wspólne spędzanie czasu. Zachowywał się zupełnie inaczej niż w domu. Przyznaję, byłam bardzo mile zaskoczona.

Zabierał dzieciaki do wesołych miasteczek, do kina czy na inne lokalne atrakcje. Za każdym razem chętnie towarzyszyła mu też ciotka Barbara, która zdawała się być kompletnie zakochana w moich dzieciach. Nie potrafiłam sobie przypomnieć kiedy ostatnio miałam tyle luzu i czasu dla siebie. Ale, jak mogłam się spodziewać, to wszystko było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe...

Pewnego dnia starszy synek relacjonował mi swój dzień.

– I jeździliśmy tą kolejką z ciocią, po kilka razy! – opowiadał podekscytowany.

– Z ciocią? Przecież ciocia ma już swoje lata, to może być niebezpieczne, ciąganie jej po takich atrakcjach, synku. A gdzie był tata? – zaniepokoiłam się.

Tata? No... Kazał mi nie mówić – odpowiedział niepewnie maluch.

– Co ty opowiadasz? Jak to? Czego kazał nie mówić? – zdziwiłam się.

– No bo... – zaczął konspiracyjnym szeptem. – Tata powiedział, że jeśli się wygadamy, to nie będzie więcej wycieczek...

– Ależ co ty za głupoty opowiadasz, powiedz mi, o co chodzi! – zaczynałam się denerwować.

Kuba się zamyślił, ale w końcu zaczął mówić.

Tata był z taką panią, którą poznaliśmy tu kilka dni temu... Ona do nas przychodzi, kiedy wyjeżdżamy na wycieczki, tata mówi, że to jego koleżanka z pracy, ale ja widziałem, jak się całują... – powiedział zawstydzony. – I tak naprawdę to ciocia się nami zajmuje, bo taty w ogóle nie ma.

Myślałam, że zemdleję, gdy moje dziecko wypowiedziało te słowa. „A więc to tak! Udaje idealnego ojca, a tak naprawdę ma w nosie dzieci i chodzi się łajdaczyć? Jeszcze mnie popamięta ten drań!”, myślałam rozgorączkowana.

Kłótnię było słychać w całym województwie

Gdy wieczorem Jacek wrócił z zakupów, czekałam już na niego w naszej sypialni.

– Co tam? – rzucił beznamiętnie.

– Dowiedziałam się dziś, że znalazłeś sobie wakacyjną dziewczynę – wypaliłam prosto z mostu.

Mąż znieruchomiał, po czym syknął pod nosem:

– Nie potrafią trzymać języka za zębami...

– Coś ty powiedział? Ty jeszcze jesteś zły na dziecko, że powiedziało mi prawdę? – zaatakowałam go.

– Nie, nie o to mi chodziło... Po prostu... To była chwila zapomnienia! Jakiś moment oderwania od tej codziennej harówy! Nie wiem, co mi strzeliło do głowy – uderzył nagle w lament mąż.

Nie wierzyłam w żadne jego słowo. Po prostu roześmiałam mu się w twarz.

Ty mi mówisz o codziennej harówie?! Od sześciu lat mam dwójkę dzieci na samotnym wychowaniu! Twoja praca kończy się o piątej, a moja trwa całą dobę! Nigdy nie zapytałeś, czy mi z czymś nie pomóc, nigdy nie zaproponowałeś, że mnie odciążysz! I ty mi będziesz mówił o harówie? O chwili zapomnienia?! – wydzierałam się.

Byłam pewna, że naszą kłótnię słyszą wszyscy sąsiedzi, a może i nawet całe województwo. Byłam naprawdę wściekła. Jacek się nie bronił, więc wylewałam z siebie wszystkie żale i frustracje gromadzone przez te wszystkie lata, a na koniec trzasnęłam drzwiami i poszłam spać na kanapę.

I z jednej strony cieszę się, że w końcu wszystko mu wygarnęłam. Tylko co dalej?

Marta, lat 34

Czytaj także:
„Mdliło mnie z zazdrości na widok zakochanej siostry. Zniszczyłam jej życie i wcale mi jej nie żal”
„Mąż nieraz chciał mnie zostawić, ale skutecznie eliminuję rywalki. Mam swoje sposoby, by był wierny do grobowej deski”
„Przyszli teściowie nie akceptowali naszego związku. Myślałam, że to przez mój rozwód i dzieci, ale było coś jeszcze”

Redakcja poleca

REKLAMA