„Mąż zamiast mi zaufać, uwierzył w brednie mojego eks. Ten wariat wmówił mu, że nie jest biologicznym ojcem naszego syna”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Вадим Пастух
„Było mi bardzo przykro, że Grzesiek tak łatwo uwierzył w te wyssane z palca brednie jakiegoś wariata. Dlaczego mi nie ufa? Czy to znaczy, że te wszystkie lata razem nic dla niego nie znaczą? Wyrósł między nami mur, którego za nic nie mogłam przebić”.
/ 11.04.2022 06:02
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Вадим Пастух

Naprawdę bałam się, że nasza rodzina, choć silna i kochająca się, nie przetrwa tego testu. Jak wiele może zepsuć jeden człowiek... Siedziałam właśnie w pracy pochłonięta nowym projektem, gdy zadzwoniła moja komórka.

Zdziwiona popatrzyłam na ekran wyświetlacza, na którym wyświetlił się napis „szkoła”. „Co mogło się wydarzyć?” – pomyślałam szybko, zanim nacisnęłam na zieloną słuchawkę. Przez siedem lat, odkąd mój syn zaczął szkolną edukację, nikt nigdy do mnie nie dzwonił ze szkoły.

– Czy to mama Marcela? – usłyszałam.

– Tak – potwierdziłam szybko.

– Jestem dyrektorką szkoły pani syna. Pomyślałam, że powinnam o tym pani powiedzieć, chociaż może pani wie, o co chodzi… – zaczęła chaotycznie.

– Co się stało? – dociekałam nerwowo.

– Otóż wczoraj jedna z nauczycielek widziała, jak pani syn spotkał się z jakimś mężczyzną po szkole. Znamy doskonale ojca Marcela, więc to nie mógł być pani mąż. Sytuacja wyglądała podejrzanie, dlatego dziś porozmawiałam o tym z Marcelem. Przyznał się, że to był znajomy, ale nie mówił tego z przekonaniem. Proszę porozmawiać z synem – poradziła.

– Oczywiście porozmawiam z Marcelem – odparłam wystraszona, bo od razu w mojej głowie zrodziła się myśl, że mojego syna zaczepiał jakiś pedofil. – Dziękuję bardzo za informację. Nie mam pojęcia, kto to mógł być.

– Proszę w takim razie ostrzec Marcela przed konsekwencjami rozmowy z nieznajomymi – poradziła.

Zaraz po przyjściu do domu zapukałam do pokoju mojego trzynastoletniego syna. Ze słuchawkami na uszach uczył się chemii.

– Marcel, z kim ty dziś rozmawiałeś pod szkołą? – zapytałam bez ogródek, zamykając mu książkę i ściągając słuchawki.

– Pod szkołą? – zdziwił się. – Mama, a skąd ty wiesz, co ja robiłem pod szkołą?

– Pani dyrektor dzwoniła do mnie zaniepokojona – przyznałam się.

– O rany, oni mają jakieś schizy z tymi lękami przed zboczeńcami – roześmiał się, a mi serce zaczęło bić jeszcze mocniej. To czego ja się bałam, on sobie wypowiadał jak gdyby nigdy nic.

– Marcel, to nie żarty – ostrzegłam go.

– Jakiś facet zaczepił mnie i wypytywał o szkołę, bo chce do niej wysłać swoją córkę i wiesz... robił wywiad – powiedział.

Popatrzyłam na niego podejrzliwie.

– To wcale go nie usprawiedliwia. Może szukał pretekstu, żeby cię zaczepić. Następnym razem nie rozmawiaj z nim sam na sam – oznajmiłam.

To, co usłyszałam, brzmiało wiarygodnie i sensownie, więc wyszłam z pokoju syna uspokojona. Cieszyłam się też, że dyrektorka szkoły do mnie zadzwoniła. To znaczyło, że szkoła czuwa nad bezpieczeństwem uczniów.

Postanowiłam następnego dnia oddzwonić do niej, by jeszcze raz podziękować i wytłumaczyć, kim był ten mężczyzna, który rozmawiał z Marcelem. W najśmielszych przypuszczeniach nie sądziłam jednak, że to był dopiero początek całej sprawy.

Na samą myśl mnie zamroziło

Kilka dni później w sklepie spotkałam moją przyjaciółkę, której córka chodzi do tej samej szkoły, co Marcel.

– Cześć – ucieszyłam się na jej widok.

– Hej – pocałowała mnie w policzek. – Patrz, chyba ściągnęłam cię myślami, bo miałam do ciebie dzwonić – powiedziała.

– Chciałaś mnie zaprosić na kawę? Dobry pomysł – roześmiałam się.

– Nie, nie, chociaż kawa też mogłaby być. Miałam cię zapytać, czy u was wszystko w porządku… No wiesz, czy ty i Grzesiek jesteście jeszcze razem? – wyglądała na zmieszaną.

– Oczywiście! Co ci przyszło do głowy? Czyżbyś widziała go w jakiejś dwuznacznej sytuacji? – przestraszyłam się.

– Jego nie…, ale Marcela… i myślałam, że to może twój nowy facet integruje się z młodym – jąkała się koleżanka. – W takim razie, to pewnie ktoś z rodziny odbierał Marcela ze szkoły? – dopytywała.

– Odbierał Marcela ze szkoły? – powtórzyłam jak echo. – O czym ty mówisz? Przecież on od dawna już sam wraca do domu. Nikt go nie odbiera – wydukałam skamieniała.

– No to chyba musisz z nim porozmawiać – powiedziała. – Ten typ wyglądał nieciekawie – dodała.
Postanowiłam mężowi jeszcze o niczym nie mówić. Chciałam najpierw wyjaśnić sprawę z Marcelem. Niestety, w domu go nie zastałam.

– Poszedł uczyć się do Łukasza i ma spać u niego – wyjaśnił mi Grzesiek z błogim uśmiechem. – Mamy dom dla siebie – uśmiechnął się.

Udawałam, że wszystko jest w porządku, ale moje myśli krążyły wokół tego nieznajomego mężczyzny, który zaczepiał mojego syna.

– Skąd wiesz, że jest u Łukasza? – dopytywałam.

– No, był tutaj i poszli razem. A co ty taka podejrzliwa się zrobiłaś?

– Sprawdzę to, tak na wszelki wypadek – powiedziałam, wykręcając numer do rodziców kolegi Marcela.

Na szczęście ojciec Łukasza potwierdził, że chłopcy są u nich i uczą się razem. Nie mogłam doczekać się następnego dnia. Postanowiłam, że będę czekała na Marcela pod szkołą. Muszę na własne oczy zobaczyć, z kim on się spotyka.

Tuż po południu zaparkowałam w bezpiecznej odległości od szkoły i czekałam. O 14.00 mój syn pojawił się w szkolnej bramie, by zaraz potem skierować swoje kroki do pobliskiej kawiarni. Wysiadłam z samochodu i poszłam za nim. Idąc zastanawiałam się, czy nie powinnam jednak poinformować Grześka o całej tej sytuacji. Czułam niepokój na myśl, co tam zobaczę.

Podeszłam do witryny kawiarni i... 

Człowiek, który siedział z Marcelem był mi znany. Chwilę potrzebowałam na skojarzenie kto to. Wiem! To był Mirek, mój dawny chłopak, z którym byłam, zanim poznałam męża. Rozmawiał teraz z Marcelem, jak dobry znajomy, śmiali się. Weszłam do środka i podeszłam do ich stolika. Marcel spojrzał na mnie przestraszony, a Mirek dziwnie się uśmiechał.

– Marcel, natychmiast wracaj do domu – powiedziałam surowym tonem.

Chłopak wstał i wyszedł bez słowa.

– Mirek, co ty wyprawiasz? – zapytałam podniesionym tonem.

Nie wiedziałam, co jest grane.

– No, co? – zdziwił się. – Chcę bliżej poznać moje dziecko – wypalił.

– Jak to twoje dziecko? A co mój Marcel ma z tym wspólnego? – nie mogłam pojąć, o co mu chodzi.

– Marta, nie udawaj. Marcel ma trzynaście lat, my się rozstaliśmy jakieś czternaście lat temu. Umiem liczyć i łączyć fakty. Chyba nie powiesz mi, że twój mąż tak szybko zadziałał – roześmiał się. – Nie było mnie kilka lat w kraju, ale teraz wróciłem i mam zamiar odebrać, co moje.

– Marcel nie jest twoim synem. Nie zbliżaj się do mnie i do mojej rodziny, bo pożałujesz – ostrzegłam go.

Do domu wracałam roztrzęsiona. „Jak Mirek mógł tak wtargnąć w nasze życie. Co ja mam teraz zrobić? Co powiedzieć Marcelowi?” – zastanawiałam się. Widać było, że mój eks nieźle namieszał mu w głowie.

Nie miałam pojęcia, co mu powiedział, co obiecał... Wiedziałam, że zrobił to, by się na mnie odegrać. Kilkanaście lat temu rozstaliśmy się, bo Mirek zaczął kręcić jakieś szemrane interesy. Zerwałam z nim, żeby uniknąć kłopotów. Niektórzy mówili potem, że miał problemy z prawem. Kto wie, czy ta zagranica nie była zwykłą odsiadką.

Gdy wróciłam do domu, mąż czekał na mnie w bojowym nastroju:

– Możesz mi powiedzieć, o co chodzi z tym nowym ojcem Marcela? – syknął po cichu, żeby syn nie słyszał.

„A więc mleko się rozlało” – westchnęłam w myślach.

– Ktoś zrobił mi dowcip, ale już więcej nie zbliży się do nas – wyjaśniałam.

– I myślisz, że mi to wystarczy? – drążył dalej Grzesiek. – Jakiś facet, nachodzi Marcela, a ty mówisz, że to nic takiego? – denerwował się.

– Nie powiedziałam, że to nic takiego, tylko że już mu wszystko wyjaśniłam – próbowałam tłumaczyć.

– Nie wiem, Marta… Mam mętlik w głowie – wyznał Grzesiek. – Muszę to przemyśleć. Będę dziś spał w dużym pokoju.

Myślałam, że to wszystko mi się śni, że obudzę się i będzie tak jak dawniej – rodzinna sielanka. Ale, niestety, rzeczywistość była inna. Całą noc zastanawiałam się, co robić. Nagłe pojawienie się Mirka zburzyło nasz spokój domowy.

Jak mam go teraz przywrócić? Z drugiej strony, przecież to nie ja byłam winna. Równie dobrze jakaś kobieta mogłaby zapukać do naszych drzwi i powiedzieć, że ma dziecko z moim mężem. I ja na pewno bym jej nie uwierzyła.

Było mi bardzo przykro, że Grzesiek tak łatwo uwierzył w te wyssane z palca brednie jakiegoś wariata. Dlaczego mi nie ufa? Czy to znaczy, że te wszystkie lata razem nic dla niego nie znaczą?
Rano wstałam z myślą, że muszę zrobić badania genetyczne. Zabrałam szczotkę Marcela i poszłam do kliniki wyszukanej w Internecie. Nikomu nic nie powiedziałam. Wyniki miały być za tydzień.

Te siedem dni dłużyło się w nieskończoność

Niby rozmawialiśmy z Grześkiem, ale był między nami mur, którego nie mogliśmy pokonać. Marcel chodził obrażony. Nie pomogły moje tłumaczenia, że tamten człowiek zniknął z mojego życia wcześniej, niż pojawił się jego tata.

– Zresztą, synku, uwierz mi, nie chciałbyś takiego ojca. Masz wspaniałego tatę. Nie rań swoim zachowaniem mnie i jego – tłumaczyłam mu, ale wszystko na nic.

Nadszedł dzień odbioru wyników. Dokument potwierdził ojcostwo Grześka. Dla mnie to było oczywiste, ale jeszcze bardziej uświadomiło mi, że mąż przestał mi ufać. Wracałam do domu z uczuciami, których sama nie mogłam nazwać. Grzesiek czekał na mnie.

– Ciężki dzień? – zapytał.

–  Nie mniej cięższy niż wczorajszy – odparłam. – Mam wyniki badań genetycznych – podałam mu kopertę.

Wziął ją i... podarł

– Zwariowałeś? Wiesz, ile kosztują takie badania? – zdenerwowałam się.

– Nie – rzucił. – Ale wiem, ile warta jest nasza miłość i zaufanie – dodał, przytulając mnie do siebie. – Przepraszam. Poniosło mnie. Bardziej chyba z tego powodu, że ktoś śmiał zakłócać nasz spokój, niż żebym ci nie ufał. Przepraszam.

Z pokoju wyszedł Marcel. Musiał wszystko słyszeć. Podszedł do nas i wspólnie się objęliśmy. O mały włos nasza rodzina nie przeszłaby tej próby.

Czytaj także:
„Córka zaszła w pierwszą ciążę, gdy miała 18 lat. Teraz znów została sama z brzuchem, bo nie chciała ślubu. Ma za swoje”
„5 lat temu siostrzenica oddała mi córkę, gdybym jej nie wzięła, zostawiłaby ją do domu dziecka. Teraz chce ją odzyskać”
„Matka uważała mnie za świętoszkę, ale wyprowadziłam ją z błędu. Nie miała dla mnie czasu, to teraz niech się martwi”

Redakcja poleca

REKLAMA