„Mąż zadecydował, że będziemy spać osobno. Szybko okazało się, że beze mnie nie umie się już wysypiać”

Małżeństwo w sypialni fot. Adobe Stock, moodboard
Znienacka Piotrek zaczął cierpieć na bezsenność. Nie mógł spać, a gdy już zasnął, śniły mu się koszmary…
/ 23.06.2021 13:51
Małżeństwo w sypialni fot. Adobe Stock, moodboard

Kiedy żyje się z kimś przez 20 lat, trudno oczekiwać szczególnych dowodów miłości. Jak nie ma w małżeństwie zbyt wielu kłótni, jeśli obie strony chcą jeszcze ze sobą rozmawiać, śmiać się, czasem kochać, to znaczy, że wszystko jest dobrze. Borykając się z codziennością, zapominamy o wzruszeniach, chwilach uniesienia czy romantycznych gestach.

Zdarzają się jednak momenty, w których staremu, dobremu małżeństwu jakoś tak przypadkiem przydarza się coś, co wzrusza. Coś, co dowodzi, że wielka miłość przejawia się także w prozie życia. A zaczęło się od tego, że zepsuło nam się małżeńskie łóżko. Któregoś poranka Piotrek obudził się, ciężko stęknął, usiadł, a potem ledwo wstał. Trzymał się za plecy, a na twarzy malował mu się grymas niezadowolenia.

– Matko święta! Wyglądasz, jakby cię z krzyża zdjęli – powiedziałam.
– Chyba sprężyny nawaliły. Zobacz, tu jest dziura – odparł, odsłaniając prześcieradło. Rzeczywiście było wgłębienie.
– No jest. Ale żeby aż tak…
– To się sama połóż i sprawdź.

Mamy się kłaść osobno? Dziwaczny pomysł

Przeskoczyłam na jego miejsce i faktycznie poczułam, że jest problem. Piotrek przespał na tej dziurze jeszcze jedną noc, ale kiedy kolejnego ranka znów obudził się z obolałymi plecami, postanowił kupić nowe łóżko. Przypomniałam mu wtedy grzecznie, że nie mamy za bardzo pieniędzy, bo wszystko poszło na naprawę samochodu.
– Ale trzeba coś wymyślić, bo ja zwariuję z tą dziurą… – zirytował się.
– Może da się ją jakoś załatać, zreperować, przynajmniej na chwilę? Pomęczysz się ze dwa miesiące, a w tym czasie odłożymy na łóżko.
– To może ty się pomęczysz, jak jesteś taka mądra?! – warknął. – Proszę, możemy się zamienić stronami!
– Wiesz, że muszę spać od ściany, śpię tak od dziecka… – broniłam się.
Baśka, a może ja bym się po prostu przeniósł na ten czas na kanapę? – wymyślił nagle Piotr.
– Okej, jak chcesz… – odparłam bez przekonania, bo odkąd pamiętam, zawsze spaliśmy razem, nawet jak któreś z nas było chore.

Taką mieliśmy małżeńską zasadę. Piotrek jednak najwyraźniej nie zauważył niepewności w moim głosie. Jeszcze tego wieczoru przeniósł swoją pościel do dużego pokoju. Poszłam do niego przed snem, posiedziałam z nim trochę, pooglądaliśmy telewizję, ale po jakimś czasie wróciłam do sypialni. I muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie zasypiało mi się tak źle.

Wierciłam się na wszystkie strony, nie mogłam się wygodnie ułożyć. W końcu jednak zasnęłam i prawie nic mnie nie budziło. Dlatego rano czułam się zaskakująco dobrze. Nawet się mężowi nie przyznałam, że tak mi się dobrze spało – jeszcze by się obraził… Ale prawda była taka, że on zawsze mnie spychał, zajmował większość miejsca, a rano jeszcze miał pretensje, że kołdrę z niego ściągam. Tej nocy nie miałam tych problemów i wyspałam się za wszystkie czasy.

A jak spał Piotrek na swojej kanapie? Mogłam się tylko domyślić, ale zapytać się bałam. Od rana chodził bowiem taki zły, że nie śmiałam go zaczepiać. Warczał, wszystko go złościło, a oczy miał podkrążone jak po ulicznej bójce. Pomyślałam, że może poprzednie nieprzespane noce jeszcze dają o sobie znać, i ta jedna nie pomogła mu na razie zregenerować sił. Ale gdy przez kolejne trzy dni budził się w takim humorze, już wiedziałam, że chodzi o co innego.

– Piotrek, co się z tobą dzieje? Chodzisz jak struty, na wszystkich pokrzykujesz. Czemu nie możesz spać? Masz jakieś problemy? – spytałam w końcu.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Oj, nie udawaj! Przecież widzimy co się dzieje. W pracy coś nie tak? – nie dawałam za wygraną.
– A gdzie tam w pracy! – burknął.
– No to o co chodzi?
– A nic... – mąż machnął tylko ręką.
– Piotrek! – zdenerwowałam się.
Ale ja naprawdę nie wiem, dlaczego nie śpię – rozłożył ręce. – Najpierw ta dziura mnie męczyła, a teraz albo mi się śni coś okropnego, albo nie mogę zasnąć, albo się budzę bez powodu i kręcę na boki.
– Może tam jest jakaś żyła wodna… – zaczęłam się głośno zastanawiać. – Wiesz co, może przynieś sobie materac z piwnicy, ten dla gości, i rozłóż go w salonie. Tylko daleko od kanapy.

Mąż posłuchał mojej rady. Przytaszczył z piwnicy dwuosobowy materac, porządnie go wyczyścił i rozłożył sobie w innej części pokoju. Myślałam, że to rozwiąże problem, Piotrek w końcu obudzi się wyspany i przestanie nas dręczyć swoimi humorami. Jednak nie: kolejnego ranka znów wstał zły, a właściwie to już nawet rozżalony. Chciało nam się z niego trochę śmiać, gdyż chodził w kółko i narzekał, że ma depresję, bo jest niewyspany. Że już tydzień mija, odkąd porządnie się wyspał, i ma tego dość.

Trochę się pośmiałam, ale potem zaczęłam się martwić. To zdecydowanie przestawało być śmieszne. Mimo że rozłożył sobie materac w jeszcze innym pokoju, i tak kolejną noc postękiwał, gadał przez sen, a od trzeciej nad ranem zaczął się kręcić po domu. W końcu doszedł do wniosku, że musi sobie kupić jakieś leki nasenne. Poszedł do apteki, dostał coś tam bez recepty i wrócił nieco pokrzepiony.

Ale wkrótce okazało się, że te tabletki też nic nie pomagają. Owszem, zasypiał szybciej, jednak dalej mu się śniły takie same koszmary. Nadal się budził. Uznałam więc, że nie ma wyjścia – trzeba go zaprowadzić do lekarza. Kiedy mu to oznajmiłam, mocno się zdenerwował. Naskoczył na mnie, że przesadzam, wręcz histeryzuję, i za żadne skarby nie chciał się na to zgodzić. Ale mnie o coś poprosił:
– Basiu, a może ty byś ze mną spała na tym materacu w salonie?…
– We dwójkę na materacu?! Przecież będziemy się strasznie męczyć.
– Tylko przez jedną noc – błagał. – Będzie dobrze. Na węższych łóżkach spaliśmy przecież za młodu! Tym argumentem mnie przekonał.

Jak on mnie dręczy… Dłużej nie wytrzymam!

Jednak już wieczorem pożałowałam swojej decyzji. Piotrek zasnął, gdy tylko przyłożył głowę do poduszki, i spał kamiennym snem przez całą noc. Przewalał się na moją stronę, kładł na mnie raz rękę, raz nogę, i ciągle przytulał mnie z wielką zaborczością. Przypuścił przez sen taki atak, jakby okropnie się stęsknił za tym, że znów może mnie nocą podręczyć!

Męczyłam się ze dwie godziny, zanim w końcu zasnęłam. Rano byłam tak nieprzytomna, że nie wiedziałam, jak się nazywam. A on wstał jak odmieniony, niczym jakiś skowronek. Pogwizdywał pod nosem, podśpiewywał w łazience. Cholera mnie brała!
– Co się tak cieszysz? – burknęłam. – Chyba się w końcu wyspałeś?
– No tak, nareszcie bez jednego przebudzenia – odparł zadowolony.
– Mnie za to budziłeś cały czas. Nie będę z tobą spała na tym materacu.
– Nie ma potrzeby, bo weźmiemy jutro jakieś łóżko na raty – oświadczył mi triumfalnie. – Koniec tego męczenia się osobno. Musimy spać razem!
– Cieszę się, że doszedłeś do tego romantycznego wniosku, ale ja dzisiaj tak czy owak idę do sypialni.
– O nie, Baśka! Nie rób mi tego! Jestem pewny, że tak się męczyłem w tym salonie, bo nie było ciebie! – zawołał, a ja się uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. – Ty się nie śmiej, bo właśnie dzięki tobie się dzisiaj wyspałem. To twoja zasługa! Niech mnie piorun strzeli, jak żartuję. Jesteś mi potrzebna jak nikt inny na świecie!
Zrobiło mi się tak miło, że jeszcze tej nocy położyłam się z nim na materacu w salonie.

A po dwóch dniach przyjechało łóżko zamówione na raty, na którym teraz śpimy razem. Tak jak zawsze, tak jak od dwudziestu lat. Ja od ściany, a on z brzegu. Ja trochę nim przygnieciona, a on przekonany, że ściągam z niego kołdrę. I od tej pory Piotrek śpi jak niemowlę, jak suseł. Tylko lekko pochrapuje…

Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć

Redakcja poleca

REKLAMA