Starsi ludzie mówią, że przysłowia są mądrością narodu. Ja wprawdzie jeszcze do tych starszych nie należę, ale teraz, po tym wszystkim, co się zdarzyło w moim życiu, mogę tylko im przytaknąć. Żebym to ja wcześniej o tej maksymie pamiętała! A w zasadzie to nie o jednej, tylko o kilku.
Przede wszystkim, żebym sobie wzięła do serca, że „Mądry Polak po szkodzie”. Albo chociażby takie powiedzenie: „Głupi dwa razy płaci”. Bo ja za swoje błędy zapłaciłam nie raz, ale kilka razy. Pieniędzmi, straconymi nerwami i tym, co najważniejsze – swoim małżeństwem, rodziną. Drugi raz już nie dam się tak wmanewrować! Tylko czy dostanę drugą szansę od losu?
Małżeńskie trudności zaczęły narastać
Zanim to się wszystko zdarzyło, wiodłam normalne życie. Jestem mężatką od czternastu lat, mamy syna. W małżeństwie jak to w małżeństwie, różnie bywało. Kto przeszedł, ten wie – małżeństwo to nie jest droga usłana różami. Z drugiej strony, tak źle też nigdy nie było, jak to się nieraz słyszy u niektórych. Mój mąż nie pije, nie bije mnie... A że taki z niego trochę nudziarz? Ba, a pokażcie mi faceta po czterdziestce, który regularnie zaprasza swoją żonę na tańce czy w plener! To w bajkach chyba tacy królewicze się zdarzają.
Ja jednak widać, mimo czwartego krzyżyka, wciąż w bajki wierzę, bo ostatnio jakoś ta nasza domowa nuda mi się sprzykrzyła. Nic tylko dom, praca, dom, praca. A gdzie płomienne uczucie, a gdzie wypady we dwoje na łono natury, a niespodzianki, prezenty...? Mimo że dwoiłam się i troiłam, żeby jak najwyraźniej zasygnalizować Kazikowi, czego mi brakuje – wszystko to było jak grochem o ścianę.
– Kobieto, tobie naprawdę od tej telewizji w głowie się poprzewracało – powiedział mi raz. – Czternaście lat małżeństwa, ja haruję jak wół, żeby niczego nam nie brakowało, ptasiego mleka ci się chyba zachciewa. Jak ci się nudzi, to weź sobie młodego chłopaka, niech on tak robi jak ja, zobaczymy, jak długo pociągnie.
Tego już mi było za wiele! No bo powiedzcie sami, czy kochający mąż powiedziałby tak lekko, że jego żona może go zdradzić?! „Widać, że Kazikowi zupełnie już na mnie nie zależy! Albo po prostu uważa, że jestem za stara i za brzydka, żeby od niego odejść! A to się chłop zdziwi!”. Takie i jeszcze gorsze myśli po tej rozmowie zaczęły mi się lęgnąć w głowie, a wiadomo jak to jest – jak człowiek już zamiar poweźmie, to i okazja wkrótce się znajdzie. I w moim wypadku tak było.
Pokusa pojawiła się szybko
Siedziałam w domu, oglądając powtórkę jakiegoś durnego serialu, gdy usłyszałam dzwonek. Początkowo nie zamierzałam otwierać. Wiadomo, jak to jest. A to świadek Jehowy, a to akwizytor, a to z administracji... A kiedy człowiek ma mieć czas z nimi wszystkimi rozmawiać?! Tym razem dzwoniący był jednak wyjątkowo natarczywy. Po kilku sygnałach niechętnie podniosłam się z kanapy. Za drzwiami stał dość młody, w każdym razie młodszy od mojego męża, mężczyzna, który na mój widok uśmiechnął się szeroko.
– W czym mogę pomóc? – spytałam lodowato, bo intuicja podpowiadała mi, że to pewnie kolejny naciągacz, których dzisiaj przecież nie brakuje.
– Widzę, że szanowna pani ma nie najnowsze drzwi – zagaił mężczyzna, lustrując uważnie skrzydło i framugę.
Nie powiem, jego uwaga wcale a wcale mi się nie spodobała. Moje drzwi – moja sprawa. Miałam ochotę mu te drzwi zatrzasnąć przed samym nosem, ale wówczas on uśmiechnął się do mnie jeszcze raz i..., muszę powiedzieć, nieco zmiękło mi serce. Miał bardzo niebieskie oczy, rzadko spotykane u dorosłego człowieka, i naprawdę szczery, przyjazny uśmiech.
– Tak, słusznie pani się domyśla – zamrugał do mnie raz jeszcze tymi swoimi błękitnymi oczami – reprezentuję firmę wymieniającą armaturę drzwiową. Ale, ale, nie musi się pani obawiać – mężczyzna szybko zamachał mi przed twarzą dłonią i, choć gest był zaledwie przelotny, zdążyłam zauważyć, że nie nosi obrączki. – Do niczego nikogo nie zmuszamy. Sama sobie pani przeanalizuje naszą ofertę w zaciszu domowym.
Wcisnął mi w rękę gruby katalog. Nie zamierzałam poświęcać tej lekturze ani sekundy!
– Próżny trud – szybko oddałam mu katalog z powrotem. – Nie stać mnie na wymianę drzwi. Jak będę chciała, to sama sobie pójdę do sklepu...
– ... i zapłaci pani pośrednikom kosmiczne pieniądze – mężczyzna wszedł mi w słowo, nadal ujmująco się uśmiechając, jakby w ogóle niezrażony moim obcesowym zachowaniem. – Nawet pani sobie nie wyobraża, ile nasze drzwi – bo jesteśmy producentem stolarki – kosztują u pośredników! W takim na przykład – tu wymienił jeden z najbardziej znanych marketów budowlanych – zobaczy je pani po... – nie znam się na drzwiach, ale suma, którą wypowiedział, rzeczywiście była astronomiczna. Westchnęłam.
Prawdę mówiąc, wcześniej nie myślałam o wymianie akurat drzwi. Wiadomo, w starym mieszkaniu zawsze są pilniejsze wydatki. Ale skoro już taka okazja się nadarzyła... powoli zaczęłam „mięknąć”.
– I pewnie jeszcze mi pan powie, że oferujecie korzystnie oprocentowane kredyty? – dalej udawałam niezainteresowaną, ale mężczyzna najwyraźniej już mnie wyczuł, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Trafiła pani w sedno – powiedział zadowolony, że reprezentuje taką dobrą firmę, która i to może zaproponować klientom, i tamto. – A co by pani powiedziała na to, żebym wszedł na herbatkę i żebyśmy mogli sobie szczegóły omówić w pani przytulnym salonie? – mężczyzna zerknął do dużego pokoju. Nie miałam nic przeciwko temu.
Byłam wściekła na męża, a zresztą on ostatnimi czasy wracał tak późno z pracy, że dawno zarzuciłam zwyczaj czekania na niego z obiadem. Syn był na treningu i też mogłam się go spodziewać najwcześniej za dwie godziny. Zaprosiłam więc przystojnego sprzedawcę do środka. Kątem oka zauważyłam jeszcze, jak u mojej ciekawskiej sąsiadki z naprzeciwka otwierają się drzwi...
Będą z tego kłopoty. Jak cię widzą, tak cię piszą – przemknęło mi jeszcze przez głowę, ale byłam teraz zbyt zaprzątnięta niespodziewanym gościem, aby jeszcze zawracać sobie głowę sąsiadką. Mężczyzna, kiedy już wszedł do mieszkania, od razu wyciągnął do mnie rękę:
– Patryk jestem – powiedział.
Nie pozostało mi nic innego, jak też się przedstawić:
– Aneta – rzuciłam. – To co z tym kredytem? W sumie już dawno myśleliśmy z mężem o wymianie drzwi...
– Mężatka? – Patryk udał zdziwionego, tak jakby nie miał okazji jeszcze przy drzwiach zauważyć obrączki na moim palcu! – Szkoda – zrobił minę zbitego psa. – Przyznam, że liczyłem na miłe spotkanie sam na sam. Dawno żadna klientka nie wpadła mi w oko tak jak ty...
– E tam, pewnie mówisz to każdej – powiedziałam odruchowo, choć nie powiem, zrobiło mi się ciepło na sercu.
Proszę bardzo, taki przystojniak prawi mi komplementy, a Kazik uważa, że „ptasiego mleczka mi się jeszcze zachciewa”, bo on wszystko inne mi zapewnia!
– To co z tą umową kredytową? Pokażesz mi ją? Bo ja tak w ciemno to nic nie podpisuję – zastrzegłam się szybko.
– I bardzo dobrze, i bardzo dobrze – Patryk roześmiał się, jakby naprawdę pochwalał moją zapobiegliwość. – Teraz wszędzie pełno naciągaczy.
Sięgnął do teczki po umowę i wtedy doleciał mnie jego zapach. Używał naprawdę ślicznych perfum. Jakichś takich męskich i zniewalających. Nie to co mój mąż, który kupował najtańszą wodę toaletową w supermarkecie! Odruchowo westchnęłam. Patryk momentalnie to westchnienie podchwycił, bo odwrócił się w moją stronę ze współczującą miną. Jego błękitne jak lazur oczy znalazły się bardzo blisko mnie. Zdecydowanie za blisko...
– Jakieś kłopoty? – zapytał tym swoim ciepłym, rozumiejącym głosem.
– Wiesz... – usiłowałam zbagatelizować sytuację, ale czułam, że jeśli za chwilę nie poproszę Patryka, żeby wyszedł, stanie się coś nieodwołalnego. – Ten sam mąż od wielu lat, ta sama rutyna. A ty, nigdy nie byłeś żonaty? – zapytałam.
– Byłem – Patryk westchnął ciężko i oparł się wygodniej na kanapie.
– I co się stało? – zapytałam.
– Ona była zajęta swoimi sprawami, ja swoimi. Ona nie chciała dzieci, ja bardzo lubię maluchy – mówił teraz cicho, musiałam przybliżyć twarz, żeby w ogóle cokolwiek słyszeć. – To było kilka lat temu, nie chcę cię zanudzać – zastrzegł szybko, zanim zdążyłam pokręcić głową, że skąd, wcale mnie nie zanudza. – Tak, to ja podjąłem decyzję o rozstaniu – powiedział nagle stanowczo. – Uważam, że człowiek ma jedno życie. Nie wiem, co moja była żona teraz robi. Wierzę, że jest szczęśliwa.
Zdradziłam męża z akwizytorem
„Człowiek ma tylko jedno życie” – poczułam, że te słowa dudnią mi w głowie. Przed oczami przeleciały mi te wszystkie samotne wieczory, kiedy Kazik długo pracował, imieniny, na których klepał mnie po pupie i traktował jak stary taboret... Niedziele przed telewizorem... Prośby, żebyśmy w końcu gdzieś razem wyszli... „A może ja nigdy już nie przeżyję niczego innego?” – pomyślałam nagle. I właśnie wtedy, jakby czytając w moich myślach, Patryk pochylił się nad moimi ustami i...
Gdy wychodził ode mnie półtorej godziny później czułam się jak pijana. Wciąż byłam oszołomiona tym, co się stało. Nigdy wcześniej nie zdradziłam męża. Nie zdawałam sobie sprawy, że w ogóle jestem do czegoś takiego zdolna. To Patryk przypomniał mi właściwy powód swojej wizyty:
– Anetko, nie podpisałaś jeszcze umowy o tych drzwiach – szybko wyjął odpowiedni dokument z teczki. – Jak nie podpiszesz, to sąsiedzi będą plotkować, że nie wiadomo, co tyle czasu u ciebie robiłem – mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja zaczerwieniłam się na samo wspomnienie, „co on u mnie robił”. – Jak nie będziesz przekonana albo mąż nie zaakceptuje kosztorysu, to przecież zawsze możesz odstąpić od umowy. Będziemy w kontakcie.
To brzmiało rozsądnie. Złożyłam podpisy w odpowiednich miejscach. Potem opadłam na fotel jak szmaciana lalka. Dziwne, ale nie czułam wyrzutów sumienia. Raczej satysfakcję, że w końcu utarłam nosa temu mojemu zarozumiałemu mężowi! Satysfakcja szybko mi minęła... Kazik, jak tylko przyszedł, wziął się za analizowanie umowy. I mało go szlag nie trafił!
– Kobieto, podpisałaś coś takiego?! Przecież to najtańsze drzwi z supermarketu, a my płacimy za nie jak za zboże.
Łudziłam się jeszcze, że uda mi się rozwiązać niekorzystną umowę. Przecież Patryk zapewniał mnie, że „będziemy w kontakcie”. Oczywiście to było kłamstwo. Telefon Patryka nie odpowiadał, a kiedy przyszli fachowcy, by zamontować nieszczęsne drzwi, nawet oni nie kryli rozbawienia, że dałam się tak nabrać:
– A czemu szanowna pani nie zamówiła po prostu tych drzwi w sklepie? Byłoby taniej, bo tak to te raty szanowną panią zjedzą – skomentował jeden z nich.
Niestety, miał rację. Zobowiązanie ratalne, które tak ochoczo podpisałam, okazały się tak wysokie, że w sumie przepłaciłam za te drzwi trzykrotnie. I żeby jeszcze one były tego warte. Po miesiącu futryna się wypaczyła i drzwi wyglądają gorzej niż przedtem. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze, że ja nie potrafię utrzymać tajemnicy. W czasie kłótni... wszystko Kazikowi wyznałam, jak na spowiedzi.
Nie wiem, na co liczyłam
Że rzucimy się sobie w ramiona, on powie: „Wiem, że to przeze mnie, że to ja pchnąłem cię w ramiona przypadkowego człowieka”, a potem mi wybaczy i będzie jak dawniej? Oczywiście nic takiego się nie stało. Kazik był moim wyznaniem zszokowany.
A gdy ochłonął... kazał mi się wynosić z domu. Moja sytuacja jest więc nie do pozazdroszczenia. Mieszkam u rodziców, czekam na wezwanie na rozprawę rozwodową i jeszcze mam do spłaty kolosalne raty za drzwi. Czy może być gorsze położenie?
Aneta, 44 lata
Czytaj także:
„Majówka w Hiszpanii zmieniła moje życie na zawsze. Wróciłam do domu z brzuchem, bo taki miałam plan”
„Żona z Komunii córki chce zrobić małe wesele. Nie będę sponsorować jej głupich pomysłów za 40 tysięcy”
„Mój mąż zachowuje się jak fircyk w zalotach. Nie mogę znieść jego umizgów do sąsiadek, sprzedawczyń i nauczycielek”