Jest mi wstyd i straciłam resztki szacunku dla samej siebie. Jestem wyrodną matką i okropną żoną, ale zwyczajnie nie mogłam inaczej postąpić... Przez jeden błąd zniszczyłam życie mojej córce.
Mój mąż zawsze był narwany
Nie ma co ukrywać, nie był najlepszym mężem ani ojcem. Myślę, że dawno bym się z nim rozwiodła, gdyby nie to, że był jedynym żywicielem rodziny, a w dodatku zmusił mnie do podpisania intercyzy, która, w razie rozstania, zostawiałaby mnie z niczym. Oczywiście, przez wiele lat zupełnie nie pracowałam, bo Janusz mi nie pozwalał. Uważał, że moje miejsce jest w domu z dziećmi.
Nietrudno więc się domyślić, że wypadłam z branży, a moje szanse na znalezienie pracy, gdybym nagle jej potrzebowała, stale malały. Nie wiem, czy tego typu uwiązanie mnie do siebie sprawiało mu przyjemność, czy może dawało poczucie władzy. Cóż, byłam młoda i bardzo głupia. Wierzyłam, że jednak w głębi duszy mnie kocha, że się zmieni, że zmięknie, kiedy udowodnię mu, że należę tylko do niego i nie musi się martwić, że odejdę. Tak, Janusz był również szaleńczo zazdrosny.
Zdarzało się, że podjeżdżał pod moją pracę (gdy jeszcze ją miałam) i obijał twarze kolegów, którzy przynosili mi czekoladę na urodziny albo zapraszali na swoje imprezy. Wtedy wydawało mi się to nieco rycerskie.
„Musi mu na mnie bardzo zależeć, skoro jest gotów rzucić się na każdego, kto, choć spojrzy w moją stronę”, myślałam naiwnie. Dziś wiem, że nie było w tym niczego poza chorymi, niekontrolowanymi emocjami i ponownie potrzebą kontroli.
Nasze małżeństwo było udane...
Oczywiście, jeśli robiłam wszystko tak, jak Janusz sobie tego życzył. Gdy byłam pokorna, posłuszna i cicha, Janusz był dobrym mężem. Kupował mi prezenty, zabierał na wakacje, obdarowywał kwiatami. Ale kiedy coś nie szło po jego myśli, byłam tą najgorszą i nie wahał się obrzucać mnie najgorszymi znanymi ludziom epitetami.
– Dlaczego nie odejdziesz? Są fundacje, które pomagają takim kobietom jak ty. Masz rodzinę, masz mnie – pytała mnie przyjaciółka.
Była jedyną osobą, która znała prawdę o moim małżeństwie z Januszem.
– Bo się boję. Może i odejdę, ale kto wie, do czego on jest zdolny? Poza tym nie chcę, żeby dzieci musiały wyrastać w biedzie. Może i mają kiepskiego ojca, ale mają przyzwoitą matkę, wygodne życie, zapewnioną przyszłość... Przecież on im niczego nie da, jeśli odejdę. Z czystej zemsty – płakałam, tłumacząc swoje argumenty.
Agata nie rozumiała, ale na naciskała. Wiedziała, że to decyzja, którą muszę podjąć sama.
Gdy w domu panował względny spokój, czułam się bezpiecznie, ale nadal nie szczęśliwie. Zmęczona wieczną tęsknotą za prawdziwą miłością, czułością i troską, postanowiłam jej w końcu poszukać gdzieś indziej. Moja córka miała wtedy osiemnaście lat, a syn szesnaście. Tak, dopiero wtedy dojrzałam do tego, że nie jestem Januszowi winna żadnej wierności i że zasługuję w życiu na odrobinę przyjemności i ciepła.
Brakowało mi miłości
Krzysztofa poznałam w sieci, na portalu randkowym, na który logowałam się z sekretnego telefonu, który chowałam przed mężem w szafie z detergentami (czyli tam, gdzie nigdy nie zaglądał). Tak, to brzmi strasznie. Miałam sekretny telefon, bo moja historia przeglądania w komputerze mogła być w każdej chwili sprawdzona. Gdy raz ją wyczyściłam, po aktualizacji przeglądarki, Janusz natychmiast zrobił mi awanturę i oskarżył o zdradę.
Oskarżał mnie wielokrotnie, ale wiedziałam, że tak naprawdę w to nie wierzy, po prostu szuka pretekstu do podkreślenia, że należę do niego. Gdyby naprawdę był pewien, że go zdradziłam... Nawet nie wiem, co mogłoby się stać. To byłoby straszne.
Z Krzysztofem spotykałam się potajemnie. Mężowi mówiłam, że wychodzę do kina, biblioteki czy na zakupy. Dbałam o to, żeby nasze spotkania nie odbywały się zbyt często, bo Janusz na pewno natychmiast zacząłby coś podejrzewać. W przerwach między naszymi randkami potwornie tęskniłam, ale wiedziałam, że nie mogę zwiększyć częstotliwości schadzek. Dopiero Krzysztof pokazał mi, czym jest prawdziwa miłość, bliskość, przyjemność... Dowiedziałam się tego wszystkiego po czterdziestce.
Chociaż nasza relacja była jedynie namiastką prawdziwego związku, czułam się szczęśliwa. Krzysztof usilnie namawiał mnie, żebym odeszła od Janusza, obiecywał, że o mnie zadba, obiecywał, że nie da mu mnie skrzywdzić. Niestety, oprócz mnie były też dzieci.
– Kochanie, zadbam o was wszystkich, nie martw się – przekonywał mnie Krzysztof, ale ja wiedziałam swoje.
Janek coraz bardziej wdawał się w ojca, a Marysia była bardzo wrażliwa i bojaźliwa. Ojciec na pewno szybko by ją złamał albo szantażował, żeby wystąpiła w sądzie przeciwko mnie. Kreowałam w swojej głowie różne scenariusze tego, co mogłoby nastąpić, gdybym odeszła od męża – a co dopiero do innego mężczyzny. Wszystkie były zbyt przerażające, żebym mogła je zrealizować.
Odkryłam, że jestem w ciąży
Byłam w szoku. Ja, ponad czterdziestoletnia kobieta? Myślałam, że w tym wieku staje się to już skomplikowane. Obydwie ciąże z Januszem przyszły nam bardzo ciężko, mimo że miałam o prawie dwadzieścia lat mniej. Długo staraliśmy się o dzieci, zanim w końcu nam się udało. A teraz? Stara baba, kilka miesięcy romansu i już?
„Jezu, co ja teraz zrobię? Co ze mną będzie?”, myślałam w popłochu. Nagle zamieniłam się w jeden wielki kłębek nerwów. Moim ciałem szarpnęły torsje, które nie ustawały przez następny kwadrans.
Nie wiedziałam, czy to mdłości, jeden z symptomów ciąży, czy stres i przerażenie, które zaatakowały mój organizm niczym choroba. Z roztargnienia nie zauważyłam nawet, że nie pozbyłam się z łazienkowego kosza „dowodu zbrodni”. Testu ciążowego. Po prostu go tam zostawiłam i wyszłam z domu na spacer, żeby odetchnąć świeżym powietrzem i zastanowić się nad przyszłością.
Gdy wróciłam do domu, podjęłam już decyzję. Wiedziałam, że nie mogę urodzić tego dziecka. Nie mogę być w ciąży. Serce mi pękało, ale wiedziałam, że to jedyne rozwiązanie, aby uchronić się przed gniewem męża i kontynuować romans z Krzysztofem. Przekraczając próg domu, zastałam płaczącą córkę siedzącą w kącie pokoju i stojącego nad nią Janusza, który ryczał na nią ze wściekłością.
– Ty latawico! Ty gówniaro! Co za wstyd! Pan doktor i jego córka, nastoletnia matka?! Coś ty sobie wyobrażała?! – wrzeszczał mąż.
– Ale tato... Ja przysięgam... To nie moje – szlochała Marysia.
– A czyje?! Może starej matki?! Ty mnie masz za idiotę?! Myślisz, że nie wiem, jak nastolatki kłamią? Pakuj swoje rzeczy natychmiast i zabieraj się stąd. Ja cię z bękartem nie będę utrzymywał! Chciałaś być dorosła, to bądź! I tak masz już osiemnaście lat, proszę, droga wolna!
Nie przyznałam się
– Janusz, Boże drogi... To przecież dziecko... Uspokój się, porozmawiajmy... – próbowałam załagodzić sytuację, ale... nie stanęłam po stronie córki.
Janusz chyba nawet nie wpadł na to, że test może należeć do mnie. Jego zaborczość przeniosła się ostatnimi laty w całości na córkę, która była w „ryzykownym” wieku. Wiedziałam, że jedynym sposobem na uratowanie Marysi od gniewu ojca będzie przyznanie się do winy, ale... nie mogłam tego zrobić. Nie potrafiłam.
– Nie broń tej małej lafiryndy! Są decyzje, są i konsekwencje! Tak się nauczy dorosłości – krzyknął, a ja aż zadrżałam.
Córka tak bardzo bała się ojca, że faktycznie spakowała swoje rzeczy i, bez słowa sprzeciwu, wyszła z domu. Pobiegłam za nią.
– Kochanie, nie martw się, jakoś to odkręcimy – pocieszałam ją. – Pojedź do cioci Agaty, powiedz jej, że ojciec się wściekł i że uciekłaś. A potem pomyślimy. Ja ci wierzę, kochanie, wiem, że to nie był twój test. Trzymaj się, kochanie.
– Mamo, ale... jeśli nie mój, to czyj? – zapytała mnie córka przez łzy.
– A cholera jedna wie, może jakiejś dziewczyny Janka... – mruknęłam.
Córka pociągnęła ostatni raz nosem i poszła w stronę przystanku autobusowego, a ja patrzyłam, jak odchodzi i czułam się jak najgorszy człowiek świata. Wiedziałam, że Janusz, jak już sobie coś wmówi, nie zmieni zdania łatwo. Co jeśli pozbawiłam córkę wsparcia finansowego ojca i domu rodzinnego już na zawsze? Co jeśli Janusz nie uwierzy, że test nie należał do niej, nawet jeśli nie urodzi dziecka?
Co jeśli posądzi ją o to, że zrobiła zabieg za granicą albo gdziekolwiek indziej i jeszcze doniesie na nią na policję, żeby się zemścić? Boże, jak mogłam władować własną córkę w taką sytuację... Przez własne tchórzostwo i głupotę. Nie chcę, żeby córka płaciła taką cenę za mój błąd, ale co mam innego zrobić?
Czytaj także:
„Pojechałem za chlebem, kumpel opiekował się moją żoną. Tak dobrze mu szło, że zajął miejsce po mojej stronie materaca”
„Wierzyłam w bezinteresowną pomoc obcej kobiety. Okazało się, że to oszustka, kradnąca pieniądze chorym dzieciom”
„Przez 20 lat byłem wierny żonie. Gdy ją zdradziłem, okazało się, że ona wcale nie była lepsza. Miała swój powód”