„Mąż widział we mnie robota sprzątającego, więc powiedziałam >>basta, panie hrabio<<. Dała Bozia rączki? To sam sobie pierz”

kobieta postawiła się mężowi fot. Adobe Stock, JackF
„Wróciłam do domu i spojrzałam na śpiącego męża, który zostawił totalny bajzel po wizycie kolegów. Puszki po piwie zostały na stole, ubrania rzucił tam, gdzie je zdjął, a w kuchni leżała sterta niezmytych naczyń. Normalnie pewnie zabrałabym się za sprzątanie, żeby nie obudzić się w takim bałaganie, ale nie tego wieczoru!”.
/ 11.12.2022 07:15
kobieta postawiła się mężowi fot. Adobe Stock, JackF

– Halinka, słyszałaś, co wymyślił wójt? – Grażyna miała taką minę, że trudno mi było rozgryźć, czy to złe, czy dobre wieści. Nie miałam jednak wątpliwości, że bardzo emocjonujące.

Nadstawiłam od razu ucha, bo w naszej wsi rzadko dzieje się cokolwiek emocjonującego. A jeśli już, to zwykle ma to związek właśnie z wójtem. To on, ku powszechnemu zdumieniu, wziął udział w programie telewizyjnym, żeby znaleźć miłość. Choć jej tam nie znalazł, to od tamtej pory wciąż przyjeżdżały do niego jakieś kobiety z okolicznych wiosek, żeby zawalczyć o jego względy.

Andrzej nie był zainteresowany tym nagłym zainteresowaniem, szczególnie że większość adoratorek bardziej miała nadzieję na pokazanie się w telewizji niż na prawdziwe uczucie. Ostatnia z tych kandydatek budziła w naszej wsi szczególne zainteresowanie. Wójta najwyraźniej także interesowała, bo ludzie mówili, że już ze sobą zamieszkali, mimo że ta kobieta ponoć wciąż nie była rozwiedziona…

No dobra, też jej jestem ciekawa

– No, co z tym wójtem, mów! – pośpieszyłam Grażynę, bo zamiast przekazywać gorące plotki, zaczęła się rozbierać w przedpokoju i szukać swoich ulubionych kapci.

Kazałam jej wejść w butach, bo jeszcze nie myłam podłogi, więc nie przejmowałam się, że naniesie brudu. Zresztą nigdy się szczególnie nie przejmowałam. To ona była taką pedantką.

– Podobno organizuje babski comber w sali wiejskiej… – rzuciła Grażka.

– A cóż to takiego? Jakaś zabawa?

– No, zabawa! I to jaka. Ma być obiad, przekąski i ciasta, a do tego muzyka i tańce. I oczywiście żadnych facetów!

– No, zwariowałaś! Że niby skąd będą na to pieniądze?

– Będzie wstęp płatny.

Roześmiałam się, bo uznałam, że to jakaś głupota. Po co ktokolwiek miałby iść na wiejską imprezę bez chłopa i jeszcze za to płacić? Chyba zwariował przez tę nową babę. Grażyna spojrzała na mnie, zagryzając wargi z podniecenia i przestępując z nogi na nogę. Wiedziała coś jeszcze i nie musiałam prosić, żeby się dowiedzieć, bo aż ją korciło.

– Będą wszystkie kobiety z naszej wsi. I wcale nie dlatego, że mają ochotę spotkać się na pogaduchy i wino. Cały ten comber to jest pomysł nowej kochanki wójta!

Doskonale wiedziałam, że wszystkim aż jęzory uciekały z ciekawości, co to za jedna. W końcu nikt jej jeszcze nie widział, ale wszyscy już coś słyszeli. Wójt mieszkał na samym wjeździe do wioski, a jednocześnie w najbardziej ustronnym jej miejscu, więc nikomu nie udało się jeszcze kobity przyuważyć. Legendy o niej narosły jak wokół jakiejś telewizyjnej celebrytki. To, że jest mężatką, było zaledwie czubkiem góry lodowej radosnych plotek.

Niektórzy twierdzili, że jest zawodową tancerką i uczy tańca na rurze w Wałbrzychu. Pojawiły się też teorie, że ma całą szkołę tańca. Szczerze mówiąc, nie mogłam już tego słuchać, bo ostatnio, czy poszłam do sklepu, czy na pocztę – dowiadywałam się kolejnej rewelacji na jej temat.

– Dajcie babie spokój! To pewnie zwykła kobita, która zobaczyła Andrzeja w telewizji i przyjechała go poznać, a wszystkim od razu nie wiadomo co w głowie! – oburzyłam się.

Grażyna jednak siedziała, postukując nogą i czekając na moją odpowiedź.

– Nigdzie nie idę! Nie żywię się plotkami jak wy wszystkie – odpowiedziałam stanowczo, ale Grażynka z oburzeniem zastrzegła, że ona wcale nie plotkuje, tylko mówi, co słyszała, a na comber i tak już mnie zapisała i opłaciła mój wstęp jako prezent imieninowy. Nie mogła zrozumieć, jak mogę mieć opory, skoro wybierają się wszyscy.

– Będzie świetna impreza, zobaczysz. W końcu coś innego niż parafialny odpust. Aha, i trzeba się przebrać. W końcu to comber!

– No, tego mi jeszcze brakowało! Chyba w zasłonę się owinę – fuknęłam. – Mam akurat zieloną, to będę wyglądać jak boisko do piłki nożnej. Nikt się nie połapie, że to ja!

Grażyna zarechotała, bo sama nie wygląda lepiej. Wieczorem powiedziałam Waldkowi o wójtowym pomyśle, a on odparł, że już o tym słyszał. Skoro on już słyszał, to znaczy, że wiedzieli wszyscy, bo Waldek zwykle o wszystkim dowiadywał się jako ostatni. Myślałam, że uzna to za głupotę, podobnie jak ja, ale on zaczął namawiać mnie, żebym poszła, skoro idą inne kobiety.

– Przynajmniej nie będziesz mi potem marudzić, że nie masz tu co robić. A zawsze to tańsze niż wyjazd na zakupy do Wałbrzycha – powiedział niewzruszony z nosem w gazecie.

Dwie gwiazdy, obie brzydkie jak noc

Wyglądało więc na to, że chcąc nie chcąc, już stałam się częścią tej masowej euforii wokół imprezy, na którą wcale nie planowałam iść. Dwa dni później dowiedziałam się, że wielkoduszność Waldka nie była wcale bezinteresowna. Umówił się już z resztą słomianych wdowców na karty i wszyscy byli bardzo zadowoleni z faktu, że pozbędą się żon na cały wieczór.

Z tego wszystkiego zaczęłam poważnie się zastanawiać nad przebraniem. Impreza miała odbyć się w najbliższy piątek, więc musiałam się sprężać. Zaczęłam przeglądać szafę. Miałam jeszcze wiele starych ubrań z lat osiemdziesiątych, więc liczyłam na to, że uda mi się coś z nich stworzyć, ale nie było to łatwe, bo większość była za ciasna.

– W co ty się ubierasz, Grażynka?! – zapytałam załamana, kiedy sąsiadka wpadła do mnie z jakimiś siatami.

– Nie martw się, już ja nam wymyśliłam stroje. Będziemy gwiazdami.

– Mów, bo już się boję!

– No, mówię przecież, że gwiazdami. Mam czarną płachtę materiału, a na czoło damy opaskę z gwiazdą.

– Doskonały pomysł, zważywszy na to, że jesteśmy brzydkie jak noc! – zaśmiałam się, a Grażynka wyjęła z torby materiał i zaczęła go na mnie upinać.

Jako że ma smykałkę do krawiectwa, w ciągu kwadransa powstała piękna „duża czarna”. Kiedy zaczęła robić wykrój do swojej, ja zajęłam się wycinaniem gwiazdek z kartonu i folii aluminiowej. Nasze zainteresowanie combrem rosło z każdą minutą!

Następnego dnia wymalowane i wystrojone ruszyłyśmy pod rękę w stronę wiejskiej salki. Z każdej strony nadchodziły poprzebierane sąsiadki. Miałam wrażenie, że nie było żadnej kobiety we wsi, która nie zapisała się na comber. Nawet pani Ludwika, która w ubiegłym roku świętowała dziewięćdziesiąte urodziny, szła z laseczką i żartowała, że przebrała się za starą wiedźmę.

Wszyscy chcieli poznać tajemniczą miłość wójta, więc grzechem byłoby przepuścić taką okazję. „Nowa” jako organizatorka stała w wejściu. Nie dało się jej nie zauważyć. Miała na sobie kowbojski strój i kapelusz, spod którego widać było burzę rudych loków. Była szczuplutka i bardzo ładna. Nagle poczułam się w stroju gwiazdy wyjątkowo mało gwiazdorsko i miałam ochotę zawrócić, ale kowbojka podeszła się przedstawić.

– Cześć, dziewczyny. Jestem Matylda. Tak mi miło was poznać. Ty musisz być Halinka? Andrzej sporo mi o tobie opowiadał. Byliście razem w szkole?

– No… tak… a  kto nie był… To mała wioska – powiedziałam onieśmielona jej pewnością siebie.

– Andrzej uważa cię za bardzo postępową i nowoczesną kobietę.

– Poważnie?

– Nam także miło poznać! – wtrąciła Grażynka, mrożąc mnie spojrzeniem. – Fajnie, że zorganizowałaś ten comber. Dawno we wsi nie było żadnej imprezy.

– Od razu pomyślałam, że na pewno jest tu mnóstwo fajnych kobiet, a ja z kobietami zawsze trzymam sztamę! W Wałbrzychu prowadzę szkołę samoobrony i warsztaty dla pań. Kobitki muszą się trzymać razem, nie? Bo inaczej te łachudry czują się zbyt pewni siebie. A tak – jak mamy wsparcie, mamy siłę.

– Święta racja! – krzyknęła Grażyna.

– Nie, Halinka?

– No… święta – mruknęłam.

Usiadłyśmy z Matyldą przy jednym stoliku i usłyszałyśmy niemal całą historię jej życia. O ojcu, który wiecznie siedział w fotelu i oczekiwał, że mama będzie wokół niego skakać i wymieniać talerze z daniami. O byłym mężu, który wciąż tylko narzekał i ją krytykował, i o synu, którego wychowywała tak, żeby nigdy nie poszedł w ich ślady.

– Mój Maciek wie wszystko o kobietach, bo go nauczyłam. Wie, co to fiszbiny, zalotki i miesiączki! Lepi pierogi, przyszywa guziki i myje okna. Wcale to nie umniejsza jego wartości jako mężczyzny! Wręcz przeciwnie! Dziewczyna Maćka jest zachwycona, że ma partnera, który nie wstydzi się poprosić w aptece o podpaski.

Grażynka wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem, a ja ją szturchnęłam łokciem, żeby się uspokoiła. Wieczór się rozkręcał, a my jedząc i pijąc, dowiadywałyśmy się coraz więcej o Matyldzie i jej walecznej, feministycznej naturze. Im więcej od niej słyszałam, tym większą miałam ochotę się z nią zaprzyjaźnić i przejąć choć część jej strategii, żeby wypróbować ją we własnym ogródku. Dopiero te liczne przykłady męskich zachowań, których nie można tolerować, uświadomiły mi, na ile rzeczy przymykałam dotąd oko. Przecież mój mąż zachowywał się dokładnie tak samo!

– Waldek jest identyczny jak twój były i ojciec razem wzięci. Nie dość, że ciągle narzeka, to jeszcze oczekuje pełnej obsługi, bo przecież mamusia podsuwała mu wszystko pod nos!

– Wybacz, Halinko, ale w naszym wieku, obwinianie matek nie ma już sensu… Czas najwyższy, żeby żona ustaliła nowe zasady.

– Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić! – żachnęłam się. – A jak na to reaguje Andrzej? Nie przeszkadza mu to, że nie gotujesz i nie pierzesz jego gaci?! – wypaliła w końcu Grażynka po trzecim głębszym.

– Nie pytałam go o zdanie! Radził sobie beze mnie, a przecież szukał kobiety, a nie służącej! To ma kobietę z krwi i kości! Póki co nie narzeka… a jak zacznie, to ja się zwijam!

Wróciłam do domu i spojrzałam na śpiącego męża, który zostawił totalny bajzel po wizycie kolegów. Puszki po piwie zostały na stole, ubrania rzucił tam, gdzie je zdjął, a w kuchni leżała sterta niezmytych naczyń. Normalnie pewnie zabrałabym się za sprzątanie, żeby nie obudzić się w takim bałaganie, ale nie tego wieczoru! Byłam zbyt zmotywowana przez Matyldę i zamierzałam wprowadzić w nasze życie zmiany, o których usłyszałam! Następnego dnia rano wyszłam z domu i zostawiłam Waldkowi na stole karteczkę „Posprzątaj po sobie!”. Gdy wróciłam, nic się nie zmieniło.

– Miałeś posprzątać! – powiedziałam ostro, a on spojrzał beznamiętnie.

– Potem. Nie stresuj się, Halinka.

– Ależ ja się niczym nie stresuję. Po prostu informuję cię, że nie będę po tobie sprzątać – powiedziałam jasno, a on spojrzał na mnie w osłupieniu.

Nie był zły, raczej zaciekawiony…

Wiedziałam, że Matylda miała rację. Nie zamierzałam zrzucać na męża wszystkiego, lecz na wprowadzenie podziału obowiązków nigdy nie jest za późno! Początki wcale nie były łatwe. Okazało się, że Waldek nie zwracał uwagi na to, co się dzieje w domu do tego stopnia, że uszedł jego uwadze nawet fakt, że jego pranie przestało się robić samo, podobnie jak prasowanie i zmywanie naczyń, które od kilku dni piętrzyły się w zlewie, bo w zmywarce stały czyste.

Oczywiście mnie ten widok uwierał, ale znalazłam na to sposób. Przestałam tam w ogóle wchodzić. Jako że bałagan nie robił na starym wrażenia, musiałam sięgnąć po cięższą artylerię. W końcu nadszedł dzień (pierwszy, odkąd się pobraliśmy), kiedy jaśniepan miał nie dostać pod nos obiadu, i nie mogłam się wręcz doczekać jego reakcji.

– A ty coś się tak wystroiła? – mąż spojrzał na mnie przelotem, gdy kończyłam makijaż.

– Wychodzę z dziewczynami.

– Z dziewczynami?! – zaśmiał się głupkowato. – Halinka… z jakimi dziewczynami? Ty sobie ze mnie żarty stroisz? A gdzie obiad?

– Obiad dziś robisz ty. Ja wychodzę. Cześć! – oznajmiłam i zanim zabrakło mi odwagi, zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Oczywiście, tak jak się spodziewałam, dopadły mnie wyrzuty sumienia, że go tak zostawiam samego. Ale zgodnie z nowymi zasadami, miałam mieć te wyrzuty w nosie. „Oto nowa ja i niech się pan mąż szykuje, bo dopiero się rozkręcam!” – pomyślałam sobie.

Nie miałam zamiaru się łatwo poddać. Za wiele lat tolerowałam to jego okropne zachowanie. Wiecznie nadęty, wiecznie niezadowolony i wciąż tylko rzucający kolejne wymagania. Ileż to można znosić! Matylda ma rację! Koniec z tym! Wyszłam przed dom wciąż jeszcze bardzo przejęta swoim pierwszym od dwóch dekad buntem małżeńskim. Matylda z moimi dwiema koleżankami czekały już w samochodzie wystrojone i pachnące mieszanką perfum.

– I co? Udało się? A nie mówiłam?! Tylko bez żadnego: „Muszę już wracać, bo Władek głodny”– pogroziła mi palcem Matylda.

– Nie Władek tylko Waldek! – zaśmiałam się nagle rozbawiona.

– Zwał jak zwał. Piotrki, Leszki, Tomki! Wszyscy są po jednych pieniądzach.

– Racja! – przytaknęła Grażynka z tylnego siedzenia. – Babski comber czas zacząć. To będzie nasza nowa tradycja. Trzeba się trochę z domu wyrwać.

– Ale gdzie my właściwie jedziemy na ten comber? – Paulinka wciąż nie była przekonana, co do pomysłu wyrywania się z domu.

Nic dziwnego. Była w tym towarzystwie najmłodsza i miała jeszcze małe dzieci, więc w pierwszej reakcji zamierzała zorganizować do pomocy mamę albo siostrę. Matylda natychmiast wybiła jej ten pomysł z głowy.

– Właśnie o to chodzi, żebyś nikogo nie organizowała! – oświadczyła. – Jesteś na takim etapie związku, że jeszcze możecie zmieniać i ustalać zasady. Masz prawo wyjść z koleżankami, a on jest tatą dzieci tak samo jak ty ich mamą. Czy jak on gdzieś wychodzi, martwi się, kogo ci zorganizować do pomocy? No, nie! Dlatego i ty się nie martw – przekonywała.

Wiedziałam, że Matylda ma sporo racji, ale z drugiej strony jeszcze bliższy był mi sposób myślenia Pauliny. Łatwo mówić, że trzeba się wyrwać, jak tu jedno dziecko ma katar, drugiemu trzeba podać leki przeciwalergiczne, wyprasować ubrania i zrobić kolację. Matylda przyjechała z miasta i tam pracowała, więc patrzyła na to wszystko inaczej niż my. Wychowywałyśmy się w domach, w których tak samo postępowały prababcie, babcie i mamy. Trudno było nam uwierzyć, że można, a wręcz należy żyć inaczej! Powiedziałam o moich wątpliwościach głośno, a Matylda spojrzała na nas wszystkie i spokojnie odpowiedziała.

– Dziewczyny. Nie będziemy robić nic złego! Napijemy się po drinku, zrelaksujemy i wrócimy do domu. A za dwa tygodnie pojedziemy do spa, zrelaksujemy i wrócimy do domu. A później do kina! I do teatru! I na koncert! I zawsze będziemy wracać do domu. Aż w końcu starzy się przyzwyczają, że wy też macie życie. I wierzcie mi lub nie, ale to będzie tylko zmiana na lepsze. Oni wychodzą na mecze do kolegów? Wychodzą. Na karty? Na ryby? Wychodzą! Nam też się tak samo należy!

Poczułam się jak za dawnych czasów

– Wiesz co, Matylda? Masz rację! Jedziemy! – powiedziałam, a dziewczyny skinęły głowami.
Cały wieczór spędziłyśmy w przemiłej atmosferze, upajając się wolnością. A kiedy wróciłam do domu, zastałam Waldka po raz pierwszy w życiu w kuchni wyjmującego naczynia ze zmywarki, a w lodówce stała zapiekanka z obiadu.

– A więc ty umiesz gotować? – zaśmiałam się, trochę rozluźniona drinkami.

– No… umiem. Gadałem z Mietkiem i Marianem. Andrzej powiedział im, że z Matyldą nie wygramy – westchnął i miałam wrażenie, że nie jest zły, tylko zaciekawiony tym, co się dzieje.

– To prawda, twarda z niej zawodniczka – uśmiechnęłam się. – To co? Odgrzejesz mi tę zapiekankę?

– Ba! Jest rewelacyjna! Siadaj. To powiedz, co wy tam robiłyście… – zagaił, a ja poczułam się jak za dawnych czasów, gdy jeszcze lubiliśmy ze sobą rozmawiać.

Aż trudno mi w to uwierzyć, ale od czasu, gdy zaczęłyśmy wychodzić, wszystkim nam zaczęło się lepiej układać w związkach. Jakbyśmy takie zbuntowane i waleczne stały się dla facetów bardziej interesujące. Przez kolejne miesiące byłyśmy w wielu interesujących miejscach i naprawdę świat się nie zawalił. 

Czytaj także:
„Narzeczony tak bardzo się zaangażował w pomoc mojej koleżance, że wylądował w jej łóżku. Wstrętna ona, wstrętny on...”
„Wyjechałam do uzdrowiska, by wyrwać jakieś ciasteczko. Już pierwszego dnia miałam kilku chętnych. Później odkryłam, dlaczego”
„Kocham swoje dzieci, ale bycie matką nie jest całym moim światem. Kiedy siedziałam z nimi w domu, nienawidziłam siebie”

Redakcja poleca

REKLAMA