Ja i Adam wiedliśmy uporządkowane, skromne życie. Nie pławiliśmy się w luksusach, ale też nasza sytuacja finansowa nie była najgorsza. Sprawnie dzieliliśmy się obowiązkami – również tymi związanymi z wychowywaniem synka. Alanek niedawno zaczął swoją przygodę z przedszkolem.
Był naszym oczkiem w głowie, pełen radości i energii. Wszystko układało się dobrze. Naiwnie sądziłam, że tak już zawsze będzie i nic nie zburzy naszego spokoju. Niestety, przekonałam się, że niczego nie wolno brać za pewnik – a już na pewno nie drugiego człowieka, nawet jeśli jest to własny mąż. Okazało się, że wcale go nie znam. Do głowy by mi nie przyszło, że jest zdolny do manipulacji, które miały na celu zrobienie ze mnie służącej.
Nasze życie wywróciło się do góry nogami
Któregoś dnia, niespełna godzinę po dotarciu do pracy, odebrałam telefon od męża. Widząc jego imię na wyświetlaczu smartfona, zdziwiłam się. Adam nigdy bowiem nie miał w zwyczaju dzwonić o tej porze.
– Jestem w szpitalu – lakoniczna informacja sprawiła, że nogi się pode mną ugięły.
– Co się stało? – słowa ledwo przechodziły mi przez gardło.
– Zawiozłem Alanka do przedszkola i zasłabłem – jego głos brzmiał mizernie.
– Jezus Maria, co się dzieje? – wpadłam w panikę.
– Przyjedź, proszę cię – wyszeptał błagalnie, a ja zrozumiałam, że najzwyczajniej w świecie się boi.
Zagadałam z szefem, który na szczęście wykazał się ogromną wyrozumiałością. Pragnęłam jak najprędzej znaleźć się w szpitalu. Nie byłam w stanie zapanować nad gorączkowymi myślami. Bałam się usiąść za kółkiem, w związku z czym zamówiłam taksówkę. Na miejsce dotarłam pół godziny później. Kiedy zobaczyłam Adama, miałam ochotę się rozpłakać. Wyglądał strasznie – blady, przerażony i cały spocony. Dowiedziałam się, że właśnie czeka na koronarografię.
– Miałem zawał – chwycił mnie za rękę.
– Jak to? Mój Boże, i co teraz będzie… – nie dowierzałam w to, czego się właśnie dowiedziałam.
– Kochanie, błagam, nie zostawiaj mnie – miał łzy w oczach.
– Chyba oszalałeś – zrobiło mi się duszno. – Jestem tu z tobą.
Niedługo potem zabrano go na zabieg. Nie trwał długo, ale ja miałam wrażenie, że była to cała wieczność. Zatelefonowałam do mamy z prośbą o odebranie małego z przedszkola. Dowiedziawszy się, co się wydarzyło, zaczęła panikować – tak zwykle reagowała na stresujące sytuacje. Oznajmiłam, że pogadamy później, bo na razie muszę ogarnąć kilka spraw – wrócić po samochód, pojechać do domu, spakować Adamowi trochę rzeczy i zawieźć je do szpitala. Działałam niczym na autopilocie i sama nie mam pojęcia, jak w ogóle przetrwałam ten feralny dzień.
Adam spędził w szpitalu 2 tygodnie
Gdyby nie pomoc mojej mamy, nie poradziłabym sobie. Raptem wszystko spadło na moje barki. Mąż był wycieńczony, a poza tym nie mógł się przemęczać. Lekarz powiedział, że do aktywności powinien wracać powoli. Nie było innego wyjścia, jak przyjąć to do wiadomości i dostosować się do zaleceń. Obiecałam sobie, że stworzę Adamowi jak najlepsze warunki do zdrowienia. Bardzo mu współczułam, więc chciałam być dla niego idealną żoną.
– Kochanie, co ja bym bez ciebie począł – wzdychał ze zbolałą miną.
– Przejdziemy przez to razem – starałam się go pocieszać.
Nieważne, że ze zmęczenia sama padłam na twarz. Liczył się tylko Adam i jego komfort. W końcu zawał to naprawdę poważna sprawa – zmienił nasze funkcjonowanie o 180 stopni. Mąż nabierał sił, a ja się dosłownie zarzynałam, żeby mu dogodzić. Szkoda, że wtedy nie wiedziałam, że sprawy przybiorą fatalny dla mnie obrót, ale przecież nie mogłam tego przewidzieć.
Adam ciągle narzekał na to, że się nie czuje najlepiej, pomimo że badania niczego nie wykazywały. Kiedy wystawione w szpitalu zwolnienie dobiegało końca, mąż oznajmił, że nie da rady wrócić do pracy i zamierza dłużej zostać w domu. Lekarze przepisywali kolejne leki, a jemu nic się nie polepszało. Co gorsza, popadł w przygnębienie, nic go nie cieszyło.
– Wiesz, kochanie, chyba mam depresję – oznajmił któregoś dnia.
Skonsultował się z psychiatrą i kardiologiem, a w kategorii „lekarstwa” w naszym budżecie domowym pojawiły się nowe pozycje. Tymczasem pieniądze znikały z konta w błyskawicznym tempie, bo przecież Adam musiał o siebie dbać i dobrze się odżywiać. Ja z kolei nie miałam wyjścia – ogarnianie wszystkich obowiązków, włącznie z opieką nad Alankiem, przerastało mnie, więc mama załatwiła niedrogą opiekunkę.
Mama nie zawsze mogła zostać z wnukiem, a ja nie miałam prawa nieustannie prosić ją o wsparcie. W końcu doszło do tego, że zaczęłam się rozglądać za dodatkowym zajęciem. Każda wizyta w aptece była jednoznaczna ze sporą kwotą do zapłacenia. Czułam, że choroba Adama wysysa ze mnie wszelakie siły, ale zdrowie męża było w zaistniałych okolicznościach priorytetem. Powtarzałam sobie, że to przejściowe i jeszcze trochę, a wszystko zacznie powoli wracać do normy.
Pewnego wieczoru, przygotowując kolację dla rodziny, dostrzegałam w koszu na śmieci kilka tabletek. Były to leki Adama. Nie zapaliła mi się czerwona lampka, aczkolwiek zapytałam męża o to, dlaczego jego lekarstwa walają się w śmietniku.
– A to nic takiego – machnął lekceważąco ręką – wypadły mi z pojemniczka i się ubrudziły, dlatego je wyrzuciłem.
– Aha, OK – uwierzyłam mu na słowo.
Trwonił pieniądze na zakłady
Potem jeszcze dwukrotnie znalazłam leki Adama – pod łóżkiem w sypialni i w łazience, niespuszczone w toalecie. Ilekroć go pytałam, czy na pewno łyka swoje tabletki, tylekroć odpowiadał, że tak. Nie mogłam go pilnować – nie był małym dzieckiem, lecz zaczęło mi się to wydawać podejrzane. Niemniej zagłuszałam intuicję, wynajdując tysiące wymówek tłumaczących Adama. Wreszcie nadszedł dzień, kiedy jego manipulacje wyszły na jaw, a stało się to dzięki… Alankowi.
– Mamusiu, a ja dziś tatusia widziałem – pochwalił się synek, gdy odebrałam go od mamy i wracaliśmy do domu.
– Tatuś jest chory, na pewno ci się zdawało, misiaczku – pogłaskałam go po ciemnej czuprynie.
– To był tatuś – nadąsał się Alanek.
– No już dobrze – chciałam go udobruchać – wierzę ci. Niech to będzie nasza mała tajemnica, co ty na to?
– Dobrze, mamusiu – przytaknął mały. – Zrobisz tatusiowi niespodziankę?
– Tak, najdroższy, więc ani słowa – przyłożyłam wskazujący palec do ust i zaproponowałam, że pójdziemy na lody.
W środku cała się gotowałam, ale przy dziecku nie mogłam dać upustu emocjom. Podjęłam decyzję o zabawieniu się w detektywa.
Przez jakiś miesiąc dyskretnie szpiegowałam Adama. Wyniki mojego śledztwa okazały się zatrważające. Po pierwsze – miał kochankę. Była nią młoda kobieta mieszkająca w sąsiednim bloku. Miała zmianową pracę, więc nie widywali się codziennie. Gdy po raz pierwszy ujrzałam ich razem, miałam ochotę wyskoczyć z samochodu i go zamordować. Wiedziałam jednakże, że muszę zachować zimną krew. Auto pożyczałam do zaufanego kolegi z pracy, który jako jedyny wiedział o sprawie.
Serce mi pękło
Nie omieszkałam rzecz jasna popstrykać trochę zdjęć. Po drugie – pieniądze, które miały iść na prywatną terapię, mąż przeznaczał na przyjemności, zarówno kochanki, jak i swoje. Obstawiał zakłady. Przypuszczałam, że zataił przede mną fakt posiadania konta, ale nie sądziłam, że jest na tyle głupi, żeby pieniądze trzymać w domu. Znalazłam kryjówkę i zabrałam wszystko, co w niej znalazłam – czyli ok. 2 tysięcy złotych.
Z tych pieniędzy opłaciłam przygotowanie i złożenie pozwu o rozwód – naturalnie z orzeczeniem o winie. Serce mi pękało, ale miałam stuprocentową pewność co do tego, że nie chcę być dłużej z człowiekiem, który mnie tak potraktował.
Czytaj także:
„Chciałem pomóc koledze w potrzebie, a on wpuścił mnie w kanał. Mógł mnie przewieźć do wieczności albo do puszki”
„Córka myślała, że po studiach od razu zostanie prezeską firmy. Nie znała życia i siedziała na moim garnuszku”
„Nasza gosposia zamiast pucować dom, podrywała ojca. Cwaniara chciała za wszelką cenę zająć miejsce mamy”