„Mąż tyrał na 2 zmiany, a pieniędzy nie przybywało. Do domu kupował mielonkę, a kochance podsuwał francuskie sery”

mężczyzna na zakupach fot. Adobe Stock, JackF
„Francuskie sery, włoskie wędliny, bagietki, luksusowe czekoladki, humus, prawdziwy szampan. Rachunek z delikatesów mówił sam za siebie. O nie, tak to my się bawić nie będziemy. Mąż kupował kochance luksusowe rzeczy, a dzieciom znosił najtańszą mielonkę. Teraz zadbam, żeby się na nim zemścić”.
/ 21.05.2024 19:00
mężczyzna na zakupach fot. Adobe Stock, JackF

Ze Stefanem niedawno obchodziliśmy dwudziestą rocznicę ślubu. Pobraliśmy się młodo – ja miałam zaledwie dziewiętnaście lat, on dwadzieścia jeden. Ale byłam w ciąży, dlatego zdecydowaliśmy, że musimy stworzyć rodzinę. Byliśmy młodzi, zakochani i zupełnie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak wygląda dorosłość. Oboje prosto spod opiekuńczych skrzydeł rodziców trafiliśmy do rodzinnego kieratu.

Dzięki mamie zdobyłam dyplom

Agnieszka była naprawdę wymagającym dzieckiem. Wciąż płakała, chciała, żeby cały czas ją nosić. Do tego doszły problemy zdrowotne, bo nasza córcia miała problemy z nóżką i musiała nosić specjalne buty ortopedyczne. Jak udało się nam przetrwać ten najtrudniejszy okres?

Myślę, że tylko i wyłącznie dzięki mojej mamie. Na wieść o mojej ciąży zadeklarowała, że nam pomoże i dotrzymała słowa. Ojciec całkiem dobrze zarabiał, dlatego po narodzinach wnusi wzięła urlop na podreperowanie zdrowia w szkole, gdzie pracowała jako nauczycielka i pomogła mi ogarnąć codzienność.

To tylko dzięki niej skończyłam zaoczne studia. Nawet gdy wróciła do pracy, ustaliła sobie grafik w taki sposób, aby jak najwięcej pomagać mi z małą.

– Ty córcia musisz dalej się uczyć. Jesteś zdolna, nie możesz zostać bez dyplomu. Wiem, że Stefan deklaruje, że cię utrzyma, ale z mężczyznami różnie bywa. Raz jest lepiej, raz gorzej, dlatego zawsze warto mieć własne pieniądze – powtarzała, gdy nie miałam siły uczyć się do kolejnych egzaminów.

Dyplom na ekonomii obroniłam z dwójką dzieci na pokładzie, bo w międzyczasie na świat przyszedł jeszcze Bartek. Ile to wszystko mnie kosztowało, wiem tylko ja. Ale po zdarzeniach, do których właśnie doszło, jestem niesamowicie wdzięczna mamie, że nie pozwoliła mi spocząć na laurach i niemal siłą zmusiła, żebym zdobyła porządny zawód.
Dzięki temu teraz nie zostałam na lodzie.

Mam pracę w biurze rachunkowym, rozliczam dodatkowo firmy dwóch koleżanek na umowę o dzieło i jestem w stanie utrzymywać siebie i dzieciaki bez żebrania o każdą złotówkę od męża. Zresztą, sprawa rozwodowa jest już w toku, a ja postaram się, żeby Stefan zapłacił porządne alimenty na dzieciaki.

Zadbam o swoje dzieci

Aga już studiuje i potrzebuje pieniędzy na wynajem pokoju oraz codzienne wydatki. Nie pozwolę, żeby przez głupotę swojego ojca była zmuszona porzucić studia i iść do pracy. Owszem, córka dorabia sobie w pewnej fundacji, ale to dla zdobycia doświadczenia i kilku dodatkowych złotych na własne wydatki. Na co dzień jednak skupia się głównie na nauce i uważam, że na razie tak powinno być.

Bartek chodzi do liceum i planuje studia na filologii angielskiej. Syn ma ogromny talent do języków i też nie pozwolę, żeby spoczął na laurach, bo rodziców nie stać na korepetycje i dodatkowe zajęcia.

– Jasne, że opłacimy ci dalsze lekcje hiszpańskiego. Nie martw się dziecko, to jest nasz obowiązek, a ty masz się tylko uczyć – powiedziałam, gdy ostatnio przejęty zapytał, co z jego czesnym w prywatnej szkole językowej.

– Ale mamo, wiem przecież, że teraz u nas krucho z kasą…  – zaczął protestować nieśmiało. – Może lepiej by było gdybym na jakiś czas odpuścił sobie te lekcje – mówił, ale widziałam, że w jego oczach maluje się smutek.

– Nie ma mowy – powiedziałam stanowczo. – Zostaje tak, jak jest – dodałam już nieco łagodniejszym tonem i próbowałam go przytulić, ale syn, jak to siedemnastolatek, sprawnie wymigał się od matczynych czułości.

Udały mi się te dzieci, oj udały. Obiecałam sobie, że będę walczyć jak lwica o ich przyszłość i zmuszę Stefana, żeby również wypełniał swoje ojcowskie obowiązki względem nich. To nic, że teraz jest zajęty swoją młodą kochanką, która jest zaledwie kilka lat starsza od naszej Agusi.

Mąż zaczął pracować po dwie zmiany

Całe zamieszanie zaczęło się niecały rok temu. Mąż zaczął coraz więcej pracować. Stefan jest kierowcą w firmie zajmującej się przewozem osób. Nigdy nie narzekaliśmy na jego zarobki. Chłop ma naprawdę uczciwego szefa, który dobrze płaci swoim pracownikom. Dodatkowo pozwala im sporo dorobić na weekendowych wyjazdach na wycieczki czy imprezy okolicznościowe. Wyjazd na wesele, firmową imprezę integracyjną czy zagraniczną wycieczkę szkolną nie raz uratował nasz domowy budżet.

Z mężem mamy to szczęście, że nigdy nie musieliśmy spłacać kredytu za mieszkanie. Ja dostałam całkiem ładny domek po babci położony na obrzeżach naszego niewielkiego miasteczka. Rodzice i teściowie pomogli nam w remoncie, dlatego ominęło nas mozolne dorabianie się. Gdy mąż oświadczył jakiś czas temu, że musimy zacząć oszczędzać, naprawdę byłam zdziwiona. Owszem, nie byliśmy żadnymi krezusami, ale żyliśmy sobie spokojnie na przyzwoitym poziomie i niczego nam nie brakowało.

– Wiesz Danka, wszędzie kryzys. Szef też obniża stawki i nie daje premii. Koniecznie muszę brać dodatkowe kursy, żeby wychodzić na swoje – powiedział mąż podczas obiadu.

– Jest aż tak źle? Przecież Kamil ma dużo zleceń i nigdy nie oszczędzał na pracownikach – naprawdę nie mogłam uwierzyć, że nagle firma wpadła w takie tarapaty.

– Wtedy były inne czasy. Teraz inflacja zżera wszystko, benzyna droga, a ludzie za bilety dużo płacić nie chcą. No i liczba wycieczek też spada – mówił.

No cóż, skoro tak wygląda sytuacja, to musimy się po prostu dostosować. Stefan zaczął brać dodatkowe kursy i szybko zrobiła się z tego praktycznie druga zmiana. Często wychodził wcześnie rano i wracał późnym wieczorem. W domu brał jedynie prysznic i kładł się do łóżka.

Spędzał całe dnie w robocie

Najdziwniejsze jednak było to, że minął miesiąc i kolejny, a Stefan wcale nie przynosił do domu dodatkowych pieniędzy. Wyliczyłam, że pracuje po ponad 12 godzin dziennie, bierze wyjazdy niemal we wszystkie weekendy, a jego pensja, zamiast rosnąć, to spada. Na nasze wspólne konto, wpływały kwoty, które były niższe niż kiedyś.

– Nie wiem, co jest grane – w końcu umówiłam się na szczerą rozmowę z siostrą. – Stefan pracuje jak szalony, na dwa etaty, a pieniędzy mamy coraz mniej – żaliłam się. – Do tego zaczął wyliczać mi zakupy.

– Ale jak zakupy? Znaczy, że sprawdza ci paragony? – Ola w ogóle nie rozumiała, o co mi chodzi.

– Tak. Owszem, dawniej czasami pokręcił nosem na coś droższego, ale teraz ma pretensje nie o kolejną torebkę czy perfumy, ale nawet o podstawowe wydatki. Ostatnio stwierdził, że powinnam polować na promocje, bo za dużo wydaję w supermarkecie. Czy to jest normalne?

– No nie jest. Zresztą, znam cię od zawsze i wiem, że ty kupujesz naprawdę rozsądnie. Na pewno nie przepłacasz i nie wydajesz na prawo i lewo na jakieś fanaberie.

– No właśnie, a on zachowuje się niczym szalony – dopierodopiero gdy wypowiedziałam to na głos, uświadomiłam sobie, że zachowanie mojego męża zrobiło się naprawdę absurdalne.

Stefan zaczął znosić do domu konserwy z kończącym się terminem ważności. Ostatnio kupił mielonkę i powiedział, że jest równie dobra jak nasza ulubiona szynka i nie ma sensu przepłacać. Ale na litość boską. Nie jesteśmy jeszcze w takich tarapatach finansowych, żeby oszczędzać na jedzeniu i żywić nastoletnie dzieci tanimi rzeczami z kończącym się terminem ważności.

– A może on ma kochankę i to właśnie u niej lądują wasze pieniądze? – w kolejny weekend powiedziała Olka, a ja uświadomiłam sobie, że coś może być na rzeczy.

Nasze pieniądze lądowały u kochanki

Przeprowadziłam krótkie śledztwo w przedsiębiorstwie, gdzie zatrudniony był mój mąż. Na szczęście od dawna przyjaźniłam się z dziewczyną, która prowadziła ich księgowość. I okazało się, że moja siostra ma rację. Stefan zaczął spotykać się z młodą stażystką, która ledwie skończyła studia.

Kamila to wymagająca dziewczyna – jakaś kuzynka jego szefa pochodząca z majętnej rodziny. Randki z taką laską naprawdę dużo kosztowały. Kwiaty, prezenciki, wycieczki, wyjścia do drogich restauracji miały swoją cenę. Nic więc dziwnego w tym, że pensja mojego męża topniała w zastraszającym tempie. A że dogadał się z kierownikiem, dodatkowe premie, przelewali mu na inne konto, do którego ja nie miałam dostępu.

Do tego on wcale nie brał wielu nadgodzin. To była tylko wymówka dla mnie, żeby mógł spędzać czas ze swoją młodą kochanką i świetnie się z nią bawić. Ale fakt zdrady nie wkurzył mnie tak bardzo jak… rachunek z drogich delikatesów, który znalazłam w kieszeni marynarki męża. Francuskie sery, włoskie wędliny, owoce morza, luksusowe czekoladki, humus, prawdziwy szampan.

To swoim własnym dzieciom znosił tanie mielonki i inne świństwa, a tej flądrze kupował najdroższe produkty, po które jeździł do jakiegoś luksusowego sklepu w K.? O nie, tak to nie będzie. Zrobiłam mężowi ogromną awanturę i wyrzuciłam go z domu. Teraz czekam na rozwód i zrobię wszystko, żeby zasądzili mu jak najwyższe alimenty. Nie pozwolę, żeby dzieci musiały zmieniać życiowe plany przez nieodpowiedzialność ojca.
Ciekawe, czy Kamila będzie dalej chciała z nim być, gdy zorientuje się, że jej wybranka wcale nie stać na poziom życia, do którego przywykła?\

Danuta, 40 lat

Czytaj także:
„W sypialni panował arktyczny chłód. Dopiero przystojny sąsiad obudził we mnie pragnienia gorące jak sycylijski wulkan”
„Mój wakacyjny romans słono mnie kosztował. Na urlopie boski Hiszpan skradł mi serce, a przy okazji wyczyścił konto”
„Gdy ja goniłam w piętkę, mój mąż się świetnie bawił. W końcu zostawiłam go samego z dzieckiem i pojechałam na urlop”

Redakcja poleca

REKLAMA