„Mąż twierdził, że się starzeję i jestem nudna. Pojechałam więc do sanatorium i pokazałam, jak potrafię zaszaleć”

wesoła starsza kobieta fot. Getty Images, Rockaa
„Poszłyśmy na potańcówkę i było przyjemnie. Następnego dnia wszyscy się do mnie uśmiechali, a po kilku dniach znałam większość gości po imieniu. Nagle odkryłam, że wciąż mam w sobie młodzieńczą energię. Przywołałam wspomnienia z czasów, kiedy miałam wielu znajomych i świetnie się bawiłam. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego o tym zapomniałam?”.
/ 03.03.2024 20:30
wesoła starsza kobieta fot. Getty Images, Rockaa

Na miejsce w sanatorium czekałam prawie rok. Nie do końca jednak wierzyłam, że mogłoby mi pomóc. Cóż, takie uroki starości. Bolało mnie w kościach, biodro strzykało, kolana mnie rwały. Reumatyzm – powiedziała lekarka i z uśmiechem pełnym współczucia przepisała mi kolejne leki. To ona zaproponowała mi sanatorium i dała skierowanie. Od samego początku nie byłam przekonana.

– No bo, Teresko, zawsze jesteś nieufna – moja koleżanka, Beata, przekonywała mnie do wyjazdu. – Ja byłam w sanatorium kilka razy i za każdym razem wracałam szczęśliwa. Oczywiście, niektóre zabiegi trzeba samemu opłacić, bo ten pakiet nie oferuje zbyt wiele. Ale to zawsze coś nowego, inna atmosfera. I poznasz nowe osoby, to jest ciekawe. Wiesz, że ja utrzymuję kontakty z osobami, które poznałam kilkanaście lat temu!

Nie byłam przekonana

Z zazdrością ją obserwowałam. Tak, ona z łatwością nawiązywała nowe znajomości. Wytworna, sympatyczna, zawsze z uśmiechem na twarzy. W sumie nie rozumiałam, dlaczego wybierała się do sanatorium, skoro nic jej nie było. Chyba wyłącznie dla towarzystwa. W każdym bądź razie, to przez nią w końcu podjęłam tą decyzję.

Nie przepadam za górami. To sprawiło, że cała ta wycieczka nie przynosiła mi radości. A dodatkowo perspektywa bycia prawie miesiąc z dala od domu, wśród nieznajomych. I tyle pieniędzy na dodatkowe zabiegi! Lekarka podpowiedziała, co powinnam zdecydować się wykupić, żeby ta moja wycieczka miała jakiś sens. Hm… Ja zauważałam, że ten sens staje się coraz mniej widoczny.

Mąż mnie namawiał

– Słuchaj, odpoczniesz sobie, zrelaksujesz, a te wszystkie zabiegi na pewno ci trochę pomogą – mówił do mnie mój mąż, starając się mnie przekonać. – Wiadomo, to trochę kosztuje, ale skoro już tam jedziesz, nie warto na tym oszczędzać. Najważniejsze, żebyś z tego czerpała jak najwięcej korzyści. Co więcej, sama zmiana otoczenia na pewno ci dobrze zrobi. Ostatnio jesteś taka zgorzkniała i wykończona.

Zgorzkniała?! Pewnie, zawsze myślał, że jestem kapryśna. W porządku, pojadę. Ale jestem ciekawa, jak on poradzi sobie z domem? Nigdy nie ugotował nic sam, nie potrafi nawet włączyć pralki. To żadna niespodzianka, że jestem wykończona, skoro cały czas wszystko jest na mojej głowie.

A zresztą, wyjeżdżać w moim wieku, mam 67 lat, to jakiś absurd i marnotrawstwo pieniędzy. Po co leczyć stare kości, którym i tak już niczym nie da się pomóc. Ale decyzja zapadła. Twierdziłam, że teraz nie byłoby godnie zrezygnować z wyjazdu.

Byłam nastawiona negatywnie

No i wyjechałam, ale bez żadnej radości. Chciałam raczej udowodnić mężowi, że nie poradzi sobie sam. Beacie, że jej sanatoryjne hobby nie są takie fajne. Lekarce, że i tak to nic nie da. Czułam się więc bardziej zła niż szczęśliwa. Na dodatek, na samym początku, okazało się, że będę musiała dzielić pokój z kimś innym.

– Co? – Nie mogłam tego pojąć. – Czy naprawdę muszę mieszkać z kimś, kogo kompletnie nie znam? Cały dzień i noc? To musi być jakiś błąd, niemożliwe.

– Dysponujemy pokojami dwuosobowymi – wyjaśniała mi to po raz trzeci recepcjonistka. – Jeśli chciała pani pokój jednoosobowy, powinno to być zaznaczone od razu w formularzu. Takie pokoje są też dodatkowo płatne.

Muszę przyznać, na moment zastanawiałam się nad tym, czy nie wycofać się z tego wyjazdu. Miałabym dzielić pokój z jakąś nieznajomą babą? Musieć znosić jej ciągłe gadanie i zmienne nastroje. Jeszcze nie mówiąc o tym, że nie miałabym żadnej prywatności! To może być dobry pomysł dla młodzieży, na obozie, ale nie dla kogoś w moim wieku!

– Mogę skonsultować to z dyrektorem, zobaczyć jak wygląda sytuacja z rezerwacjami – zaproponowała pani na recepcji. – Ale wie pani, zazwyczaj na początku wszyscy są nieco nieufni co do wspólnego pokoju, ale potem nie ma z tym problemu, dogadują się. Przeważnie całe dnie spędzają państwo na różnego rodzaju zabiegach, terapiach, spacerach, a wieczorami organizowane są różne imprezy.

Miałam współlokatorkę

Westchnęłam pod nosem. Imprezy! Czegoś takiego mi tylko jeszcze brakowało. Niepocieszona chwyciłam torbę i poszłam do mojego pokoju. Pomieszczenie wyglądało na przytulne, choć bardzo skromne. Dwa łóżka, dwie małe szafki nocne, szafy i jeden mały stolik. W kącie stał telewizor. Znów poczułam dreszcz irytacji. Ja wieczorami cenię sobie spokój, ewentualnie mogę rozwiązywać krzyżówki. A jeśli trafi mi się jakaś maniaczka filmowa...

Dotarła mniej więcej dwie godziny po mnie. Była drobna i uśmiechnięta.

– Nazywam się Hela, bardzo mi miło – powiedziała, a potem od razu zaczęła gadać: – Oj, jakie to wspaniałe, w końcu, myślałam, że już nigdy tu nie wrócę – śpiewała, układając swoje rzeczy w szafie. – Czy pani też tak długo czekała na ten ośrodek? Co się dzieje, że teraz tak ciężko dostać się gdziekolwiek. Ale w końcu. I niech mi pani powie, co za zbieg okoliczności – byłam tylko raz w sanatorium, 20 lat temu i również tutaj. A pani zna tę okolicę? Czy są miejsca na spacery, z chęcią się z panią przejdę.

Gadała bez przerwy

Zasypywała mnie pytaniami, nie dając mi nawet chwili na odpowiedź. "Całe trzy tygodnie? Po moim trupie. Muszę jej jasno pokazać, że jej obecność nie jest dla mnie koniecznością. I że nie mam zamiaru znać każdego szczegółu z jej życia".

– Tak, to mój pierwszy raz – przerwałam jej stanowczo. – I jest to dla mnie wyzwanie. Nie jestem rozmowna i nie przepadam za górami. A tak poza tym, liczyłam na pokój jednoosobowy, dyrektor obiecał mi znaleźć coś takiego.

Pani Hela zastygła w bezruchu. Spojrzała na mnie z wyraźnym niepokojem, a ja poczułam się niezręcznie. W sumie to nie jej wina, że nie podobają mi się warunki. Z drugiej strony, skoro już jasno jej wyjaśniłam, co sądzę o nawiązywaniu znajomości, prawdopodobnie teraz będę mogła cieszyć się spokojem. Tego właśnie chciałam.

Nie chciałam się narzucać – wyszeptała, jakby zagubiona. – Przepraszam. Czasem za dużo gadam, a kiedy jestem zdenerwowana, mówię dwa razy więcej niż zwykle. Postaram się to kontrolować.

Spędziłam wieczór w ciszy i... samotności. Po kolacji miało odbyć się spotkanie integracyjne, do którego pani Hela delikatnie mnie namawiała, ale odmówiłam. Wygląda na to, że tylko ja nie byłam na nim obecna, gdyż korytarze przez cały wieczór były opustoszałe. Podniosłam ramiona w geście obojętności. Nigdy nie byłam w stanie zrozumieć tego typu zgiełku, bezsensownego pragnienia poznawania nowych osób, zabawy. Jak dla mnie największe szczęście to leżeć w łóżku i rozwiązywać krzyżówki. O 22 wyłączyłam światło. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnąłem.

Czułam się samotna

Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, miałam umówioną wizytę u lekarza. Jeszcze raz przeanalizowaliśmy moje zdrowie i planowane leczenie. Starał się przekonać mnie do dodatkowego masażu, ale odmówiłam. I tak zostawię tu połowę swoich oszczędności. W końcu, te zabiegi, na które już się zapisałam, zajmą mi cały dzień!

Po około tygodniu pobytu postanowiłam w końcu wyjść na przechadzkę. Poprzednio, kiedy pani Hela oferowała mi towarzystwo, odmówiłam tak stanowczo, że przestała proponować. W każdym razie, zdążyła już znaleźć sobie koleżanki do gry w karty i naprawdę, widywałam swoją współlokatorkę coraz rzadziej. I... zaczęłam czuć się nieco osamotniona. Jednak nie potrafiłam się zmusić, by nawiązać rozmowę z kimś obcym.

Spacerowałam po drodze pokrytej śniegiem, zastanawiając się, czemu tylko ja jestem sama. Tak, odrzucałam wszystkie propozycje spotkań, ale moje nastawienie do tego pobytu w sanatorium było tak negatywne, że nie miałam ochoty na luźne rozmowy. Od długiego czasu nie czułam potrzeby poznawania nowych osób. Miałam męża, dzieci i Beatę, moją starą przyjaciółkę. Nawet krótkie, grzecznościowe rozmowy z sąsiadami na klatce schodowej były dla mnie męczące. Zamyśliłam się. "Kiedyś byłam zupełnie inna. Co się ze mną stało? Czy Tadek ma rację mówiąc, że stałam się zgorzkniała?".

Zrobiło mi się miło

Kiedy wróciłam do pokoju, natychmiast trafiłam w ramiona pani Heli.

Bałam się o panią! – krzyknęła. – Tyle czasu! Wiedziałam, że nie przepada pani za długimi przechadzkami, myślałam się, że coś się pani stało!

Jak się okazało, moje rozważania trwały aż trzy godziny! Nic dziwnego, że czułam się taka wykończona. Jednakże, z drugiej strony, wydaje mi się, że kuracja w sanatorium przyniosła jakieś efekty – wcześniej nie byłoby możliwe, abym mogła spacerować tak długo! Już dawno zaczęłyby mnie boleć nogi i plecy...

Pani Helenka wyraźnie odetchnęła z ulgą na wieść o moim powrocie, zauważyłam, że naprawdę się o mnie martwiła. Muszę powiedzieć, że to wywołało we mnie pewne wzruszenie.

– Przepraszam, gadałam jak najęta, a pani pewnie jest zmęczona – nagle zauważyła moja sąsiadka. – Już koniec, idę na świetlicę, bo dzisiaj mamy kolejny wieczorek taneczny. Wrócę po cichu, żeby pani nie zbudzić. Chyba że chciałaby pani dołączyć? – zapytała nieco przestraszona.

– Chętnie pójdę – niespodziewanie usłyszałam własny głos i sama byłam zdziwiona.

– To ja panią tam zaprowadzę, przedstawię wszystkim. Będzie pani miała towarzystwo – zaproponowała pani Helenka.

Ależ się wybawiłam!

Poszłyśmy na potańcówkę i muszę przyznać, że było przyjemnie. Następnego dnia wszyscy się do mnie uśmiechali, a po kilku dniach znałam większość gości po imieniu. Nagle odkryłam, że wciąż mam w sobie młodzieńczą energię. Przywołałam wspomnienia z czasów, kiedy miałam wielu znajomych i świetnie się bawiłam.

Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego o tym zapomniałam? Czyżby wydawało mi się, że w moim wieku już tak nie przystoi? A może kiedy przyszły na świat dzieci, a ja zdecydowałam poświęcić im cały swój czas, gdzieś zagubiłam siebie? Zatraciłam się w byciu matką, a potem babcią... Tadeusz miał rację, stałam się gderliwa, nudna i sztywna, ale dlaczego?

Przez kolejne dni nikt już nie musiał mnie namawiać na imprezy integracyjne, wspólne spacery i inne przyjemności. Szalałam i było mi z tym dobrze.

Zapowiadało się ciekawie

Kiedy nadszedł dzień powrotu, poczułam smutek. Ale teraz, dlatego, że musiałam wracać. Chyba obawiałam się, że znowu zamknę się w swoim małym świecie samotnej staruszki. Usiadłam na łóżku, obok gotowej do drogi walizki i zamyśliłam się. To zabawne, że kiedy ma się prawie 70 lat, można znowu poczuć, że się żyje. Ale czy starczy mi na to sił?

– Gotowa do drogi? Może jeszcze wyjdziemy na ostatni spacer – Hela niespodziewanie pojawiła się w pokoju. – A, nie zapomnij dać Eli swój numer. Prosiła mnie, ale wiesz... Mnie nie wypada, lepiej jak sama jej podasz. Planujemy spotkać się w marcu. Wtedy będą urodziny Ireny, ale  nie mów jej o tym. Zrobimy jej niespodziankę.

"Myślę, że mi samej może zabraknąć energii, ale Hela i Ela na pewno mi jej dostarczą!" – pomyślałam z uśmiechem.

Czytaj także: „Szwagier najpierw odbębniał domowe obowiązki, a potem wskakiwał do mojego łóżka. Pech chciał, że zaszłam w ciążę”
„Po niewinnych figlach z mężem, zaszłam w ciążę i wcale się nie cieszę. Jestem za stara, by bawić się w matkowanie”
„Okłamałem żonę, bo chciałem jechać na wyjazd integracyjny i flirtować z koleżanką. Szybko się na mnie zemściła”

Redakcja poleca

REKLAMA