„Mąż twierdził, że moje hobby to strata czasu. Najlepiej jakbym nie ruszała się z domu i trenowała pilates przy garach”

smutna kobieta fot. Getty Images, Westend61
„– Sugerujesz, żebym rzadziej chodziła na treningi? Do tego zmierzasz? Nie ma mowy! Trzy treningi tygodniowo to i tak absolutnie minimum, żeby liczyć się w zawodach”.
/ 02.07.2024 20:00
smutna kobieta fot. Getty Images, Westend61

Nigdy moje zainteresowania nie były dla Krzyśka problemem. Do czasu. Nagle zaczęło mu przeszkadzać, że nie poświęcam mu swojego całego wolnego czasu. Nie zrezygnuję z tego, co kocham i co przynosi mi radość.

Siatkówka to moje hobby

Od samego początku między mną  a Krzyśkiem iskrzyło. Będąc typem społecznika, wręcz kochał przebywać tam, gdzie dużo się działo – w tętniących życiem knajpkach, otoczony różnymi ludźmi, którzy mają ciekawe zainteresowania. Z kolei ja, jako nieśmiałe stworzenie, dzięki niemu zaczęłam przełamywać swoje bariery w kontaktach z ludźmi.

Krzyśkowi z kolei zaimponowały rzeczy, którymi się pasjonowałam. Cenił chyba najbardziej to, że jak już w coś idę, to daję z siebie wszystko, sto procent. Twierdził, że jeszcze nie spotkał nikogo, kto byłby aż tak zorientowany na cel i zdeterminowany, żeby go osiągnąć.

Na nieszczęście, to właśnie ta moja miłość do siatkówki stała się problemem. Jasne, że na początku mój chłopak przychodził na zawody, dopingował mnie i pocieszał, gdy przegrywałyśmy mecz. Był moim najzagorzalszym fanem. Zachęcał do pójścia na trening, szczególnie w momentach, kiedy bardzo mi się nie chciało. Ćwiczę trzy razy w tygodniu, a że mój zespół gra w amatorskiej lidze, czasem jeżdżę także na weekendowe turnieje. Niestety, po blisko roku moje częste wyjazdy i wieczorne treningi zaczęły Krzyśkowi wadzić.

– Prawie w ogóle cię nie ma – narzekał.

Ale ja zaczęłam uprawiać sport jeszcze zanim się poznaliśmy i zaczęliśmy spotykać! To właśnie moja pasja do siatkówki tak go w owym czasie urzekła. Zresztą doskonale wiedział, w co idzie, czyż nie?

– Jak mam ochotę się gdzieś wybrać, to ty akurat musisz biec na trening – wypominał.

– Dobrze wiesz, jak dużo ten sport dla mnie znaczy. Pamiętaj, że próbuję to jakoś zbalansować. Spotykamy się przecież wieczorami, kiedy nie mam meczów.

– I co z tego? Zwykle zmywamy się jako pierwsi, bo ty musisz wcześnie się kłaść spać.

Kiedy Krzysiek zarzucił mi, że poświęcam mu zdecydowanie zbyt mało czasu, zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. No bo jak to? Mam tak po prostu olać swój relaksujący sen tylko po to, żeby dłużej posiedzieć z nim
w knajpie
? Co to, to nie. Ale koniec końców i tak był na mnie cięty. A kiedy szłam jeszcze pobiegać, to w ogóle się do mnie nie odzywał.

Stroił fochy, niczym dziecko w przedszkolu

Zaczęło mnie to już mocno irytować, aż w końcu nie wytrzymałam.

– Dobra, to weźmy, że tylko dla ciebie porzucę moje treningi. Jesteś w stanie to sobie teraz wyobrazić? Widzisz mnie, jak dostaję świra w mieszkaniu, kompletnie nie mając co ze sobą zrobić i chodzę przygnębiona? Tego właśnie chcesz, żebym była smutna? To chyba musisz na nowo się zastanowić na temat tych zapewnień o ogromnym uczuciu...

Krzysiek zaniemówił, bo chyba wcale nie spodziewał się takiego wywodu. Przez dłuższą chwilę myślał, po czym odrzekł:

– Prawda, nie chciałbym. Bo szczerze cię kocham. Ale faktem jest, że trzeba coś zmienić.

Teraz to ja na chwilę zamarłam.

– Sugerujesz, żebym rzadziej chodziła na treningi? Do tego zmierzasz? Nie ma mowy! Trzy treningi tygodniowo to i tak absolutnie minimum, żeby liczyć się w zawodach.

Krzysztof tylko parsknął śmiechem.

– Turnieje? Naprawdę? Jakaś liga dla niedzielnych graczy. Prawdziwi profesjonaliści wylewają siódme poty na treningach dzień w dzień, a wy? Dajcie spokój…

– Rozumiem, czyli uważasz, że to, co osiągnęłam, nie ma żadnego znaczenia? No super. Tego się po tobie nie spodziewałam. Ale muszę przyznać, że zaskoczyłeś mnie tą opinią.

– Kochanie, nie zrozum mnie na opak, ale… siatkówka dla kobiet amatorek? Nie miałbym najmniejszego problemu, żeby was ograć.

Jego słowa sprawiły, że to ja parsknęłam śmiechem. Cały gniew wyparował ze mnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A stało się to w momencie, gdy dotarła do mnie ta zarozumiała, typowo męska przechwałka. Mój kochany Krzysztof to istny przykład samca alfa, przepełnionego testosteronem po sam czubek głowy.

Niech pokaże, co umie

Gdybym w tej chwili zaczęła z niego kpić, z pewnością stanąłby na rzęsach, byle tylko mi udowodnić nie tyle to, że jest lepszy, co raczej najlepszy i to w każdej dziedzinie. Z drugiej strony, może to wcale nie taki zły pomysł? Może faktycznie powinnam spuścić mu nieco pary z gwizdka? Hm…

– Szczerze sądzisz, że dałbyś nam radę? – zapytałam, zerkając wymownie na jego uwidocznione pod T-shirtem piwne wypukłości. – No powiedz, kiedy brałeś udział w meczach siatkarskich? Koszykówki? Albo czegokolwiek innego?

– Za czasów szkoły średniej – burknął. – Ale miałem całkiem niezłe osiągnięcia.

– Przykro mi, ale sam jeden nie dasz rady zwyciężyć, skarbie.

– Sprowadzę kilku kumpli i jeszcze zobaczysz, co umiemy – zapewniał.

– Tak? A co, jeśli ci nie wyjdzie?

– Wyjdzie na pewno. Porażki to nie moja bajka – przechwalał się.

Miło, że nie dodał czegoś w stylu „z kobietami”. Lekko, niemal niezauważalnie, uśmiechnęłam się pod nosem. Szczerze powiedziawszy, byłam niemal pewna, że gdy emocje opadną, on opamięta się i wycofa po cichu. On jednak podszedł do sprawy mocno ambicjonalnie. Chyba udało mi się go sprowokować.

Co ciekawe, rzeczywiście zebrał drużynę. Moim zadaniem było załatwić salę i przekonać koleżanki, żeby zagrały. W dniu meczu byłam jednak spokojna, choć zastanawiało mnie, jak Krzysiek zareaguje na porażkę. Oby nie skończyło się soczystą awanturą, z tych najgorszych, kiedy nie będzie umiał pogodzić się z przegraną z własną dziewczyną. Przeczuwałam, że wtedy on stanie się nie do zniesienia.

Dostał nauczkę

Niestety to, że chłopaki nie mają szans, było więcej niż pewne. Mój facet od samego rana był podekscytowany, mało tego, motywował się do gry młodzieńczymi pokrzykiwaniami. Wykazywał się też sporą kreatywnością, nabijając się wciąż z mojego ubioru i włosów. Prężył się i nadymał, aby pokazać, jaki to z niego twardziel. Wyglądał przy tym naprawdę słodko. Gdyby to za chęci przyznawano gratyfikacje, na pewno stałby na podium. My natomiast wyszłyśmy na boisko tak, jak zawsze, czyli w pełnym skupieniu z apetytem na zwycięstwo.

Zgodnie z naszymi ustaleniami, postanowiłyśmy wcale nie traktować ich ulgowo. W końcu to nie nasza wina, że panowie zaczęli zgrywać twardzieli i zdecydowali się rzucić nam rękawicę. Nie bez znaczenia był też fakt, że kilka
z nas autentycznie miało na celu pokazać im, gdzie raki zimują.

Błyskawicznie udało nam się odskoczyć im na pięć punktów. Chłopcy dawali z siebie sto procent, jednak na niewiele się to zdało. Po prostu nie potrafili poradzić sobie z błyskawicznymi atakami Sylwii. Ze swojej strony próbowałam z kolei atakować nieco delikatniej, ale dla frajdy skupiałam się głównie na zagrywkach na Krzyśka – tak, żeby przy odbiorze piłki musiał się trochę pomęczyć.

Próby Krzyśka nie przynosiły żadnych spektakularnych rezultatów, a jedynie narażały go na śmiechy i kpiny kumpli, którzy nabijali się głównie z jego mało atletycznej sylwetki i braku kondycji. Szybko zaczął robić się purpurowy na twarzy, nie tylko z wysiłku, ale również z irytacji. O tym, jak bardzo zdeklasowałyśmy ich w pierwszym secie, nawet nie będę mówić.

Drugi poszedł nam podobnie łatwo. W trzecim chłopaki w zasadzie już się poddali, choć wciąż udawali świetną zabawę, głównie wyśmiewając się z naszych sporadycznych potknięć na boisku. Tuż po meczu, gdy schodziłyśmy z boiska, nasze stroje meczowe były prawie suche. Z kolei panów, spływających potem, trzeba było niemal znosić z placu gry.

Może wreszcie mnie doceni

Podczas powrotu Krzysiek siedział cicho jak mysz pod miotłą. Przetrawiał chyba przegraną. Kątem oka nawet dostrzegłam, jak nabrzmiała mu żyła na czole i pulsuje. Był nieźle wkurzony, a ja w środku aż trzęsłam się z radości. No cóż, jestem tylko człowiekiem. Gdy zajechaliśmy pod dom, z obrzydzeniem wręcz wyrzucił przepocony dres do kubła na śmieci.

– I tak już go nie założę – warknął, a mnie coś napadło i parsknęłam śmiechem.

Dotychczas nigdy nie wspominaliśmy o tym feralnym spotkaniu na boisku. Jednak od tamtej pory Krzysztof zupełnie przestał krytykować moje sesje treningowe, a kiedy jechałam na zawody, szczerze życzył mi sukcesów
i powodzenia, bez cienia sarkazmu w głosie.

Po tym spotkaniu zyskałam sobie jego uznanie. Musiał doświadczyć na własnej skórze tego, że moje zamiłowanie to nie jakieś tam amatorskie przerzucanie piłki nad siatką, ale solidny wysiłek i systematyczna, mozolna praca treningowa. Wydarzyło się coś jeszcze. Byliśmy kiedyś w knajpie z jego kolegami z pracy, gdy nagle jeden z nich dał sobie przyzwolenie sobie na złośliwy dowcip na temat kobiet trenujących sport.

– Chłopie, gość zawsze pokona babę, niezależnie od tego ile czasu poświęca na treningi.

Krzysiek skrzywił się nieznacznie.

– Serio tak uważasz? To stań po drugiej stronie siatki w meczu z moją Olą i resztą ekipy. Kładę tysiaka na to, że laski was rozjadą.

Kolega zamierzał już coś odpowiedzieć, zapewnić, jaki to z niego mężny koleś i że nikt mu nie podskoczy, kiedy nagle poczuł uścisk dłoni żony.

– Daj spokój – powiedziała. – Jeśli oferuje tysiąc złotych, to gra musi być nie z tej ziemi.

Krzysiek pomrugał do mnie porozumiewawczo.

– Jak tam, mój mały pogromco? Skusisz się na to zadanie?

– Dokładaj kolejny tysiączek – odparłam, dmuchając mu buziaczka.

Ola, 29 lat

Czytaj także:
„Nie daję rady jako samotny ojciec. Muszę zajmować się dziećmi, a po śmierci żony sam ze sobą nie mogę dojść do ładu”
„Miałam dość życia z nudziarzem. Myślałam, że życie na poziomie to bajka, ale okazało się niestrawne jak zepsuty kefir”
„Facet zdradzał żonę ze swoją sekretarką, a ona mu współczuła. Musiałam nią wstrząsnąć, zanim odda mu dom i majątek”

Redakcja poleca

REKLAMA