„Mąż traktuje mnie jak służącą, a ja codziennie jak głupia czekam na niego z przyklejonym uśmiechem”

Kłócąca się para fot. iStock by GettyImages, skynesher
„Mam już tego serdecznie dość! Kiedy mąż wraca z pracy, lubi mieć gorący obiad na stole. A że notorycznie się spóźnia, stoję więc godzinami przy garnkach i odgrzewam. No, ale jak długo tak można wytrzymać?”.
/ 05.09.2023 19:45
Kłócąca się para fot. iStock by GettyImages, skynesher

Znowu zadzwonił, że się spóźni. Kolejny raz! Westchnęłam, powiodłam wzrokiem po kuchennych szafkach i pomyślałam, że w sumie spędzam więcej czasu tutaj niż w salonie. Za jakie grzechy?

Mój mąż prowadzi własną firmę i w związku z tym ma „nienormowany czas pracy”, a to oznacza, że nikt nigdy nie wie, kiedy pojawi się w domu.

Ja naprawdę doceniam jego poświęcenie i to, że dzięki niemu nasza rodzina może żyć na wysokim poziomie. Z mojej pensji pomocy dentystycznej w życiu nie byłoby nas stać na dobry samochód czy wakacje za granicą.

Mój mąż mnie nie docenia

Tylko że ja też przecież pracuję! Bite osiem godzin jestem na nogach, bo czasami jest taki ruch w gabinecie, że nie mam nawet chwili, aby zrobić sobie  kawę. A potem wracam do domu i zaczynam pracę na drugim etacie.

A mojej pracy domowej mój mąż ani trochę nie szanuje!

Ile to razy zadeptał mi świeżo wymytą podłogę! Położył się w czystej pościeli z papierosem i całą przysypał popiołem! Kiedy robi sobie kanapkę w kuchni, to blat jest usiany okruszkami, których nigdy po sobie nie sprzątnie, nie wspominając o wstawieniu brudnego talerza do zmywarki. Tego nigdy nie zrobi, tylko zostawi na stole, albo nie daj Boże tam, gdzie akurat siedział i jadł.

A ja tylko chodzę i zbieram, czyszczę i porządkuję. A już najgorszą gehennę przeżywam zawsze z obiadem! Bo mój mąż nie uznaje kuchenki mikrofalowej.

– Za dużo się naczytałem, że od tych fal można dostać raka! – stwierdził.

I dlatego całe popołudnie stoję przy garach na kuchni! Bo Mirek uwielbia mieć podany gorący obiad z chwilą, kiedy wejdzie do domu. 

Żeby jeszcze tylko faktycznie wracał do domu wtedy, kiedy zadzwoni, że już jedzie. A ile razy jest tak, że nagle, przy wyjściu z biura, dopadnie go jakiś telefon, albo inna niecierpiąca zwłoki sprawa, a ja stoję i mieszam w tych garach!  A potem jeszcze słyszę niepochlebne uwagi, że to wszystko jest średnio smaczne. I co mam powiedzieć? Że do wielokrotnego odgrzewania to się nadaje tylko bigos? 

No proszę, już potrawka do dna przywiera…. A kurczak rozgotowany na amen, jak w papce dla niemowląt.

– Kochanie, coś ci się przypala? – usłyszałam wreszcie z korytarza głos Mirka, który właśnie wszedł do domu.

– Nic, nic, sytuacja opanowana! – odkrzyknęłam, biorąc do ręki talerz.

– No, całkiem to nawet niezłe, tylko wygląda jakoś tak… – mąż spojrzał na wymęczoną potrawkę. – Wyobraź sobie, byłem dzisiaj umówiony z tymi ludźmi od reklamy – zaczął zdawać mi relację ze swojego dnia. – A oni najpierw przełożyli rozmowę o godzinę, a potem znowu zadzwonili na dziesięć minut przed spotkaniem, że nie przyjdą dzisiaj, tylko jutro! Bo im się coś z jakimś nagraniem stało i muszą się pilnie zająć innym zleceniem. Wyobrażasz to sobie? Tak się przecież nie traktuje prezesa! – jego twarz wyrażała takie oburzenie, że w końcu nie wytrzymałam.

– A te materiały się przez ten czas zepsują? – zapytałam .

– Jak to, zepsują?

– No, czy coś im się stanie, jak oni tak przekładają to spotkanie z tobą. Przypalą się, trzeba ich pilnować, żeby się nie rozgotowały? – nakręcałam się.

– Kochanie, no co ty?… – Mirek ze zdziwienia aż odłożył widelec.

Zmarnowałam czas przy garach, zamiast odpocząć

– No, bo wiesz, jak także miałam dzisiaj podobne przeżycie – kontynuowałam spokojnym głosem. – Umówiłam się z tobą na obiad na osiemnastą, więc za pięć podpaliłam gaz pod garnkami. Stoję i mieszam. Patrzę, a  już kwadrans po i nagle dzwonisz, że się spóźnisz pół godziny. To zestawiłam garnki, trochę przestygły i potem dawaj je znowu na gaz, bo powiedziałeś, że zaraz będziesz. Znowu wszystko się gotuje, paruje, buzuje, a ja mieszam. A ciebie ani widu, ani słychu. W końcu stwierdzam, że wprawdzie wiem, jak nie lubisz, żeby ci zawracać głowę w firmie, ale mimo wszystko zadzwonię i zapytam, kiedy przyjedziesz, bo ten kurczak już za wielu prób podgrzewania nie wytrzyma. To dzwonię, a ty krzyczysz, że za chwilę. Ta „chwila” to czterdzieści minut! I tak zmarnowałam półtorej godziny przy garach w kuchni, zamiast odpocząć po całym dniu pracy. Wiesz, że tak się nie traktuje żony?

Skończyłam i zamilkłam, po czym spojrzałam na Mirka. Siedział w ciszy, a na jego twarzy malowało się zmieszanie.

– Nie wiedziałem, że z twojej strony to właśnie tak wygląda… – mruknął, po czym dodał szczerze skruszony: – Przepraszam…

Od tamtej pory ustaliliśmy z Mirkiem, że dzwoni, abym odgrzała obiad, dopiero wtedy, gdy już wsiada do samochodu. I nagle jakość podawanych w naszym domu potraw zadziwiająco się poprawiła. A kiedy mąż ma wyjątkowo dobry humor, nazywa mnie swoim domowym prezesem.


Czytaj także:
„Gdy Daria umarła, zostałem sam z dzieckiem. Nie doceniałem jej pracy w domu i tego, ile dla nas robiła”
„Mój mąż zazdrościł szwagrowi beztroskiego życia bez dzieci. Było mi przykro, że nie docenia tego, że ma szczęśliwą rodzinę”
„Przez zimę przytyłam i postanowiłam zrzucić parę kilo. Chciałam znów poczuć się piękna, ale mąż tego nie doceniał”

Redakcja poleca

REKLAMA