„Mąż traktował mnie jak lalkę na pokaz przed klientami. Myślał, że małżeństwo kończy się na łóżku i fundowaniu mi zakupów”

Mąż traktuje mnie jak lalkę na pokaz fot. Adobe Stock, stokkete
„– Jesteś prawie idealna, trzeba ci tylko dobrego stylisty włosów, bo ta przylizana fryzura, wybacz, odpada. Ojcu potrzebna była żona, chodzi o reprezentację, życie towarzyskie, sama zobaczysz. Nauczysz się. Bałam się, że zobaczę urodziwego pustaka, cieszę się, że tak nie jest, ale intercyzę to ja mu podpowiedziałam”.
/ 02.11.2022 13:15
Mąż traktuje mnie jak lalkę na pokaz fot. Adobe Stock, stokkete

– Córka przyjaciółki kilka lat temu wyszła za mąż za fantastycznego faceta – Jola przerwała, zastygając z łyżeczką w ręku w pół drogi do cukierniczki.

– Co cię tak skutecznie unieruchomiło? – spytałam zaciekawiona.

Zazdrość – odparła wyjątkowo szczerze. – To ja ich ze sobą poznałam, przypadkiem zresztą, bo z rozmysłem nigdy bym tego nie zrobiła. Andrzej jest zaprzyjaźniony z moją rodziną, znam go od dawna, miałam nadzieję na coś więcej, ale spotkał Malwinę i się zakochał. Banalne, co? On starszy, zamożny i wpływowy, ona młoda, ładna, z ambicjami. I niegłupia.

Najstarszy schemat, jaki znam – przytaknęłam koleżance.

– Wylewam niewczesne żale, a wcale nie o mnie tu chodzi – ocknęła się Jola. – A raczej o mnie, bo teraz przyjaciółka suszy mi głowę, żebym pomogła Malwinie, bo skoro ich ze sobą poznałam, to jestem współwinna.

– Czemu? – zaciekawiłam się.

Temu, że Malwa wyszła za mąż za Andrzeja i teraz się miota. Coś tam nie gra, i to bardzo, właśnie dlatego chciałam z tobą pogadać. Malwina uwikłała się w dziwną sytuację, odkąd wróciła do kraju córka Andrzeja, dowiedziała się ciekawych rzeczy, które potwierdziły jej obawy. Czuje się zepchnięta na margines, odsunięta od wszystkiego, co ważne.

Myślałam, że usłyszę o różnicy charakterów

Jola jednak mnie zaskoczyła.

– Opowiadaj porządnie od początku – poprosiłam.

– Między nimi jest duża różnica wieku, prawie dwadzieścia lat, może w tym tkwi zagwozdka… – zastanowiła się Jola i podskoczyła na dźwięk domofonu. – To Malwina, zaraz sama ci o wszystkim opowie.

Kilka minut później do mieszkania wparowała z rozmachem szczupła dziewczyna, skromnie ubrana w spodnie, marynarkę i białą bluzkę, stylizację z daleka zalatującą korporacyjnym mundurkiem. Rzuciła w kąt ogromną torbę, przywitała się, pozbyła marynarki i przygładziła włosy zebrane w koński ogon. Spodziewałam się zobaczyć seksowną laskę z okładki, trofeum zamożnego biznesmena, a tymczasem Malwina wyglądała całkiem zwyczajnie, była zaledwie ładna. Dopiero kiedy uśmiechnęła się i zagadała z ożywieniem, zrozumiałam, co uwiodło Andrzeja. Ta dziewczyna miała mnóstwo wdzięku i energię, którą mogłaby oświetlić wojewódzkie miasto. Nie owijała w bawełnę, dążyła prosto do celu i zaraz przeszła do konkretów.

– Poprosiłam Jolę, żeby ułatwiła mi spotkanie z panią, bo Andrzej nie zgadza się na terapię. Mówi, że wszystko jest w porządku – powiedziała z goryczą. – Kocham go i nie chcę odchodzić, tylko z tego powodu jeszcze jesteśmy razem, ale dłużej tak nie mogę. On mnie widzi w zupełnie innej roli, a nawet nie spytał mnie o zdanie. Chciałabym być dla niego partnerką, nie ozdobą organizującą jego życie towarzyskie… Wie pani, my pobraliśmy się szybko, Andrzej do tego dążył, mówił, że nie ma na co czekać. Imponowała mi jego stanowczość, moi rówieśnicy byli w porównaniu z nim dużymi dziećmi. Byłam szczęśliwa, że będę miała partnera znającego życie i potrafiącego podejmować decyzje. Andrzej jest ode mnie sporo starszy, ale to nie był dla mnie problem, jego doświadczenie przemawiało na korzyść.

– Młode dziewczyny często szukają mentora i opiekuna – mruknęłam.

Ja do nich nie należę! – zawołała Malwina. – Ale tak, ma pani rację. Andrzej właśnie w takiej roli zaczął występować. Stał się autorytarny, przestał ze mną rozmawiać, a zaczął wygłaszać opinie i polecenia. A ja nie jestem dzieckiem! Łączy nas intercyza i ślub, a nie dokumenty adopcyjne, chyba coś mu się pomyliło!

– A więc podpisała pani intercyzę? – upewniłam się.

– To był pomysł Andrzeja, nie protestowałam, bo nie lecę na jego majątek. Zresztą ten dokument dobrze mnie zabezpiecza na wypadek rozwodu, naprawdę nie ma o czym mówić. Mam ciekawą pracę, rozwijam się i nie potrzebuję sponsora, tylko męża i partnera, który będzie mi ufał.

– Malwina jest prawniczką, zajmuje się obsługą dużych firm, również zagranicznych – dorzuciła informacyjnie Jola, tymczasem Malwina uzupełniła:

Ale to za mało, żeby Andrzej uznał mnie za godną wprowadzenia w swoje biznesy. Nie interesowałabym się nimi, gdyby nie stanowiły ważnej części jego życia. Chciałabym je z nim dzielić, ale on woli trzymać mnie na marginesie. Jestem ozdobą, wytchnieniem, do którego się wraca, jeśli pozwala na to czas. Nie widzę się w tej roli.

Malwina upiła łyk herbaty i poprosiła o coś do jedzenia.

– Przepraszam, ale padam z głodu, jadę prosto z pracy – wyjaśniła, wstając, by pomóc Joli przy kanapkach.

Zanim gospodyni ogarnęła temat, ona już szykowała przekąskę. Szybko i konkretnie dążyła do celu, Andrzejowi trafiła się zadaniowa dziewczyna.

– Rozmawiała pani o tym z mężem? – spytałam.

– Tylko raz, i więcej nie powtarzałam próby – przytaknęła, odgryzając potężny kawał bułki. – Nie najlepiej się skończyła, moją chęć uczestniczenia w jego życiu odebrał jak atak na swoją integralność. Jego firma, jego sprawa, mnie nic do tego. Niech sobie nie zaprzątam ślicznej główki interesami, on się wszystkim zajmie. O mało nie padłam, czy on naprawdę uważa, że jestem laleczką do ozdoby? Jeśli tak, to zupełnie mnie nie zna. Ale dobrze, pierwsze koty za płoty, jakoś to przełknęłam. Pomyślałam, że Andrzej potrzebuje czasu, by mi zaufać, uwierzyć, że ma we mnie partnerkę na dobre i na złe. Mój mąż doskonale wie, czym się zajmuję, więc argument o ślicznej główce jest całkowicie od czapy, użył go, bo nie w smak mu było wprowadzanie mnie do swojego życia. A jest nim, jak się przekonałam, firma. – Ale to nie wszystko – ciągnęła Malwina po chwili milczenia. – Jakiś czas temu wróciła do kraju jego córka, nie znałyśmy się przedtem, więc trochę się jej bałam, ale zrobiła na mnie dobre wrażenie. Ogarnięta jak mało kto i niemal w moim wieku, pomyślałam, że szybko się dogadamy. I rzeczywiście, prawie tak się stało.

Malwina przerwała, pochłonęła kanapkę, popiła herbatą i odetchnęła.

A teraz będzie najlepsze! – oznajmiła energicznie. – Moja, hm, pasierbica – zrobiła zabawną minę – postanowiła się mną życzliwie zająć. Uświadomiła ojcu, że jeśli mam się pokazywać u jego boku, potrzebuję funduszy na metamorfozę w kobietę światową. Dobra dziewczyna z tej Żanety – parsknęła z gniewem. – Przypadkowo podsłuchałam ich rozmowę, drzwi do gabinetu męża nie były zamknięte.

Spojrzałam na nią ze zdziwieniem i współczuciem.

Malwina straciła nieco pewność siebie

– Żałosne, prawda? Podsłuchiwać we własnym domu. Złapałam się na tym, że nabrałam zwyczaju nasłuchiwania, żeby być na bieżąco. Nikt mi nic istotnego nie mówi, mąż ze mną prawie nie rozmawia, bo miłe słówka i komplementy zostawmy na boku, a przecież to także moje życie.

– Rozumiemy, zrobiłybyśmy to samo – Jola poklepała ją po dłoni.

– I co usłyszałam? Żaneta powiedziała ojcu, że będzie przelewała na moje konto sumy, jakie uzna za konieczne, na co on odparł, że nie zna się na kobiecych potrzebach i zostawia jej wolną rękę. Niech robi, co uzna za słuszne. W ten sposób dowiedziałam się, że córka jest jego zaufanym pełnomocnikiem w firmie, a ja, no cóż, maskotką, która ma się dobrze prezentować. W tym celu należało mnie ubrać i uczesać. Może inna kobieta skakałaby ze szczęścia pod sufit, ale trafiło na mnie – Malwina się skrzywiła. – Strasznie mnie to dotknęło, kilka dni nie mogłam się pozbierać, chodziłam jak struta, nie miałam z kim szczerze porozmawiać. W końcu się ogarnęłam, ja jestem jak wańka-wstańka, jak się przewrócę, zawsze wrócę do pionu, chociaż czasem chwilę mi to zajmie. Postanowiłam pogadać z Żanetą, poprosiłam ją o pomoc w zakupach, bo skąd ja, zaściankowa sierota, mam wiedzieć, która kiecka jest wystarczająco elegancka, a która nie. Zgodziła się i wyruszyłyśmy w rajd po sklepach…

– I co powiedziała?

– „Jesteś prawie idealna, trzeba ci tylko dobrego stylisty włosów, bo ta przylizana fryzura, wybacz, odpada”, powiedziała życzliwie, przerzucając ciuchy na wieszaku. „Ojcu potrzebna była żona, ale jak usłyszałam, ile masz lat, pomyślałam, że strzelił głupstwo. Bałam się, że zobaczę urodziwego pustaka, cieszę się, że tak nie jest”.

– To miłe... – powiedziałam ostrożnie – ale wyjaśnij, o co chodzi z tym zapotrzebowaniem na żonę?

Spojrzała na mnie tolerancyjnie

– Powiedziała, że ojciec zawsze był żonaty, bo tak jest łatwiej. „Chodzi o reprezentację, życie towarzyskie, sama zobaczysz. Nauczysz się. Z moją matką się rozwiódł, dużo go kosztowało, by po podziale majątku zachować firmę w całości, pewnie dlatego kilka lat nie decydował się na kolejny związek”. Mnie się nie musi bać, bo przecież podpisałam intercyzę, na co ona... że sama mu to doradziła! I dodała słodko, że ma nadzieję, że mnie to nie dotknęło. „Nie czyham na jego majątek. Mam wrażenie, że w naszym związku dominuje nieufność, ważne sprawy przysłonił cień pieniądza”. Żaneta spojrzała na mnie uważnie.

Malwina wzięła głęboki oddech i komentowała.

– „Nie dziw się, tata ma naprawdę złe doświadczenia”, powiedziała. A kiedy zapytałam, w jaki sposób mogę zdobyć jego zaufanie, spojrzenie Żanety stwardniało. „W jakim sensie? Co chciałabyś osiągnąć?”, zapytała sucho. A ja małżeństwo rozumiem jako wspólnotę celów, dzielenie się wszystkim, co najważniejsze. Czuję, że nie uczestniczę w życiu Andrzeja, przewidział dla mnie miejsce na uboczu i mam się nim zadowolić. W końcu powiedziała zimno: „Chcesz wejść do firmy. Zapomnij o tym. To firma rodzinna”.

– A pani jest kim, w takim razie?

– A ja nie jestem rodziną Andrzeja, tylko żoną. „Słyszysz, co mówisz? Rzeczywiście tak uważasz? To chore”, powiedziałam jej. Na co ona, że żona może odejść, zabierając ze sobą poufne informacje, rodzina jest pewniejsza, tylko na nią można liczyć. Wróciłyśmy do punktu wyjścia, ja mówię o związku dwojga ludzi, ona o interesach. Dodała tylko, że na moim miejscu za bardzo by nie naciskała, zadowoliłaby się tym, co już jest. „Mogę cię zapewnić, że dalej będzie jeszcze lepiej, zadbamy o ciebie. Ojciec nie ma do tego głowy, ale na mnie możesz liczyć”.

Malwina przerwała opowieść, spojrzała na mnie ze smutkiem. Od dawna prowadzę terapię małżeństw, ale nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak biznesowym podejściem do związku dwojga ludzi. Nie wierzyłam w to, co słyszę, zrobiło mi się zimno. Czy Malwinie uda się przekonać Andrzeja, by zobaczył w niej godną zaufania życiową partnerkę?

Czarno to widziałam

Na jej miejscu wiałabym, gdzie pieprz rośnie, ale nie powiedziałam tego głośno, nie takiej rady oczekiwała.

Dogadujecie się z mężem w innych sprawach? – spytałam, by wyrobić sobie zdanie o ich związku.

– Najlepiej wychodzi nam seks – odparła swobodnie. – I to by było na tyle, bo innych spraw w zasadzie nie ma. Wymieniamy uwagi na nieistotne tematy, opowiadam mu o sobie, on się nie rewanżuje. Gadał dziad do obrazu, a obraz doń ani razu. Może ja przesadzam? Mam przystojnego męża, który zapewnia, że mnie kocha, daje kasę na kiecki, mam dach nad głową…

Głos jej drgnął, przestraszyłam się, że ta twarda, ambitna i energiczna dziewczyna zaraz rozpłynie się we łzach.

– Nie przesadzasz – zapewniła ją Jola. – Są kobiety, które oddałyby duszę za taki status materialny, ale znam cię od dziecka i wiem, że do nich nie należysz. Pieniądze to nie wszystko, walcz o siebie – to mówiąc, Jola chwyciła Malwinę za rękę.

– Tylko jak? – spytała Malwina.

– Przekonaj męża do terapii, znajdę dla was wolny termin – odezwałam się. – Rozmawiaj z nim, nie rezygnuj.

– Czy to coś da? Mam wrażenie, że jesteśmy z dwóch odmiennych światów, a co najgorsze, jemu to wcale nie przeszkadza.

Nie umiałam dać jej uniwersalnej rady, Malwina sama musiała podjąć decyzję. Rozczarowałam ją, spodziewała się po mnie więcej, miała nadzieję, że powiem coś, co pozwoli jej nawiązać prawdziwą więź z mężem, stworzyć związek, jakiego pragnęła. A ja jestem zwykłą terapeutką, nie cudotwórczynią, nie mogłam jej pomóc.

Jakiś czas potem zadzwoniła Jola. Powiedziała, że Malwina wyprowadziła się od męża, dając mu czas do namysłu. Andrzej nie wyciągnął właściwych wniosków, więc rok później byli już rozwiedzeni. Jola na bieżąco informowała mnie o losach Malwiny, więc wiedziałam o niej wszystko. Żal mi było tej dziewczyny, była twarda, ale to nie znaczyło, że nie cierpiała. Najciekawsze nastąpiło potem: Andrzej zlecił obsługę prawną swojej firmy kancelarii, w której pracowała Malwina.

Chciał, by to ona zajęła się dokumentami, ale odmówiła – relacjonowała niezawodna Jola. – Powiedziała, że czas minął, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Ale on się uparł i Malwa w końcu się ugięła. Czy to nie cudowne? Myślisz, że Andrzej jej zaufał i teraz wrócą do siebie?

– To nie jest film z happy endem, ale kto wie – odparłam ostrożnie. – Chcę ci tylko przypomnieć, że intencje Andrzeja nie muszą być czyste. Nie wykluczam, że tęskni za Malwiną, ale czy jej zaufał? Powierzenie dokumentacji o niczym nie świadczy. Jako pracowniczka kancelarii Malwina związana jest tajemnicą służbową, a jako żona…

– O cholerka, a ja się tak cieszyłam – powiedziała zniechęcona Jola. – Czy ten człowiek nie ma serca?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA