„Mąż szantażował mnie i groził, że skrzywdzi naszego syna. Gdy zażądałam rozwodu, porwał Krzysia i wywiózł do Niemiec”

Kobieta, która jest zastraszana fot. Adobe Stock, panitan
„Wszystko bym dała, aby ochronić swojego syna. Dlatego zgadzałam się na to, czego żądał mój były mąż. Sądziłam, że dzięki temu Krzyś jest bezpieczny, a tymczasem tylko leciałam w sidła Konrada jak ćma w kierunku światła. I omal nie spaliłam sobie przez to skrzydeł”.
/ 14.09.2021 10:36
Kobieta, która jest zastraszana fot. Adobe Stock, panitan

Wszystko bym dała, aby ochronić swojego syna. Dlatego zgadzałam się na to, czego żądał mój były mąż. Sądziłam, że dzięki temu Krzyś jest bezpieczny, a tymczasem tylko leciałam w sidła Konrada jak ćma w kierunku światła. I omal nie spaliłam sobie przez to skrzydeł.

Kiedy poznałam męża był nieśmiałym facetem. Właściwie to ja go poderwałam, bo on sprawiał wrażenie, jakby czasami nie za bardzo wiedział, na jakim świecie żyje. Był szalenie przystojny i wydawał się taki zagubiony, że chciało się go poprowadzić za rękę. Niestety po ślubie okazało się, że ta uległość to tylko pozory, maska za którą Konrad skrywał prawdziwą naturę. I tak naprawdę związałam się z psychopatą, który zawsze chce postawić na swoim. Za wszelką cenę.

Moje życie stało się piekłem, ale wtedy byłam jeszcze głupia i wierzyłam, że wszystko się między nami jakoś ułoży, kiedy urodzę dziecko. Myślałam, że ono uzdrowi nasze małżeństwo.

Tymczasem przyjście na świat Krzysia tylko pogłębiło ten konflikt i w dodatku stało się dla ojca kartą przetargową. Konrad dobrze wiedział, że wymusi na mnie wszystko, jeśli tylko zagrozi mi, że zrobi coś synkowi. Nieważne, co. To mógł być na przykład zakaz oglądania ulubionych bajek.

– Nie zobaczysz Teletubisiów, bo mama była dzisiaj niegrzeczna – mówił na przykład do dziecka.

Do dzisiaj myślę o tym, jak wielka musiała być miłość mojego synka do mnie, skoro mnie nie znienawidził, mimo że jego ojciec robił wszystko, by tak się stało. Pewnego dnia mój mały chłopiec, a miał wtedy może z pięć lat, wyszeptał do mnie:

– Ja wiem, mamusiu, że ty byłaś dobra, to tata był niegrzeczny!

Był to moment, kiedy zrozumiałam, że muszę przestać się bać męża-psychopaty i złożyć pozew o rozwód.

– Większej krzywdy przecież nie zrobi ani mnie, ani dziecku – myślałam wtedy.

Nie przewidziałam jednak tego, że Konrad może Krzysia zwyczajnie porwać!

Rozdzielić ze mną na zawsze, i to w dodatku w majestacie prawa! Nie miałam przecież żadnych dowodów na to, że działał przeciwko dziecku albo mi groził. Dbał zawsze o pozory i dla sądu to on był dobrym ojcem. Chociażby dlatego, bo przychodził po małego do przedszkola. A że ja wtedy umierałam z przerażenia, zastanawiając się, gdzie obaj są, bo go zabierał bez mojej wiedzy? Umawialiśmy się, że ja odbiorę syna, tymczasem nie było go już w przedszkolu, ale… to nikogo nie obchodziło. Był przecież tatą i miał prawo zabrać dziecko.

O tym, że jest zdolny, aby bez zmrużenia oka wywieźć gdzieś Krzysia przekonałam się, kiedy już podczas trwania rozwodu zabrał synka na weekend. Miał go przywieźć najpóźniej wieczorem w niedzielę, ale zwyczajnie się wtedy nie pojawił!

Szalałam z niepokoju, że coś im się stało.

Może mieli wypadek? Konrad czasami jeździł niebezpiecznie, potrafił także prowadzić po alkoholu. Mój mąż nie odebrał telefonu ani w niedzielę, ani przez cały poniedziałek… Zadzwonił do mnie dopiero we wtorek i powiedział, że spontanicznie wyjechał z dzieckiem do swojej rodziny do Niemiec, bo jakaś ciotka nigdy nie widziała naszego synka!

– Zabrałeś go tak bez żadnego dokumentu? – byłam w szoku.

– Nikt mnie nie sprawdzał, przecież granica nie istnieje, jesteśmy w Unii! – usłyszałam w jego głosie triumf.

A potem Konrad dodał jeszcze coś, co zjeżyło mi włosy na głowie.

– Jak będę chciał, to go zabiorę i nas nigdy nie odnajdziesz – oznajmił mi z satysfakcją. – Wiesz już, co potrafię!

Tą groźbą szantażował mnie potem wielokrotnie, zmuszając do tego, abym podczas rozwodu zgodziła się na wszystko. Wzięłam nawet na siebie winę za rozpad małżeństwa, chociaż żadnej w tym mojej winy nie było.

Ale to wszystko i tak nie pomogło. Były mąż uwierzył w to, że ma nade mną władzę i potem już robił, co chciał. Nie przestrzegał terminów widzeń z Krzysiem. Przyjeżdżał po synka, kiedy tylko mu się podobało i rzucał do mnie krótko:

– Pakuj go!

Nie trafiały do niego żadne argumenty, na przykład, że dziecko ma umówioną wizytę u lekarza.

– Przełóż – padało polecenie, nawet jeśli na kolejny termin musiałabym czekać kilka miesięcy.

Uwielbiał pokazywać w ten sposób swoją władzę nade mną. Powiedzcie, co za człowiek tak się zachowuje? Pół roku po rozwodzie poznałam Arka. Mimo lęków, jakie miałam po nieudanym małżeństwie, dość szybko dałam mu się przekonać, że zasługuję na miłość i kolejną szansę na szczęście. Po kilku miesiącach znajomości Arek wprowadził się do mojego mieszkania. Kiedy Konrad dowiedział się o tym, wpadł w szał!

– Nie będziesz mieszkała z żadnym gachem, dopóki pod tym samym adresem mieszka także mój syn!
– wrzeszczał na mnie na cały blok, aż sąsiedzi powychodzili na klatkę. – Albo Krzyś, albo twój kochanek
– wybieraj! Jeśli ten fagas tu zostanie, zabieram syna!

– Nie masz do tego prawa! – postawiłam się. – Przecież sąd zadecydował, że miejsce pobytu dziecka jest przy matce.

– A kto mi zabroni? – zaśmiał mi się w nos i dodał: – Przy matce, to nie znaczy przy jej kochanku!
No tak. Przecież miał czarno na białym, że to ja jestem winna rozkładu małżeństwa. Skoro byłam złą żoną, to może także byłam i złą matką?

Zgadzając się na wszystko w imię dobra mojego syna, wpadłam w błędne koło, w zastawioną przez Konrada pułapkę. Teraz były mąż mógł to wykorzystać przeciwko mnie, krzywdząc przy okazji nasze dziecko.

Nie wytrzymałam tej presji. Arek zresztą także nie. Kiedy mój mąż na zimno zapytał go, dlaczego… molestuje Krzysia, najwyraźniej przelała się w nim czara goryczy.

– Nie zrobi ze mnie pedofila! Wybacz, ale to kompletny wariat – powiedział mi ukochany, odchodząc.

Potem nawet nie próbowałam związać się z nikim innym. Nie chciałam robić kłopotu ani temu mężczyźnie, ani sobie. Znów postąpiłam tak, jak sobie życzył ten drań. Ale pewnego dnia to właśnie mój były mąż doprowadził do tego, że poznałam Roberta, miłość mojego życia.

To się zdarzyło prawie cztery lata po rozwodzie. Konrad nagle stracił pracę i wtedy przypomniał sobie, że jako ta, która wzięła winę na siebie za rozpad naszego małżeństwa powinnam mu… płacić alimenty! A najlepiej będzie, jeśli przejmie dziecko, to wtedy położy łapę także na alimentach dla syna.

Wyszłaby z tego całkiem niemała sumka, ale nie jest tak łatwo odebrać matce dziecko w świetle prawa.

Chyba że… zrobi się z niej na przykład narkomankę

Mój były mąż dobrze wiedział, że w sądzie będzie potrzebował przeciwko mnie mocnych argumentów, więc powziął sprytny plan. Nie mam zielonego pojęcia, skąd miał takie znajomości, a jednak potrafił dotrzeć do jakiegoś dilera. Może kręcił się gdzieś pod dyskoteką i facet sam nawinął mu się z towarem? A może po prostu sam od czasu do czasu kupował sobie jakieś używki.

Konrad kupił amfetaminę, a potem mi ją podstępnie podrzucił, kiedy przyszedł po synka. A kiedy już ją ukrył w moim mieszkaniu, to „w trosce o dziecko” zawiadomił policję.

Ten numer naprawdę mógł się powieść! Tak mi przynajmniej dał do zrozumienia oficer śledczy, który potem prowadził sprawę byłego męża.

– To była co prawda za mała działka, aby poszła pani za nią do więzienia, ale w pełni wystarczająca, by wytoczyć pani sprawę o pozbawienie praw rodzicielskich – podkreślił.

Na szczęście Pan Bóg nade mną czuwał. Okazało się bowiem, że akurat ta transakcja była śledzona przez policję, która od jakiegoś czasu obserwowała handlarzy narkotykami na tym terenie, starając się dotrzeć do jakiegoś większego dostawcy.

Kiedy zostałam oskarżona przez Konrada o posiadanie amfetaminy i w ciężkim szoku zabrana na policję, zeznałam tam ze łzami w oczach, że nigdy w życiu nie brałam i to jest po prostu perfidne działanie tego drania.

Oczywiście od razu poddano mnie testom, które wykazały, że faktycznie jestem zupełnie czysta. A potem po próbce podrzuconego przez Konrada narkotyku stwierdzono, u którego handlarza został nabyty i wtedy w sprawę wtrącił się wydział do spraw walki z przestępczością narkotykową.

Transakcje z dwóch ostatnich dni, które przeprowadził diler były w dużej mierze przez nich nagrane. I wyraźnie było widać mojego byłego męża, który kupuje u niego amfetaminę. Konrad miał wielkiego pecha.

Został skazany za składanie fałszywych zeznań, nielegalne posiadanie narkotyków i próbę zniesławienia. Dostał za to wszystko pół roku odsiadki i mam nadzieję, że ta wpadka czegoś go nauczyła. A ja? No cóż, jak już wspomniałam, dzięki byłemu mężowi i tej sprawie poznałam Roberta, mężczyznę, który zupełnie odmienił moje życie.

To on był bowiem tym śledczym z wydziału do spraw walki z przestępczością narkotykową, który mnie przesłuchiwał. To przy nim się kompletnie rozkleiłam. Płacząc i rozmazując sobie tusz na policzkach, myślałam, jaka jestem głupia… Bo nie potrafię się opanować i zachowuję się jak wariatka, zamiast próbować wyjść cało z tej trudnej sytuacji. I to w dodatku przy najprzystojniejszym mężczyźnie, jakiego w życiu widziałam.

A jednak go to nie wystraszyło. Parzył mi tylko herbatę za herbatą i zapewniał, że wszystko będzie dobrze. I jest. Głównie dzięki niemu.

Już dwa lata jesteśmy razem. Wiążąc się z Robertem, zyskałam nie tylko wspaniałego partnera, ale i gwarancję, że były mąż nie będzie więcej próbował swoich sztuczek, mimo że wyszedł już z więzienia. Teraz mojego szczęścia strzeże przecież policjant.

Czytaj także:
„Po ślubie zamieszkaliśmy u teściowej. Wolała stary mebel ode mnie, czułam się niechciana”
„Podczas operacji przeszczepu serca, przeżyłem śmierć kliniczną. Wiem, jak wygląda śmierć”
„Moja żona była w dzieciństwie molestowana. Wyparła te zdarzenia tak mocno, że doprowadziły do rozdwojenia jaźni...”

Redakcja poleca

REKLAMA