„Mąż latami mnie zdradzał, po czym wmawiał mi, że wszystko sobie wymyśliłam. Wpadłam w paranoję”

Mój mąż wydał moje oszczędności fot. Adobe Stock, nenetus
„– Kiedyś i ja mu wierzyłam. To czaruś, każdą kobietę potrafi przekabacić na swoją stronę. Hubert jest niezdolny do monogamii, a kłamie jak z nut. – Oczerniasz mnie, ale i tak cię kocham. Tropi każdy uśmiech skierowany w moją stronę, coś tam wymyśla i niepotrzebnie się martwi – zwrócił się do mnie. – Kochanie, przecież ja bym cię nie opuścił!”.
/ 10.11.2022 13:15
Mój mąż wydał moje oszczędności fot. Adobe Stock, nenetus

– Kochanie, to nie jest tak, jak myślisz – powtarzał w kółko Hubert, przystojny czterdziestolatek, patrząc na żonę doskonale niewinnym wzrokiem.

Ona atakowała, on bronił się frazesem, który mógł oznaczać wszystko i nic. Usiadłam wygodniej, to mogło potrwać. Czasem para, która przychodzi do mnie po pomoc, musi przejść przez etap oskarżeń, aby pozbyć się nagromadzonych emocji.

– Wszyscy wiedzieli, że sypiasz z Wiktorią, tylko nie ja – Martyna prawie krzyczała.

Wyobrażałam sobie, jak się czuje

Zdradzona i podwójnie upokorzona, przez męża i znajomych. W takich sytuacjach spodziewamy się lojalności, jeśli nie ze strony ukochanego, to chociaż przyjaciół. Niesłusznie, bo mało jest chętnych gotowych wpakować się w cudze kłopoty małżeńskie. Na ogół po głowie dostaje przyjaciółka informująca żonę o zdradzie.

– To nie było tak – wymamrotał Hubert.

Byłam ciekawa, co jeszcze wymyśli.

– A jak? – syknęła Martyna.

Wyglądała na wściekłą.

Już o tym rozmawialiśmy. Sprawa jest nieaktualna i w ogóle wyolbrzymiona. Wiktoria to wariatka, coś sobie ubzdurała.

Hubert szedł w zaparte, gotów do ostatniego tchu trzymać się wytyczonej linii obrony. Coś w stylu: jak cię złapią za rękę na kradzieży, krzycz, że to nie twoja ręka. Podobno działa, z tym że nie na wszystkich. Hubert monotonnie i z uporem wbijał żonie do głowy, że może coś tam było, ale niewartego wzmianki, a Martyna niepotrzebnie dzieli włos na czworo. Zastanawiałam się, jak to ugryźć. Hubertowi musiało zależeć na uratowaniu małżeństwa za wszelką cenę, skoro tak wytrwale próbował się wybielić w oczach żony. Pytanie, na czym zależało Martynie. Można żyć w całkiem udanym związku, przymykając oczy na skoki w bok partnera, jednak sądząc z reakcji, siedząca przede mną kobieta nie należała do tej grupy.

– Rozumiem, że przyszliście do mnie z powodu niewierności pana Huberta? – spytałam dla porządku.

Mężczyzna poczerwieniał na twarzy

– Ależ skądże! Nic takiego nie miało miejsca! – zaprzeczył; zrobił to tak agresywnie, że się zawahałam. Może pochopnie go oceniłam?

Kiedyś i ja mu wierzyłam – Martyna bezbłędnie odczytała wyraz mojej twarzy. – To czaruś, każdą kobietę potrafi przekabacić na swoją stronę. Wyszłam za mąż za babiarza, Hubert jest organicznie niezdolny do monogamii, a kłamie jak z nut.

– Oczerniasz mnie, ale i tak cię kocham – błysnął uśmiechem mąż Martyny. – Żona jest niesłychanie wrażliwa, to jest część jej uroku – zwrócił się do mnie. – Tropi każdy uśmiech skierowany w moją stronę, coś tam wymyśla i niepotrzebnie się martwi. Kochanie, przecież ja nigdy bym cię nie opuścił – pochylił głowę nad Martyną.

Nie mogłam zaprzeczyć, facet miał nieodparty wdzięk. Męskie rysy twarzy, mocna, lecz szczupła sylwetka, ciemnoniebieskie oczy. I ten głos, głęboki i ciepły. Natychmiast przywołałam się do porządku. Zaczęłam współczuć Martynie, życie z tak atrakcyjnym mężczyzną na pewno nie było proste, skoro nawet ja nie byłam odporna na jego urok.

– Porozmawiajmy o waszych oczekiwaniach w małżeństwie – zaproponowałam, odzyskując zimną krew. – Zdrada jest zwykle skutkiem, a nie przyczyną złego funkcjonowania związku.

Martyna prychnęła lekceważąco.

– Już to gdzieś słyszałam. Uważa pani, że Hubert szuka u innych kobiet tego, czego ja mu nie dałam?

Chciałam przytaknąć, lecz ubiegł mnie mąż Martyny.

– Jakich kobiet? Była tylko Wiktoria, a ty zaraz wyjeżdżasz z liczbą mnogą.

Czyli przyznajesz się do romansu z tą małpą? – wykrzyknęła triumfalnie Martyna – Słyszała pani? Zaprzeczał, ale w końcu dał się złapać. Czułam, że coś jest na rzeczy, ale nie byłam pewna. Dopiero, jak jego kochanka oznajmiła, że stoję na drodze do ich szczęścia, zrozumiałam że miałam rację.

– Wiktoria tak powiedziała? – zainteresował się Hubert, widać do tej pory nie miał okazji się dowiedzieć, w jaki sposób starannie ukryty przed żoną romans ujrzał światło dnia. – Mówiłem, że to wariatka.

– Uwierzyła w twoje zapewnienia. Oszukiwałeś ją, obiecywałeś, że będziecie razem. Co właściwie miałeś na myśli? Szykowałeś mi niespodziankę w postaci rozwodu?

– To tylko takie gadanie, nikt przy zdrowych zmysłach nie wziąłby go na poważnie – mruknął Hubert.

Z zainteresowaniem śledziłam jego taktykę

Facet doskonale wiedział, kiedy ustąpić pola, żeby umocnić swoją pozycję. Martyna lekko przyhamowała; widać połowiczne wyznanie męża dało jej do myślenia. Złościła się, kiedy zaprzeczał, że miał romans, o którym doskonale wiedziała, ale wyraźne lekceważenie kochanki i składanych jej obietnic trochę ją uspokoiło. Domyślałam się, jak to działa.

Oszukiwał Wiktorię, bo nie była dla niego ważna – łudziła się Martyna.

Ani przez moment nie pomyślała, że mąż potraktował ją dokładnie tak samo jak kochankę, według niego ona również nie zasługiwała na szczerość. Hubertowi na pewno zależało na wygodnym, dającym szacunek społeczeństwa małżeństwie, ale czy na żonie? Skarciłam się w myślach. Jak nowicjuszka stanęłam po stronie zdradzanej Martyny, a przecież nie powinnam oceniać pacjentów i wydawać przedwczesnych wyroków. Starałam się wyrzucić z myśli własne wspomnienia, bez skutku. Rozwiodłam się z Karolem, bo nie umiałam żyć w kłamstwie. Jak widać, szewc bez butów chodzi, nie potrafiłam naprawić swojego małżeństwa. Wiedziałam, że jestem ważna dla męża, ale nie ważniejsza niż poczucie euforii, jakie go ogarniało, gdy potwierdzał swoją atrakcyjność w oczach innych kobiet. Czy mnie kochał? Nie wiem. A czym jest miłość? Bezpieczną rutyną kolejnych dni niosącą zaufanie i pewność, czy szaloną jazdą na kolejce górskiej, od której zapiera dech w piersiach? To drugie jest atrakcyjniejsze, tylko jak długo można mknąć w górę i dół?

Czasem trzeba odpocząć. Wtedy przydaje się małżeńska przystań, w której czeka kobieta kochająca, lecz niewymagająca karkołomnych starań. Żona, która jest, była i będzie, o ile się nie zbuntuje. Ja nie wytrzymałam, nie umiałam dzielić się najbliższym człowiekiem z innymi kobietami, pewnego dnia spakowałam manatki i uciekłam. Bez tłumaczenia, ostatecznej rozmowy i łez. Wiedziałam, że gdyby Karol się postarał, zostałabym. Był miłością mojego życia, mógł mnie przekonać do wszystkiego. Na chwilę, bo potem znów bym cierpiała, odbierając kłamliwe SMS-y, w których tłumaczył późny powrót do domu.

On potrafił żyć podwójnie, ja nie

Zakończyłam małżeństwo, żeby oszczędzić sobie bólu, ale o miłości nie udało mi się zapomnieć. Wciąż we mnie była, tliła się jak utajona gorączka. Nauczyłam się z nią żyć, oswoiłam, na ile mogłam. Po naszym rozwodzie Karol nie był długo sam. Ożenił się ponownie, lecz nie zaprzestał nielegalnych pozamałżeńskich polowań na kobiety. Taki już był, można go było zaakceptować, lub nie. Druga żona wytrzymała krócej niż ja, wtedy osamotniony Karol znów pojawił się w moim życiu. Przyjęłam go z powrotem, to był błąd, o którym wolałabym zapomnieć. Na krótko uwierzyłam, że tym razem będzie inaczej, utonęłam we własnej naiwności. Jak każda zakochana kobieta naginałam fakty do rzeczywistości, chciałam mieć do Karola zaufanie, wierzyłam, że się zmienił. Co z tego wynikło? Tylko rozczarowanie i niedający się z niczym porównać ból. Do dziś mnie nie opuścił, choć z czasem udało mi się go przysypać popiołem niepamięci. Zabezpieczyć. Ale on wciąż tam był, dlatego rozumiałam, przez co przechodzi Martyna.

– Mieliśmy rozmawiać o niedostatkach w związku – przypomniał uprzejmie Hubert, wyrywając mnie z rozmyślań.

Proszę, niech pan zacznie…

– Martynka jest cudowną żoną, ale zazdrosną. To męczace. Ciągle mnie podejrzewa o zainteresowanie innymi kobietami, bezpodstawnie oczywiście. Nie przeczę, cieszę się powodzeniem i gdybym chciał… Ale nie mam zamiaru niszczyć związku z Martyną!

– Wierzę panu – powiedziałam trochę bardziej zgryźliwie, niż planowałam. – Zdążyłam zauważyć, że stan małżeński bardzo panu odpowiada.

– Czy to źle? – zaniepokoił się Hubert.

– Ależ skąd – uspokoiłam go – Chciałabym jednak poznać powody, dla których małżeństwo jest dla pana takie ważne.

– To chyba oczywiste – Hubert spojrzał na mnie z ukosa, chyba zaczynał nabierać podejrzeń co do mojej bezstronności.

Za bardzo przypominał mi Karola, zawodowa uczciwość nakazywała przerwanie rozmowy i skierowanie pary do innego terapeuty.

Chyba nie będę mogła państwu pomóc. Nie mogę wyjaśnić powodów, dla których musimy się rozstać, są natury osobistej, ale będzie dla was z korzyścią, jeśli przejdziecie pod skrzydła mojego kolegi…

– Nie zgadzam się – przerwała mi Martyna. – Nabrałam do pani zaufania, bo mam uczucie, że jestem rozumiana. Wreszcie. Nikt mi nie wciska kitu, że byłam złą żoną, za dużo lub za mało gadałam, krzywo się uśmiechałam. Źle dbałam o biednego męża, zmuszając go do poszukiwania ciepła i miłości u Wiktorii. Czy jakiejkolwiek innej dziewczyny, bo to przecież nie ma znaczenia. Hubert lubi kobiety, ja mu nie wystarczam. Taka jest prawda. Nie mam zamiaru doszukiwać się u siebie winy. To ja zostałam skrzywdzona, oszukana i poniżona. Mam odpowiadać za jego skoki w bok?

– Miałam zamiar poprowadzić terapię w kierunku naprawy związku – odparłam z namysłem. – Teoria mówi, że szczęśliwe małżeństwo zaspokaja wszystkie potrzeby, partnerzy nie szukają spełnienia gdzie indziej.

– A praktyka? – spytała cicho Martyna.

Hubert spuścił wzrok

– No cóż, różnie bywa – powiedziałam oględnie. – Możemy się spotykać i rozmawiać dalej o problemie niewierności, ale chciałabym wam tego zaoszczędzić. Mam inny pomysł, konsultacje telefoniczne. Proszę do mnie dzwonić z każdą wątpliwością, jeżeli to nie wystarczy, znów usiądziecie na mojej wysłużonej kozetce.

– Dlaczego tak? – Martyna spojrzała mi prosto w oczy, odpowiedziałam tym samym.

Niewiele mogę pomóc, decyzja należy do pani – przyznałam.

Widziałam, że zrozumiała, i chociaż się jej to nie spodobało, zaakceptowała stan rzeczy. Odważna kobieta, ja taka nie byłam.

– Na czym stanęło? Nie rozumiem – wykłócał się Hubert, wychodząc za Martyną. – Miała być terapia małżeńska, a nie konsultacje. O jakiej decyzji ona mówiła?

Głos mężczyzny cichł w miarę, jak skłócona para oddalała się od mojego gabinetu. Podeszłam do okna i zobaczyłam, jak wychodzą na ulicę. Martyna odwróciła się i spojrzała w górę. Było mi jej bardzo żal, stanęła przed podobną decyzją jak niegdyś ja. Zamknąć oczy i udawać, że mąż nie zdradza, czy odejść i poświęcić wielką miłość. Niektórych związków nie da się naprawić. Nie miałam wątpliwości, że Hubert będzie nadal poszukiwał wyzwań. Nie dla niego spokojne życie u boku żony, on chyba nawet nie rozumiał, dlaczego Martyna żąda wierności. Być może nawet ją po swojemu kochał, jednak wciąż potrzebował dreszczu emocji związanego z sekretnym romansem, potwierdzenia własnej atrakcyjności w oczach innych kobiet.

Czy Martyna sobie z tym poradzi?

Zadzwoniła do mnie dwa miesiące później, tyle czasu Hubert wytrwał w wierności. Po aferze z Wiktorią nie szukał nowych przygód, przycichł, starając się naprawić napięte relacje z żoną. Martyna nabrała nadziei na szczęśliwe życie i wtedy spadł cios, tym bardziej dotkliwy, że niespodziewany.

– Myślałam, że Hubert się zmienił, zrozumiał, że nie zniosę jego romansów. A jednak znów to zrobił – kobieta mówiła napiętym głosem, wyrzucając szybko słowa.

– Bardzo mi przykro, wiem, co pani przeżywa – przyznałam.

Tym razem znalazłam mnóstwo czułych SMS–ów w jego telefonie. Wie pani, ja nigdy nie zniżałam się do przeszukiwania rzeczy męża, ale mocno nadszarpnął moje zaufanie, nie mogłam się powstrzymać. To była reakcja obronna, chciałam wiedzieć, czy mogę spać spokojnie.

– Hubert wie, że odkryła pani jego romans? – zapytałam.

Martyna milczała dłuższą chwilę.

– Nie wiem, czy chcę o tym mówić – powiedziała cicho. – To takie krępujące. Powinnam odejść od męża, on nigdy się nie zmieni, ale nie umiem zrezygnować. Kocham go. Kiedy jesteśmy razem, wydaje mi się, że Hubert miał rację, mówiąc, że przesadzam z zazdrością. Wystarczy, że mu zaufam i wszystko będzie dobrze. Ale potem przychodzi taka chwila, że mnie okłamuje i znika. Wiem, że poszedł do innej kobiety, cierpię i wtedy jestem pewna, że najlepszym rozwiązaniem byłoby rozstanie. Dlatego dzwonię do pani, po radę.

– Sama musi pani podjąć decyzję: odejść czy zostać i ponieść konsekwencje.

– Co by pani zrobiła na moim miejscu?

– Nie muszę się zastanawiać, wiem. Byłam w takiej samej sytuacji, przecięłam ją, ale to był bardzo bolesny zabieg.

Martyna ciężko westchnęła.

– Chyba nie jestem na to gotowa. Jeszcze nie… Zostanę z nim, dopóki dam radę. Nie wiem, czy jestem wystarczająco silna, żeby znosić kolejne Wiktorie w życiu Huberta, ale spróbuję. Bo mam nadzieję, że on się w końcu zmieni.

– Jak my wszystkie – mruknęłam, odkładając słuchawkę. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA