„Mąż sprzedał naszą rodzinę za kilka głębszych. Gdyby nie sąsiad, dziecko urodziłabym na ławce w parku”

załamana żona fot. iStock, fizkes
„Czułam, jak zapadam się w sobie. Co jeszcze mi się przytrafi? Nie wystarczy tych ciosów? Nie wystarczy, że na moich barkach dźwigam dom, męża i dwójkę dzieci? Za co to wszystko?”.
/ 13.11.2023 21:15
załamana żona fot. iStock, fizkes

Gdy z mężem połączył nas węzeł małżeński, myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi. Czułam, że oto teraz otwiera się przede mną radosne, rodzinne życie u boku mężczyzny, którego kocham. Podświadomie wiedziałam, że cokolwiek by się nie działo, damy sobie z tym razem, bo mamy siebie. Nie sądziłam, że tak szybko się przeliczę. 

Nie planowaliśmy tego, lecz minął zaledwie rok od hucznego wesela, a nasza rodzina powiększyła się o dodatkowego członka. Ciążę znosiłam całkiem dobrze. Obyło się bez dramatycznych poranków, płaczu i dziwnych zachcianek. W macierzyństwo weszłam z podniesioną głową. Tak bardzo spodobało nam się troszczenie o małego człowieka, że niebawem znów zaszłam w ciążę. Tym razem na świat przyszedł nasz syn Julek. 

Byłam wniebowzięta

Mój mąż także. Oczywiście pieniądze nie spadały nam z nieba. Dzieci wiązały się z ciągłymi wydatkami, co oczywiście wiedzieliśmy. Jednak, czym jest kasa w obliczu takiego szczęścia jak dzieciaki. Gdy pierworodna córeczka Michalina miała 4 lata, a synek Julek 3, zdecydowaliśmy się na kolejny krok i kolejnego bobasa. 

Kocham moje dzieci, lecz z perspektywy czasu wiem, że to nie była dobra decyzja. Tę ciążę znosiłam bardzo ciężko. Na głowie miałam w końcu dwóch rozrabiaków, którzy nie oszczędzali mamusi, brzuch, który coraz bardziej dawał się we znaki i jeszcze jeden, znacznie większy problem – męża. 

Mariusz wyleciał z pracy za picie. Przyszedł do biura w stanie mocno wskazującym i szef momentalnie się zorientował. Nie wiem, jak mogłam wcześniej nie zauważyć, że mąż popija. Niestety, uświadomiłam to sobie już po fakcie, gdy nie tylko odciął nas od jedynego źródła dochodu, ale narobił długów u sąsiadów tylko po to, żebym nie odkryła jego tajemnicy. 

Tak bardzo było mi wstyd, gdy któregoś popołudnia Maryla, sąsiadka z piętra niżej zapukała do moich drzwi. 

– Cześć Krysiu. Widzę, że wyglądasz kwitnąco, ta ciąża ci służy – powiedziała, zerkając ukradkiem na mój zaokrąglony brzuch.  – Nie chcę cię niepokoić, masz swoje problemy na głowie, jednak do mojej emerytury zostały jeszcze dwa tygodnie, a brakuje mi na leki. Mariusz pożyczył ode mnie ostatnio 200 zł, obiecał, że odda. Dałam mu oczywiście, to dobry chłopak, ale byłabym wdzięczna, gdyby to stało się jak najszybciej. 

Zdębiałam. Zrobiło mi się słabo

Patrzyłam na tę zakłopotaną kobietę i zupełnie nie wiedziałam, co mam powiedzieć. 

– Tak, oczywiście. Jeszcze dziś przyniosę do pani te pieniądze. To niedopatrzenie. Mąż musiał zapomnieć. Dziękuję, że pani przyszła i przepraszam za kłopot

Gdy zamknęły się za nią drzwi, osunęłam się na podłogę i zalałam łzami. Doskonale wiedziała, że nie mam z czego oddać jej tych pieniędzy. Mąż prawie wyczyścił nasze konto, zostało mi tylko to, co zdarzyłam odłożyć do swoich oszczędności.

Zadzwoniłam do taty, poprosiłam o pożyczkę i oddałam Marylce pieniądze. Jeszcze raz przeprosiłam za męża i wróciłam do siebie, licząc na to, że nie wybuchnę płaczem na korytarzu. 

Byłam sama

Kolejne tygodnie były masakrą. Mąż nie kwapił się do tego, by znaleźć nową pracę, zasiadywał całymi dniami na kanapie i popijał. Było mi wstyd przed dziećmi. Czułam się jak wyrodna matka, która nie potrafi ich uchronić przed takim widokiem i doświadczeniami, które w przyszłości mogą przerodzić się w okrutną traumę. 

Pamiętam tamten dzień, jakby to było wczoraj. Wyszłam z dziećmi na spacer, bo nie mogłam patrzeć na męża, który zalewa się w trupa i majaczy coś, oglądając bzdury w telewizji. Poczułam okropny ból w okolicy podbrzusza. Byłam sama, z przerażonymi dziećmi u boku. Szczęście w nieszczęściu. Znalazł nas sąsiad. Natychmiast wezwał karetkę i zajął się moimi dziećmi. Poinformował też mojego ojca, który niezwłocznie przyjechał na pomoc. 

Skurcze okazały się fałszywym alarmem, ale lekarze postanowili zostawić mnie na obserwacji. Ojciec wparował do szpitala, a wraz z nim moje zapłakane dzieci. 

– Rany Boskie Krysiu. Tak się bałem. Nie wiedziałem, co się dzieje. Próbowałem dobić się Mariusza, ale jego telefon milczy. Jak się czujesz? 

– Już dobrze, lekarze mówią, że z maleństwem też wszystko w porządku. Chcą zostawić mnie obserwacji. Tato, błagam. Nie oddawaj dzieci pod opiekę Mariuszowi... – poczułam, jak pod powiekami zbierają mi się piekące łzy.

– Nie przejmuj się kochanie. Wszystkim się zajmę. Odpoczywaj...

Do dziś nie wiem, czy to przez stres, czy taka już była wola boska, ale następnego dnia rozpoczęła się akcja porodowa. Mąż nawet o niczym nie wiedział. Miał inne zajęcie – zerowanie kolejnej flaszki. 

Byłam wykończona, ledwo żywa, a gdy nie usłyszałam płaczu mojego dziecka, prawie umarłam ze strachu.

– Panie doktorze, co się dzieje? Dlaczego moja córka nie płacze? Ratujcie moje dziecko!

– Niech się pani uspokoi, sytuacja jest opanowana.  

Pierwszy raz czyjś płacz sprawił mi tyle radości. Gdy po wszystkim doszłam do siebie i ujrzałam moje maleństwo, nie mogłam przestać płakać ze szczęścia.

Jednak ono nie trwało zbyt długo

– Pani Krystyno, mamy dobre i złe wieści. Dobra jest taka, że pani córka żyje, ma się prawie dobrze, ale niestety nieprędko wyjdzie do domu. Musimy zatrzymać ją na obserwacji, mamy pewne niepokojące podejrzenia

Czułam, jak zapadam się w sobie. Co jeszcze mi się przytrafi? Nie wystarczy tych ciosów? Nie wystarczy, że na moich barkach dźwigam dom, męża i dwójkę dzieci? Za co to wszystko? 

Gdyby nie mój ojciec, nie dałabym sobie rady. To on był dla mnie prawdziwą podporą. Nie pozwolił mi się załamać. Pokazał mi, że mam dla kogo walczyć.

Podejrzenia lekarzy na szczęście nie okazały się słuszne. Agatka była zdrowa. Tata odwiózł nas do domu i pojechał po resztę dzieci. Nie spodziewałam się po wejściu do domu owacji na stojąco, ani oklasków. Nie sądziłam jednak, że moje mieszkanie w tak krótkim czasie może zmienić się w melinę

Wszędzie walały się butelki, puste puszki i śmieci. Brakowało telewizora i zastawy, którą dostaliśmy na ślub. Pośród tego barłogu siedział mój mąż, bohater, królewicz na białym koniu. Facet, który spustoszył moje życie i mieszkanie.

Nie zapłakałam, nie krzyczałam, nawet nie pisnęłam słowa. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam. To nie były warunki, w których chciałam mieszkać, a już tym bardziej wychowywać dzieci. Pal licho to mieszkanie. Niech przepije je tak, jak nasze małżeństwo. Dla mnie najważniejsze są dzieci i ich dobro. 

Ojciec zajechał pod blok i tak szybko jak przyjechał, wróciliśmy w 5 do mojego rodzinnego domu. Tata zajął się dziećmi, żebym mogła poukładać sobie w głowie całą sytuację. Czułam się, jakbym grała w jakimś mało zabawnym filmie. Marzyłam, żeby zaraz opadła kurtyna, ktoś krzyknął cięcie i ten koszmar się skończył. Niestety. To było życie. Moje życie. Musiałam wziąć się w garść.

Wieczorem, gdy udało mi się trochę uspokoić, usiadłam do stołu z tatą i ustaliliśmy plan działania. Wiedziałam, że łatwo nie będzie, ale dam sobie radę. Tak szybko jak tylko się dało, złożyłam pozew o rozwód. Sprawa trochę się ciągnęła, jednak moje małżeństwo oficjalnie się skończyło. Mąż dostał nakaz eksmisji i odebrano mu prawa rodzicielskie do dzieci, a ja wróciłam na stare śmieci. Co w przypadku stanu mieszkanie, było adekwatnym stwierdzeniem...

Odzyskałam rezon

Los chyba postanowił odpłacić mi się za wszystkie krzywdy, bo w międzyczasie poznałam wspaniałego człowieka, który pokochał moją dużą i trochę pokaleczoną życiowymi zmaganiami rodzinę, i postanowił ją dopełnić. Byłam nieufna, wciąż trochę jestem, ale walczę z tym. Wiem, że Robert to dobry człowiek, który już nigdy więcej nie pozwoli mi cierpieć. 

Gdy patrzę na moje dzieci, jak słodko i spokojnie śpią w swoich łóżeczkach, to myślę o tym, co przeszliśmy. Jak jeden człowiek potrafił zgotować piekło czterem osobom. Myślę sobie, jak twarda byłam, że przeciwstawiłam się tej krzywdzie i wyszłam obronną ręką. Póki moje dzieci mają mnie, wiem, że są bezpieczne. Odzyskałam rezon, zaczynam żyć pełną piersią

Czytaj także:
„Pojechałem za chlebem, kumpel opiekował się moją żoną. Tak dobrze mu szło, że zajął miejsce po mojej stronie materaca”
„Wierzyłam w bezinteresowną pomoc obcej kobiety. Okazało się, że to oszustka, kradnąca pieniądze chorym dzieciom”
„Przez 20 lat byłem wierny żonie. Gdy ją zdradziłem, okazało się, że ona wcale nie była lepsza. Miała swój powód”

Redakcja poleca

REKLAMA