Dobrych kilka lat zajął mi powrót do życiowej równowagi po rozwodzie. Długo bowiem nie potrafiłam uwierzyć, że mam prawo do szczęścia, miłości, do bycia adorowaną. Komplementy z ust mężczyzn traktowałam jak podstęp. Zmieniające się pory roku przyjmowałam bez ekscytacji. Inni wiecznie narzekali – albo im było za gorąco, albo za zimno, albo za sucho, albo za mokro – a mnie to nie obchodziło. W ciepłe dni wkładałam bluzkę z krótkim rękawem, na deszcz zabierałam parasol.
Po prawdzie nie tylko pogoda była mi obojętna
Potrafiłam zachować stoicki spokój bez względu na okoliczności. Wycofałam się z życia i zamiast grać w nim pierwszoplanową rolę, usiadłam na widowni i nastawiłam się na oglądanie tego, co przyniesie los. Owszem, przeszłość miała wpływ na moją teraźniejszość, ale nie chciałam się z nią rozliczać, ani nawet się nad nią zastanawiać.
Nie chciałam się mierzyć z tym, co sprawiło, że zobojętniałam. Zatrzaśnięcie drzwi przed emocjami, udawanie, że nic się stało, wydawało mi się jedynym sposobem na przetrwanie. Nieważne, co gadają psychologowie, którzy każą się mierzyć ze swoim bólem, gniewem, kompleksami. Po prostu bałam się, że jak z rozpaczy rozpadnę się na małe kawałki, to potem nie dam rady pozbierać się do kupy, by ulepić nową mnie. Chciałam tylko jakoś przeżyć. Na szczęście miałam córkę i pracę. Od czterech lat byłam zatrudniona w supermarkecie, gdzie zaczynałam jako kasjerka, a później awansowałam na kierowniczkę zmiany. Do moich obowiązków należało między innymi przyjmowanie dostaw, co z kolei wymagało kontaktu z kierowcami, którzy rozwożą towary do naszych sklepów.
Tamtego dnia, kiedy wyszłam podpisać dokumenty, chciałam jak zwykle przywitać się z panem Markiem.
– Dzień dobry, jak miło pana znów… – nie dokończyłam, bo to nie był mój znajomy dostawca, lecz ktoś inny.
– A dzień dobry, witam, halloooo! – nowy przeciągnął ostatnie słowo. – Cieszę się niezmiernie, że tak pięknej kobiecie miło na mój widok – powiedział gładko.
Za gładko, jakby trenował wstawianie takich gadek. Na mnie nie podziałało. Nie byłam smarkulą łasą na komplementy. Poza tym wiedziałam, że daleko mi do piękności, więc ucięłam ten żałosny flircik.
– Przepraszam, wzięłam pana za kogoś innego. Pan jest nowy?
– Tak, dziś mój pierwszy dzień. Krystian jestem – wyciągnął do mnie dłoń, którą zignorowałam.
– Dagmara, kierowniczka zmiany. Gdzie podpisać?
Zajęłam się dokumentami. Nie chciałam się wdawać w jałową pogawędkę z kimś, kogo nie polubię. Wolałam sympatycznego, choć zrzędliwego pana Marka, który towarzyskie pogawędki ograniczał do narzekania na pogodę i stan dróg. Sądziłam, że moja rezerwa i oficjalny ton wprowadzą odpowiedni dystans między mną a nowym.
Niestety on był dziwnie odporny na takie subtelne sygnały. Na „do widzenia” rzucił dwuznacznie:
– Będę wracał i się za panią rozglądał…
– To ma być groźba?
– Obietnica! – zaśmiał się.
Przy okazji następnych dostaw nasze rozmowy odbywały się według stałego schematu. Ja byłam konkretna i oschła, chcąc jak najszybciej załatwić formalności i wrócić do swoich obowiązków, a niezrażony tym Krystian sypał czułymi słówkami i żarcikami jak z rękawa, zupełnie jakbym była jakimś ósmym cudem świata. Irytowało mnie to i niepokoiło, bo gdzieś z tyłu głowy cichy głosik szeptał: „Nabija się z ciebie, albo z kimś się założył, że cię poderwie, lepiej uważaj”.
Bo nie byłam ani ładna, ani interesująca. Więc czemu to robił?
Sądziłam, że w końcu się znudzi i odpuści
Ale był uparty i za każdym razem witał mnie promiennym uśmiechem.
– Witam, dzień dobry, hellooo! Widok tak pięknej kobiety, jak pani, Dagmaro, zawsze poprawia mi humor. Proszę mi zdradzić sekret, co pani robi, że wygląda tak fantastycznie?
Niby mało co mnie wzruszało, ale on miał talent do wyprowadzania mnie z równowagi. A fakt, że się przez niego denerwuję, dodatkowo mnie deprymował.
– Pan chyba nie zdaje sobie sprawy, ile ja mam lat – warknęłam.
– Dwadzieścia pięć? – odparł z niewinnym, uroczym uśmiechem.
– Pomylił się pan o marne jedenaście lat.
– To nieważne, piękno nie ma metryki. I proszę się nie rumienić, bo to prawda.
Oblałam się pąsem, ledwo to powiedział. Co za irytujący osobnik!
– Pana zachowanie jest śmieszne i przeszkadza mi w pracy – skwitowałam.
– Naprawdę panią rozpraszam? Jestem bardzo szczęśliwy z tego powodu! Zwłaszcza że ja o pani myślę non stop!
No i co zrobić z takim…? Ech! Nie bardzo miałam komu się zwierzyć. Nie należę do osób towarzyskich, a wszyscy znajomi po rozwodzie „zostali” z Adamem. Właściwie moją jedyną przyjaciółką była nastoletnia córka. Gdyby nie ona, nie wiem, jak bym sobie dała radę. Adam wiecznie mnie krytykował, a ona zawsze stała po mojej stronie. Do dziś, choć minęły cztery lata, nie wybaczyła Adamowi, że nas zostawił. Spotykała się z nim, ale dawała mu popalić. A mną się na swój sposób opiekowała. To ona doradzała mi w kwestii strojów, fryzury, makijażu. To ona namówiła mnie na wspólne bieganie, dla zdrowia i urody, oraz by się pozbyć natrętnych myśli. Aktualnie weszła w fazę pierwszych miłości i dla odmiany oczekiwała rady ode mnie. Kochała się w kimś bez wzajemności i pytała, co powinna zrobić.
Szczerze? Nie miałam pojęcia
– Nie wiem, skarbie… Ja mam problem wręcz przeciwny – spróbowałam odwrócić jej uwagę. – Mamy nowego kierowcę i on… – zawahałam się i zarumieniłam.
Córka aż otworzyła usta ze zdumienia.
– Podrywa cię?! Jaki jest? Przystojny?
– Młodszy – mruknęłam. – I denerwuje mnie to jego udawane uwielbienie.
– Czemu zaraz udawane? – oburzyła się Kamila. – Przecież niezła z ciebie laska, mamo. Wciąż ci to powtarzam. Odkąd mnie słuchasz, na pewno nie wyglądasz jak porzucona żona. Pamiętaj, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
– Aha. Czyli rozwód z twoim ojcem wyszedł mi na dobre?
– A nie? Wreszcie możesz mieć gdzieś jego zdanie. Widocznym plusem rozwodu jest też fakt, że schudłaś i się ogarnęłaś. Spójrz w lustro. Nie jesteś stara i naprawdę możesz się podobać, więc nic dziwnego, że jakiś koleś cię podrywa.
– Podejrzewam, że on czegoś chce...
– Czego? Randki? – Kamila zachichotała. – To go sprawdź. I, sorry, że to muszę mówić własnej matce, ale nie jesteś zakonnicą, więc trzymanie się za ręce, całowanie, a nawet seks nie są zakazane.
– Kama!
– Już milczę.
Zostawiła mnie z chaosem w głowie. Fakt, od rozwodu minęły już cztery lata. Pora przestać myśleć o sobie jak o porzuconej, niekochanej, żałosnej kobiecie. Facet ze mną flirtuje, a ja zamiast podjąć grę, doszukuję się podstępu. Czemu? Bo nie wierzę, że mogę być dla kogoś atrakcyjna. Szkoła Adama. Nieźle mnie wytresował…
Wspomnienia, przed którymi uciekałam, z którymi nie chciałam się mierzyć, dopadły mnie jak stado wron. Moje małżeństwo… Moja gehenna… A taka byłam zakochana, taka szczęśliwa. Ślub mieliśmy jak z bajki i dalej też miało tak być. Wychodziłam z siebie, żeby stworzyć idealny dom dla mężczyzny mojego życia. Nie widziałam jego wad. Rysy na szkle zaczęły się pojawiać, gdy przestałam być doskonała. Po urodzeniu Kamilki nie mogłam wrócić do dawnej wagi, dla wygody zaczęłam chodzić w dresach. Zapuściłam się, przyznaję, ale Adam zamiast mi pomóc, wesprzeć, jeszcze mnie pogrążał. Z początku swoje niezadowolenie obracał w żart, nazywając mnie świnką albo prosiaczkiem, ale potem dokuczał mi coraz boleśniej, drwił, wiecznie porównywał mnie z innymi, jakby znęcanie się nade mną sprawiało mu przyjemność.
Powinnam się zbuntować, ale nie umiałam, myślałam, że ma prawo wymagać ode mnie perfekcji. Drań, odebrał mi całą pewność siebie, a na koniec i tak odszedł do innej. Długo nie mogłam się pozbierać. Nie jadłam, nie spałam, unikałam ludzi. Wzięłam się w garść dla córki. Złapanie życiowej równowagi zajęło mi trochę czasu, ale dostałam pracę i udowodniłam całemu światu, że poradzę sobie sama. Tylko pod względem emocjonalnym moje życie nadal było ruiną...
Czas to zmienić
Kiedy następnym razem Krystian powitał mnie standardowym: „Witam, dzień dobry, hellooo, jak zwykle ślicznie pani wygląda!”, odparłam z uśmiechem:
– A dziękuję, miło, że pan docenia moje starania.
Zmiana w moim tonie i zachowaniu zbiła go z tropu i po raz pierwszy nie wiedział, co powiedzieć. Jego mina? Bezcenna! Teraz się okaże, czy się mną bawił, czy naprawdę próbował poderwać. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
– Doigrał się pan. Czarował mnie pan, czarował i w końcu oczarował. To gdzie mnie pan zabierze na pierwszą randkę?
Szybko odzyskał tupet. Nie uciekł wzrokiem, uśmiechnął się szelmowsko i odparł:
– Pójdę za panią choćby do piekła.
– Wolałabym jakieś przyjemniejsze miejsce – uśmiechnęłam się.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”