„Mąż przepuszczał kasę na swoje widzimisię, a ja ciągle oszczędzałam. Żałowałam sobie nawet 50 zł na nowy krem”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Coolpicture
„– Ty na swoje zainteresowania przeznaczasz nawet kilkaset złotych miesięcznie, a ja? Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś sobie kupiłam! Nie wspominając o jakiejś rozrywce! – denerwowałam się. – Ale przecież nikt ci nie broni – odpowiedział mąż”.
/ 13.04.2024 13:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Coolpicture

Do niedawna przekonywałam się, że nie potrzebuję już niczego więcej w swoim życiu, ale teraz zdaję sobie sprawę, że po prostu zapuściłam korzenie i zapomniałam o moich własnych pragnieniach.

Zawsze, odkąd tylko pamiętam, całe życie poświęcałam innym. Teraz, patrząc wstecz, muszę przyznać, że trochę sama na to zapracowałam. Zwyczajnie przyzwyczaiłam do tego wszystkich wokół siebie. Początkowo rodziców, później młodsze rodzeństwo, przyjaciół, a z upływem czasu męża i dzieci. No cóż, nie mogę winić za to nikogo. Jednocześnie byłoby kłamstwem, gdybym stwierdziła, że byłam nieszczęśliwa, stale wykorzystywana, czy traktowana jak przedmiot.

Z wszystkiego rezygnowałam

Niemniej jednak moje potrzeby zawsze były odsuwane na bok. Dotyczyło to zarówno małych rzeczy, jak i poważniejszych kwestii. Byłam w stanie zrezygnować z jedzenia swojego ulubionego posiłku czy deseru, by inni mogli zjeść więcej. Nie miało znaczenia, że mój mąż lub jedno z dzieci zjadło już dwa razy tyle, a ja nawet nie skosztowałam. Zauważałam, że im smakuje, więc kiedy pojawiało się pytanie: "Nie chcesz? Bo jeśli ma się zmarnować, to chętnie zjem!", zawsze mówiłam, aby się poczęstowali.

Zamiast na nową sukienkę czy buty dla mnie, wolałam wydać pieniądze na ubrania dla dzieci. Nigdy nie pozwalałam sobie na takie luksusy jak wizyta u fryzjera czy kosmetyczki. Moja przyjaciółka zawsze mi skracała włosy, a farbowanie nie było mi potrzebne, bo na szczęście nie zaczęłam jeszcze siwieć. Decyzję o wakacjach podejmowali pozostali członkowie rodziny. Tak samo te o wyborze koloru ścian czy mebli – zależało mi na ich zadowoleniu i potrafiłam się dostosować do ich wyborów. Mój mąż miał skłonność do nadmiernego wydawania pieniędzy, ja natomiast byłam zupełnym przeciwieństwem.

Mąż miał kosztowne hobby

Od kiedy się poznaliśmy, Jerzy miał obsesję na punkcie motoryzacji, a w szczególności na punkcie motocykli. Nie byliśmy zamożni, więc nie mogliśmy kupić mu wymarzonego modelu za gotówkę, dlatego zdecydowaliśmy się na kredyt. Wkrótce zrozumiałam, że to hobby jest dość kosztowne – części zamienne, kolejne akcesoria, nowy ubiór, wyjazdy na spotkania miłośników... Czasami czułam się rozgoryczona, że Jerzy wydaje na to tyle pieniędzy.

– Ty na swoje zainteresowania przeznaczasz nawet kilkaset złotych miesięcznie, a ja? Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś sobie kupiłam, nawet głupi krem omijam szerokim łukiem! Nie wspominając o jakiejś rozrywce! – denerwowałam się.

– Ale przecież nikt ci nie broni! Oto proszę, weź pieniądze i kup sobie sukienkę, idź do fryzjera, zafunduj sobie coś! – odpowiadał mi wtedy Jerzy.

Nie miałam serca wydawać tych pieniędzy. Z pełną świadomością wiedziałam, że gdybym zaczęła nagle szastać forsą, nasza sytuacja finansowa stałaby się niepewna. Zarobki wystarczały zwykle do połowy miesiąca. Nigdy nie zastanawiałam się, że przecież moglibyśmy zdecydować, że Jurek w danym miesiącu zrezygnuje z wyprawy, nie kupi nowych rękawiczek, czy sportowego tłumika.

Siostra namawiała mnie na wyjazd

Nigdy nie obstawałam przy swoim, nikt inny na pewno nie zrobiłby tego za mnie. Pewnego dnia Asia, moja siostra, wpadła do mnie. Była podekscytowana, wiedziałam, że ma mi coś ważnego do powiedzenia. Nie pomyliłam się.

– Słuchaj, zaczynaj pakować walizki, bo za dwa tygodnie wyjeżdżamy na Mazury, na cały tydzień! – zapowiedziała.

Zauważywszy moje zdziwienie, dodała: – Będziemy tam tylko my dwie! I nie masz prawa odmówić!

Następnie zaczęła mi wyjaśniać, że trafiła na fantastyczną propozycję w dobrej cenie.

– Relaks w SPA, masaże, uroczy mały pensjonat. A do tego podstawowe szkolenie z żeglarstwa! Jowita, przecież zawsze o tym marzyłaś! – relacjonowała.

Słuchałam jej słów, a następnie z uśmiechem odparłam, że pewnie żartuje. Czy miałabym zostawić dzieci i męża samych? I wybrać się na wakacje? To było niemożliwe! Kto w takim razie miałby zająć się praniem, gotowaniem, sprzątaniem i przygotowywaniem dzieci do szkoły? Asia próbowała przekonać mnie, że na pewno nikt nie zginie beze mnie przez tydzień.

– Kobieto, słyszysz sama siebie? „Muszę to zrobić dla nich, muszę tamto zrobić dla nich”… Kiedy znajdziesz czas dla siebie? Ciągle tylko poświęcasz wszystko dla innych, pora trochę pomyśleć o sobie!

Uparcie próbowała mnie przekonać, zbijając każdy z moich argumentów. Co więcej, powiedziała, że rozmawiała już z Jerzym i on również uważa, że to jest dobry pomysł! Byłam zaskoczona, ale zaczynałam czuć coraz większą chęć na ten wyjazd.

Musiałam przestać się martwić

Podczas podróży na Mazury miałam dziwne poczucie szczęścia i ekscytacji, ale równocześnie czułam wyrzuty sumienia i niepokój, że mogłam coś przeoczyć lub czegoś nie zrobić. No i że wydam tyle pieniędzy... Mieszkanie lśniło, wszystkie ubrania były wyprane i wyprasowane, uporządkowane na półkach, a w lodówce przygotowane były zapasy jedzenia. Poprosiłam nawet mamę, aby za dwa dni wpadła i sprawdziła, czy wszystko jest w porządku. Ale mimo to miałam pewne obawy, czy to co robię, jest słuszne.

– Odpręż się! Po raz pierwszy w swoim życiu masz okazję doświadczyć prawdziwych wakacji na własnych warunkach. Spa, jacuzzi, sauna... Nie marnuj czasu na smutki! – upomniała mnie Aśka.

Zdecydowałam nareszcie, że przestanę się martwić. Moje dzieci już nie były takie małe, Jurek powinien sobie z nimi dać radę. A jeśli coś by się stało, to zawsze mógł do mnie zadzwonić. Postanowiłam posłuchać rady mojej siostry i trochę się zrelaksować.

Tego było mi trzeba

Po zaledwie tygodniu moje życie nabrało kolorów! To był niezwykły czas. Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnio zrobiłam coś wyłącznie dla siebie, dla mojej własnej radości – w ostatnim tygodniu nadrobiłam to z nawiązką!

Nasz wyjazd wykorzystałam maksymalnie. Nie zdawałam sobie sprawy, jak wielką radość może przynieść zwykła wizyta w salonie kosmetycznym. Jeśli do tego dodamy masaż, a potem kieliszek szampana w jacuzzi na zakończenie dnia, to znalazłam się w prawdziwym raju na ziemi. Byłam pełna szczęścia i pozytywnej energii. Przez długi czas po tym doświadczeniu czułam, że mogę przenosić góry! Po powrocie do domu moja rodzina zauważyła zmianę w moim zachowaniu.

– Mamo, wyglądasz tak pięknie, tak radośnie się śmiejesz! Dobrze cię taką widzieć! – powiedziała moja córka, gdy przygotowywałam kolację.

Mój mąż patrzył na mnie w dziwny sposób. Następnie zaczął żartobliwie dopytywać, czy może spotkałam tam kogoś, skoro wróciłam taka odmieniona. Tydzień spędzony na Mazurach odmienił moje życie. To dzięki mojej siostrze zdałam sobie sprawę, że ja również jestem ważna i mam prawo do własnych przyjemności.

W planach mam teraz co miesiąc odwiedzać salon fryzjerski i gabinet kosmetyczny. Wraz z Aśką zdecydowałyśmy się również zapisać na zajęcia z zumby. W przyszłym roku planujemy powtórzyć naszą wyprawę tylko dla kobiet!

Czytaj także: „Narzeczona zafiksowała się na punkcie wesela. Zamiast planować ślub, puściła mnie kantem z DJ-em” „Wyrywałam facetów jak wiosenne chwasty. Nie szukałam męża i zobowiązań, chciałam zabawy i przyjemności” „Rosnący brzuch zmusił mnie do ślubu z rozsądku. Najważniejsze było dla mnie to, by stan konta był odpowiednio wysoki”

Redakcja poleca

REKLAMA