„Mąż porzucił mnie dla młodszej kochanki. Gdy na emigracji dorobiłam się fortuny, wrócił z podkulonym ogonem”

rozbawiona kobieta fot. iStock, Frazao Studio Latino
„Miałam mocno wpojone przekonanie, że facet może sobie skakać z kwiatka na kwiatek, taki to już jego urok. Ważne, żeby pieniądze przynosił i wracał do domu, powtarzała mi matka. Dopiero dziś widzę, jakie żenujące były te nauki, które mi wmawiała”.
/ 12.11.2023 22:00
rozbawiona kobieta fot. iStock, Frazao Studio Latino

Od dawna podejrzewałam, że Jurek mnie zdradza. Jego usprawiedliwienia na późne powroty do domu były czasem tak żałosne, że chyba tylko skończony głupek by w nie uwierzył.

Gdy któregoś razu oznajmił mi, że będzie dziś nocował u swojego brata, bo ma od niego bliżej do pracy, a jutro musi być wcześniej, powstrzymywałam się od ryknięcia śmiechem. Mój szwagier Grzegorz mieszkał całe trzy kilometry od nas, a Jurek oczywiście jeździł do pracy samochodem. 

Czy miałam złamane serce?

Dlaczego mówię o tym z takim spokojem? Bo miałam mocno wpojone przekonanie, że facet może sobie skakać z kwiatka na kwiatek, taki to już jego urok. „Ważne, żeby pieniądze przynosił i wracał do domu”, powtarzała mi matka. Dopiero dziś widzę, jakie żenujące były te nauki, które mi wpajała.

Niestety, w moim przypadku nawet to się nie sprawdziło, bo Jurek w końcu nawet do domu nie wrócił. Jednej z kochanek udało się go tak omotać, że któregoś dnia oznajmił mi po prostu, że odchodzi. Czy miałam złamane serce? Chyba nie, bo skoro byłam w stanie tolerować te zdrady, to nie mogło mi na mężu aż tak zależeć.

Ot, wyszłam za niego, bo był „dobrą partią” w naszej mieścinie. Miał zostać wziętym mechanikiem, ale taki miał łeb do interesów, że dwa warsztaty mu splajtowały, więc skończył na śmieciówce w serwisie u kolegi ze szkoły. Kokosów stamtąd nie przynosił, ale na życie było. Ja na pieniądze nigdy łasa nie byłam, więc w życiu nie powiedziałam mu, że za mało, żeby zarabiał więcej.

Dopóki byliśmy małżeństwem, nie pracowałam, bo przecież Jurek tak twierdził, że „o mnie zadba”, że nie będę musiała. Dbałam o dom i ze swoich obowiązków wywiązywałam się śpiewająco. Dobrze mu ze mną było, nie ma co ukrywać. A że on niedorajda, to już inna sprawa. Ale, jak mówiłam, ja łasa na kasę nie byłam.

Odszedł do młodej przedszkolanki

Wkrótce dowiedziałam się, że moją „konkurentką” jest ledwo dwudziestoparoletnia przedszkolanka z naszej gminy. Dorotka się nazywała. Naprawdę nie wiem, czym ją ujął. Gadane czasem miał, to może i jej naopowiadał jakichś historyjek o tym, że jest w niej tak zakochany, że aż żonę dla niej zostawi.

No, a potem oczywiście „o nią zadba”, wiadomo. A może to ona sama myślała, że bogatszy i że coś od niego wyszarpie po rozwodzie? Chyba szybko uświadomiła sobie, że wzięła kota w worku, bo już z dwa miesiące po naszym rozwodzie zaczęły do mnie dochodzić plotki, że Jurkowi wcale się nie wiedzie z nową kochanicą. Szczerze mówiąc, nic mnie to wtedy nie interesowało. Postanowiłam, że zacznę korzystać z życia i zrobię to, co małżeństwo z Jurkiem przez lata mi uniemożliwiało.

Wyjechałam za granicę, do Niemiec. Już od dawna marzyłam o takim wyjeździe, o spróbowaniu swoich sił w innym kraju, o zmianie środowiska. Chciałam zobaczyć, jak żyje się gdzieś indziej. Wiedziałam, że Jurek nigdy w życiu nie przystałby na taki pomysł. Jemu wystarczało to skromne, prymitywne własne „bagienko” w postaci naszej wsi. Mnie nie.

Byłam opiekunką do dzieci

Pracę pomogła mi znaleźć kuzynka: miałam zostać nianią dwójki dzieci w wieku przedszkolnym. Ucieszyłam się, bo i do dzieci zawsze podejście miałam. Niestety swoich się nie dorobiłam, bo Jurek nie mógł ich mieć. Cóż, takie życie, jakiś czas temu oswoiłam się już z myślą, że w takim razie macierzyństwo nie jest mi pisane. To może dlatego z taką chęcią przyjęłam ofertę, którą znalazła mi kuzynka.

Moi podopieczni byli Polakami i nazywali się Bartuś i Marysia. Ich mama też była Polką, a tata Niemcem. Byli naprawdę fajną rodziną i od początku traktowali mnie życzliwie. Pieniądze były dla mnie sprawą drugorzędną, bo nie miałam noża na gardle.

Za granicę wyjechałam z całkiem sporymi oszczędnościami. Mąż nie ukrywał, że zostawił mnie dla innej kobiety, więc i rozwód był dla mnie finansowo korzystny. Wystarczyłoby mi na co najmniej kilka miesięcy utrzymywania się w Niemczech bez prac, zwłaszcza że kawalerkę wynajmowałam za bezcen u swoich pracodawców. To dlatego pierwsza wypłata tak mnie zdziwiła. Była znacznie większa niż się spodziewałam!

Przez chwilę zastanawiałam się, czy rodzice Bartusia i Marysi przypadkiem się nie pomylili. Kuzynka jednak szybko wyprowadziła mnie z błędu.

– Wiktoria, tutaj tak się zarabia! To są zupełnie normalne stawki. Ja wiem, że ty nie jesteś materialistką, ale takich groszy, jak twój Jurek przynosił z tego warsztatu, to już naprawdę się dziś ludziom nie płaci w porządnych pracach... – mruknęła zdegustowana, gdy wspomniała o moim byłym mężu.

Jestem bogata!

Praca przy dzieciach, choć często męcząca, była wdzięczna. Czułam się doceniana i hojnie wynagradzana, a i same dzieciaki zaczęły się do mnie przywiązywać. Zajmowałam się nimi codziennie od ósmej do siedemnastej, czasem osiemnastej. Pracowałam więc dłużej niż ludzie na standardowych etatach, ale do tego czasu wliczały się też drzemki dzieci, wspólne oglądanie bajek...

Może i nie miałam zbyt dużo czasu dla siebie po pracy, ale nie przeszkadzało mi to. Do moich obowiązków należało także gotowanie dzieciom obiadów, a pracodawcy zawsze podkreślali, żebym gotowała też dla siebie. Dzięki temu na własne utrzymanie nie wydawałam praktycznie żadnych pieniędzy!

Po roku pracy miałam już na koncie naprawdę niezłą fortunę, jak na moje potrzeby i standard życia. Wtedy jednak okazało się, że tata moich podopiecznych dostał ofertę pracy w Indiach i cała rodzina musi się wyprowadzić.

Wiedziałam, że to znak, że mój eksperyment się skończył i czas wrócić do Polski. Nie żałowałam, choć nie miałabym też nic przeciwko zostaniu w Niemczech jeszcze przez jakiś czas. Cieszyła mnie perspektywa tego, że moje oszczędności będę mogła pomnożyć przez cztery i żyć jak królowa przynajmniej przez kilka lat. A że żyłam z reguły skromnie, czułam się, jakbym była co najmniej milionerką.

Wróciłam na stare śmieci

Mój powrót ucieszył krewnych i znajomych, którzy na powitanie zostawili mi w mieszkaniu balony i ciasto. Mieszkanie, oczywiście, również dostałam na własność przy rozwodzie, więc zawsze miałam gdzie wrócić. Wieść o moim powrocie i sporych zarobkach musiała szybko rozejść się po naszej mieścinie, bo co i rusz natrafiałam na wścibskie sąsiadki czy dawne znajome, które mruczały, że „teraz to mi się dopiero powodzi”. Ano powodziło mi się, bo zapracowałam.

Plotki o moim „dorobku” dotarły także do Jurka, na którym ewidentnie musiały zrobić wrażenie. Przecież to on zawsze marzył o fortunie, tylko zbyt mało rozgarnięty był, żeby się jej dorobić! Na mieście usłyszałam też, że panna Dorotka szybko puściła Jureczka kantem z facetem w swoim wieku, z którym zdążyła się już nawet zaręczyć pod moją nieobecność. Mój były mieszkał teraz ponoć kątem u swojego brata i nie powodziło mu się najlepiej, o czym wkrótce nie omieszkał mnie sam poinformować. Zastałam go któregoś dnia pod drzwiami mieszkania.

Czekał na mnie z kwiatami

– A ty tu czego? – zapytałam, szukając kluczy w torebce.

– Wika, ale głupstwo zrobiłem... To był taki błąd. Nie potrafię sobie ułożyć życia bez ciebie – zaczął się kajać.

– A tak jakbyś wcześniej potrafił! Nierób z ciebie, cwaniak i do tego tani lowelas! Gdzie ta twoja Dorotka teraz? Przecież mówiłeś mi, że to taka miłość twojego życia – zakpiłam z niego.

– Jaka Dorotka, tylko ty się liczysz, Wikusia... – spojrzał na mnie szczenięcym spojrzeniem.

– A od kiedy? Tak jakbyś zawsze mnie nie zdradzał! A może nie liczę się ja, tylko kasa, którą przywiozłam z Niemiec, co? Wiem, co ludzie na mieście opowiadają! Przyznaj, oczy ci się zaświeciły, jak usłyszałeś, ile zarobiłam! Tyś przez cztery lata tyle nie zrobił, ile ja w rok! – wygarnęłam mu bezpośrednio.

Wyszły z niego prawdziwe intencje

Wyglądał na zbitego z tropu, ale brnął dalej.

– Jakie pieniądze, ja nie słyszałem o żadnych pieniądzach... – kłamał.

– A tak, uważaj, bo ci uwierzę, że w tej mieścinie starych plotkar nic nie usłyszałeś! Jak zwykle robisz ze mnie idiotkę. Idź mi stąd! Rozdział zamknięty, złamanego grosza ode mnie nie dostaniesz!

– Ty to zawsze tylko łasa na pieniądze byłaś! Byle dla siebie i dla siebie zagarnąć! – wykrzyknął i rzucił mi bukiet pod nogi, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.

I właściwie to nie wiedziałam, czy śmiać się dalej z tego barana, czy płakać nad jego losem.

Czytaj także:
„Przez 15 lat prowadziłam podwójne życie i zarabiałam ciałem. Robiłam to dla dzieci, a teraz one mnie nie szanują”
„Kolega z pracy rozgrzał moje zamrożone serce. Nad leśnym strumykiem przywrócił mi wiarę w mężczyzn”
„Kochałam się w szkolnym łobuzie, a on potrzebował 10 lat, żeby że do mnie zagadać. Przypadkowe spotkanie rozpaliło żar miłości”

Redakcja poleca

REKLAMA