„Mąż oznajmił mi, że odchodzi do młodej kochanki. Po roku przyjęłam go w domu z otwartymi ramionami”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock
„Pojawił się z podkulonym ogonem, a ja byłam gotowa... Przez 365 dni zaszła we mnie wielka zmiana. Schudłam 20 kg. Fryzjer i kosmetyczka również mnie odmienili”.
/ 15.10.2021 16:05
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock

Niekiedy życie płata nam okrutne figle, wcześniej mamiąc pozorami powodzenia, tudzież rozściełając pod stopami kobierzec z fiołków przetykanych banknotami o wysokich nominałów.

Przychodzi jednak dzień, gdy rzeczywistość odsłania nam swoje prawdziwe oblicze...

Tak właśnie rzecz się miała z moim Robertem. Do pięćdziesiątej wiosny wiódł przykładny żywot ojca, męża i pracownika jednego z poznańskich zakładów pracy. Dwójka dzieci, dość wysoka inżynierska pensja, dobra żona oraz M-3 w naszych kręgach uchodziło zawsze za całkiem spory sukces. Robert zresztą nie miał nigdy większych ambicji. Jeszcze dwa lata wcześniej owa mała i ciepła stabilizacja w zupełności go satysfakcjonowała. Miał ustaloną życiową ścieżkę, z której – jak byłam przekonana – nigdy nie zamierzał zbaczać. Jednak nie należy być tak pewnym siebie i tego, co los nam szykuje na przyszłość. Lubi on bowiem zaskakiwać.

Kobiety mają szósty zmysł, zatem dosyć szybko się zorientowałam, że między mnie a męża wkradła się inna kobieta. Nocne powroty do domu, nieznana dotąd z jego strony opryskliwość i dziwny mdlący zapach damskich perfum bijący z ubrań ślubnego był dla mnie aż nadto jednoznaczny. Poczułam się w pułapce. Gdybym była młodsza, nieobciążona domem i dziećmi, być może rzuciłabym go w diabły i znalazła sobie innego partnera życiowego. Sądziłam jednak, że mój czas już minął.

Postanowiłam porozmawiać z mężem. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że się kochamy. Może zatem nie wszystko stracone? On jednak był głuchy na argumenty. Rzucił mi w twarz, że ma nas wszystkich dosyć. Mojego skamlenia, moich zwałów tłuszczu i wiecznie nadąsanych dorastających dzieciaków. Dwa dni później wyprowadził się z domu. Wtedy postanowiłam, że mu tego nie daruję.

Rok później wrócił w domowe pielesze. Miał minę zbitego psa i długo stał przed drzwiami, patrząc na mnie przepraszająco. Znowu był taki jak kiedyś, przygaszony, nijaki, potulny i cichy. Nie zdziwiłam się specjalnie. Od początku byłam pewna, że młoda dziewczyna wydoi starszego faceta z pieniędzy i na koniec puści go kantem. Miałam więc czas, żeby wszystko przemyśleć i przygotować się do dnia, kiedy Robert wróci.

Otworzyłam mu drzwi, a on podniósł na mnie wzrok i widziałam, jak jego oczy robią się wielkie niczym pięciozłotówki. Przez 365 dni zaszła we mnie wielka zmiana. Zniknął tłuszcz, dawniej bardzo wyraźnie zaznaczający się pod luźnymi bluzkami. Schudłam 20 kg. Fryzjer i kosmetyczka również mnie odmienili. Teraz dziękuję Bogu za ten rok. W dniu, kiedy ten drań nas porzucił, myślałam, że już wszystko jest dla mnie skończone. Moje dzieci okazały się jednak wspaniałe. Pomogły mi wydobyć się z psychicznego dołka. Córka podpowiedziała, jak powinnam o siebie zadbać. Okazało się, że pięćdziesiątka na karku nie jest przeszkodą, by na powrót stać się znającą swą wartość kobietą, która potrafi zwrócić na siebie uwagę niejednego mężczyzny.

Mijani na ulicy panowie odwracali za mną głowy. Ja jednak cierpliwie czekałam na dzień powrotu męża. A kiedy wreszcie mój ślubny wrócił, nie dałam mu odczuć, że mam do niego żal.
– Czasami tak bywa – powiedziałam mu pewnego wieczoru. – Musimy odejść, żeby się dowiedzieć, co straciliśmy.
Może dlatego Robert w miarę szybko się w domu odnalazł. Co więcej, zauważył, że to on wciąż jest centralną postacią rodziny oraz mojego życia. Wskazywały na to doskonałe obiady, które czekały nań, gdy wracał z pracy. Prócz urody zyskałam też bowiem mistrzostwo w serwowaniu wykwintnych smakołyków.

Sprawiało mi niekłamaną satysfakcję oglądanie męża, gdy z lubością wdychał zapach stawianych przed nim potraw, jak krokiety z cielęciną po włosku, rolada z mielonego mięsa, risotto... Wszystko to zaś oprawiały smakowo sosy: vinaigrette z ziołami; remoulade: cytrynowy, majonezowy w białej zasmażce... Widziałam, jak jego podziw dla mnie rósł z tygodnia na tydzień. Pewnego dnia wyznał nawet, że nie jestem kucharką, a czarodziejką. Oto zaledwie w ciągu kilkunastu minut potrafiłam przygotować dania, które rozpływały się w ustach.

Zapewne Robert kombinował, że przymilając się, zdobędzie ostatni bastion naszego małżeństwa – sypialnię. Jednak ja szybko ostudziłam jego zapały... Nie należy się dziwić, że po kilku miesiącach obżartuch zaczął przybierać na wadze. Jego niepokój o rozpychaną jedzeniem sylwetkę szybko jednak został zduszony moim zdwojonym wysiłkiem. Obserwujący nas z boku mógłby powziąć podejrzenie, że porzuciłam myśl o zemście – nic bardziej błędnego. Przez rok nieobecności męża poznałam rywalkę. Cichej inwigilacji nie zaprzestałam również wówczas, gdy Robert wrócił do domu. Kiedy on zajadał się obiadami, Joanna K. poślubiła przystojnego chłopaka.

Pewnego dnia los skrzyżował moją drogę z mężem dawnej kochanki Roberta. Początkowo młody żonkoś nie zwracał uwagi na atrakcyjną brunetkę, która co jakiś czas odwiedzała progi firmy, w której pracował. Traf jednak chciał, że wspólnie robione interesy najpierw połączyły nas węzłem handlowym, potem zaś pościelowym. Był całkiem niezłym kochankiem. Po paru miesiącach romansu zadbałam, żeby Joanna K. dowiedziała się o zdradzie lubego. Dziewczyna najpierw zrobiła mu piekielną awanturę, potem zaś postanowiła się rozprawić z tą suką, która ukradła jej szczęście. Nie zdziwiłam się, kiedy pod koniec zimy zadzwoniła do drzwi naszego mieszkania. Otworzył jej Robert, już ociekający tłuszczem grubas, w którym nie rozpoznała byłego amanta.

Doszło do awantury i Joanna K. próbowała mnie uderzyć. A ja przez ostatni rok nabyłam nie tylko siły, ale i szybkości. W rezultacie niedawni kochankowie grzecznie siedzieli i w osłupieniu słuchali tego, co miałam im obojgu do powiedzenia. Nadszedł czas zemsty, której już nie mogłam się doczekać. Zjadliwym tonem i z uśmiechem na twarzy wyjawiłam Robertowi, że serwowane mu frykasy były odpowiednio przyrządzanymi i doprawionymi daniami, które miały go utuczyć.

Przygotowywanie ich nie zajmowało mi wiele czasu. Jako zaradna gospodyni posiłkowałam się dziesiątkami gotowych sosów i przypraw oferowanych przez rodzimych i zagranicznych producentów.
Zaszokowany tymi wiadomościami mój spasiony mąż dostał mdłości i nie był już świadkiem momentu, gdy jego dawna kochanka z hukiem wyleciała za drzwi naszego domu, lądując twarzą na betonowej posadzce korytarza.

Kilka tygodni później do sądu rejonowego zostały wniesione dwa pozwy. Jeden – kochanki męża, która oskarżyła mnie o naruszenie nietykalności cielesnej. Drugi od mojego Kupidyna, o próbę otrucia.
Adwokatka, która podjęła się mojej obrony, zapewnia, że mam jak w banku wygraną w obu sprawach. W końcu to ta młoda kobieta naruszyła spokój mojego domu i pierwsza podniosła na mnie rękę. W drugim zaś przypadku zarumienione policzki skarżącego zadają kłam moim trucicielskim zapędom. A że pasłam go specjalnie? Przecież sam całe życie jęczał, żebym zaczęła lepiej gotować.

Więcej listów do redakcji:
„Mąż wszystko zawdzięczał mnie. To ja go wychowałam i ukształtowałam, a on odszedł do jakiegoś tłumoka…”
„Seks za pieniądze to nie zdrada. To jest odreagowanie - czynność fizjologiczna. Zdrada to jest z kochanką”
„Moja żona miała romans z kobietą. Według niej to nie była zdrada, bo nie poszła do łóżka z innym facetem”

Redakcja poleca

REKLAMA