„Mąż oznajmił mi, że chce rozwodu. Dureń myślał, że się rozpłaczę, urządzę scenę, a ja tylko zacierałam ręce”

poważna kobieta fot. Getty Images, Westend61
„– Chciałeś rozwodu, więc go dostałeś. A jeżeli spodziewałeś się, że padnę na kolana i będę cię błagać, to znaczy tylko tyle, że przez te wszystkie lata nie zdążyłeś mnie poznać”.
/ 01.12.2024 21:15
poważna kobieta fot. Getty Images, Westend61

Nikt nie wchodzi w związek z myślą, że uczucie wyparuje. Ale każdy rozsądny człowiek powinien mieć świadomość, że małżeństwo może kiedyś się rozpaść. Spotkało mnie to po dziesięciu latach wspólnego życia z Miłoszem.

Przysięgaliśmy sobie miłość do grobowej deski, a pewnego dnia tak po prostu oświadczył mi, że chce ode mnie odejść. Trudno, zdarza się. Miałam zalać się łzami, paść na kolana i błagać, by mnie nie zostawiał? Niedoczekanie! Rozwód może pozbawić mnie wszystkiego, ale nie godności.

Nie spodziewałam się tego

W naszym życiu nie wydarzyło się nic, co mogło zwiastować nadchodzący koniec. Nie miałam romansu i wierzę, że Miłosz też mnie nie zdradzał. Nie kłóciliśmy się częściej, niż wypada się kłócić w zdrowym związku. Nie przeżywaliśmy kryzysu finansowego, nie ścigał nas komornik, oboje pracowaliśmy i mieliśmy względnie zabezpieczoną przyszłość. Przed burzą pojawiają się chmury, ale nie w naszym przypadku. Nasze niebo było piękne i błękitne, przysnute niewielkimi obłoczkami.

„Obiad na mieście po pracy?” – napisał mi w pewne piątkowe popołudnie. „Chętnie wyskoczę na coś włoskiego” – odpisałam, wyrażając aprobatę dla jego pomysłu. „Zarezerwuję stolik”. Tamtego dnia wolałam zjeść coś w domu, ale pomyślałam, że skoro za chwilę zaczyna się weekend, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby gdzieś wyskoczyć. To było w stylu Miłosza. Zawsze miał tysiąc pomysłów na minutę i podobało mi się to w nim. Z moim (dziś już byłym) mężem nie sposób było się nudzić.

Wybrał małe, urocze bistro, do którego zaglądaliśmy od czasu do czasu. Czekał na mnie przed wejściem.

– Pięknie wyglądasz, nawet jak na kobietę, która spędziła osiem godzin w biurze.

– Zawsze wiesz, co powiedzieć, by poprawić mi humor – odwdzięczyłam się za komplement.

– Wejdźmy do środka – zaproponował i otworzył przede mną drzwi.

Zajęliśmy miejsce i złożyliśmy zamówienie. Wybrałam carbonarę, on lasagne. Gdy zjedliśmy, zaproponował wino.

– Chyba nie mam dziś ochoty – odpowiedziałam.

– Może jednak się skusisz? Chcę z tobą porozmawiać i wydaje mi się, że możesz potrzebować kropelki czegoś z procentami.

– OK, ale jednak podziękuję. Zabrzmiało poważnie.

– To jest poważna sprawa – powiedział i utkwił wzrok w blat stolika.

– Miłosz, na miłość boską, wyduś to wreszcie z siebie, bo zaczynam się niepokoić.

Chcę rozwodu – uświadczył z westchnieniem, jakby tymi słowami zrzucił z siebie ogromny ciężar.

Powiedział to tak po prostu

Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć i jak się zachować. Od początku naszego spotkania był jakiś nieswój. Mówił do mnie oficjalnym tonem i nie żartował, jak miał to w zwyczaju. Przeczuwałam, że będzie chciał o czymś porozmawiać, ale nie spodziewałam się, że zrzuci na mnie taką bombę. Przez chwilę byłam w szoku, ale w końcu odzyskałam zdolność racjonalnego myślenia i mówienia.

– Dobrze to sobie przemyślałeś? – zapytałam.

– Tak. Chodziło mi to po głowie już od jakiegoś czasu. Wreszcie zdobyłem się na odwagę.

– Chodzi o inną kobietę, tak? Masz kogoś?

– Boże, nie! Nie mógłbym cię zdradzić. Przysięgam, że z nikim się nie spotykam ani nie spotykałem się, odkąd poznałem ciebie.

– Więc dlaczego chcesz odejść? Przecież dobrze nam się układa.

– Właśnie w tym tkwi problem. Widzisz to, co chcesz widzieć. Nasze małżeństwo zmierza donikąd. Dostrzegam to już od jakiegoś czasu. Osiągnęliśmy wszystko, co zamierzaliśmy osiągnąć i utkwiliśmy w martwym punkcie. A mi brakuje wyzwań. Brak mi adrenaliny i zastrzyku endorfin.

– Czyli po prostu znudziłeś się mną?

– Nadmiernie to upraszczasz, ale skoro tak chcesz to nazwać, to tak. Michalina, proszę cię. Nie lamentuj i nie rozpaczaj. To jeszcze nie koniec świata.

– Przecież zachowuję się spokojnie. Nie zauważyłeś?

– Widzę i obawiam się, że to cisza przed burzą.

– Żadnej burzy nie będzie – oświadczyłam, wstając od stolika. – Dokończymy tę rozmowę w domu. Na razie chcę pobyć sama.

Wszystko sobie przemyślałam

Założyłam płaszcz i wyszłam. Wyjęłam z torebki słuchawki i włączyłam na telefonie playlistę smętnych kawałków. Przez kilka godzin spacerowałam mokrymi od deszczu ulicami i dokładnie zastanawiałam się nad każdym jego słowem. Miał rację. Nasze małżeństwo nie było zbyt ekscytujące. Ale czy przypadkiem nie o to chodzi w życiu? Czy celem nie jest stabilność dająca poczucie spełnienia, bezpieczeństwa i spokoju? Powiedział, że brakuje mu wyzwań. Nie rozumiałam tego, ale skoro taka jest jego decyzja, nie mogę się sprzeciwiać. Przecież nie zatrzymam go na siłę.

Gdy wróciłam do domu, on już tam był.

– Czy możemy dokończyć rozmowę? – zapytał.

– Cóż, i tak tego nie unikniemy – wzruszyłam ramionami. – Miłosz, chcę ci powiedzieć...

– Michalina, proszę cię – przerwał mi. – Nie błagaj i nie proś. To i tak niczego nie zmieni, a przynajmniej wyjdziesz z tego z twarzą.

– Pozwól mi dokończyć, proszę. Chciałam powiedzieć, że skoro nie jesteś ze mną szczęśliwy, dam ci ten rozwód, mimo że ja wcale tego nie chcę.

– Co? Zgadzasz się? Tak po prostu?

– Tak. Tak po prostu.

– I nie zamierzasz krzyczeć? – zdziwił się. – Nie chcesz zwymyślać mnie od najgorszych?

– Miłosz, dlaczego miałabym to zrobić? Każdy ma prawo żyć po swojemu. Dokonałeś wyboru, a ja muszę to uszanować.

– Michasiu, nie tego się spodziewałem...

– Przenocuję u Anki – przerwałam mu. – Będziesz miał czas, żeby spakować swoje rzeczy.

– Dlaczego uważasz, że to ja powinienem się wyprowadzić?

To nie ja chcę zmienić stan cywilny. Skoro to twoja decyzja, nie uważam, że muszę utrudniać sobie życie, przynajmniej na razie. Szczegóły podziału naszego dorobku omówimy w obecności prawników.

Nie zamierzałam uszczęśliwiać go na siłę

Zabrałam pidżamę, szczoteczkę do zębów, ubrania na zmianę i wyszłam. Pojechałam prosto do mojej przyjaciółki. Nie zapowiedziałam się, ale wiedziałam, że na Ankę zawsze mogę liczyć. Jak zwykle mnie nie zawiodła.

– A teraz mów. Co się stało, że zjawiasz się u mnie z walizką? – zapytała, gdy usiadłyśmy na sofie.

– Miłosz. On... on chce się ze mną rozwieść – wyznałam, ledwo powstrzymując łzy.

O wszystkim jej opowiedziałam, a ona wysłuchała mnie ze zrozumieniem.

– Nie zamierzasz o niego walczyć? – zapytała, gdy skończyłam mówić.

– Anka, a co to da? On już postanowił. Razem z mężem mam stracić godność?

– Być może udałoby ci się wpłynąć na jego decyzję.

– Być może, ale zastanów się. Chciałabyś żyć u boku mężczyzny mając świadomość, że jest z tobą tylko dlatego, że wyprosiłaś uczucie? Nie, Anka. To bez sensu. Ani ja, ani on nie bylibyśmy szczęśliwi w takim związku. Przecież nie chodzi o to, by wpływać na kogoś i zmieniać tę osobą stosownie do swoich potrzeb. Małżeństwo to układ obustronny. Musi tego chcieć i jedno, i drugie. W przeciwnym wypadku to nie ma szans zadziałać.

Zarzucił mi, że nie walczyłam o nas

Kilka miesięcy później nasze małżeństwo było już historią. Gdy wychodziliśmy z sądu, Miłosz spojrzał na mnie z wyrzutem i powiedział, co leży mu na sercu.

– Wiesz, Michalina... gdybyś tamtego dnia w bistro zachowała się inaczej, być może nie doszłoby do tego.

– Co masz na myśli? – zdziwiłam się.

– Chodzi mi o to, że nie uroniłaś nawet jednej łzy. Ani razu nie poprosiłaś, żebym od ciebie nie odchodził. Jakby w ogóle nie zależało ci na nas.

– Miłosz, wygadujesz bzdury. Dobrze wiesz, że to nieprawda. 

– Tam myślisz? Postaw się w mojej sytuacji...

– Nie, to ty postaw się w mojej – przerwałam mu bezpardonowo. – Miałam żebrać o uczucie niczym pies drapiący w drzwi domu, z którego go wyrzucono? Miłosz, przecież jasno powiedziałeś, że nie chcesz już ze mną być. Było mi źle z tego powodu. Nadal jest mi źle, ale to nie oznacza, że zamierzam na tobie cokolwiek wymuszać. Jesteś człowiekiem świadomym swoich decyzji. Kim ja jestem, żeby na nie wpływać? Chciałeś rozwodu, więc go dostałeś. A jeżeli spodziewałeś się, że padnę na kolana i będę cię błagać, to znaczy tylko tyle, że przez te wszystkie lata nie zdążyłeś mnie poznać.

Odwróciłam się na pięcie i poszłam w swoją stronę. Czy byłam zadowolona, że zatkałam mu usta? Nie. Rozwód to nie zawody o ostatnie słowo. Po prostu, stało się, a życie musi toczyć się dalej. Łzy i lament nie zmienią tego, więc pozostaje mi iść przed siebie z uniesioną głową i z optymizmem patrzyć w przyszłość.

Michalina, 39 lat

Czytaj także:
„Przez lata pomagałam bratu finansowo. Gdy przestałam mu dawać kasę, drań zrobił z mojego życia piekło”
„Mam trójkę dzieci, ale rozpieszczałem tylko jedno. Teraz pluję sobie w brodę, bo wychowałem pyskatą złodziejkę”
„To, czego się dowiedziałam po śmierci męża, było jak otwarcie puszki Pandory. Bliscy wiedzieli, ale nie powiedzieli”

Redakcja poleca

REKLAMA