„Mąż oszukał mnie, że nas okradziono i wyczyszczono konto. Tak naprawdę chciał przehulać kasę na kochankę i syna”

oszukana kobieta fot. Getty Images, Westend61
„– Wiesz, byłem w szoku, ile udało ci się ugrać na tej giełdzie. Chciałem sprawdzić, ile tam właściwie jest pieniędzy, znalazłem hasło w moich notatkach, bo mi chyba podawałaś kiedyś no i patrzę, a tam nie ma pieniędzy i zaraz hasło się zmieniło i zrozumiałem, że nas okradli”.
/ 07.10.2023 08:30
oszukana kobieta fot. Getty Images, Westend61

W ciągu ostatnich dziesięciu lat już drugi raz jestem na językach połowy miasta. Dziesięć lat temu sensacją stał się nieślubny syn mojego męża. Najnowsza plotka głosi, że po tym, jak nas okradli, wystąpiłam o rozwód, a mąż musi mi płacić alimenty. Prawda jest nieco inna, ale nie każdemu chcę mówić, jak jest w rzeczywistości.

Ukrył to przede mną

Gdy mówiłam, że jestem kasjerką w znanej sieci handlowej, a mąż jest mechanikiem samochodowym, zwykle otaczał mnie życzliwy brak zainteresowania. Co ekscytującego może być w życiu kobiety, która raz na kilkadziesiąt minut dopytuje, czy może być winna grosika? Te kilka osób, które zna mnie lepiej wie jednak, że moje życie zawsze wymykało się stereotypom.

Moje wymarzone małżeństwo z przystojnym i nieco niefrasobliwym Damianem mogło zakończyć się zaraz po jego zawarciu. Byliśmy jakieś pół roku po ślubie, gdy mąż wyznał mi, że ma syna. Zapewniał mnie, że nie wiedział o istnieniu chłopca i że nigdy nie przypuszczał, że z jego przelotnego romansu z jego matką mogło coś pozostać. Jestem skłonna mu nawet uwierzyć. Czas pokazał, że nie był najlepszym kłamcą. Oczywiście, byłam wściekła, otoczenie stanęło jednak po jego stronie. Zewsząd mówiono mi, że grzechu młodości trzeba wybaczać, a konieczność płacenia alimentów nie przekreśla Damiana jako męża i człowieka.

Nadal byłam w nim zakochana pierwszą miłością, więc w pewnym momencie pogodziłam się z tym. Zresztą Franek i jego matka Kamila nigdy nie przeszkadzali mi zbytnio. Mieszkali w mieście wojewódzkim oddalonym o jakieś 30 kilometrów od nas i o ile Damian chciał utrzymywać bliską relację z synem, o tyle jego byłej dziewczynie nie zawsze to pasowało. Była piękna i ambitna i pewnie nie zawsze chciała w pobliżu Damiana – przystojnego, ale i dość prostego.

Ja zresztą też w pewnym momencie przestałam myśleć, że Damian jest wszystkim, co zesłał mi los. Nadal uważałam, że jest przystojny i lubiłam spędzać z nim czas, w dłuższych dawkach działał mi jednak nieco na nerwy. Miał dość wysokie mniemanie na swój temat. We własnym przekonaniu był najlepszym mechanikiem w mieście i to on powinien już dawno prowadzić firmę szefa. Znał się też najlepiej na piłce nożnej, polityce, serialach oraz na tym, czym powinni się interesować jego znajomi. Gdy zaczynał mówić o sobie, ja automatycznie przestawałam go słuchać.

Giełda została moją pasją

Z czasem zaczęliśmy się od siebie oddalać. On spędzał więcej czasu na „fuchach”, z których miał dodatkowe pieniądze, a ja zainteresowałam się giełdą. Oczywiście, nigdy nie stałam się ekspertem, okazało się jednak, że dobrze bawię się żeglując po spienionym giełdowym morzu. Pieniądze nigdy nie trzymały się Damiana, więc to ja zarządzałam domowym budżetem i z czasem zaczęłam inwestować drobne kwoty. Mąż nie za bardzo się tym interesował. W jego oczach byłam uroczą, naiwną kasjerką, która zna się co najwyżej na tym, jak nie skończyć dnia pracy z mankiem. Nie demontowałam takiego obrazu. Przecież i tak wiedział wszystko najlepiej.

I pewnie długo jeszcze żylibyśmy w błogiej nieświadomości tego, jacy właściwie jesteśmy, gdyby nie to, że inflacja skłoniła mnie do bardziej krytycznego spojrzenia na rosnące oszczędności. Pandemia była dla mnie łaskawa i firmy, którym zaufałam, przynosiły zyski. Pieniądz nie mógł jednak tak po prostu leżeć na koncie. Powoli zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy nie sprzedać naszego mieszkania i nie zmienić go na domek pod miastem. Ja miałabym swój wymarzony kawałek przestrzeni, a i Damian miałby miejsce na swoje „fuchy” i może z czasem rzeczywiście otworzyłby warsztat samochodowy.

Oczywiście, nie mogłam podejmować aż tak ważnych decyzji nie informując go o tym. Przygotowywałam się na szereg porad eksperckich na temat zakupu domów i wad takiego rozwiązania, reakcja męża całkowicie mnie jednak zaskoczyła.

– Skąd mamy takie pieniądze?

– Tak faktycznie to ja mam – poprawiłam odruchowo, ale zaraz się zaśmiałam, żeby złagodzić wydźwięk tych słów. – Twojej wypłaty to za często nie oglądam, ale faktycznie, konto jest wspólne. Wiesz, od jakiegoś czasu jestem zastępcą kierownika, więc nie mam już minimalnej krajowej no i trochę inwestuję.

– Inwestujesz? Przecież ty się na tym nie znasz!

– Jak widzisz – bawiła mnie jego przewidywalność. – No, ale pewnie wiesz, że jest inflacja i trzeba coś robić z pieniędzmi, jeśli się nie chce ich stracić. Mów, co myślisz o moim pomyśle.

Zgodził się natychmiast, a ja byłam zbyt zadowolona z wygranej bitwy o dom, żeby się zastanawiać nad tym, że wygrałam ją nieco za łatwo.

Nie mogłam w to uwierzyć

To był spokojny, kwietniowy dzień. Po sklepie krążyło sporo ludzi, ale ładna pogoda sprawiała, że nie byli kłopotliwi. Właśnie zamknęłam kasę i wybierałam się do pomieszczenia socjalnego na zasłużoną przerwę, gdy poczułam wibracje telefonu. Pospieszyłam do przestrzeni nazywanej kantorkiem, bo w sklepie niemile widziane były pracownice rozmawiające przez telefon, a ja – ze względu na stanowisko – musiałam raczej świecić przykładem niż zachęcać do łamania zasad. Na wyświetlaczu pojawiło się imię męża. To mnie zaskoczyło, bo dzwonił do mnie tylko w dzień imienin i w rocznicę ślubu.

Miśka, tragedia. Okradli nas – wykrzyczał do telefonu.

Pociemniało mi w oczach. Nasze mieszkanie nie było duże, ale mieliśmy tam kilka cennych rzeczy. Nie zniosłabym straty laptopa, który był moim małym giełdowym centrum dowodzenia.

– Jak to okradli? Sąsiedzi nic nie słyszeli? Nawet P. z okna? Od razu dzwoń po policję, a ja zaraz do niej polecę. Ona na pewno widziała coś podejrzanego.

– Miśka, nie mieszkanie, mieszkanie jest nietknięte – wszedł mi w słowo wytrącając mnie z rytmu planowania. – Włamali się na nasze konto.

– A ty skąd wiesz?

– Bo to nasze konto – nieoczekiwanie się zirytował, ale zaraz znowu górę wzięło w nim przerażenie. – Wiesz, byłem w szoku, ile udało ci się ugrać na tej giełdzie. Chciałem sprawdzić, ile tam właściwie jest pieniędzy, znalazłem hasło w moich notatkach, bo mi chyba podawałaś kiedyś no i patrzę, a tam nie ma pieniędzy i zaraz hasło się zmieniło i zrozumiałem, że nas okradli.

Tym razem nie miałam już prostej odpowiedzi. Byłam zawsze ostrożna i doskonale wiedziałam, czym są różne próby wyłudzenia danych. Kradzież wydawała mi się niemożliwa, ale przecież zdarzały się różne sytuacje.

– Dobrze, jeśli jesteś jeszcze w domu to od razu jedź na posterunek. Korzystałeś z komputera, czy z telefonu? Od razu zabierz ze sobą ten sprzęt, z którego się logowałeś, ja zorganizuję sobie zastępstwo i już do ciebie jadę.

– Na policję? Zwariowałaś! Przecież oni nas zamkną.

Jego logika była intrygująca. Właśnie ukradli mi dorobek życia i to ja miałam trafić do więzienia? Owszem, nie wszystko w naszym kraju funkcjonuje tak, jak powinno, ale takie rzeczy jednak się nie zdarzają zbyt ciężko. Zaraz jednak zrozumiałam, co ma na myśli.

– Damian, ty myślisz, że to jest tak, jak te twoje „fuchy”, prawda? Wiesz co, ty jednak powinieneś przemyśleć to, jakim jesteś człowiekiem. Każdą złotówkę zarobiłam legalnie i odprowadziłam od niej podatek. Dosyć tych głupot, widzimy się na komisariacie.

Jeśli jednak myślałam, że kradzież pieniędzy jest najgorszym, co mnie spotka, myliłam się.

Zrobił mnie na szaro

Gdy weszłam na komisariat miła pani z recepcji poinformowała mnie, że mój mąż już składa zeznania. Byłam mile zaskoczona szybkością pracy policji, a także tym, że w pomieszczeniu był automat z kawą. Jestem jedną z tych osób, które piją kawę, aby zebrać myśli i nieco się uspokoić. Już pierwsze łyki rozjaśniły mi umysł. Jeśli Damian nie klikał w jakieś podejrzane linki, być może sprawa jest do odratowania. Prosto z posterunku powinnam pojechać do banku i zastosować się do wszystkich zaleceń. Można przecież ustalić, gdzie trafiły pieniądze.

A może wcale nie zniknęły? Może Damian po prostu źle wpisał hasło? Okazuje się, że to straszny panikarz. Już miałam sprawdzić dodającą otuchy opcję, gdy drzwi jednego z gabinetów otworzyły się i zobaczyłam Damiana w towarzystwie dwóch policjantów. Zerwałam się, żeby podbiec do niego, ale stojąca w drzwiach funkcjonariuszka zatrzymała mnie.

– Pani Maria, prawda? – spytała surowym, ale dość życzliwym głosem.

Potwierdziłam i zaprosiła mnie do gabinetu, a ja uznałam, że nie ma sensu się jej przeciwstawiać.
Gdy zostałyśmy same, wyraz jej twarzy złagodniał.

– Pani Mario, namawialiśmy pani męża, aby sam powiedział pani, co się stało, ale nie miał odwagi. Nie chcieliśmy, żeby doszło do jakichś scen. To niewielkie miasto, szkoda na to nerwów.

– Scen? – po kawie mój umysł pracował na najwyższych obrotach.

– Pani mąż przyznał się, że sam przelał pieniądze na konto swojej… znajomej – policjantka uśmiechnęła się niezręcznie. – Matki swojego dziecka.

– To absurd! Zadzwonił, że padliśmy ofiarą kradzieży.

– Zmienił hasło i liczył, że nigdy nie pozna pani prawdy. Myślał, że pieniądze pochodzą z niepewnego źródła i nie będzie pani szukać pomocy w banku albo na policji. Gdy się dowiedział, że zdobyła je pani legalnie zrozumiał, że jego plan się nie powiódł i przyznał się do wszystkiego. Zobowiązał się też do zwrotu środków, ale przeraźliwie bał się rozmowy z panią.

Miał ku temu powody.

Czas na zmiany

Marzenie o domu muszę odłożyć jeszcze na pewien czas. Sąd uznał moje racje tak w kwestii rozwodu, jak i tego, że mam prawo do swoich oszczędności, zwłaszcza że Damian już od dawna nie przelewał na konto swojej wypłaty. Mieszkanie jest jednak wspólne, a tym samym połowa kwoty z jego sprzedaży należy do niego. Nie wydaje mi się jednak, że cokolwiek straciłam. Ja muszę zmagać się z ciekawskimi problemami i z koniecznością znalezienia czegoś na wynajem, dopóki nie odłożę trochę i nie wyprowadzę się do właściwego domu.

Daniel stracił jednak znacznie więcej. Kamila definitywnie go zostawiła uznając go za niedojdę i jeszcze wyśmiała go w sądzie, a szef nieoczekiwanie poinformował, że w jego warsztacie jest likwidacja etatu, bo wiadomo – kryzys. Nie wiem, czy zrobił to w geście solidarności, czy rzeczywiście już od jakiegoś czasu szukał pretekstu, aby się pozbyć Damiana, ale druga z opcji wcale by mnie nie zdziwiła.

Czytaj także:
„Jej ponętne biodra sprawiły, że nie nawiązałem kontaktu z rozumem. By nie stracić majątku, wpadłem w podejrzany układ”
„Zgadzałam się na jego powroty ze skoków w bok. Gdy zaszłam w ciążę, miałam dość i pognałam go na 4 wiatry”
„Żonie nie wystarczyło, że przyprawiła mi rogi, chciała mnie jeszcze zrobić w bambuko. Z kochasiem gorzko tego pożałują”

Redakcja poleca

REKLAMA