Ludzie się ze mnie śmieją, dobrze wiem. Niektórzy mówią, że jestem głupia; inni, że strasznie naiwna. A prawda jest prosta: ja go po prostu kocham i nie potrafię – ani nie chcę – udawać, że jego los mnie nie obchodzi.
Poznałam Tadeusza zaraz po maturze, a właściwie prawie tego samego dnia, kiedy zdawałam ostatni egzamin. Wyszłam z dziewczynami ze szkoły i poszłyśmy do kawiarni na lody i kawę. Tadeusz siedział przy sąsiednim stoliku z jakimś kolegą. Rozmawiali i pili piwo, ale on co chwilę patrzył na mnie. Aż dziewczyny mnie trącały, że się na mnie gapi. Ja oczywiście też na niego zerkałam. I za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały, ja się czerwieniłam.
Wychodziłyśmy już, kiedy do mnie podszedł. Nie zważając na to, że wszystkie moje koleżanki stoją i słuchają, zapytał, czy może bym się z nim umówiła.
– Nie wiem – powiedziałam, udając, że nie słyszę, jak te wariatki chichoczą.
– Proszę – powiedział, uśmiechając się do mnie. – Przyjdę tu jutro, na przykład o czwartej. Odpowiada ci? Będziesz?
Skinęłam głową i od razu uciekłam, ciągnąc za sobą chichrające się i komentujące wszystko w głupi sposób dziewczyny. Najchętniej przez te wariatki zapadłabym się pod ziemię, ale sama nie byłam lepsza.
Nie byłam pewna, czy on mnie kocha
Tadeusz mi się spodobał. Ale gdy szłam na to spotkanie, bałam się. Nie miałam specjalnego doświadczenia, nie chodziłam jeszcze z nikim i, prawdę mówiąc, nie bardzo wiedziałam, o czym miałabym z nim rozmawiać. Okazało się jednak, że Tadeusz był genialnym kompanem. Od razu złapaliśmy nić porozumienia. Zafundował mi ciastko i kawę i nawet się nie zorientowałam, że przesiedzieliśmy w tej kawiarni ponad dwie godziny!
Niedługo potem zostaliśmy parą. I z każdym spotkaniem, z każdym romantycznym wieczorem ja byłam w nim coraz bardziej zakochana. A poza tym podobało mi się, że traktuje mnie poważnie. Nie tylko jak dziewczynę, której chce zaimponować, co raczej jak przyjaciółkę.
Bo rzeczywiście tak się sprawy miały. Tadeusz mnie lubił, ale jego uczucie do mnie nie równało się mojemu do niego. Z jego strony czułam głównie przyjaźń, sympatię. Byłam dla niego ważna, to wiem; na pewno mnie szanował. I cenił sobie moje zdanie. Zawsze pytał mnie o radę, zwierzał mi się, nie miał przede mną żadnych tajemnic. Do tego stopnia, że kiedyś dyskutowaliśmy o jakiejś dziewczynie, która mu się spodobała. Pamiętam to dobrze, bo to było moje pierwsze bolesne doświadczenie w związku z Tadeuszem. Nie zakochał się w tamtej dziewczynie, ale ważne było, co ja o niej myślę. Mimo wszystko nie czułam się z tym dobrze…
Chodziliśmy ze sobą już z pięć lat, kiedy poprosił mnie o rękę. A właściwie jakoś tak po prostu wyszło, że postanowiliśmy się pobrać. I sądzę, że z jego strony nie było to podyktowane uczuciem, tylko rozsądkiem. Znaliśmy się długo, było nam ze sobą dobrze, świetnie się rozumieliśmy, on doskonale wiedział, że może mi ufać – czego chcieć więcej?
Jeszcze przed ślubem zwierzałam się mojej przyjaciółce. Powiedziałam jej szczerze, że mam duże wątpliwości, czy on mnie kocha.
– No to po co za niego wychodzisz? – zdziwiła się.
– Bo ja go kocham – wzruszyłam ramionami. – A poza tym wiem, że będzie dobrym mężem. Znaczy, mam nadzieję…. Szanuje mnie i dobrze nam ze sobą. Nie ma przede mną tajemnic.
– Wiesz, moja mama uważa, że szacunek w związku jest najważniejszy – powiedziała wtedy Lusia. – Miłość przychodzi i odchodzi, tak mówi mama. A przyjaźń i szacunek zostaje. Więc sama nie wiem…
Ja też nie wiedziałam, ale byłam pewna swojej miłości.
W pewnym sensie się nie zawiodłam. Tadeusz rzeczywiście okazał się wspaniałym mężem. Nigdy mnie nie oszukiwał, nie chodził z kolegami na piwo, nie przepijał pensji. Jeżeli miał jakieś spotkanie na mieście, zawsze mi o tym mówił. Kiedy pewnego dnia jego kumple wymyślili wyprawę na ryby, oczywiście zakrapianą – najpierw zapytał mnie o pozwolenie. Nigdy też nie był w stosunku do mnie niemiły czy opryskliwy. Zawsze pamiętał moich o imieninach, urodzinach. A gdy na świat przyszedł nasz Jasio, dostałam od męża pierścionek z brylantem.
No i faktycznie nie miał przede mną żadnych tajemnic. Starałam się to doceniać, chociaż niestety nie zawsze było przyjemne. Czasem sprawiało ból...
Mój mąż był ze mną szczery do bólu
Jaś miał chyba ze cztery lata, kiedy Tadeusz zaczął się dziwnie zachowywać. Niby wracał z pracy o normalnej porze, trzeźwy, ale był dziwnie milczący. Widziałam, że coś jest nie tak; dusiłam go, o co chodzi. Podejrzewałam, że może ma jakieś kłopoty w robocie, może obcięli mu pensję. Ale okazało się, że to co innego…
– Wiesz, obiecałem sobie i tobie, że nie będę cię oszukiwał – wydusił z siebie wreszcie. – Jest u mnie w pracy pewna kobieta. Podoba mi się. I nie bardzo mogę sobie poradzić z tym uczuciem.
Zmroziło mnie, ale on jakby tego nie widział. Opowiadał, że ma wyrzuty sumienia, że nie chce mnie krzywdzić, że broni się przed tym uczuciem. Ale jednocześnie nie potrafi przestać o niej myśleć.
Wydawało mi się, że umrę. Widziałam, że Tadek naprawdę cierpi, nie do końca potrafi sobie z tym poradzić. Wyznał, że to jakaś młoda, niezamężna dziewczyna, że ona chyba nie traktuje tego poważnie. A on nie wie, co ma zrobić… Paradoksalnie – był tak nieszczęśliwy, tak rozdarty, że było mi go żal. On naprawdę traktował mnie jak przyjaciółkę, oczekiwał wsparcia. Podejrzewam, że nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo mnie rani swoją szczerością.
To wariactwo trwało chyba dwa miesiące. Pewnego dnia wrócił załamany, przybity. Okazało się, że do pracy tydzień wcześniej przyszedł nowy kierownik i dziewczę na niego zagięło parol. Tadek poczuł się zdradzony. A ja go pocieszałam…
Wobec mnie stał się po tym wszystkim jeszcze bardziej czuły i troskliwy. Przy każdej okazji powtarzał, że wygrał los na loterii, że nikt nie ma takiej żony. A ja… No cóż, ja cieszyłam się, że został ze mną, że nadal mnie kocha. Nikomu wtedy o tym nie powiedziałam. Wstydziłam się. Poza tym zdawałam sobie sprawę z tego, że nawet najlepsza przyjaciółka mnie nie zrozumie. Stwierdzi jak wszystkie kobiety, że jestem naiwna i daję się wykorzystywać. Ale ja wcale nie żałowałam tego, co zrobiłam. Bo gdybym urządziła mu awanturę, scenę dzikiej zazdrości, to co by to dało? Mogłam go stracić. A tak – nadal miałam męża, który był mi jeszcze bardziej wdzięczny.
Kilka lat żyłam w przekonaniu, że podjęłam dobrą decyzję. Tadeusz po tym jednorazowym wyskoku zupełnie stracił zainteresowanie kobietami. Zresztą to nawet nie był żaden wyskok. Przysięgał na klęczkach, że między nimi do niczego nie doszło, a ja mu wierzyłam. Bo nigdy mnie nie oszukał. I choć czasem ta szczerość między nami była dla mnie bolesna, to wówczas ją doceniłam.
Widziałam przecież, jak w tym samym czasie moja koleżanka gryzła się tym, że jej mąż chyba ją zdradza. Bo wraca później niż zwykle, jest wyjątkowo podekscytowany, a w dodatku wydawało jej się, że czuje od niego zapach damskich perfum. Ciągnęło się to kilka miesięcy i do niczego dobrego nie prowadziło. Bo jej mąż twierdził, że jest wierny, ona go podejrzewała, atmosfera w domu była nie do zniesienia. Bez przerwy się kłócili i w końcu rozstali.
Uważałam więc, że ja mam lepiej. Zgoda, przeżyłam straszne i bolesne chwile, ale jestem pewna, że gdyby jeszcze kiedykolwiek do czegokolwiek doszło, to będę mieć pewność. Nie będę zadręczała się domysłami i podejrzeniami. A to jest cenne. No i niestety, po latach miałam okazję się przekonać, że faktycznie mój mąż mnie nie potrafi i nie chce oszukiwać.
Jasiek był już dorosły, wyjechał na studia do miasta. Zostaliśmy w domu tylko we dwoje. Myślałam, że wszystko, co najgorsze, jest już za mną. Miałam wspaniałego męża, który nie pił i był dla mnie czuły. A przecież w jego wieku o romansach to się już chyba nie myśli? Przekroczył już wtedy pięćdziesiątkę… Jednak okazało się, że to najgorszy wiek dla faceta. Tadeusz się zakochał. I tym razem nie było to błahe uczucie, nie była to tylko fascynacja.
Wpadła mu w oko – niestety z wzajemnością – pewna kobieta z firmy, która mieściła się obok jego biura. Trzydziestolatka, po rozwodzie, z małym dzieckiem. Tadeusz poznał ją przypadkiem, gdy pewnego wieczoru nie mogła uruchomić auta na firmowym parkingu, a on jej pomógł. Następnego dnia kobieta przyniosła mu upieczone przez siebie ciasto. Potem on jej pomógł zanieść torby z zakupami. I tak to się zaczęło…
Gdy odszedł, bardzo cierpiałam
Oczywiście, ja o wszystkim wiedziałam. Tadeusz nie miał przede mną tajemnic. Uczciwie wyznał, że ona mu się podoba i on nie potrafi przestać o niej myśleć. Poza tym sama widziałam, że tym razem to coś naprawdę serio. Ten błysk w jego oku, to drżenie rąk… On się zakochał – przeżywał coś, czego nie przeżył ze mną. Zazdrościłam jej. Ja miałam przyjaciela, powiernika, partnera, towarzysza. Ale Tadek nigdy mnie nie kochał i uczciwie musiałam to sobie powiedzieć. Zresztą, przecież on sam nie ukrywał, że szanuje mnie i uwielbia, ale nigdy nie szalał z miłości do mnie. To ja go kochałam jak wariatka…
Gryzł się bardzo, nie mógł sobie poradzić z tym uczuciem. Widziałam, jak się męczy. I sama zaproponowałam mu, żebyśmy się rozwiedli.
– Nie chcę cię krzywdzić – powiedział wtedy z męką w oczach.
– A teraz co robisz? – zapytałam przez łzy. – Przecież i tak mnie nie kochasz. Widzę, co czujesz, jak się szarpiesz. I myślisz, że mi z tym dobrze? Nie chcę mieszkać pod jednym dachem z człowiekiem, którego ja kocham, a który kocha inną. Rozwód będzie najlepszym rozwiązaniem. To oznacza definitywne rozstanie, może łatwiej będzie mi się z tym pogodzić?
Nie było łatwiej. Chodziłam otępiała, miesiącami nic do mnie nie docierało. Zgadzałam się na wszystko: jechałam do sądu, przyznawałam, że nastąpił rozkład pożycia i że rozstajemy się za obopólną zgodą. Nie chciałam się z nim szarpać, zresztą po co? On w stosunku do mnie cały czas był szarmancki. I naprawdę wierzę, że mi współczuł, że było mu głupio, że mnie żałował. Tylko co mi z tego? Chciałam jego miłości, a tego dać mi nie mógł.
Zostawił mi mieszkanie, meble, wszystko; zabrał tylko swoje osobiste rzeczy. Od razu zapowiedział, że kredyt nadal będzie spłacał on i że spłaci go w całości.
– Ze swoją kierowniczą pensją poradzę sobie, a ty i tak będziesz miała teraz gorzej – powiedział.
Nie obchodziło mnie to. W ogóle nie interesowałam się pieniędzmi, niczym zresztą się nie interesowałam. Żyłam z dnia na dzień. Zapominałam o zakupach, nie opłacałam przez dwa miesiące rachunków. Jadłam byle co, nie przywiązywałam do tego wagi. Schudłam, zmarniałam. Kiedy Tadeusz przyszedł mnie odwiedzić – bo nadal utrzymywał ze mną kontakt – przestraszył się.
– Daj spokój – powiedziałam mu śmiertelnie zmęczonym głosem. – Nie przychodź. Łatwiej mi będzie zapomnieć.
Ale czy można zapomnieć o miłości?
Janek, gdy przyjechał na święta do domu, stwierdził, że nie mogę zostać sama, że zabierze mnie ze sobą do miasta.
– Dziecko, ja mam tu pracę, mieszkanie, znajomych – broniłam się. – Starych drzew się nie przesadza.
Chciał, żebyśmy sprzedali to mieszkanie, żebym kupiła sobie coś mniejszego. Ale ja nie chciałam. Bo tu wszystko przypominało mi Tadka. Pachniało nim, było nim przepełnione. I chociaż to bolało, nie potrafiłam sobie wyobrazić, że teraz to wszystko zostawiam. Poza tym cały czas miałam dziwne wrażenie, że muszę tu być. Bo gdyby Tadek chciał tu wrócić, to przecież musi mieć do kogo i do czego…
Tak więc chociaż okropnie cierpiałam, nie mogłam zdecydować się na wyprowadzkę. Lecz Janek w jednym miał rację – musiałam wrócić do żywych. Dlatego zaczęłam na siłę spotykać się z koleżankami. Odnowiłam kontakt z Lusią, z którą przez parę lat nie miałam czasu umówić się na pogaduchy. Gdy usłyszała, co się stało, załamała ręce.
– Popatrz, a ja byłam pewna, że skoro on cię szanuje, to będzie uczciwy i cię nie skrzywdzi – powiedziała, kręcąc głową.
– No przecież był uczciwy – wzruszyłam ramionami. – Aż do bólu.
– Daj spokój – machnęła ręką. – Kawał drania z niego. Jak z nich wszystkich zresztą.
Luśka też była rozwiedziona. Kilka lat wcześniej wyprowadziła się od męża, który zaczął za dużo pić i raz podniósł na nią rękę. Potem użerali się w sądzie o podział majątku i ona od tamtej pory nienawidziła wszystkich facetów.
Po raz pierwszy czuję, że jestem kochana
Prawdę mówiąc, trochę mnie męczyły te spotkania z dziewczynami. Bo albo mi współczuły – czego ja wcale nie potrzebowałam – albo wieszały psy na swoich byłych lub obecnych mężach. A ja naprawdę nadal kochałam Tadka. I chociaż mnie skrzywdził, nie potrafiłam myśleć o nim źle. A już na pewno nie miałam ochoty obgadywać go przed koleżankami.
Próbowałam więc zacząć żyć na nowo, nie rozpamiętując dawnych czasów, nie rozdrapując ran. Nie było to proste, ale po mniej więcej trzech latach zaczęłam powoli dochodzić do siebie. Znowu umiałam się śmiać, nie płakałam na widok par w moim wieku trzymających się za ręce czy robiących wspólnie zakupy. I kompletnie nie interesowali mnie faceci, chociaż dwa razy przyjęłam zaproszenie na kawę. Ale żaden nie mógł się równać z moim Tadkiem. Mimo to wierzyłam, że jeszcze mam szansę na normalne życie.
I właśnie kiedy wszystko wydawało się powoli normować, do moich drzwi zapukał… Tadek. Już dawno do mnie nie dzwonił ani mnie nie odwiedzał. Wtedy, przed laty, gdy dałam mu do zrozumienia, żeby nie przychodził, on się wycofał. Telefonował jeszcze z życzeniami albo po prostu zapytać, co słychać. Jednak powiedziałam mu wprost, że to mnie rani, że boli. Przeprosił i więcej się nie odzywał.
Kiedy zobaczyłam go w progu, serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Byłam na niego wściekła. Jakim prawem znów mi wszystko burzy, czemu mnie krzywdzi? Ale też uświadomiłam sobie, że nadal go kocham. I nie umiałam go pogonić.
Wszedł, wręczył mi kwiaty, poprosił o herbatę. I jakby nigdy nic, tak jak przed laty, usiadł naprzeciwko mnie i zaczął mi opowiadać, co u niego słychać. Rozstali się z Krysią. Kulturalnie, bez kłótni i krzyków. Nie brali ślubu, obyło się więc bez formalności. Wyprowadził się od niej kilka miesięcy temu. Przez ten czas trochę pomieszkiwał w hotelu, a trochę u swoich rodziców.
– Dlaczego się rozstaliście?
Byłam przekonana, że ona zostawiła go dla młodszego. Przecież miedzy nimi było prawie dwadzieścia lat różnicy!
– Kryśka mi uświadomiła, że to ciebie kocham, nie ją – powiedział prosto z mostu, a mnie zrobiło się gorąco. – Ciągle miała pretensje, że cały czas mówię o tobie, że wszystko, co robiła, porównywałem z tym, co kiedyś robiłaś ty. Najpierw wszczynała z tego powodu awantury, potem próbowała ignorować. Ale w końcu doszła do wniosku, że nie potrafi. Że jest zwyczajnie zazdrosna i nie umie pogodzić się z tym faktem, nie umie tak żyć. No i kiedyś siedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Przyznała, że i jej miłość do mnie się trochę wypaliła, ale nie wie, czy dlatego, że zabiła ją rutyna, czy może dlatego, że nie potrafi zaakceptować rywalki.
– A ty ją kochasz? – wychrypiałam.
– Na początku myślałem, że tak – Tadek oczywiście był szczery. – Wiesz, ja naprawdę oszalałem na jej punkcie, nigdy nie przeżyłem czegoś takiego wobec żadnej kobiety. Ale potem… W sumie to już dawno, chyba tak mniej więcej rok po tym, jak razem zamieszkaliśmy, zacząłem do ciebie tęsknić. Kryśka miała rację – ja faktycznie cały czas ją porównywałem z tobą. I z każdym dniem coraz bardziej uświadamiałem sobie, jak wiele straciłem. A kiedy się zorientowałem, że ona też mnie nie kocha, że to, co było pomiędzy nami, się wypaliło, nie było sensu tego ciągnąć.
– To dlaczego przyszedłeś dopiero teraz? –zapytałam głupio. – Przecież mówiłeś, że rozstaliście się dość dawno, bo kilka miesięcy temu?
– Nie chciałem znowu cię skrzywdzić – powiedział, robiąc bardzo poważną minę. – Oczywiście, liczyłem się z tym, że mnie nie zechcesz, że może kogoś masz. I rozważałem, co powinienem zrobić. Nie miałem prawa burzyć twojego nowego życia ani szczęścia. Wiesz, zadzwoniłem do Janka, zapytałem, co u ciebie, chciałem wybadać, czy z kimś mieszkasz…
– Nic mi nie powiedział – oburzyłam się.
– A co miał mówić? – westchnął tylko. – Ja często do niego dzwonię i zawsze pytam o ciebie, więc nie wzbudziło to jego podejrzeń. W każdym razie w ten sposób się upewniłem, że jesteś sama. Jednak to nadal nie dawało mi przyzwolenia na nękanie cię. Poza tym musiałem się jeszcze upewnić co do swoich uczuć. Co prawda już dawno stwierdziłem, że nikt w moim życiu nie był tak ważny jak ty, ale musiałem mieć pewność. I teraz mam.
Przegadaliśmy wtedy całą noc, następnego dnia żadne z nas nie poszło do pracy. Tadeusz sprowadził się do mnie. Wszystkie koleżanki pukały się w czoło, mówiły, że jestem głupia. Może i jestem, ale go kocham. Chcę być z nim. Poza tym wierzę, że teraz już nigdy nie mnie skrzywdzi. Może to naiwne, jednak przecież obiecał, a nigdy nie złamał danego słowa…
Poza tym syn mu powiedział, że jeżeli Tadek znajdzie sobie jakąś babę, to Janek zapomni, że Tadeusz jest jego ojcem, i solidnie się z nim porachuje. Tadek jemu też obiecał, że tym razem nic takiego się nie zdarzy. Przysiągł wszystkim, że mnie kocha i nigdy nie opuści.
Jestem szczęśliwa. Kocham go i wreszcie, po raz pierwszy w życiu, naprawdę czuję, że jestem kochana. Za nic bym tego nie oddała. I w nosie mam, co inni o tym myślą. Oni nie znają nas tak dobrze, jak my znamy siebie. W końcu nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic…
Czytaj także:
„Kochanka kopnęła mojego męża w tyłek, gdy ten zachorował. Przyjęłam go z powrotem, ale nie wiem, czy dobrze zrobiłam”
„Mąż zdradził mnie, ale gdy po 5 latach kochanka go puściła kantem, wrócił. Przyjęłam go pod swój dach”
„Mąż zdradził mnie z młodą kochanką, odszedł i szybko pożałował. Przyjęłam go z powrotem, bo i tak już dostał za swoje”