Był spokojny, grudniowy wieczór, siedziałam razem z dziećmi w kuchni przy kolacji, w pokoju cicho grało radio, za oknem sypał coraz gęstszy śnieg. Wiktor był w delegacji, miał wrócić następnego dnia wieczorem. Moje pociechy jak zwykle pokłóciły się o coś i teraz Marek próbował rozsmarować Kasi na włosach twarożek, ona zaś z rozmachem posoliła mu herbatę.
Już miałam przywołać swoje skarby do porządku, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi – przerywając zarówno tok moich myśli, jak i wrzaski dzieci. „Któż to może być?” – zdumiałam się, wstając od stołu. „O tej porze?”.
Ku mojemu zaskoczeniu za drzwiami stała Agata, moja przyjaciółka od dzieciństwa; przysypana warstwą puchu, przyglądała mi się z niewyraźną miną.
– Aga, co się stało, myślałam, że jesteś w górach? – spytałam zdziwiona.
Agata była zdeklarowaną singielką, dużo pracowała i równie dużo podróżowała. Według moich informacji powinna przebywać w Zakopanem, a tu nagle staje w progu jak gdyby nigdy nic.
– Stało się coś? – powtórzyłam.
– Chciałam, to znaczy muszę – poprawiła się – muszę z tobą porozmawiać. Z kuchni dobiegł nas wrzask Kasi.
– Wejdź, rozgość się – usunęłam się z drogi, robiąc Adze przejście – tylko najpierw daj mi pokonać te dwa potwory, wtedy będziemy mogły spokojnie porozmawiać. Wiktora nie ma.
– Tak, wiem – mruknęła pod nosem moja przyjaciółka.
Być może w innych okolicznościach zastanowiłabym się, skąd wie, że mój mąż wyjechał, ale teraz były ważniejsze sprawy. Sytuacja w kuchni zdecydowanie wymknęła się spod kontroli. W końcu udało mi się położyć dzieci spać i wróciłam do Agaty, która zdążyła już posprzątać ze stołu i siedziała teraz przy nim nad szklanką stygnącej herbaty, wpatrując się w nią ze ściągniętą twarzą i opuszczonymi kącikami ust.
Już samo to, że nie zrobiła sobie kawy, mocnej i aromatycznej, jaką lubiła najbardziej, wydało mi się dziwne, a co dopiero ta ponura mina! Wszak na co dzień moja przyjaciółka była uosobieniem optymizmu i dobrego humoru. Zrobiłam drugą szklankę herbaty dla siebie, wyjęłam kruche ciastka i usiadłam naprzeciwko niej. Przez cały ten czas nie odezwała się ani słowem, rysując palcem tajemnicze wzory na obrusie.
– Zjesz coś? – zapytałam cicho.
Zaczynałam się denerwować
Może Agata jest chora? Może zaplątała się w jakieś ciemne sprawki?
– Agata! – klepnęłam ja lekko w ramię.
– Jestem w ciąży – powiedziała, nie podnosząc głowy.
– O! – wyskoczyło z moich ust, zanim zdążyłam się powstrzymać.
Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z tego, co wiedziałam, nie miała nikogo na stałe.
– Wiesz z kim? – zapytałam.
Kiwnęła głową, że tak.
– A on wie, że ty…?
Znów tylko kiwnięcie głowy.
Zdenerwowało mnie to.
– Agata, no nie zachowuj się jak nastolatka! – powiedziałam stanowczo. – W twojej sytuacji ciąża to nie jest koniec świata! Masz mieszkanie, pracę, ubezpieczenie… Nawet gdyby tatuś dziecka zostawił cię na lodzie, i tak dasz sobie radę. A propos, co on na to? – nastawiłam ciekawie uszu. Ponieważ jednak Agata nadal milczała, nie wytrzymałam, wstałam od stołu i stanęłam za nią. – Przestań się martwić, głupia, pomożemy ci! – obiecałam, przytulając się do jej pleców.
– Jestem w ciąży z Wiktorem – powiedziała to tak cicho, że w pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam.
– Z kim? – wyszeptałam z trudem; wydawało mi się, że w gardle mam ogromną gulę, która nie pozwala mi normalnie wydobyć głosu; poruszałam wargami, ale słowa nie opuszczały moich ust.
I w tej samej chwili Agata się rozpłakała (dziwne – nie ja, tylko ona), położyła głowę na stole i załkała jak dziecko. Nagle tak samo szybko, jak zaczęła szlochać, uspokoiła się, wstała z krzesła i podeszła do okna, gdzie, już opanowana, zaczęła opowiadać.
Stałam przy stole skamieniała, czując się tak, jakby ktoś wlewał mi do środka płynne żelazo. Dowiedziałam się, że mój mąż, ukochany mąż, w którego każde słowo wierzyłam bez zastrzeżeń, od trzech lat spotykał się z moją najlepszą przyjaciółką. Wyjazdy w delegacje, późne kolacje biznesowe, praca po godzinach i częsta obecność Agaty u nas w domu – nawet mi przez myśl nie przeszło, że coś się za tym kryje.
Przecież to było dwoje najbliższych mi ludzi!
Kiedy musiałam gdzieś wyjść, lub z rzadka, wyjechać, to właśnie Agatę prosiłam, aby pomogła Wiktorowi ogarnąć dom i dzieci, i nigdy, przenigdy nie pomyślałam, że mogliby… Ileż to razy sama wysyłałam Wiktora do przyjaciółki, gdy potrzebowała pomocy; mieszkała przecież sama, zdarzało jej się zachorować, wtedy ktoś musiał zrobić zakupy czy choćby wykupić leki.
Agata opowiadała wszystko spokojnie i po kolei, już nie płakała, głos miała rzeczowy, nie zadrżał jej ani razu. Po prostu zakochali się w sobie, ja byłam podobno tak skupiona na dzieciach, że nic innego mnie nie obchodziło, a Wiktor potrzebował przecież kogoś, kto będzie go doceniał… Nie planowali tego, co się stało, ciąża Agaty jest wpadką, której żadne się nie spodziewało. Ustalili wspólnie, że lepiej będzie, jeśli to ona opowie mi o wszystkim.
Trudno mi było uwierzyć w to, co słyszę. Mój mąż, nie dość, że mnie zdradził, oszukał i skrzywdził, to jeszcze okazał się wstrętnym tchórzem! Chowa się za swoją kochankę, ją wysyła, żeby mnie o wszystkim poinformowała!
Agata skończyła opowiadać i teraz chyba czekała, co ja na to, ale ja ciągle trwałam w osłupieniu. No i w ogóle nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Że sama da sobie radę? Że oddam jej Wiktora? Że będziemy żyli wspólnie i razem wychowywali nasze dzieci? Ta ostatnia myśl tak mnie rozśmieszyła, że zachichotałam niespodziewanie. Agata spojrzała na mnie dziwnie, przez moment miała strach w oczach, może bała się, że zwariowałam.
– I czego w tej sytuacji ode mnie oczekujesz? – zapytałam w końcu, na pozór spokojnie, ale w środku aż się gotując.
Agatę chyba zaskoczyło moje opanowanie, bo przez dłuższą chwilę milczała.
– No, słucham cię – ponowiłam pytanie – czego się po mnie spodziewasz, po co tu przyszłaś?
– Chcia… – zająknęła się – chciałabym, żebyś mnie zrozumiała, a przynajmniej postarała się zrozumieć. Ja… ja nie chciałam źle, po prostu się zakochałam – próbowała nieudolnie się tłumaczyć, ale efekt był odwrotny od zamierzonego, mój spokój wyparował w jednej chwili.
– Ja mam ciebie zrozumieć…, ja ciebie?! – wysyczałam. – A kto zrozumie mnie i moje dzieci? – Miałam ochotę krzyczeć na cały dom, ale bałam się obudzić Marka i Kasię.
– Ja też będę miała dziecko…
Tego już było za wiele. Targnęłam stojącym przede mną krzesłem, przewracając je na podłogę; przestałam nad sobą panować.
– Wynoś się! – zażądałam.
– Karola, przecież jestem twoją przyjaciółką…
– Też tak myślałam, ale wygląda na to, że nigdy nią nie byłaś. Wyjdź stąd natychmiast i nigdy nie wracaj, nie chcę cię więcej widzieć!
Wyrzuciłam ją z domu, tak jak stała, kożuch i buty wykopując za nią na klatkę. Tyle było we mnie złości, gniewu, bólu… Do rana przesiedziałam przy kuchennym stole, usiłując to z siebie wypłakać, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam. Rano obudziłam dzieci, jak co dzień zrobiłam im śniadanie, odprowadziłam Marka do szkoły i Kasię do przedszkola, a sama wróciłam do domu i znowu usiadłam w tym samym miejscu.
Kochałam swoją kuchnię, uważałam, że to serce domu, tu jedliśmy kolacje wszyscy czworo, kiedy Wiktor wracał z pracy o ludzkiej porze, tu piliśmy z mężem kawę w sobotnie poranki, kiedy dzieci jeszcze spały, i tu musiałam teraz podjąć najtrudniejszą życiową decyzję. Nie miałam siły myśleć, ale wiedziałam, że nie mogę dłużej zwlekać, Wiktor miał wrócić dziś wieczór. „Nawet nie zadzwonił – pomyślałam z niesmakiem – a przecież wie, że Agata u mnie była…”.
Wyciągnęłam z pawlacza trzy walizki i ustawiłam je rzędem w dużym pokoju. Dopiero, kiedy zaczęłam wyjmować z szaf rzeczy Wiktora, jego swetry, koszule, marynarki, z oczu popłynęły mi łzy. Przecież tak naprawdę nie chciałam się z nim rozstawać, nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Ale też nie wyobrażałam sobie dalszego życia z nim. Z takim nim, jakiego poznałam wczoraj…
Nie miałam pojęcia, co powiem dzieciom, jak im to wszystko wytłumaczę, ani jak dam sobie radę sama. Jednak mimo tych rozterek spakowałam rzeczy męża i przeniosłam je do jego gabinetu, który następnie zamknęłam na klucz, żeby przypadkiem dzieci tam nie zajrzały.
Wiktor wrócił późnym wieczorem, Marek i Kasia już spali, a ja siedziałam w kuchni, piłam kolejną lampkę wina i czekałam, usiłując opanować drżenie rąk. Spakowane walizki czekały w przedpokoju. Nie wiedziałam, co powiedzieć mężowi ani jak się zachować, nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak on się zachowa, gapiłam się w okno, za którym znowu padał śnieg i starałam nic nie czuć. Nie ruszyłam się na zgrzyt klucza w zamku, nie odwróciłam się nawet wtedy, kiedy stanął w drzwiach, dopiero dotyk jego dłoni sprawił, że obróciłam ku niemu twarz.
– Karolina… – szepnął.
– Nie dotykaj mnie! – Uchyliłam się, kiedy znów wyciągnął rękę w moją stronę. – Nie dotykaj mnie więcej. Rzeczy masz już spakowane, możesz je wziąć i wyjść od razu, Agata na pewno już czeka.
– Karolina… – próbował coś powiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa.
Wstałam i wyciągniętą przed siebie rękę z kieliszkiem wycelowałam w jego pierś.
– Nie chcę z tobą rozmawiać, nie chcę słuchać żadnych tłumaczeń, nie chcę cię znać. Jesteś oślizgłym draniem, podłym kłamcą – mówiłam coraz szybciej, wypychając go jednocześnie z kuchni.
Myślałam, że potrafię bardziej nad sobą panować, jednak emocje brały górę. A Wiktor pozwalał się wypychać, nic już nie mówił, nie protestował. W korytarzu zebrał walizki i po prostu wyszedł, w drzwiach zapytawszy tylko, kiedy mógłby zobaczyć się z dziećmi.
Nie pamiętam, co mu odpowiedziałam. Pamiętam tylko, że gdy zamknęłam za nim drzwi, opuściły mnie wszystkie siły. Osunęłam się na podłogę i skulona w pół płakałam i płakałam. Do wczoraj wydawało mi się, że w świecie, który mnie otacza, świecie zdrad i rozwodów, wygrałam los na loterii. Że mój związek z Wiktorem jest wyjątkowy – stabilny i niezawodny. A tu raptem w ciągu kilku godzin wszystko legło w gruzach.
Chociaż nie, wcale nie w ciągu kilku godzin, bo przecież romans Wiktora i Agaty trwał podobno trzy lata… Jak mogłam niczego nie zauważyć, nie zorientować się? Czyżbym była aż tak naiwna? Przez następne tygodnie różne myśli chodziły mi po głowie.
Jednego dnia postanawiałam, że nie dam Wiktorowi rozwodu, za nic w świecie! Nie zgodzę się na to, żeby mógł zalegalizować związek z inną kobietą. Przecież to mnie przysięgał, mnie! I powinien dotrzymać słowa! Cóż, mimo wszystko kochałam go, a miłość nie mija w ciągu jednego wieczoru. Następnego ranka wstawałam jednak z zupełnie innym postanowieniem, przekonana, że nie mogę na niego patrzeć, że że powinien zniknąć z mojego życia na zawsze.
Takie huśtawki nastrojów trwały dość długo, ale w końcu rozwiedliśmy się. Wiktor widuje się z dziećmi regularnie, ostatnio zaproponował nawet, że zabierze je do siebie na weekend, ale ostro zaprotestowałam. Nie chcę, aby przebywały i nocowały w domu Agaty, tym bardziej, że mojemu byłemu mężowi i mojej byłej przyjaciółce podobno nie układa się najlepiej. Cóż, być może Agata jest wspaniałą kochanką od święta, ale mniej wspaniałą towarzyszką na co dzień. To już jednak nie moje zmartwienie. Ja muszę poukładać sobie swoje własne życie. Bez Wiktora. I bez przyjaciółek – ani tych „zwykłych”, ani najlepszych.
Czytaj także:
„Szef mnie wykorzystywał. Harowałem jak niewolnik, spałem na kartonach, byłem pośmiewiskiem”
„Moja matka traktowała jak popychadło, a mojego brata jak króla. Wszystko dlatego, że byłam dziewczynką”
„Zaakceptowałam orientację seksualną syna, ale cierpię. Marzyłam o synowej, która urodzi mi wnuki…”