„Mąż nigdy nie był romantyczny, ale gdy na Mikołajki kupił mi ciepłe skarpety, nie wytrzymałam. Dałam mu nauczkę”

rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, deagreez
„Widziałam, jaki był z siebie dumny, bo przecież jego praktyczny umysł wymyślił taki sensowny prezent! Próbowałam nie patrzeć na rozbawioną minę Aśki i konsternację na twarzy Grześka. Uznałam, że to ostatni raz, kiedy mąż mnie ośmieszył”.
/ 15.12.2024 21:15
rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, deagreez

Z Filipem poznaliśmy się tuż po studiach. To była kompletnie przypadkowa znajomość – wpadliśmy na siebie w barze, chociaż żadne z nas nie szukało w tym czasie drugiej połówki. W moim przyszłym mężu podobał mi się przede wszystkim praktyczny umysł, dzięki któremu do wszystkiego podchodził bez emocji. Nie robił głupot, nie decydował się na nic pod wpływem chwili i zawsze wszystko musiał mieć zaplanowane – od A do Z.

Nie narzekałam

Moi rodzice rozpływali się w zachwytach, że znalazłam sobie takiego porządnego i poukładanego chłopaka. Cieszyli się chyba nawet bardziej ode mnie, gdy mi się oświadczył. Ja z kolei nie miałam powodu, aby się nie zgodzić. Zresztą, lubiłam go całkiem, a nawet trochę do niego przywykłam, choć wielkiej namiętności między nami nigdy nie było.

Spotykaliśmy się zwykle wśród znajomych, a jedyne wyjścia sam na sam nigdy nie miały nic wspólnego z romantycznością. Czasem wyskoczyliśmy do kina, z rzadka do jakiejś taniej knajpy, parę razy przemęczył się ze mną w galerii handlowej i tyle. Poza tym, był jednak dojrzały i poważnie myślał o naszej przyszłości, więc ani przez chwilę nie narzekałam.

Koleżanki mi zazdrościły

Im dłużej ze sobą byliśmy, tym mocniej upewniałam się w przekonaniu, ze podjęłam dobrą decyzję. Filip, jako mąż, sprawdzał się w stu procentach. Choć to on zarabiał więcej i rzadziej bywał w domu, zawsze znalazł sposób, by trochę mi pomóc i nie zostawiać mnie samej z wszystkimi obowiązkami. Czasem coś posprzątał, czasem wyprowadził psa na spacer, a niekiedy też zdarzało mu się coś ugotować.

Koleżanki bardzo mi go zazdrościły, podobnie jak moja starsza siostra, Aśka.

– Ty to masz szczęście, Luizka – powtarzała niemal do znudzenia. – Ja nie wiem, gdzie się znajduje takich mężczyzn.

– Na pewno też jakiegoś znajdziesz – przekonywałam ją bez przerwy, co odrobinę mnie męczyło.

Wiedziałam, że siostra mi zazdrości, zwłaszcza że sama nie wyszła za mąż, właśnie z uwagi na brak odpowiednich kandydatów. I to właśnie przez tę zazdrość niezmiernie ją bawiło podejście Filipa do wszelkich prezentów. To nie tak, że mój mąż nie był szczodry. O nie – na wczasy potrafił wydawać grube tysiące, i za to między innymi go kochałam. Problem w tym, że przez ten swój brak romantyzmu, nigdy nie potrafił wymyślić niczego sensownego z materialnych prezentów.

Dlatego na urodziny dostałam mikser, na imieniny – mop parowy, a na ostatnie święta – czapkę, szalik i rękawiczki. I nie spodziewałam się, by cokolwiek miało się w tej materii zmienić. A im bardziej się na niego złościłam, tym bardziej on niczego nie rozumiał.

Obawiałam się tych Mikołajek

Z okazji Mikołajek urządziliśmy małą domówkę. Miała wpaść Aśka, najbliższy przyjaciel Filipa, Grzesiek z żoną, Agą i moja przyjaciółka, Klara. Choć z początku cieszyłam się, że spotkamy się w takim gronie, z czasem zaczęłam się trochę martwić. Nie miałam pojęcia, z czym wyskoczy tym razem mój mąż. Dlaczego nigdy nie mógł kupić mi jakichś perfum albo chociaż dobrej książki?

Łudziłam się, że nie będzie tak źle. Że może wreszcie pojął, czego oczekuję lub chociaż podpatrzył, co Grzesiek zawsze daje Adze i że mnie pozytywnie zaskoczy. Nigdy w końcu nie czepiałam się o brak spacerów we dwoje, kolacji w wystawnych restauracjach czy bukietów kwiatów wręczanych żonie bez okazji. Zresztą, chyba każdy w końcu by się na jego miejscu połapał, że żony zwykle oczekują innych dowodów miłości niż jego praktyczne pomysły.

– Wiesz, że o tobie pamiętam! – stwierdził, podając mi prezent, gdy wszyscy siedzieliśmy już w salonie. – Mam nadzieję, że będzie ci ciepło.

Pełna grozy, sięgnęłam do papierowej torebki i zdębiałam.

Czułam się upokorzona

Filip kupił mi skarpetki. Grube, puchate, w obrzydliwym kolorze. Jeszcze widziałam, jaki był z siebie dumny, bo przecież jego praktyczny umysł wymyślił taki sensowny prezent! Próbowałam nie patrzeć na rozbawioną minę Aśki i konsternację na twarzy Grześka. Mimo wszystko, uznałam, że to ostatni raz, kiedy mnie ośmieszył. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce – i to jak najszybciej!

Są… dobre na zimę. – Klara jak zwykle starała się ratować sytuację. – I… całkiem urocze.

– I takie… praktyczne – dodała Aśka, omal nie parskając śmiechem.

– Też takie kiedyś miałam – wypaliła Aga, po czym dorzuciła, odrobinę zmieszana: – Babcia mi kupiła.

Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. A Filip cieszył się, że rozbawił towarzystwo i, jego zdaniem, sprawił mi radość. Uznałam jednak, że sprowadzą go na dobrą drogę – i to szybciej, niż ktokolwiek myślał!

Chciałam dać mężowi nauczkę

Następnego dnia miała do nas wpaść jego matka z wizytą. Wyciągnęłam więc z szafy całkiem wygodny, ale powyciągany dres, nie uczesałam się i usiadłam w kuchni, pośród bałaganu, którego jakoś nikt wczoraj nie posprzątał. Filip, który zjawił się po jakichś trzydziestu minutach, stanął jak wryty.

Luiza, a ty jeszcze nieubrana? – zdziwił się. – Przecież mama będzie za godzinę! No i ten bałagan…

– A, no tak, to możesz posprzątać – machnęłam ręką. – I nie mów, że ci się nie podobam. W końcu ubrałam się bardzo praktycznie, powinieneś być zachwycony.

– Kochanie, no co ty… – wymamrotał. – Przecież to tak nie wypada…

– Mówisz? – uśmiechnęłam się do niego i wyciągnęłam przed siebie stopy, na których miałam wczorajszy prezent od niego. – Przecież tak jest praktycznie! Nie widzisz? Zresztą, skoro takie rzeczy mi kupujesz, to muszę sobie jakoś radzić, no nie? A twojej mamie na pewno się spodobają!

Popatrzył na mnie dłuższą chwilę w zdumieniu, a potem wyszedł z kuchni. Widziałam, jak gdzieś dzwoni, a potem gdzieś zniknął. Byłam ciekawa, co tym razem wymyślił, ale nie miałam zamiaru do niego dzwonić. Uznałam, że najwyżej jego mamusia poogląda mnie sobie w bardziej… praktycznym wydaniu. A co mi tam! Powiem, że jej Filipek taką właśnie lubi mnie najbardziej.

To było zabawne

Nie było go z dwadzieścia minut. Przyszedł zdyszany, rozejrzał się trochę niespokojnie po dalej nieuprzątniętych garach i mruknął:

– No wiesz, Luiza, to wczoraj, z tym prezentem… to był taki żart tylko.

Popatrzyłam na niego uważnie, choć nie powiem – trochę mnie to bawiło.

– Żart? – powtórzyłam. – A na czym miał polegać, bo chyba nie do końca zrozumiałam?

Wziął głęboki oddech, a potem wcisnął mi do rąk kolejną torebeczkę w świąteczne wzory. Trochę zdumiona, wyjęłam z niej niewielkie, aksamitne pudełeczko, w którym po otwarciu znalazłam komplet srebrnych kolczyków.

No, to jest prawdziwy prezent – wytłumaczył. – Tamto to… no wiesz, rozładować atmosferę chciałem.

Uśmiechnęłam się pod nosem, ale przyjęłam biżuterię – chyba pierwszą w życiu, poza pierścionkiem zaręczynowym, którą od niego dostałam. Potem natomiast wzięłam się za sprzątanie i doprowadzanie do porządku samej siebie. Oczywiście, do jednej z eleganckich bluzek założyłam też świeżo otrzymane kolczyki – uznałam, że powinien wiedzieć, że nie jestem wybredna i takie prezenty jak najbardziej akceptuję!

Może jeszcze czegoś się nauczy

Wizyta teściowej przebiegła wzorowo, a Filip chyba trochę odetchnął z ulgą. Fakt, może i trochę go nastraszyłam, ale koniec końców – warto było. Jak się dowiedziałam od Agi, to Grzesiek wytłumaczył mojemu mężowi, w czym rzecz i dlaczego tej jego żonie – wariatce, aż tak odbiło. Dobrze, że prowadził salon jubilerski, to Filip miał do kogo pobiec po bardziej konkretną pomoc.

Wydaje mi się, że zdołałam dać mu trochę do myślenia. Powoli zbliżają się święta, więc jestem ciekawa, czy dalej będzie stawiał na praktyczność przy wyborze kolejnych prezentów. Muszę jednak przyznać, że martwię się o to dużo mniej niż do tej pory. Zresztą, zawsze mogę się pojawić na uroczystym obiedzie świątecznym u jego mamusi w dresie i wyjątkowo wygodnych skarpetkach.

Luiza, 34 lata

Czytaj także: „Na Mikołajki chłopak podarował mi taniochę z marketu. Już miałam go rzucić, ale okazało się, że to ja dałam plamę”
„Sąsiadka zabawiła się w Mikołaja dla seniora. Nie chciałem darów z litości, ale gdy otworzyłem torbę, zmiękło mi serce”
„Na imprezie mikołajkowej dostałam prezent dla niegrzecznej dziewczynki. Za 9 miesięcy odbiorę go z porodówki”

Redakcja poleca

REKLAMA