„Mąż nie chciał mieć 3 dziecka, więc zainicjowałam wpadkę. Ten głupi pomysł zmienił nasze małżeństwo w ruinę”

kobieta z dzieckiem fot. Getty Images, Tatyana Tomsickova Photography
„Krzysiek był nieugięty. A gdyby tak, >>przypadkiem<< źle obliczyć fazy cyklu? Czułam dreszczyk emocji, że to może się stać… Że może nam się przytrafić wpadka, a dostanę 3 dzidziusia. Czy to taki wielki grzech zajść w ciążę przez nieuwagę?”.
/ 24.12.2021 06:00
kobieta z dzieckiem fot. Getty Images, Tatyana Tomsickova Photography

Zawsze chciałam mieć trójkę dzieci, zawsze marzyła mi się duża rodzina. Pomysł był taki, żeby wcześnie zacząć. Poznać fajnego faceta, wyjść za niego za mąż i do trzydziestki urodzić wymarzoną trójkę. Niestety, życie zweryfikowało moje plany. Mój pierwszy związek skończył się zdradą i koszmarnym rozstaniem, a Krzyśka poznałam dopiero dwa lata po rozwodzie.

– Nie przejmuj się, nadrobimy – obiecywał, gdy zwierzałam mu się z moich marzeń. – Całe życie przed nami…

Niedługo po ślubie urodziłam naszą pierwszą córkę, Milenę. Zakładaliśmy z Krzyśkiem, że poczekamy rok i zrobimy następne dziecko, ale mała okazała się zbyt wymagająca. Kolki, choroby, problemy z aklimatyzacją w żłobku. Było nam ciężko, dlatego potrzebowaliśmy więcej czasu, żeby odsapnąć. O drugiej ciąży zaczęliśmy myśleć dopiero po czterech latach. Oboje byliśmy już wtedy w okolicach trzydziestki.

Urodził się nam syn. Z nim nie było już tylu kłopotów, ale wraz z jego pojawieniem się na świecie zaczęły się problemy zawodowe. Mąż stracił pracę, a ja nie wiedziałam, czy będę miała dokąd wracać z macierzyńskiego. Krzysiek postanowił, że założy własną firmę. Uznał, że tak będzie najlepiej. Czy to była dobra decyzja? Niczego nam dzisiaj nie brakuje, żyjemy na godnym poziomie, ale kosztowało nas to niemal pięć lat nerwówek i wyrzeczeń. Tak długo mąż walczył o stabilność finansową.

Pracował po dwanaście godzin od poniedziałku do soboty, a i w niedzielę siadał do papierów. Nie było mowy o powiększaniu rodziny. Brakowało nam czasu i pieniędzy. Cztery długie lata żyliśmy w galopie, ale w końcu doścignęliśmy sukces. Kilkanaście miesięcy temu firma męża sfinalizowała poważny kontrakt przy wykończeniu osiedla domków jednorodzinnych i zdobyła stabilność finansową.

– No, Miśka, teraz nareszcie będziemy mieli trochę czasu dla siebie. W końcu pożyjemy! – powiedział Krzysiek.

No i rzeczywiście, ustanowił zasadę, że weekendy spędza w domu, a w tygodniu wraca z pracy przed osiemnastą. Na tyle wcześnie, żeby pobawić się z dziećmi i spędzić wieczór ze mną. Jeździliśmy na wycieczki, chodziliśmy z maluchami do kina, a i sami wyrywaliśmy się na wieczory w restauracji czy u znajomych.

Czy to grzech, zajść w ciążę przez nieuwagę?

Gdy odzyskaliśmy spokój i pewność jutra, zaczęłam się zastanawiać, czy nie postarać się o trzecie dziecko.

– Beata, ty mówisz poważnie!? – zapytał, kiedy mu o tym wspomniałam.

– No tak. Jasne. A ty byś nie chciał? Przecież mieliśmy mieć trójkę…

– Ale to było dziesięć lat temu! Byliśmy jeszcze wtedy tacy młodzi…

– Ciągle jesteśmy – przypomniałam mu i przysunęłam się do niego zalotnie.

– Wcale nie! Ja mam trzydzieści pięć lat. Chciałbym trochę pożyć, odetchnąć. Przecież widziałaś, jak harowałem! Dopiero co wykaraskaliśmy się z kłopotów finansowych i odzyskaliśmy trochę swobody, a ty chcesz nas wpakować w pieluchy?

– Nie mów tak.

– A jak mam mówić? Przecież wiesz, że niemowlak to jazda bez trzymanki.

– A możemy przynajmniej o tym porozmawiać? Nie dzisiaj, to jutro albo pojutrze. Przemyśl chociaż sprawę…

– Możemy sobie gadać. Ale ja zdania i tak nie zmienię – zaperzył się.

Rozumiałam argumenty Krzyśka, ale jednocześnie marzyłam o bobasie. Fizycznie brakowało mi bliskości pachnącego maluszka. Cały czas towarzyszyło mi silne wrażenie, że dwójka to za mało i do kompletu brakuje nam jeszcze jednego dziecka. Krzysiek był nieugięty. Grzeczny, spokojny, ale zdecydowany. Zaskoczył mnie swoją stanowczością w tej kwestii. Przecież kiedyś oboje tego chcieliśmy. A teraz? Teraz nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że moglibyśmy postarać się o jeszcze jedną pociechę.

Po miesiącu dyskutowania na ten temat, odpuściłam wszelkie rozmowy. Dałam mu spokój. Milczałam, choć nie pozbyłam się dojmującego pragnienia, żeby zajść w ciążę. Żeby znów poczuć w sobie rosnące dziecko. To przemilczane pragnienie powoli zmieniało się w obsesję, a ona z kolei podsunęła mi pewną myśl. Pewien ryzykowny pomysł, którego żałuję do dziś.

Przed ślubem używaliśmy z mężem prezerwatyw, ale kiedy zostaliśmy małżeństwem, przeszliśmy na kalendarzyk. Skoro i tak planowaliśmy dziecko, to nie było wielkich obaw, że coś nam się pomyli. Okazało się jednak, że w naszym przypadku to bardzo skuteczny sposób. Stosowaliśmy go więc przez wszystkie te lata i nigdy nie straciliśmy kontroli. Gdy Krzysztof tak stanowczo odmówił mi trzeciego dziecka, zaczęłam bawić się myślą, co by było, gdyby w końcu nasz sposób zawiódł. Gdyby „przypadkiem” nie udało mi się dokładnie policzyć, w której fazie cyklu jestem. Ta zabawa doprowadziła do tego, że przez kolejnych kilka miesięcy specjalnie podejmowałam ryzyko, zachęcając męża do seksu w dni, w które nie powinnam.

Dlaczego tak robiłam? Czułam dreszczyk emocji, że to może się stać… Że może nam się przytrafić taka wpadka. Czy to taki wielki grzech zajść w ciążę przypadkiem, przez nieuwagę? No i w końcu stało się. Zaszłam w ciążę. Wtedy dopiero do mnie dotarło, co zrobiłam. Wpadłam w panikę, a mąż bardzo szybko odkrył, co jest powodem mojego zdenerwowania. Dwa dni po tym, jak zrobiłam test, zaczął wypytywać mnie, dlaczego tak dziwnie się zachowuję.

Nie umiem kłamać, nie umiem ukrywać tajemnic, więc szybko się przyznałam.

– Ale jak to możliwe? – zdębiał, gdy oznajmiłam mu, że jestem w ciąży.

Ja płakałam, a on stał i patrzył na mnie, jakbym urwała się z innej planety.

– Przecież pilnujesz kalendarzyka. Tyle lat wszystko było w porządku…

– Czasem tak się zdarza. Może coś się przesunęło. Nie wiem. Nie mam pojęcia, jak to się stało… – płakałam, a on przyglądał mi się z coraz większą uwagą.

Nie jest głupi, przypomniał sobie wszystkie nasze rozmowy. Widział przecież, jak bardzo mi na dziecku zależy, słuchał moich argumentów i żali. Od razu mnie przejrzał. Połączył fakty i nabrał podejrzeń.
A ja przecież nie potrafię kłamać…

– Beata, zrobiłaś to specjalnie!

– Nie specjalnie. Nie chciałam…

– Najpierw namawiasz mnie na dziecko, a potem przypadkiem zachodzisz w ciążę?

– Po prostu zaniedbałam sprawę. Ale naprawdę nie chciałam…

– Nieprawda, chciałaś. Chciałaś, Beata!

– Dobra, może chciałam! Ale nie zdawałam sobie sprawy, że mi się uda! Wiem, jak to brzmi, ale nie chciałam ci tego zrobić!

Jeszcze wtedy spodziewałam się, że Krzysiek pogodzi się z tym, co się stało. Że przytuli, pocieszy, powie, że nic się nie stało… A on zamiast tego wyszedł z domu. Zostałam sama z dziećmi i swoją histerią. Musiałam się otrząsnąć, wziąć w garść, żeby nie straszyć maluchów. Zamknęłam się w łazience na kilkanaście minut. Krzyśkowi potrzeba było znacznie więcej czasu. Wrócił dopiero po dwóch godzinach.

Kiedy stanął przede mną w kuchni, cały mój świat zawirował. Minę miał posępną, czoło zmarszczone, a wzrok ponury. Zakomunikował mi chłodnym głosem, że wychowamy to dziecko, że trzeba iść do lekarza i powinnam zacząć dbać o siebie. Mówił to tak, jakby to była jakaś ojcowska formułka na właściwe zachowanie. Wtedy spanikowałam po raz drugi i zaczęłam go prosić o wybaczenie.

– Uspokój się! – przytulił mnie, ale bez cienia uśmiechu. Patrzyłam na niego i czułam, że się zmusza.

Każda kobieta wie, że nie jest obejmowana i całowana szczerze. Mnie ta nieszczerość męża całkiem rozbiła. Do końca dnia chodziłam jak nieprzytomna i nie pamiętam, jak się położyłam do łóżka ani jak zasnęłam. 

Rozpoczął się nowy, gorszy okres mojego małżeństwa

Krzysiek zmieniał się z każdym tygodniem. Przez pierwsze dni regularnie wpadał w gniew, wybuchał, złościł się na mnie o byle co. Tak było na początku, bo wraz z mijającym czasem coraz bardziej obojętniał i zamykał się w sobie. Próbowałam z nim rozmawiać. Udawał wtedy, że wszystko jest w porządku. Zbywał mnie pustymi słowami.

– Nie dramatyzuj! – odpowiadał za każdym razem, kiedy zarzucałam mu, że jest nieszczery ze mną.

Co mogłam, zrobić? Czekałam. Wiem, jak bardzo kocha nasze dzieci, więc miałam nadzieję, że gdy już maluch pojawi się na świecie, Krzysiek przestanie się gniewać. Liczyłam na to, że wtedy wrócimy do tego, co było dawniej. Znosiłam więc cierpliwie huśtawkę jego nastrojów. Obojętność i złość przeplatane rzadkimi odwilżami. Lepszymi chwilami, w trakcie których Krzysiek zdawał się pogodzić z tym, co się stało. Uśmiechał się, przytulał, nawet mówił ciepło o naszej przyszłości w piątkę. Jednak potem znowu popadał w przygnębienie na całe dni, a nawet tygodnie.

Kiedy na świecie pojawiła się Izunia, mąż rzeczywiście, zmienił się na lepsze. Gdy byłam w szpitalu, skakał dokoła mnie i dziecka. Obcałowywał, rozpieszczał, znosił bukiety i wypytywał o samopoczucie. To samo było po powrocie do domu. Widać było, że się cieszy, że wraca mu dawny pogodny nastrój. Taki stan utrzymywał się dość długo, ale gdy minęły te największe emocje związane z pojawieniem się nowego dziecka, Krzysztof znów ostygł.

Może miałbyś ochotę na seks? 

No i tak właśnie żyjemy do dzisiaj. Mijają właśnie cztery miesiące od porodu, a Iza jest fantastycznym, wesołym, zdrowym, ale wymagającym dzieckiem. Często budzi się w nocy, w dzień wymaga wiele uwagi, z powodu dokuczliwych kolek jest płaczliwa i nerwowa. Krzysiek kocha ją całym sercem i opiekuje się nią, kiedy tylko może. Nie wpada w złość, nie gniewa się, nie wypomina mi mojej decyzji, ale widać, że jest zmęczony. Może nawet znudzony…

Trudno powiedzieć, bo nie chce o tym rozmawiać. Gdy w tych najgorszych chwilach pytam go o samopoczucie, udaje, że nie wie, co mam na myśli. Kiedy próbuję dowiedzieć się, czy jest szczęśliwy, odpowiada krótko, że tak. Zaraz potem odwraca się i zabiera za jakąś robotę. Nie jest ze mną szczery.
Kilka dni temu leżeliśmy w łóżku i rozmawialiśmy o jakichś podstawowych, domowych sprawach. Uznałam wtedy, że to dobry moment, żeby wrócić do seksu, bo przez te cztery miesiące nie za bardzo mieliśmy okazję. Najpierw dochodziłam do siebie po porodzie, a potem byliśmy zbyt zmęczeni zajmowaniem się dziećmi. Tego wieczoru starsze rodzeństwo wzięła moja mama, a Izunia miała dobry dzień i poszła wcześnie spać. Przytuliłam się do Krzyśka i zapytałam:

– Może miałbyś ochotę na seks, co? – od razu poczułam, jak się spina. – Już tak dawno nie byliśmy razem… – dodałam.

– To prawda – odpowiedział bez większego entuzjazmu.

– To może dziś?

– Nie wiem… Ale nie, chyba nie.

– Nie masz ochoty?

– No właśnie chyba nie mam – odpowiedział, a ja odsunęłam się na swoją poduszkę.

Było mi bardzo przykro i już po chwili się popłakałam. Przez całe te cztery miesiące czułam, że nie wszystko jest między nami w porządku, a teraz się to potwierdziło. Krzysiek zobaczył, że płaczę i chyba w końcu poczuł, że musimy porozmawiać.

– Przepraszam cię, Beata, ale ja nie mogę. Nie po tym wszystkim, co się stało – westchnął. – Nie wiem, dlaczego tak jest. Chyba ciągle jestem na ciebie zły. Zwłaszcza jeśli chodzi o seks. Zrobiłaś coś, co… No oszukałaś mnie po prostu! Wiesz, jak jest. Nie ma zaufania, nie ma szczerości. Nie wiem, czy mnie rozumiesz…

– No właśnie nie. Przecież kochasz Izę! – wybuchłam. – Ciągle powtarzasz, że jest najwspanialszym dzieckiem na świecie. O co więc chodzi? Czy to źle, że sprowadziłam ją na ten świat?!

– Nie chodzi o to, że sprowadziłaś naszą córkę na ten świat. Chodzi o to, że z nas zrezygnowałaś… – szepnął.

– Jak to zrezygnowałam? Co ty mówisz? Jestem przecież z tobą. Kocham cię.

– Nas właściwie nie ma. Są tylko dzieci i praca. Na nic innego nie mamy czasu… Nic nas już nie łączy!

– Teraz proponuje ci coś innego! Chciałam się z tobą kochać, a ty się mścisz!

– Teraz nie mam ochoty! I nie krzycz, bo za chwilę obudzisz małą…

– Jak możesz się o nią dąsać!? Jak możesz być zły o coś tak wspaniałego!? – nie miałam zamiaru się uciszyć. Za długo milczeliśmy.

– Nie jestem zły o małą. Kocham ją, ale to nie znaczy, że pogodziłem się z tym, co zrobiłaś. Kochałbym wszystkie nasze dzieci, gdybyśmy nawet mieli siódemkę. To nie chodzi o to, jaka jest Iza. Chodzi o ciebie! Przegięłaś. Zawiodłaś moje zaufanie! I to mnie wkurza. Wkurza mnie do dziś!

– Ale to już ponad rok… – jęknęłam.

– Też myślałem, że mi przejdzie…. Uwierz mi. Ale nie przechodzi…

– Może nie powinieneś się tym emocjom poddawać? Może lepiej by było odpuścić? Pomyślałeś o tym?

– Myślę o tym codziennie, ale nie umiem… – powiedział, a wtedy Iza rozpłakała się w sąsiednim pokoju. Poszedł ją uspokoić i zostawił mnie samą.

Położyłam się na boku i udawałam, że śpię. Miałam nadzieje, że jak przyjdzie, to mnie przytuli i w końcu się przełamie. Ale nie doczekałam się. Wrócił do łóżka, zgasił światło i poszedł spać. A ja leżałam tam i zastanawiałam się, co z nami będzie. Zastanawiam się nad tym do dziś i wciąż nie wiem. Mam wielką nadzieję, że Krzysiek w końcu zapomni, że mi wybaczy. Inaczej nie wyobrażam sobie życia razem.
Ile przyjdzie mi poczekać? Nie wiem. Mam nadzieję, że stanie się to dość szybko, byśmy mieli do czego wracać. 

Czytaj także:
„Przed laty wybrałam niewłaściwego mężczyznę. Mój mąż zrobił dziecko innej, bo ja nie mogłam zajść w ciążę”
„Przyłapałam męża na zdradzie i wyrzuciłam z domu. Gdy zażądałam rozwodu stwierdził, że i tak słaba ze mnie służąca”
„Ukochany zostawił mnie, gdy wylądowałam na wózku i to po wypadku, który spowodował z głupoty”

Redakcja poleca

REKLAMA