Dziwnie się toczy to moje życie. Najpierw wielka miłość, potem rozczarowanie, aż w końcu wymarzone macierzyństwo. A teraz kolejna rewolucja…
Tłum gęstniał z minuty na minutę, i gdyby nie Basia, od razu bym stamtąd uciekła. Wiedziałam, że na plaży będzie tłoczno, ale nie sądziłam, że zabraknie miejsca dla nas dwóch. Obiecałam córce kąpiel w morzu, więc rzuciłam ręcznik w wąskim przesmyku między dwoma parawanami rozstawionymi blisko wody.
– Chyba długo tu nie wytrzymamy – rzuciłam niepewnie. – Trzeba będzie poszukać jakiejś lepszej plaży, no bo tutaj… – rozejrzałam się wokół z niesmakiem.
– Sama widzisz, córeczko.
– Tak mamo, ja tylko skoczę na troszkę do wody, dosłownie na chwilkę, dobrze? – podekscytowana mała już stała w blokach startowych. Kiwnęłam głową. Nie mogłam przecież sprawić zawodu córce. Tak długo czekała na ten wyjazd, liczyła dni, a nawet godziny do chwili, aż będzie mogła wykąpać się w Bałtyku. Ale plażowanie i kąpiele w takim mrowisku to istna zgroza. Nie dla mnie.
Po kilku minutach siedzenia na ręczniku – o położeniu się raczej nie było mowy – i wypatrywaniu kąpiącej się Basi, miałam dosyć.
Z każdej strony dochodziły głośne rozmowy i wrzaski dzieci. Natłuszczony facet4 za parawanem z prawej co chwila donośnie bekał, a dwie towarzyszące mu dziewczyny obgadywały ludzi idących brzegiem morza. Z lewej rodzina z dwójką dzieci kłóciła się, w której smażalni będą jeść ryby… Dwunastoletniej Basi też chyba przestało się to podobać, bo szybko wyszła z wody.
– Mamuś, tamten facet cały czas się gapił, jak pływałam w wodzie, jakby mnie śledził! – poskarżyła się.
– Który? – chciałam się rozejrzeć, ale mnie Basia powstrzymała, przytrzymując moją głowę mokrymi rękami.
– Nie odwracaj się teraz, bo patrzy.
– Puść mnie, właśnie muszę zobaczyć! – wyrwałam się z objęć córki. Od razu pomyślałam, że to może być pedofil. No bo jaki dorosły gapi się na dwunastoletnie dziewczynki? Nie zdążyłam zobaczyć jego twarzy. Zresztą patrzyłam pod słońce, a facet akurat się odwrócił i ruszył w stronę wyjścia. Miał na głowie biały kapelusz, ubrany był w białą koszulę i jasne dżinsy. Chyba był blondynem…
– Przyjrzałaś mu się? Poznałabyś go? Basia pokręciła głową.
– Chyba nie. Miał ciemne okulary. „No to ładnie – pomyślałam. – Nie dość, że nici z plaży, kąpieli i wypoczynku, to jeszcze moja córka jest na celowniku cholernego pedofila”.
Pomogłam Basi przebrać się w suche ubranie i niewiele myśląc, zebrałam z piasku nasze manatki. – Musimy znaleźć jakieś lepsze miejsce. Nie wytrzymam w tym mrowisku.
– Pojedziemy na dziką plażę, mamo? Jeszcze kilka minut wcześniej miałam taki pomysł, ale w obliczu zagrożenia musiałam znaleźć inne rozwiązanie. Nie będę się włóczyć samotnie z dzieckiem po dzikich zakątkach, bo skąd mogę wiedzieć, czy akurat nie natkniemy się na tego zboczeńca. A może nie jest sam? Pewnie to jakiś członek zorganizowanej grupy, tacy bez trudu mogą nas śledzić…„O Boże – jęknęłam w duchu, wyobrażając sobie najgorsze scenariusze. – I co my teraz zrobimy?”.
A jednak to nie był żaden pedofil
Szłyśmy slalomem między kocami i parawanami, i ani na moment nie pozwoliłam Basi zabrać ręki. Cały czas trzymałam ją kurczowo. Gdy wyszłyśmy z plaży, usiadłyśmy na ławce, żeby otrzepać piach z nóg i włożyć klapki. Nagle nade mną pojawił się cień. Zadarłam do góry głowę.
– Marta? Dzień dobry – usłyszałam dziwnie znajomy głos. Nie od razu skojarzyłam, do kogo należy. Znów patrzyłam pod światło, ale teraz rozpoznałam twarz.
– Tomek? Niemożliwe – nie wiem, co pomyślałam w tamtej chwili, ale odruchowo złapałam Basię za ramię.
– Auć, boli! Mamo, nie tak mocno!
– To twoja córka? Miło mi – Tomek wyciągnął rękę do Basi. Po chwili wahania podała mu swoją. Szybko jednak uwolniła ją z uścisku.
– To ten facet – szepnęła mi do ucha. – Ten, co się gapił, kiedy poszłam do wody – wyjaśniła.
W pierwszej chwili zbaraniałam: Tomek pedofilem? Ale już sekundę później wszystko mi się poukładało w głowie, i odetchnęłam z ulgą.
– Ale mi napędziłeś strachu. Basia zauważyła, że się jej przyglądasz… Myślałam, że to… Ach, mniejsza z tym. Skąd się tu wziąłeś? Jak nas znalazłeś?
– Prawdę mówiąc, wcale nie szukałem – uśmiechnął się szeroko.
Ten uśmiech zawsze na mnie działał, zawsze mnie rozbrajał. Ale teraz poczułam, jak robi mi się mdło. Zwykle w taki sposób mój organizm dawał mi znać, że jestem zdenerwowana, że coś ze mną nie tak. Tym razem zdenerwowanie mieszało się z ciekawością i, muszę przyznać – szczerą radością.
Oto nagle po 15 latach spotkałam eksmęża, człowieka, który był miłością mojego życia. Nikt przed nim i nikt po nim nie był tak ważny, tak mi bliski. Tylko że już przez ten czas zdążyłam się oswoić z myślą, że go przy mnie nie ma. A teraz zjawia się znienacka.
– Nie szukałem, ale bardzo się cieszę, że cię widzę. Nie zmieniłaś się, pięknie wyglądasz…
„Minęło tyle lat, a on mi takie farmazony wciska…”
Kiedyś co chwila słyszałam, że pięknie wyglądam. Tomek nie skąpił mi komplementów. W ogóle niczego mi nie skąpił, był dobry, opiekuńczy, nie kłócił się ze mną, zawsze się na wszystko zgadzał. Tylko w jednej sprawie nie mogliśmy się porozumieć… Pokochaliśmy się z Tomkiem od pierwszego wejrzenia. Byłam na drugim roku, kiedy zgraną paczką pojechaliśmy na łódkę na Mazury. Jeden kolega tylko odpadł, bo na dzień przed wyjazdem wylądował w szpitalu z zapaleniem wyrostka.
– Jak Kuba nie jedzie, to bierzemy Sławka – jeszcze dziś brzmią mi w głowie słowa Joli, organizatorki wyprawy. Ale Sławek też nie mógł, więc namówił swojego kuzyna, Tomka. Kiedy go pierwszy raz zobaczyłam, od razu poczułam lekkie mrowienie w brzuchu. Witał się ze wszystkimi z uśmiechem i kiedy doszedł do mnie też się roześmiał, ale jakoś tak dziwnie, inaczej niż przedtem. Później zwierzył się, że w tamtej chwili poczuł się bardzo szczęśliwy i wiedział, że będziemy razem.
A parą zostaliśmy już drugiego wieczoru na łodzi. Kilka wypowiedzianych zdań, gestów, jeden przelotny pocałunek złożony na moich włosach… I stało się. Po prostu przepadłam dla świata.
Chcę mieć dziecko, czy to cię dziwi?
Kiedy po dwóch tygodniach wróciliśmy z Mazur, Tomek od razu znalazł jakiegoś kumpla z mieszkaniem. Wynajęliśmy pokój, straszną klitkę, ale dla nas dwojga wystarczyła. Tomek już wtedy pracował, dlatego po kilku miesiącach, kiedy dostał niewielką podwyżkę, zaczęliśmy rozglądać się za wygodniejszym kątem. Mieszkanie spadło nam z nieba, bo moja babcia postanowiła przenieść się do domu swojej siostry. Przed oddaniem kluczy oznajmiła jednak, że lepiej by się czuła, gdyby pod jej dachem nie mieszkali grzesznicy. Od razu zrozumieliśmy z Tomkiem aluzję.
– Nie ma problemu, babuniu! – klasnęłam w ręce szczerze uradowana. – W takim razie będziesz pierwsza w rodzinie, która się o tym dowie. Patrz, to mój pierścionek zaręczynowy, a ślub już niedługo. Pamiętam, jak się cieszyła. Tomek bardzo łatwo zaskarbił sobie względy całej mojej rodziny. A mama to wprost się w nim zakochała. Bez przerwy słyszałam peany z jej ust na cześć mojego narzeczonego, a potem męża. Wszystko nam się doskonale układało. Po studiach ja też szybko znalazłam pracę.
Żyliśmy wygodnie i dostatnio. Wakacje spędzaliśmy na zagranicznych wojażach. Garściami chwytaliśmy, co się dało z życia, czerpaliśmy radość z bycia we dwoje. Rodzina, przyjaciele, nawet nasi sąsiedzi, wszyscy mówili, że jesteśmy idealną parą, że rzadko się zdarza, aby ludzie kilka lat po ślubie wciąż darzyli się tak wielkim uczuciem i wciąż byli sobą oczarowani.Kiedy stuknęła mi trzydziestka, któregoś ranka po fantastycznej nocy, z uśmiechem wyznałam mojemu kochanemu mężowi, że odstawiłam tabletki antykoncepcyjne.
– Nie rozumiem, dlaczego to zrobiłaś? – pierwszy raz w jego głosie usłyszałam nutę pretensji. – Jak to dlaczego? Żebyśmy mieli dziecko, głuptasie – przytuliłam się do męża całym ciałem i jak zawsze w takich chwilach chciałam go pocałować; on jednak odsunął się, a potem gwałtownie wstał z łóżka.
– Nie chcę mieć dzieci! – zawarczał. – Przecież ci mówiłem, zapomniałaś? – Ale to było dawno, jak byliśmy młodsi, ale teraz… Wiesz, Tomciu, kobieta w moim wieku już powinna poważnie myśleć o macierzyństwie. Im później, tym więcej zagrożeń.
– Wybij sobie ten pomysł z głowy! Nie będzie żadnych dzieci i radzę ci zacząć z powrotem łykać tabletki! Chyba że… – spojrzał na mnie, marszcząc czoło. – Chyba że sobie zrobisz dzieciaka z kimś innym. Ze mnie ojca nie zrobisz! – oświadczył i wyszedł z sypialni.
To była sobota, mieliśmy jechać nad zalew…
Nic z tego. Tomek zniknął z domu na cały dzień. Byłam zdruzgotana. Przez wiele godzin słowa Tomka wracały do mnie jak echo. Nie mogłam tego pojąć: mój kochany mąż, jedyny człowiek na świecie, któremu bezgranicznie ufałam, który jeszcze ostatniej nocy pożerał mnie z pożądania, szeptał do ucha miłosne wyznania, teraz mówi, że mam sobie zrobić dziecko z innym mężczyzną?
To nie mieściło mi się w głowie. Przez kilka dni nie rozmawialiśmy ze sobą wcale. Tomek unikał mojego wzroku, schodził mi z drogi. Nie jedliśmy wspólnych posiłków. Dotąd zawsze razem szykowaliśmy obiad, kolację. Teraz mąż wracał później z pracy, mówił mi tylko dobry wieczór, i tyle… Ja też zamknęłam się w sobie. Miałam żal do Tomka o tamte słowa. Nie wiedziałam, co w tej sytuacji mam zrobić, jak przywrócić poprzedni stan.
W sprawie dziecka nie zamierzałam ustąpić, zastanawiałam się tylko, jak i kiedy wrócić do tematu, żeby nie spowodować podobnego wybuchu ze strony męża. W końcu doszłam do wniosku, że Tomek jeszcze po prostu nie dorósł do ojcostwa (mimo że miał już 34 lata), i że ten moment nastąpi. Oby tylko nie było za późno dla mnie. Pretekstem do zawieszenia broni i powrotu do normalności były plany urlopowe.
Któregoś wieczoru Tomek po prostu spytał, czy chciałabym pojechać za granicę, czy może tym razem wystarczy nam wypad nad Bałtyk.
– Świetnie, jedźmy do Międzyzdrojów – ucieszyłam się. Musiałam być uczciwa wobec męża, więc znów brałam tabletki. Do naszej sypialni powoli wracała namiętność, choć w nieco ostudzonej wersji. Rok później siostra Tomka urodziła drugiego syna. Mąż z radością przekazał mi tę wiadomość.
– Ten maluch waży ponad 4 kilo i ma 55 centymetrów. Mama mówi, że to kolos – śmiał się.Kilka dni później mieliśmy okazję zobaczyć „kolosalne” maleństwo.
– Widzis, wujek, a Piotruś się rusa – seplenił do Tomka starszy synek szwagierki, Bartuś.Tomek lubił tego chłopca, kupował mu zabawki, czasem nawet układał z nim konstrukcje z klocków. Wydawało się, że ma z chłopcem doskonały kontakt. Uznałam, że kolejne dziecko w rodzinie to dobry pretekst, by wrócić do tematu naszego potomka. Pomyliłam się.
Kolejny raz padły przykre słowa
Już co prawda nie mówił, że mam sobie znaleźć innego kandydata na ojca, ale i tak było strasznie. Jeśli wcześniej miałam nadzieję, że mąż dorośnie do decyzji o powiększeniu rodziny, to w tamtym momencie straciłam ją całkiem. Złożyłam pozew o rozwód. Tomek się wyprowadził. Nasze małżeństwo przeszło do historii, ale nadzieja na dziecko wciąż się we mnie tliła. Przez następne dwa lata żyłam jak mniszka, chociaż to nie był mój świadomy wybór. Przeciwnie.
Po pierwszym porozwodowym szoku, zaczęłam udzielać się towarzysko, skorzystałam nawet z usług biura matrymonialnego. To jednak była całkowita klęska. Miałam 34 lata i żadnych widoków na partnera, a nawet przelotnego kochanka, który mógłby spełnić moje marzenie o dziecku.
Nawet nie znam nazwiska
– Pojedzie pani do Amsterdamu, pani Marto – zakomunikował mi szef pewnego dnia. – Trzeba podpisać z Holendrami umowę na nowe dostawy. Dostanie pani pełnomocnictwa. Ja tym razem nie mogę z panią jechać. Ucieszyłam się.
W Holandii byłam służbowo kilka razy. Zawsze świetnie się tam czułam i za każdym razem wracałam z naładowanymi bateriami. Na lotnisko Schiphol przyjechał po mnie kierowca firmy, z którą współpracowaliśmy. Luuk powitał mnie szerokim uśmiechem i jak zwykle był bardzo szarmancki i uprzejmy. Na sprawy służbowe miałam poświęcić półtora dnia. Postanowiłam, że tym razem zostanę w Holandii nieco dłużej i zrobię sobie króciutkie wakacje.
Bilet powrotny kupiłam na niedzielę wieczorem, więc zostawały mi ponad dwie doby na zwiedzanie. Luuk zaproponował, że dotrzyma mi towarzystwa, bo po prostu nie ma nic lepszego do roboty. W piątek po podpisaniu dokumentów w siedzibie firmy, Luuk zabrał mnie swoim prywatnym samochodem do uroczego Haarlemu, zabytkowego miasta położonego na zachód od Amsterdamu.
Najpierw w małym pensjonacie wynajęliśmy dwa pokoje, potem ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Mój towarzysz podróży okazał się znakomitym przewodnikiem, sypał informacjami o mieście jak z rękawa, żartując przy tym swobodnie, choć jego angielski był chwilami mocno koślawy. Spędziliśmy fantastyczny dzień. Kolację zjedliśmy w niedużej, ale gwarnej restauracji niedaleko pensjonatu. Na pożegnanie Luuk pocałował mnie w policzek.
Odwzajemniłam pocałunek, wspinając się na palcach. Odwróciłam się, żeby otworzyć drzwi do pokoju i w tym momencie dreszcz przeszył moje ciało. Ręka Luuka dotknęła mojego ramienia i przez dłuższą chwilę czułam jej ciepło. Nie wiem, czy to miało być tylko przypieczętowanie pożegnania, czy jakaś delikatna sugestia, ale już w tamtym momencie nie miało to znaczenia.
Spojrzałam w oczy Holendra i wszystko było jasne
Tę i następną noc spędziliśmy w jednym łóżku. To nie była żadna miłość ani nawet fascynacja. Kierował mną zwierzęcy instynkt, nic więcej. I… aż tyle. Luuk oczywiście mógł się podobać. Wysoki blondyn, o szerokiej mocnej szczęce i niebieskich oczach na pewno nie narzekał na brak powodzenia u pań. Czy to była bardziej jego czy moja inicjatywa? Trudno powiedzieć.
Czy idąc ze mną do łóżka, zdradzał swoją żonę, a może tylko dziewczynę? Tego też nie wiem. Nie wiem, co wtedy o mnie myślał i, prawdę mówiąc, do dziś nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Basia urodziła się o czasie, zdrowa, duża i śliczna. Mamy ten sam kształt ust i taki sam owal twarzy. Córka nie odziedziczyła po ojcu mocnej szczęki, ale oczy ma dokładnie tak samo chabrowe jak on. I jasne włosy.
Luuk nie zna córki, ona nie zna taty…
Być może to egoizm z mojej strony, ale nie wyobrażałam sobie, jak miałabym wtargnąć w życie obcego człowieka, w dodatku Holendra, o którym nic nie wiedziałam.
Smarkulo, a co ty wiesz o miłości?
– Jak ty to sobie, mamo, wyobrażasz? – pytałam, kiedy wyznałam swojej rodzicielce, że zostanie babcią, a ona stwierdziła, że dziecko powinno mieć ojca.
– Mam zadzwonić do firmy w Amsterdamie i powiedzieć: „Hallo, Luuk, pamiętasz mnie, to ja, Marta. Spędziliśmy dwie upojne noce w Haarlemie i w lutym zostaniesz tatą”? Mamo, on nawet nie zna mojego nazwiska, ja zresztą też sobie nie mogę przypomnieć jego.
Basia rosła, mama pomagała mi się nią zajmować i wszystko było dobrze. Nie umiem oszukiwać, więc mniej więcej rok temu powiedziałam córce, że jest owocem przelotnego romansu i szans na poznanie prawdziwego taty nie ma. Chyba przyjęła to spokojnie, w każdym razie nic się w naszej wzajemnej relacji nie zmieniło.
Od babci Baśka dowiedziała się co nieco o moim byłym mężu. Być może mama za dużo na jego temat wyklepała wnuczce, bo tamtego popołudnia, kiedy rozstałyśmy się z Tomkiem przy molo, córka spytała:
– Mamo, czy to jest ten facet, który nie chciał mieć dzieci? Później, jedząc rybę z frytkami w pierwszym lepszym barze, opowiedziałam Basi o swoim życiu. Dodałam też kilka szczegółów na temat jej ojca.
– Jesteś już duża i powinnaś wiedzieć, jak było – zakończyłam.
– No a ten pan Tomek, to znaczy twój mąż… Wiesz, mamo, on jest w tobie ciągle zakochany!
– Co ty, Baśka pleciesz? Rozwiedliśmy się 15 lat temu!
– Oj, mamo, takie rzeczy widać. Następnego dnia Tomasz czekał pod pensjonatem, w którym się zatrzymałyśmy. Zapytał Basię, czy pozwoli swojej mamie z nim trochę pogawędzić na osobności. Córka najpierw zrobiła poważną minę, po czym łaskawie uległa jego prośbie.
Usiedliśmy we dwoje w ciasnej knajpce i rozmawialiśmy poważnie o nas z przeszłości, o tym, co robiliśmy po rozstaniu. Tomek nie związał się z nikim na stałe.
– Wszystkie kobiety chcą być matkami, a ja nie widziałem się w roli ojca. Teraz jestem inny. Zazdroszczę kumplom synów i córek… Ale już jest za późno – mówił z rezygnacją. Trudno mi było uwierzyć w taką przemianę, a jednak do końca pobytu nad morzem przekonałam się, że Tomek darzy Basię szczerą sympatią.
Powrót do domu oznaczał powrót do rutyny. Basia miała jeszcze miesiąc wakacji, więc z moją mamą pojechała do Krynicy Górskiej.
– Masz wolny wieczór? – kilka dni później usłyszałam w telefonie głos Tomka. – Zjesz ze mną kolację? – Oddzwonię – odparłam.
Nie byłam pewna, jak powinnam się zachować. Nad morzem to były niezobowiązujące spotkania, z Basią tuż obok. A teraz? Po co mamy się spotykać? Nie mamy już wspólnej rodziny, wspólnych przyjaciół. Przecież nie będziemy roztrząsać sytuacji w kraju! Więc po co mamy się spotykać?
Zadzwonił godzinę później
. – Nie dzwonisz, więc pomyślałem…Myślałem, że coś się stało… – tym razem w jego głosie było wahanie.
– A dlaczego chciałbyś ze mną zjeść kolację? – zagrałam va banque.
– Bo już za długo jadam sam. A poza tym chciałem ci powiedzieć… Albo lepiej powiem ci to, jak się spotkamy. Przyjdziesz, Marta?
– Przyjdę.
Czytaj także:
„Rzuciłam pracę na etacie, żeby ubić interes w stolicy. Zaczęłam nowe życie, wszystko dzięki córce”
„Dopiero po ślubie pojęłam, że Marcin kocha moje pieniądze, a nie mnie. Dorobił się na moich plecach i porzucił”
„Przygarnęłam ciotkę i pożałowałam. Pouczała mnie, wysyłała do kościoła i nie dawała żyć po swojemu”