Kiedy tamtego ranka zwróciłam wszystkie swoje wnętrzności do muszli klozetowej, poczułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Byłam w ciąży. Wiedziałam to, czułam w każdej komórce swojego ciała. Dlatego wcale mnie nie zaskoczyło, gdy dwie godziny później kupiony w aptece test ciążowy potwierdził to oficjalnie.
Znajdowałam się akurat w toalecie firmy, w której pracuję, więc zdusiłam okrzyk radości. Za ścianką na tronie siedziała personalna, cicho pojękując. Wiedziałam, że cierpi na nieustanne obstrukcje, co pewnie było jednym z powodów jej wrednej natury… Postanowiłam, że przez pierwsze 12 tygodni nawet słówkiem nie pisnę o ciąży. Żeby, Boże broń, nikt mnie nie zmusił do jej usunięcia.
Uganiałam się za nim od początku liceum
Że niby kto miałby mnie zmuszać, spytacie. Zwłaszcza w naszym kraju, gdzie taka jak ja musiałaby znaleźć jakiegoś speca, co to nie podpisał lojalki sumienia, albo wyjechać za granicę. Co znaczy taka jak ja? Trzydziestoletnia, ze stałą pracą, mieszkaniem i mężem. Idealne okoliczności, by założyć rodzinę, prawda? Tyle że mój mąż o dziecku słyszeć nie chciał.
– Żadnych bachorów – powiedział osiem lat wcześniej, gdy prosił mnie o rękę. – Wybacz, Soniu, ale jeśli chcesz kiedyś mieć dzieci, to nie ze mną. Mam na nie alergię. Tabletki, spirala. Co tylko chcesz. Gumki. A jak się mimo wszystko przydarzy, to skrobanka. Mówię uczciwie, jak jest.
I patrzył na mnie oczami pełnymi niepokoju. Kochał mnie, i to bardzo. Był zaradny, opiekuńczy, świetny w łóżku, przystojny. Miałam na jego punkcie kręćka już od liceum – ja, pierwszoklasistka, patrzyłam na wysokiego chłopaka z trzeciej klasy jak w obrazek. Notowałam każdą dziewczynę, z którą się umawiał, nawet próbowałam się zaprzyjaźnić z Elką, z którą chodził aż pół roku. Moja obsesja zaowocowała studiami prawniczymi, choć nienawidziłam wkuwania. Ale Maciek poszedł na prawo, więc nie miałam wyboru.
W końcu mnie zauważył! Byłam na drugim roku, usiadłam obok niego w bibliotece i poczęstowałam własnoręcznie upieczoną bułeczką jagodową. Wiedziałam, że je uwielbia, podobnie jak dobrze gotujące kobiety. Jego ówczesna dziewczyna nie potrafiła ugotować wody, jak zwierzył się kumplowi. Ja gotować też nie lubiłam, lecz kochałam Maćka. Zjadł i przepadł. Po pewnym czasie i on mnie pokochał. A pewnego dnia poprosił o rękę – z powyższym zastrzeżeniem.
No więc patrzyłam w jego piękne oczy i myślałam, że czas wszystko zmieni. Wiedziałam, skąd mu się ta niechęć do dzieci wzięła – miał ośmioro rodzeństwa i był najstarszy. Rodzice orali nim jak wołem, zrzucając mu na głowę obowiązki. Dopiero po maturze udało się Maćkowie uciec na studia na drugi kraniec Polski. Wiem, że rodzice wciąż mają do niego pretensje, bo zostawił ich samych z całą hałastrą.
Minęło osiem lat naszego małżeństwa, lecz wciąż miał alergię na dzieci. A ja w wieku 30 lat słyszałam tykanie mojego zegara. Tik-tak, tik-tak! Koleżanki już chwaliły się pociechami, walczyły o żłobki i przedszkola, a ja nie miałam nic – tylko zapracowanego męża adwokata i swoją nudną pracę mało zdolnej prawniczki w niewielkim przedsiębiorstwie.
Bardzo, bardzo chciałam dziecka. Tylko jakim cudem miałam je począć? Co trzy lata zmieniałam spiralę, ale i tak, na wszelki wypadek, Maciek w płodnych dniach używał prezerwatywy. I najważniejsze: jak mieć dziecko, kiedy mąż się nie zgadza?
– Kochana, to twój naturalny, boski, biologiczny i prawny przywilej, żeby zaspokoić swój instynkt macierzyński – powiedziała Iza, moja przyjaciółka, matka dwójki uroczych szkrabów. – Co się go będziesz pytała. On ma swoje zainteresowania… Lubi biegać, prawda? I jeździ na rowerze. Widziałam ten jego rower, kosztowne cacko. To teraz ty też możesz mieć swoje hobby. Niech on nie będzie takim egoistą.
Fakt, Maciej każdą wolną chwilę poza pracą poświęcał treningom. Wyjeżdżał też na różne zloty i wyścigi kolarskie dla amatorów. Jeździłam z nim. Boże, jakie nudy! I rzeczywiście – to wszystko kosztowało. Ale w końcu na co miał wydawać pieniądze, skoro nie musiał na rodzinę…? Jednak podjęcie decyzji nie było dla mnie proste.
Nikt nie może mi zabrać tego prawa
Po pierwsze, musiałam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy mam prawo zajść w ciążę, mimo że Maciej jej nie chciał. Przecież uprzedził mnie uczciwie, jak sprawy stoją. Owszem, liczyłam na to, że z czasem mu się odmieni, ale to już był mój problem. Z drugiej strony – kombinowałam – chyba zdawał sobie sprawę, że kiedyś odezwie się we mnie mamuśka, więc odbieranie mi prawa do dziecka byłoby okrutne!
Moje parcie na dziecko było tak silne, aż wreszcie uznałam, że nikt nie może odbierać mi naturalnego prawa do bycia matką.
– Nie martw się, córciu – powiedziała mama. – Maciek to dobry człowiek. Jak zobaczy swoje dziecko, pofuka, ponarzeka parę tygodni, a potem mu przejdzie. Dla ciebie to ostatni dzwonek.
No dobrze – decyzja podjęta. Teraz drugie – jak zajść w ciążę. Wyjęcie spirali to nie problem, lecz Maciej pilnował terminów i zawsze zakładał prezerwatywę.
– Nie masz za grosz wyobraźni – powiedziała Iza. – Po wszystkim idziesz do łazienki z prezerwatywą, no i wiesz…
– Co? – zdziwiłam się.
– Jezu! –zdenerwowała się, bo równie trudno było jej o tym mówić, jak mnie słuchać. – No, robisz sobie samozapłodnienie.
– A tobie skąd takie rzeczy przychodzą do głowy? Myślałam, że Franek chciał dzieci.
– Chciał? No co ty! – obruszyła się. – Danka mi powiedziała.
Danka. No jasne. Nasza przyjaciółka od studiów. Kończyła pedagogikę, nie prawo, ale zawsze podniecali ją prawnicy, więc często pałętała się po naszym akademiku. Jakoś się spiknęłyśmy. Marzeniem Danki było nie pracować, tylko wychowywać dzieci. Nie udało jej się, niestety, złapać męża prawnika, który by to jej zapewnił, choć bardzo się starała. Zakochała się w adiunkcie na prawie cywilnym i zaszła w ciążę. Okazało się, że facet był żonaty, tylko się tym nie chwalił, bo żona z dziećmi na wsi siedziała. Dupek pierwszej wody. Nie ożenił się z Danką, tylko płacił na dziecko sądownie wyznaczone alimenty. Była zdruzgotana.
Z tego wszystkiego postanowiła zemścić się na facetach. Miała już troje małych dzieci, każde od innego ojca, i na każde brała alimenty. Ostatni dwaj tatusiowie płacili jej pod stołem – panowie na stanowiskach, żony by ich wykastrowały, gdyby dowiedziały się o zdradzie i istnieniu bękartów.
– Ona doskonale wie, jak wykołować faceta, który próbuje zabezpieczyć się na wszystkie strony – powiedziała Iza.
Zadzwoniłam do Danki i spotkałyśmy się w przyjemnej kawiarni w centrum, w której właściciele zapewniają rodzicom godzinkę odprężenia – dzieci mają salę zabaw i wynajętą opiekunkę.
– Na pewno tego chcesz? – spytała, patrząc na mnie smutno.
Zdziwiłam się.
– Przecież dla ciebie to chleb powszedni – odparłam.
Skinęła głową.
– Owszem, i nie wiem, czy płakać, czy śmiać się. Generalnie, moja droga, spieprzyłam sobie życie, choć kocham te swoje bękarty do wariactwa.
Pomysłowość kobiet nie zna granic…
Spojrzała na siedzącą na jej kolanach roczną dziewczynkę, Weronikę. Dwaj chłopcy bawili się w kącie z opiekunką.
– Wydawało mi się, że o to ci chodziło. Mieć dzieci i pieniądze na nie – stwierdziłam.
Popatrzyła na mnie jak na kogoś niespełna rozumu.
– Zenek mnie oszukał, a ja…postanowiłam na złość mamie odmrozić sobie uszy. Chciałam męża i dzieci. A teraz mam tylko dzieci i żadnych widoków na męża. Kto będzie chciał mnie z trójką dzieci? – zapytała Danka. – Byłam głupia. Ty też uważaj. Bo widzisz, z facetami nigdy nic nie wiadomo. Jeden postawiony przed faktem dokonanym odetchnie z ulgą, bo po prostu nie mógł podjąć decyzji. Inny obrazi się na miesiąc, a za parę lat nie będzie mógł ci się nadziękować, że go, kretyna, nie posłuchałaś. A jeszcze inny uzna, że zdradziłaś jego zaufanie, i fiuuu! Odejdzie w siną dal. Albo…
– Albo co? – popędziłam koleżankę niecierpliwie, bo zamilkła z dziwnym wyrazem twarzy.
– Skopie cię tak, że stracisz dziecko. Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie historie opowiadają dziewczyny w internecie.
Przez chwilę milczałyśmy.
– Mnie to nie grozi – powiedziałam w końcu.
– Nie – przytaknęła. – Ale jesteś pewna, że twój mąż zareaguje tak, jak tego chcesz?
Zastanowiłam się. Wiedziałam, że rodzeństwo uważa Maćka niemal za wyrocznię, a on ich kocha, mimo że mówi inaczej. Oj tam! Na pewno, gdy będzie miał swoje dziecko – jedno! – pokocha je także. Nie oszukuję go przecież w błahej czy złej sprawie, tylko w szlachetnej. To powinno się przecież liczyć, prawda?
– Tak. Jestem pewna.
Danka skinęła głową i opowiedziała mi o sposobach, jakie stosowała, by zajść w ciążę w tajemnicy przed facetem. I jakie stosują inne kobiety. Siedziałam i słuchałam zafascynowana babską przebiegłością. Na przykład niektóre wymieniają tabletki antykoncepcyjne na podobne, nieszkodliwe. Godzinami otwierają blister, tak żeby nie było widać naruszenia, wciskają w dołki obojętne pastylki, a potem na oczach kochanka/męża/chłopaka połykają podmienione tabletki. A gdy zajdą w ciążę, niewinnie patrzą im w oczy: „Tak widocznie chciał Bóg/natura/los”.
O pełnych prezerwatywach i samozapłodnieniu nawet nie będę wspominać. Na stronach internetowych można znaleźć mnóstwo rad technicznych, jak to zrobić. Jak oszukać mężczyznę. Jak złapać go na dziecko. Wróciłam do domu i dwie godziny przeglądałam fora internetowe. Jednak bardziej interesowało mnie, dlaczego one to robią.
Bardzo kocha Stasia, często się nim zajmuje
„Osiem lat jesteśmy razem, a on nie może zdecydować się na ślub – napisała jedna. – Czuję, jak z sekundy na sekundę się starzeję. On chce tylko się bawić i nie mieć żadnych obowiązków. A co ze mną? Dosyć tego”.
„Bawił się mną pięć lat. Mówił, że odejdzie od żony – i co? Dziś usłyszałam kolejną wymówkę. Trudno i darmo, moja cierpliwość się wyczerpała. Najwyżej będzie mi płacił alimenty”.
„Chcę mieć dziecko właśnie z nim. On jest piękny, inteligentny, cudny… Nawet nie będzie wiedział, że mnie zapłodnił!”.
Kiedy usłyszałam zgrzyt klucza w zamku, szybko wyłączyłam komputer i poszłam do kuchni przygotować obiad. Tamtego wieczoru zamierzałam spróbować pierwszy raz…
Trzy miesiące później wymiotowałam do miski klozetowej i czułam się największą szczęściarą na świecie. Maciek niczego nie podejrzewał. Udawałam miesiączkę, nie sprzeciwiałam się prezerwatywom. Zasłużyłam na Oscara! Kiedy zamierzałam mu powiedzieć prawdę? Dopiero gdy ciąża będzie bezpieczna…
Pamiętam doskonale, był listopad, sobota wieczór. Ugotowałam pyszną kolację, zrobiłam się na bóstwo. Maciek akurat wrócił z treningu rowerowego (szykował się do jakiegoś wyścigu), wziął prysznic i siadł do stołu. Było miło, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, opowiadał o jakiejś swojej sprawie w pracy. Boże jedyny, jak ja go wtedy kochałam!
Potem poszliśmy do sypialni… Według obliczeń Maćka powinnam była być w płodnym czasie, więc przygotował gumkę. Powstrzymałam go.
– Już nie musimy – powiedziałam, a serce waliło mi jak oszalałe, ze strachu i szczęścia. – Już bardziej w ciąży być nie mogę.
Przytuliłam się do niego cała, chcąc zająć jego myśli czymś innym. Nie udało się. Mój mąż zesztywniał, odsunął się na skraj łóżka i popatrzył na mnie z bólem w spojrzeniu.
– Jesteś w ciąży? – spytał.
– Tak, skarbie, jestem w ciąży! – krzyknęłam, lecz ciemny mrok zaczął spowijać moje serce. – Kocham cię, będę się nim zajmowała, zobaczysz, i ty je pokochasz…
Ostatnie słowa mówiłam już do pleców Maćka. Nie było awantury. Nie było wyrzutów, żalów, pretensji. Maciek spakował swoje rzeczy, nie odzywając się ani słowem, choć błagałam i płakałam, przepraszałam i tłumaczyłam. Dopiero wychodząc, spojrzał na mnie i powiedział:
– Gdybyś mnie prosiła, gdybyś jęczała i marudziła, że chcesz dziecko, gdybyś sprawiła, że już nie mógłbym o tym więcej słuchać, zrobiłbym ci je. I bym je pokochał. Ale ty potraktowałaś mnie, jakbym nie miał prawa do własnego zdania. Jakbym się nie liczył. Jakbym był tylko bykiem rozpłodowym. Nieważna była dla ciebie nasza miłość, tylko to, żeby mieć dziecko. Zupełnie jak moja matka. To proszę bardzo, masz, czego chciałaś. Ale beze mnie.
Wyprowadził się do wynajętej kawalerki. Nie wystąpił o rozwód. Wiem, że był w szpitalu, kiedy rodziłam, mama mi powiedziała. Dostaję alimenty bez proszenia. Im Stasio jest starszy, tym częściej Maciek interesuje się nim – bywa na przedstawieniach w przedszkolu, płaci za lekcje angielskiego. W tym roku pierwszy raz pojechali razem na wakacje.
Mam nadzieję, że pewnego dnia ten chłopczyk sprawi, że mój mąż do mnie wróci. Że mi przebaczy głupotę, brak wrażliwości i chory egocentryzm.
Czytaj także:
„Zrezygnowałam z macierzyństwa, bo mąż nie chciał dzieci. Na starość zostałam sama, a on zrobił sobie bobasa z jakąś siksą”
„Nie chciałam dzieci, zaciążyłam, gdy skończyłam 40 lat. Mąż odszedł, a mnie biorą za babcię córki, ale niczego nie żałuję”
„Mąż nie chciał dziecka, więc w tajemnicy odstawiłam tabletki. Gdy powiedziałam mu o ciąży, jego reakcja mnie zszokowała”