„Mąż myślał, że romans ujdzie mu na sucho. W rocznicę upokorzyłam go przed rodziną i wręczyłam papiery rozwodowe”

zdradzona kobieta fot. iStock, Ivan Pantic
„Nie mogłam zrozumieć, jak on mógł spokojnie siedzieć przy stole, robić dobrą minę i udawać, że nigdy nic się nie stało. Widocznie był lepszym aktorem, niż spawaczem”.
/ 19.11.2023 21:15
zdradzona kobieta fot. iStock, Ivan Pantic

Przed laty w ten dzień ślubował mi wierność. Cieszyłam się, płakałam z radości, marzyłam, by się z nim zestarzeć. A dziś? Jedyne czego chcę, to nie oglądać ani minuty dłużej gęby tego zdrajcy

–Kochanie usiądź na chwilę – powiedział z udawaną czułością mój jeszcze aktualny mąż. – chcemy wypić nasze zdrowie.

– O tak, tak. Siadaj Anka. Wódka się grzeje. To zły znak. 25 lat to wspaniały jubileusz, trzeba to opić – wtórował mu mój brat. 

Żyliśmy ze sobą w zgodzie

Posłuchałam się grzecznie, bo nie miałam ochoty wdawać się w dyskusję z wygłodniałymi facetami. Wychyliłam kieliszek i zebrałam swoje zgrabne cztery litery do kuchni. Nie wytrzymałam i się popłakałam. Puściły mi nerwy. Nie mogłam zrozumieć, jak on mógł spokojnie siedzieć przy stole, robić dobrą minę i udawać, że nigdy nic się nie stało. Widocznie był lepszym aktorem, niż spawaczem. 

Poznaliśmy się właściwie już w piaskownicy. Podał mi grabki, ja jemu formę do piaskowych babek i tak zaczęła się nasza miłość. Początkowo dość dziecinna, bo opierająca się głównie na dowcipach i dogryzaniu. Ale wiadomo – kto się czubi, ten się lubi

Gdy dojrzeliśmy do tego, by nazwać się parą, czerpaliśmy z życia to, co najlepsze. Żyliśmy ze sobą w zgodzie. Wiadomo, raz było lepiej, a raz gorzej. Sakramentalne „tak” powiedzieliśmy sobie w wieku 22 lat. Może to wcześnie, lecz nasz staż gwarantował, że znaliśmy się doskonale i nie ma na co dłużej czekać. 

Rok po ślubie przyszedł na świat owoc naszej miłości – Aniela. Oczko w głowie mojego męża. Nie doczekaliśmy się drugiego dziecka, więc całą naszą rodzicielską miłość przelaliśmy na pierworodną. Razem dorobiliśmy się mieszkania na dobrym osiedlu, a potem domu w spokojnej dzielnicy. Razem stawialiśmy czoła przeciwnościom losu, planowaliśmy się razem zestarzeć. Sądziłam, że jest moją bratnią duszą, tym jedynym. Żyłam w złudzeniu, że tak będzie zawsze. Niestety, pomyliłam się. 

Otrzeźwiający cios od losu przyszedł niespodziewanie. Z zupełnej głupoty i przypadku odkrywam, że mąż ulokował swoje gorące uczucia w jeszcze jednej osobie. Młodziutkiej dziewczynie, którą przyjął jako księgową do swojej firmy. Była piękna, seksowna i słodka jak cukierek i najwyraźniej na tyle głupia, by położyć łapy na zajętym facecie.

Żyliśmy razem, lecz osobno

Pamiętam, jakby to było wczoraj. Wypierałam tę informację z głowy, starałam się ukryć przed bólem. Nie chciałam nikomu się tłumaczyć i wysłuchiwać, jak to mi wszyscy współczują. Mąż nie wiedział, że wiem. Nie potrafiłam mu powiedzieć. Wtedy nie wiedziałam dlaczego, dziś natomiast wszystko stało się dla mnie jasne. 

Bałam się go stracić. Byłam zahukaną kobietką z dwójką dzieci na utrzymaniu. Nie miałam dokąd pójść, gdzie się skryć. Bałam się, że sobie nie poradzę. Każdy o zdrowych zmysłach widział, że coś wisi w powietrzu. Nawet córka podeszła do mnie zaniepokojona i wypytywała mnie, czy aby na pewno dobrze się czuję. 

Wytrzymałam 2 miesiące w takim letargu i pękłam. Wiedziałam, że jeśli dłużej to pociągnę i nie wyjawię mężowi, że o wszystkim wiem, to zniszczę swoje życie. 

Tak, jak się spodziewałam, mąż zrobił minę zbitego psa i przeprosił. Wtedy byłam miękka, wybaczyłam i próbowałam całą sytuację puścić w niepamięć. Starałam się, lecz nie dałam rady. Nie wzięliśmy rozwodu tylko ze względu na dziecko. Chciałam, by córka dorastała, chociaż w złudzeniu pełnej i kochającej się nawzajem rodziny. Dla niej mogłam udawać. 

Żyliśmy razem, lecz osobno. Zabrałam swoją poduszkę i kołdrę, spałam w innym pokoju. Nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym położyć się obok człowieka, który śmiał macać inną kobietę.

Postanowiłam, że zajmę się sobą. Dziś wiem, że to była najlepsza decyzja mojego życia. Poszłam po pomoc do specjalisty, potrzebowałam kogoś, kto pomoże mi uporać się z moimi myślami. Zaczęłam chodzić na jogę, by się wyciszyć i odzyskać spokój ducha. Jeździłam na obozy dla kobiet, gdzie w grupach wsparcia mogłyśmy opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Czułam się tak, jakbym narodziła się na nowo. 

Czułam, że albo dziś, albo nigdy

Nikomu nie miałam zamiaru tłumaczyć, dlaczego między mną a mężem się ochłodziło. Zresztą, nie musiałam tego robić. Pewnego dnia szwagierka wzięła mnie na rozmowę:

– Wiem, co się między wami dzieje. Wiem, co nawywijał mój brat, ale pamiętaj. Do tanga trzeba dwojga. Puściłaś go samopas, nie dałaś mu tego, co potrzebował, to znalazł sobie inne źródło kobiecego ciepła. Nie możesz go karać za coś, za co jesteś współwinna – powiedziała wściekle siostra mojego męża. 

– Co ty za bzdury wygadujesz? Słyszysz sama siebie? Moja wina? Jestem współwinna? Dlaczego? Dlatego, że zajmowałam się naszym dzieckiem, a może dlatego, że kilka razy nie zdążyłam z zupą na czas? Co ty za herezje pleciesz. Wstydź się! – odpowiedziałam, rozwścieczona do czerwoności.

Jedyną osobą, która wspierała mnie w tym całym cyrku, była moja przyjaciółka Zosia. To ona pomogła mi załatwić sprawy związane z rozwodem. Wiedziałam, że poza wolnością, chcę jeszcze jednego – zemsty. 

Wracając do początku mojego wywodu, dziś jest nasza rocznica. 25.  Nasza córka jest na studiach, nie potrzebuje już rodziców, bo stała się dorosłą i samodzielną kobietą. Czułam, że albo dziś, albo nigdy

Gdy ja grzebałam w garach, w szufladzie mojej nocnej szafki już wygrzewał się pozew rozwodowy. Tylko czekał, żebym sięgnęła po niego i wręczyła uroczyście mojemu ukochanemu. 

Pełna ekscytacji poszłam do swojego pokoju, zapakowałam go w eleganckie pudełeczko i zeszłam na dół, gotowa do konfrontacji. Zanim jednak przeszłam do rzeczy, podałam wszystkim gościom ciepły gulasz, żeby mogli czymś zatkać sobie buzie, gdy ja będę wygłaszała przemówienie. 

Taką rocznicę w końcu należy uczcić

– Kochani, jedzcie spokojnie, chciałabym tylko powiedzieć kilka słów do mojego męża. W końcu tak wyjątkowa okazja zasługuje na uhonorowanie. – zwróciłam się w stronę męża. – Kochanie, przeżyliśmy ze sobą te 25 lat i bez wahania mogę stwierdzić, że był to najpiękniejszy czas naszego życia. Kochaliśmy się na zabój, marzyliśmy o wspólnym domu, dziecku, starości. Udało nam się osiągnąć prawie wszystko z tej listy. A ty wszystko postanowiłeś spieprzyć – usłyszałam tylko za plecami odgłos krztuszącego się teścia. 

– Przekreśliłeś miłość, o którą troszczyliśmy się latami. Wykorzystałeś moje zaufanie, którym cię obdarzyłam. Zachowałeś się jak podła świnia, która dla chwili ekscesów z kochankami, jest w stanie sprzedać swoją rodzinę. W dniu naszego święta, kochanie, życzę ci, żeby ten gulasz stanął ci w gardle. A oto prezent, który od dawna powinnam ci wręczyć – podałam podarek mężowi, który patrzył na mnie jak na wariatkę. 

Gdy rozwiązał ozdobną kokardę i zobaczył dokument, pobladł i zaczął płakać. Wiedział, że dla niego ta historia nie skończy się happy endem, bo przez cały ten czas, zdążyłam nazbierać wystarczającą ilość dowodów, żeby w sądzie zrównać go z ziemią. 

Spojrzałam na gości, którzy mieli grobowe miny i wskazałam im drzwi. Mąż siedział, spoglądając na mnie i na dokumenty, i nawet nie raczył tego skomentować. Ta reakcja dodała mi jeszcze więcej otuchy. Wzięłam kieliszek i nalałam sobie wina. Taką rocznicę w końcu należy uczcić

Czytaj także:
„Szwagierka często potrzebowała pomocy mojego męża. Okazało się, że majstrował wyłącznie między jej nogami”
„Narzeczony chciał, bym przed ślubem zobowiązała się do urodzenia mu trójki dzieci. Musiałam zrobić badania na płodność”
„Mąż sprzedał naszą rodzinę za kilka głębszych. Gdyby nie sąsiad, dziecko urodziłabym na ławce w parku”

 

Redakcja poleca

REKLAMA