„Mąż mojej siostry zmienił jej życie w piekło. Upozorował swoje zaginięcie, bo... bał się przyznać, że ma kochankę”

Mąż mojej siostry upozorował swoje zaginięcie fot. Adobe Stock, Laurentiu Iordache
„Dorota właściwie nie spała, nie jadła, rzuciła pracę. Jeździła we wszystkie miejsca, gdzie kiedykolwiek byli razem, rozwieszała ogłoszenia na słupach, pokazywała fotografie Michała w sklepach. Latami żyła w zawieszeniu, nie chciała uznać męża za zmarłego. Dopóki istniała nadzieja, że kiedyś się odnajdzie, siostra nie umiała ruszyć do przodu”.
/ 05.09.2022 07:15
Mąż mojej siostry upozorował swoje zaginięcie fot. Adobe Stock, Laurentiu Iordache

Dorota jest moją siostrą bliźniaczką, ale to nieprawda, że bliźniaczki wszystko robią tak samo. Dorota wyszła za mąż w wieku dwudziestu pięciu lat, a ja dwanaście lat później. Ona za poważnego inżyniera, ja za wariata, który grał po dancingach na gitarze…

Michał i Dorota byli dobrym małżeństwem

Prowadzili porządny, zadbany i gościnny dom, starannie wychowywali córkę Emilkę. Latem jeździli w to samo miejsce nad jeziorami, zimą na narty do tej samej gaździny. Michał jako inżynier uruchamiał elektrownie w różnych, czasem egzotycznych krajach, tygodniami mieszkał w hotelach. No więc w życiu prywatnym pragnął przewidywalności, nudy i tego samego widoku z okna.

To się stało, kiedy Emilka miała szesnaście lat. Wiek, w którym takie przeżycia mocno odciskają się na człowieku. Michał akurat od wielu miesięcy pracował w Polsce. Był koniec czerwca, za chwilę wszyscy troje mieli jechać na urlop. Dorota była w świetnym humorze, zaczęła już się pakować, poszłyśmy razem do kosmetyczki. Kiedy Michał nie wrócił z pracy, pomyślała, że musiał pojechać do jakiejś awarii, i nie zdołał jej zawiadomić. Późnym wieczorem zaczęła się niepokoić. Jego telefon nie odpowiadał. Zadzwoniła do kolegów z pracy, ale nie było żadnej awarii, a Michał wyszedł o zwykłej porze. Obdzwoniła rodzinę, przyjaciół i służby ratunkowe. Nie było wypadku z udziałem Michała i żaden szpital nie przyjął podobnego pacjenta.

Po upływie doby, Dorota zgłosiła zaginięcie męża na policję. Przeprowadzono wielkie poszukiwania w okolicy, przesłuchano wszystkich, którzy mieli jakikolwiek kontakt z Michałem. Bez efektu. Michał był absolutnie zdrowy, bez jakichkolwiek problemów psychicznych, zaginął w drodze z domu do pracy. Dlatego szybko pojawiły się najgorsze hipotezy: rozbój, porwanie, morderstwo. Jeżeli zaginiony człowiek padł ofiarą przestępstwa, trzeba być gotowym na to, że odnajdą się tylko jego zwłoki… Podobno po dwóch tygodniach szansa na happy end spada gwałtownie.

Dwa tygodnie poszukiwań nie przyniosły efektu

Następne dwa też. Nie znaleziono ani Michała, ani jego ciała. Zatrudniony przez policję jasnowidz uparcie twierdził, że nie widzi żadnego zabójstwa ani zwłok. To była dobra i zła wiadomość – dawała nadzieję, że Michał żyje, a zarazem przedłużała mękę niepewności. Po miesiącu policja powiadomiła Dorotę, że zawiesza działania operacyjne. Jeśli pojawi się jakaś informacja, wznowią poszukiwania, ale na razie nic więcej nie można zrobić. Tylko czekać.

Przez pierwsze miesiące Dorota właściwie nie spała, nie jadła, wzięła bezpłatny urlop w pracy. Jeździła we wszystkie miejsca, gdzie kiedykolwiek byli razem, rozwieszała ogłoszenia na słupach, pokazywała fotografie Michała w sklepach i na przystankach. Płaciła za usługi wróżek, które opowiadały rozmaite bzdury, na szczęście sprzeczne ze sobą. Modliła się żarliwie do świętego Antoniego i Judy Tadeusza – tego od spraw beznadziejnych. Schudła dwadzieścia kilogramów. Staraliśmy się jakoś ją wspierać, ale nie mogliśmy poświęcać temu aż tyle czasu…

Zaczęłam się poważnie martwić o zdrowie Doroty, a także o psychikę Emilki, która towarzyszyła matce w poszukiwaniach. Dla siostry przerwa w pracy była groźna na przyszłość, bo kobieta po czterdziestce musi dbać o swoją posadę. Co prawda, ku zaskoczeniu Doroty, okazało się, że Michał miał, niedawno wykupioną, doskonałą polisę na życie, ale warunkiem wypłaty było oficjalne uznanie go za zmarłego, o czym siostra nie chciała nawet słyszeć. Po pół roku zdecydowałam się na bardzo trudną rozmowę.

– Musisz odpuścić, nie możecie tak dalej żyć. Nic już nie możesz zrobić. Zabijesz siebie i zrujnujesz przyszłość Emilki. Wiem, że chcesz wierzyć, że Michał żyje, że zawsze będziesz na niego czekała. Ale jeśli on zmarł… Musicie opłakać go i zacząć budować życie bez niego. Emilka nie ma nawet siedemnastu lat…

Siostra nie chciała o tym słyszeć

Tłumaczyłam, że dziewczyna musi skończyć szkołę, wybrać swoją drogę, dorosnąć – bez względu na to, co się stało. Wiem, że Dorota w głębi duszy od początku przyznawała mi rację. Ale emocje wciąż brały górę. Sugestie, że powinna uznać męża za zmarłego, wywoływały wybuchy histerii i rozpaczy. To były trudne spotkania i rozmowy.

Aż przyszedł dzień, kiedy wszystko się zmieniło. Dorota nagle przestała szukać i zaczęła czekać. Z fazy gorączkowej aktywności przeszła w apatię czy może po prostu w dół. Wróciła do pracy, ale po godzinach siedziała głównie przy stole w kuchni – wpatrując się w drzwi, albo na balkonie – patrząc na ulicę. Praktycznie wycofała się z kontaktów towarzyskich… Namawiałam Dorotę na wizytę u terapeuty. Mówiła, że się tym zajmie, ale wciąż to odkładała. Myślę, że bała się usłyszeć, że jest wdową. Szukając jakiejś porady, trafiłam do fundacji zajmującej się wspieraniem rodzin osób zaginionych. Specjalistka z fundacji uważnie wysłuchała całej historii.

– Nie umiem pani pocieszyć – powiedziała. – Kiedy ginie ktoś taki jak pani szwagier… W grę wchodzą właściwie tylko dwie możliwości. Padł ofiarą morderstwa, nie żyje, a ciało być może nigdy się nie odnajdzie. Druga możliwość to świadomy wybór. Mąż pani siostry uciekł od niej i nie chce być odnaleziony.

Obruszyłam się. Jak ta kobieta mogła mówić coś podobnego! Byli taką dobrą, zgodną parą… Psycholożka spojrzała mi w oczy i pokręciła głową.

– Nic pani o tym nie wie. Poza tym to nie ma nic do rzeczy. Takie sytuacje zdarzają się bardzo dobrym parom. Zakochanie, erotyczna fascynacja albo po prostu znużenie codziennością i potrzeba ucieczki od rutyny.

Próbowałam się spierać

Bo Michał wtedy przecież normalnie, jak co dnia, wyszedł po pracy do domu, do Doroty…

– Przykro mi, ale to o niczym nie świadczy. Wielu innych wyszło tylko „po papierosy”. Ale nie życzę pani siostrze tego wariantu. Tu ma pani telefon świetnego lekarza dla pani Doroty i córki. I miejmy nadzieję, że któregoś dnia jednak odnajdzie się ciało. Oby jak najszybciej…

Wyszłam z siedziby fundacji nieprzyjemnie poruszona. Przez wszystkie tygodnie poszukiwań ani razu nie przyszło mi do głowy, że Michał mógłby porzucić Dorotę, choć uświadomiłam sobie, że policja musiała od razu sprawdzać ten wariant. Tak, to dlatego zadawali mi te dziwne pytania. Kolegów z pracy pewnie pytali wprost, czy Michał miał kochankę. Przypomniało mi się też, co Dorota powiedziała o ubezpieczeniu na życie. No ale chyba nic w tym dziwnego, bo Michał dużo wyjeżdżał i taka polisa dla rodziny była czymś oczywistym. Poza tym, gdyby chciał porzucić moją siostrę, chyba zrobiłby to normalnie? Przecież udając zaginionego, musi się ukrywać! Specjalista od systemów energetycznych, człowiek, który znikając, na 99% musi zmienić zawód.

Nie, to nie trzymało się kupy. Przekazałam siostrze kontakt do psychologa, kazałam przysiąc, że się do niego zgłosi, i postanowiłam zamknąć tę sprawę w swojej głowie. Jednak trzeba było żyć dalej, choć już zawsze inaczej niż kiedyś. Dwa lata później Emilka zrobiła maturę. Dorota wciąż podrywała się z miejsca na każdy dźwięk telefonu i dzwonka do drzwi, ale powoli jakoś wracała do życia. I właśnie wtedy znów odezwała się do niej policja…

Znaleziono samochód Michała

To znaczy znaleziono go dużo wcześniej, ale dopiero teraz połączono te dwie sprawy. Nic dziwnego. Samochód był w odległym województwie, porzucony w lesie, bez numerów, częściowo spalony. Trafił do archiwum lokalnej policji i dopiero po latach jakiś komputer przypadkowo połączył sprawę zaginięcia Michała i porzuconego auta. Prokurator wznowił śledztwo, zbadano szczątki samochodu w laboratorium kryminalistycznym, przeszukano las i okolice. Niczego jednak nie znaleziono, więc wkrótce sprawę umorzono – kolejny raz.

Dla Doroty było to znów ogromne, całkiem niepotrzebne przeżycie. Była gotowa zostawić wszystko i jechać, tym razem na Dolny Śląsk. Na szczęście oficer prowadzący sprawę zdołał jej to wyperswadować. Miejsce znalezienia samochodu było bez znaczenia. Bandyci z pewnością porzucili go daleko od miejsca zbrodni. Mieli dość czasu. Śledczy bez wahania użył słowa „zbrodnia”. I może dlatego Dorota, po przepłakaniu tygodnia, wreszcie wystąpiła o uznanie męża za zmarłego. Emilka chciała wyjechać na studia, pieniądze z polisy były im naprawdę potrzebne. Moja siostra dała wtedy też nekrolog do gazety i zamówiła mszę za duszę Michała. Na płycie rodzinnego grobu kazała wyryć jego nazwisko, odpowiednie daty i zaczęła zapalać tam znicze, przynosić kwiaty.

Trochę odetchnęliśmy z ulgą

To wreszcie była ta, odłożona w czasie, żałoba. Konieczna, żeby móc w pełni wrócić do życia… Byliśmy wtedy przekonani, że to koniec tej historii. Mijały lata. Emilka zmieniła się w dorosłą kobietę, zaczęła pracować, wyprowadziła się z domu, wreszcie wyszła za mąż i urodziła dziecko. Dorota zakochała się w małym Szymku i została świetną babcią. Po raz pierwszy od wielu lat widziałam ją szczęśliwą jak kiedyś. I właśnie wtedy TO spadło na nią po raz trzeci.

Któregoś dnia odebrała telefon od obcego mężczyzny. Połączenie było zza granicy, jak się potem okazało, z Portugalii. Mężczyzna mówił z lekkim obcym akcentem – jak Polak od wielu lat niemieszkający w kraju. Powiedział, że znał Michała, że wie, jak umarł i gdzie jest pochowany. Jeżeli Dorota przyleci do Portugalii, on zaprowadzi ją na grób męża…

Dorota powinna była wezwać policję, ale emocje wygrały z rozsądkiem. Nie pytała, jak i dlaczego Michał trafił na drugi koniec Europy. Przyszło jej do głowy, że został porwany, że uciekł przed gangsterami… Nie powiedziała o tym nikomu, bo nie chciała, żeby ktokolwiek ją zatrzymywał. Udała, także przed Emilką, że wyjeżdża służbowo, wysłana przez firmę. Wsiadła w samolot i poleciała. Polak, z którym rozmawiała, miał czekać na nią na lotnisku. Zamiast niego czekał jednak obcy Portugalczyk. Wręczył jej kopertę z adresem i paroma zdaniami po portugalsku, powiedział, że pan Andre nie mógł dojechać i że zapłacił za taksówkę. Taksówka faktycznie czekała po lotniskiem.

Dorota nawet się nie zawahała…

Wszystko, co wydarzyło się potem, znam z jej relacji. Wsiadła do taksówki. Kierowca zawiózł ją do eleganckiej dzielnicy mieszkaniowej, bardzo ładnej, z dużą ilością zieleni, bardzo blisko morza. Mieszkanie było na drugim piętrze, z wejściem z otwartej galerii, dlatego nie było żadnego domofonu. Kiedy Dorota zadzwoniła do drzwi, zamiast pana Andrzeja otworzyła jej dziewczynka w wieku mniej więcej dziesięciu lat. Za chwilę pojawiła się kobieta – jakieś dwadzieścia lat młodsza od Doroty. Obie były Portugalkami, więc Dorota pokazała zawartość koperty, którą dostała na lotnisku. Kobieta przeczytała treść kartki, coś krzyknęła i gwałtownie cofnęła się w głąb mieszkania. A chwilę później, z pokoju obok wyszedł… Michał.

Podziwiam moją siostrę za to, że mimo szoku, miała siłę poznać całą prawdę. Zanim wsiadła w powrotny samolot do Polski, wiedziała już wszystko… Ostatni służbowy wyjazd Michała, przed jego „zaginięciem”, to było Maroko. Spędził tam aż dziesięć tygodni i właśnie w tym czasie poznał Marię. Zdradzał z nią Dorotę, ale pewnie skończyłoby się na romansie, gdyby Maria od razu nie zaszła w ciążę. Zażądała, żeby został, inaczej ona pojedzie do Polski i wszystko opowie jego żonie. Wtedy Michał wymyślił, że upozoruje w Polsce swoje zaginięcie i wróci do kochanki za kilka miesięcy. Wcześniej kupi polisę i tym samym zabezpieczy finansowo swoją rodzinę. Oczywiście pozostawał problem pracy i utrzymania się za granicą… I tu właśnie pojawił się sprytny rodak, czyli Andrzej.

Obrotny biznesmen wykonujący usługi dla firmy budującej elektrownię. Zaprzyjaźnił się z Michałem i zaproponował spółkę. On miał pieniądze i rozmaite kontakty, Michał fachowe umiejętności. To Andrzej, przez swoje stare kontakty z drobnymi złodziejaszkami, pomógł zatrzeć ślady samochodu porzuconego przez Michała wieczorem tamtego dnia. Michał zostawił auto w lesie w drodze na wrocławskie lotnisko, z którego miał lot do Berlina, a stamtąd do Lizbony. Przez wiele lat panowie doskonale współpracowali. Aż do chwili, kiedy pokłócili się o pieniądze i rozstali. A Andrzej dodatkowo postanowił się zemścić. Znając historię wspólnika, mógł wybierać, czy ściągnie Michałowi na kark policję, czy żonę. Wybrał żonę…

Dorota postanowiła postawić kropkę nad „i”

Powiedziała Michałowi, że w Polsce jest już uznany za zmarłego i ma grób na cmentarzu. I niech nawet nie próbuje wracać do ich życia.

– Zresztą dla mnie ten gnojek jest już trupem… I wiesz, Aga, ja wcale nie myślę, że to tamta czarnowłosa uwiodła go i usidliła – powiedziała Dorota, kiedy siedziałyśmy razem przy coraz lżejszej butelce wódki. – Tak się stało, bo sam Michał tego chciał. Chciał ode mnie odejść, potrzebował czegoś innego. Wiesz, gdyby po prostu się szaleńczo zakochał i wybrał inną kobietę, to może kiedyś bym mu to nawet wybaczyła. Ale tego, co mi zrobił, co mi zafundował, nie wybaczę nigdy… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA