„Mąż mnie zostawił dla biuściastej blondyny. Weszłam w komitywę z jego ciotką i wrócił w podskokach”

Pewna siebie kobieta fot. iStock by GettyImages, MStudioImages
„Nigdy nie wierzyłam w gusła i magiczne zaklęcia. Ale gdy mąż mnie zostawił, chwytałam się brzytwy. Nie wierzyłam, że majtki na drzewie zdziałają cuda, a jednak”.
/ 24.09.2023 07:30
Pewna siebie kobieta fot. iStock by GettyImages, MStudioImages

Czasami wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią ci, że coś wydarzy się w twoim życiu, ale ty ich nie zauważasz albo po prostu lekceważysz. Tak było ze mną.

Najpierw na kilka dni gdzieś zniknęła moja obrączka. Nigdy nie zdejmowałam jej z palca, bo wiedziałam, że zapomnę ją założyć. Miałam rację. Pewnego wieczoru, nie wiedzieć czemu, przed kąpielą odłożyłam ją na półkę. Dopiero następnego dnia uświadomiłam sobie, że nie mam jej na palcu. W łazience obrączki nie było, przeszukałam cały dom – na nic. Tydzień później nagle zobaczyłam ją, jak spokojnie leży sobie w łazience na widoku, tylko nie na tej półce, co sądziłam…

Potem zaczęły się w domu niesnaski. Sprzeczki między mną a mężem wybuchały z byle powodu. Wreszcie pewnego dnia zauważyłam, że z zaręczynowego pierścionka wypadło mi oczko. Znalazłam je i oddałam wszystko do jubilera, ale fakt był faktem. Coś się działo, ale ja jeszcze nie zwracałam na to uwagi.

Wreszcie przyszła tamta pamiętna niedziela. Następnego dnia wyjeżdżałam na konferencję naszej branży spożywczej. Miała trwać trzy dni, zatem naszykowałam mężowi czyste koszule do pracy i w lodówce poukładałam posiłki na kolejne dni.

Już widzę, jak wiele z was się krzywi – całkiem jak moja mama, która twierdzi, że wychowałam sobie męża fajtłapę.

– Wszystko za niego robisz, wszystko podsuwasz, a on tylko wyciąga łapę.

Mama nie lubiła swojego zięcia i vice versa. Ale ja lubiłam Stasiowi wszystko przygotować. To była forma wyrazu mojej miłości, dbania o swojego mężczyznę i rozpieszczania go, trochę.

Ale nic nie trwa wiecznie…

Kiedy wróciłam z konferencji, nie zastałam Stasia w domu. Wszystko wyjaśniła mi kartka, którą znalazłam na stole w kuchni.

Spotkałem inną kobietę i czuję, że to jest właśnie ta miłość, na którą czekałem przez całe życie. Wybacz mi, Stanisław.

Najpierw wzięła mnie cholera, potem zalała fala zazdrości. Gdyby w tamtej chwili mąż i tamta lafirynda wpadli mi w ręce, to po długim procesie z pewnością dostałabym dożywocie. Kilka minut później poczułam, jak dopada mnie rozpacz.

– I co ja teraz mam zrobić? – powiedziałam na głos i łzy zakręciły mi się w oczach.

Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, postanowiłam wziąć się w garść. Odetchnęłam kilkanaście razy głęboko, jak mnie uczyli na kursie antystresowym. Potem zrobiłam herbatę, usiadłam w fotelu i spróbowałam włączyć racjonalne myślenie.

Złapał mnie na magię, to niech magia mi teraz pomoże

Co mogłam zrobić? Na przykład zemścić się. Niektóre opuszczone żony piszą na mężów donosy do pracy, że łajdak, alkoholik i bije żonę, nie daje na dzieci. Albo zmuszają wszystkich znajomych, żeby odsunęli się od drania w spodniach. Ale ja nie chciałam się mścić. Uważam, że każdy ma prawo do kierowania własnym losem tak, jak to uważa za stosowne. Oczywiście możemy być źli, że ktoś nie dotrzymał danej nam przysięgi, ale na tym świat się nie kończy.

Tak więc siedziałam w fotelu, popijałam herbatę i zastanawiałam się, co zrobić.

Przed laty Stanisław długo walczył, żebyśmy zostali parą. Ja niemal przez całe studia go nie zauważałam. Chodził przy mnie jak piesek, zaglądał w oczy, zagadywał, ale nic mnie do niego nie ciągnęło. Jednak Staś był konsekwentny i uparty. Nie poddawał się. No i pewnego dnia, ku mojemu zdumieniu, coś między nami zaiskrzyło.

Kilka lat po ślubie Staś przyznał, że zdesperowany poprosił o pomoc swoją ciotkę, a ta podsunęła mu magiczne zaklęcie, które miało sprawić, że go pokochałam. Wtedy tylko się roześmiałam, bo nie wierzę w magię i gusła… Ale teraz? Teraz zrozumiałam, do czego może doprowadzić człowieka desperacja.

No dobra, załóżmy, że magia działa, i jest szansa, że odzyskam męża. Tylko czy tego naprawdę chcę?
Zaczęłam więc wyobrażać sobie Stasia, mnie, wspominać naszą przeszłość, zastanawiać się nad przyszłością. Im dłużej myślałam, tym mocniej czułam, że naprawdę kocham swojego męża.

No dobra, kocham go – uznałam wreszcie. – Ale co innego chcieć, żeby facet do ciebie wrócił, a co innego przebaczyć zdradę i żyć z nim dalej… Przy trzeciej herbacie doszłam do wniosku, że jestem gotowa wybaczyć Stasiowi tę podłą zdradę i być z nim dalej.

Dlatego następnego dnia pojechałam na Podlasie do ciotki Stasia, tej, która pomogła mu mnie złapać. Ona nie jest znachorką czy inną szeptunką, tylko weterynarzem. I niesamowitą babką, którą pokochałam od pierwszego spotkania.

– Chcę mu odpłacić pięknym za nadobne – powiedziałam, kiedy siadłyśmy z wieczornym kieliszkiem wina na werandzie jej domu. – Złapał mnie na magię, więc niech magia go do mnie sprowadzi z powrotem.

Zina spojrzała na mnie przez bursztynowe wino migoczące w kieliszku. A potem powiedziała, co mam zrobić. Prawda, jej polecenia były trochę dziwne, ale czy miałam inne wyjście? Jak chłopu na oczy opadną seksklapki, to tylko siły wyższe potrafią przywrócić mu rozum.

Majtki na drzewie

Po powrocie do domu zajrzałam do kosza na brudy. Oczywiście Staś zapomniał o swojej bieliźnie. Zrobiłam pranie i wysuszyłam wszystkie rzeczy. Potem wzięłam jego majtki i dołączyłam swoje figi.

Następnego dnia rano wzięłam w pracy wolne, wsiadłam w samochód i podjechałam do najbliższego lasu – 15 kilometrów za miastem – żeby znaleźć drzewo, którego pień rozwidlałby się na dwie odnogi.

Musiałam się sporo nachodzić, nim trafiłam na właściwe. Wtedy w rozwidlenie drzewa wcisnęłam naszą bieliznę, którą zgodnie z poleceniem Ziny zakręciłam w rulonik. Na koniec zaś owinęłam rozwidlenie sznurkiem, który zawiązałam z kolei na kilka supłów. Wreszcie po wszystkich tych zabiegach wypowiedziałam na głos, przekazane mi przez Zinajdę, zaklęcie – którego zresztą musiałam nauczyć się na pamięć:

Rośniesz w górę jako dwa, choć cię wspiera jeden pień. Tak i my zejdziemy się, gdy po nowiu przyjdzie dzień. Nic nas jutro nie rozłączy, drzewo spięła mocna nić. Magia trwale nas połączy, miłość z drzewa chce w nas żyć.

Ile w tym było sensu, nie wiem, lecz wróciłam do domu pełna spokoju i pewności, że wszystko dobrze się skończy.

Proszę bardzo, możesz wrócić, ale na moich warunkach

Minęły dwa tygodnie, była sobota wieczór, brałam kąpiel. Nagle usłyszałam w zamku chrobot klucza. Tego dnia umówiłam się z mamą, więc krzyknęłam tylko, że za kilka minut wyjdę z wanny, i poprosiłam, żeby zrobiła sobie herbaty.

Kiedy wyszłam z łazienki, w kuchni zastałam Stasia. Siedział przy stole, przed nim stała filiżanka z herbatą. Mąż patrzył na mnie, jakby bolały go wszystkie zęby.

– Wiem, że bardzo cię zraniłem – powiedział, zanim zdążyłam się odezwać. – Ale po tygodniu z tamtą… nie wiem, co się stało. Przyśniło mi się drzewo. Ty byłaś jego jedną gałęzią, a ja drugą. Przyszedł drwal i chciał nas rozrąbać, i rozdzielić. Obudziłem się i zrozumiałem, że nie chcę nikogo innego.

Oczywiście miałam ochotę rzucić się na Stasia, wycałować go i zaciągnąć do łóżka. Ale nie, na razie nic z tego. Zgodziłam się, by został, ale miał powędrować na kanapę.

– Musisz najpierw mi udowodnić, że zasługujesz na to, żebym cię znowu pokochała – powiedziałam, dając mu pościel.

Od tamtego czasu minęło już kilka lat i powiem wam szczerze, że miałabym nawet do losu pretensje, gdyby Stanisław ode mnie wtedy nie odszedł.

Po powrocie „na moje łono” diametralnie się zmienił. Już nie ja o niego, ale on zaczął dbać o mnie. Okazało się, że świetny z niego kucharz, uwielbia mi dogadzać, do kuchni prawie nie wchodzę. Pranie i prasowanie robimy razem. Sprzątanie domu też dzielone jest na dwa. Rewelacja. To się nazywa małżeńskie odrodzenie!

Jakiś czas po powrocie Stasia – jeszcze podczas jego „okresu próbnego” – wybraliśmy się na spacer do lasu za miastem. Szliśmy przytuleni. W pewnej chwili mąż stanął i wlepił w coś wzrok.

– Ależ ci ludzie mają fantazję – roześmiał się. – Sama zobacz – wskazał na pobliskie drzewo. – Majtki w rozwidleniu pnia. To już nie mieli gdzie ten tego? Żeby aż tak się zapomnieć? Wariaci!

A potem spojrzał na mnie tak, że od razu pojęłam, że i on ma ochotę się zapomnieć. Uznałam to za doskonały pomysł. To był przełom oraz fantastyczne zakończenie „okresu próbnego”.

Czytaj także:
„Cała sytuacja ze szwagrem śmierdziała na kilometr. Zdradził go szczegół, o którym wiedzieli nieliczni”
„Chciałam się zemścić, bo mąż zdradził mnie z młodą lalą. Wyjazd z przyjaciółką był świetną okazją, by zrealizować plan”
„Romansuję z żonatymi facetami. Sama kiedyś zostałam zdradzona, więc to moja zemsta za to, ile przecierpiałam”

Redakcja poleca

REKLAMA