Przy pierwszym spotkaniu Ksawery nie zrobił na mnie wrażenia. Zakochana do nieprzytomności w przyszłym mężu potraktowałam go jedynie jako jego syna, który zresztą szybko zniknął mi z oczu, wyjeżdżając na zagraniczne studia. Zapamiętałam tylko, jak tańcząc ze mną podczas przyjęcia, zapytał, czy dobrze się bawię. Zirytowały mnie jego słowa.
Pasierb był trochę młodszy ode mnie
Wiedziałam, że w towarzystwie męża sugeruje się, że z powodu kryzysu wieku średniego wymienił starszy model na nowszy, dlatego niewiele myśląc, odparowałam:
– Słuchaj, jeśli chodzi o ścisłość, to nie odbiłam męża twojej mamie.
– Nie o to mi chodzi, przecież wiem, że rozstali się dużo wcześniej – powiedział zaskoczony. – Moje pytanie wynikało z troski o ciebie – spochmurniał.
Sądziłam, że puści moją dłoń i odejdzie naburmuszony, ale wytrzymał do końca utworu, po czym skłonił się w ten swój nienaganny sposób i odprowadził mnie prosto w ramiona ojca. Był zaledwie sześć lat młodszy ode mnie, ale ja w jego wieku nie miałam w sobie tyle klasy, dlatego pod koniec przyjęcia odnalazłam go, chcąc przeprosić go za moje zachowanie i życzyć sukcesów na wymarzonej uczelni.
W odpowiedzi skłonił się nieznacznie i wyszedł, nie oglądając się za siebie. Trzy dni później już go nie było, a ja rzuciłam się w wir przygotowań nowego mieszkania dla mnie i jego ojca.
Miałam mieszane uczucia
Ponownie wpadliśmy na siebie cztery lata później. Wtedy jeszcze łudziłam się, że jestem szczęśliwa, nie zdając sobie sprawy, że mąż regularnie przyprawia mi rogi. Zauważyłam, że Ksawery ucieszył się na mój widok. Jak zwykle taktownie wypytał o samopoczucie i plany zawodowe. Zdziwił się, że na prośbę jego ojca zrezygnowałam z pracy w banku i zajęłam się prowadzeniem domu.
– Chcemy mieć dzieci, a wtedy na pewno nie znajdę czasu na dodatkowe zajęcia – wyszeptałam tonem usprawiedliwienia.
Uśmiechnął się smutno.
– Ja nigdy nie zamknąłbym cię w złotej klatce – rzucił, po czym swoim zwyczajem zniknął w tłumie gości.
Nim dotarł do mnie sens jego słów, pojawił się w towarzystwie ślicznej dziewczyny.
– Poznaj Blankę – objął ją ramieniem.
– Wkrótce zamierzamy się pobrać – dziewczyna z uśmiechem zaprezentowała mi pierścionek zaręczynowy.
Poczułam w sercu ukłucie zazdrości i zaskoczyło mnie to uczucie. Dotąd zawsze myślałam o Ksawerym jak o pasierbie. Byłam skupiona wyłącznie na swoim – jak wydawało mi się wtedy – szczęśliwym małżeństwie. Skąd, więc ten nieoczekiwany żal? Ksawery uciekł przed moim spojrzeniem, gdy gratulowałam im decyzji.
– Nie powinienem się z nią wiązać – wyznał, kiedy dwie noce później wpadliśmy na siebie na mieście.
On wyszedł z kolegami na miasto, ja bawiłam się na wieczorze panieńskim przyjaciółki sprzed lat. Oboje wypiliśmy nieco za dużo, więc postanowiliśmy oddzielić się od grup naszych znajomych i przespacerować po starówce.
– Nie powinno cię tu być – wyszeptałam.
W głowie miałam mętlik od alkoholu i pragnienia, żeby ta noc nigdy się nie skończyła, tak dobrze czułam się w jego towarzystwie. W odpowiedzi się uśmiechnął, ale tym razem nie zniknął w tłumie, tylko przyciągnął mnie do siebie. Próbował mnie pocałować, ale wyrwałam mu się, chichocząc, że jeszcze ktoś nas zobaczy.
Zasiał we mnie wątpliwości
– Niech zobaczy! – wykrzyknął. – Jemu i tak na tobie nie zależy. Mój ojciec traktuje kobiety jak trofea, a kiedy już którąś zdobędzie, zaczyna ponownie polować. Taka jego paskudna uroda. Nie zasługuje na ciebie – przysunął się do mnie ponownie. – Jesteś…
Nie dokończył, bo go spoliczkowałam. Nie mieściło mi się w głowie, że ten dobrze wychowany chłopiec jest w stanie rozsiewać tak głupie plotki o swoim ojcu, więc nie czekając na jego wyjaśnienia, pobiegłam do najbliższej taksówki.
Krzyczał, żebym go wysłuchała, ale ja nie zamierzałam słuchać podobnych bredni. Sądziłam, że kiedy wytrzeźwieję, zapomnę o całym zajściu, a Ksawery sam zadzwoni, żeby mnie przeprosić, ale nie odezwał się do mnie. Im dłużej trwało jego milczenie, tym częściej myślałam o tym, co mi powiedział. „Jestem trofeum? Tylko tym?” – zastanawiałam się, przyglądając się uważnie mężowi.
Dopiero wtedy zaczęłam zauważać, jak wodzi wzrokiem za obcymi kobietami, chociaż byłam obok. Wykorzystywał każdą okazję, żeby poflirtować z kelnerkami, barmankami, hostessami, współpracowniczkami, znajomymi i żonami kolegów. Niektóry wręczał wizytówki, nie zważając, czy patrzę. Dotąd sądziłam, że robi to wyłącznie w celach zawodowych, ale po co miałby dawać swój numer telefonu ledwie poznanej córce koleżanki? W czym dziewiętnastolatka miałaby mu pomóc w prowadzeniu firmy farmaceutycznej?
Poznałam prawdę o mężu
Zaczęłam pytać, sprawdzać jego ubrania, komputer, telefon, godziny wyjść z pracy i powrotów do domu. Znalazłam mnóstwo danych kobiet, a w historii przeglądarki – setki obrzydliwych stron pornograficznych. Byłam zbyt poruszona, żeby wszcząć awanturę, więc jedyne, na co się zdobyłam, to telefon do Ksawerego.
– Miałeś rację, przepraszam – płakałam w słuchawkę.
Kazał mi natychmiast do siebie przyjechać. To wtedy pocałował mnie po raz pierwszy, wyznał miłość, ale zabronił kochać.
– Nie chcę cię unieszczęśliwić – mówił, całując moje dłonie.
Roztrzęsiona nie zapytałam, co miał na myśli, bo zaprzątały mnie inne sprawy. Chciałam rozwodu, choćby od razu, więc zażądałam go, gdy tylko doszłam do siebie.
– Kochanie, przepraszam – mąż padł przede mną na kolana, wyznając, że jest seksoholikiem.
Leczył się przed poznaniem mnie i sądził, że panuje nad sobą, gdy prosił o moją rękę. Uznał mnie za swój cud, za drugą daną mu szansę. Wytrzymał dwa lata, a potem zaczął rozglądać się za innymi.
– Ta choroba to straszne przekleństwo. Uwierz mi, że nigdy niczego nie czułem do tych kobiet. Po prostu… To straszne… Tylko ciebie kocham i tylko z tobą chcę być, jeśli mi wybaczysz… – błagał przez łzy, ale nie chciałam go słuchać.
Jeszcze tego samego dnia wyprowadziłam się z naszego domu do mieszkania w centrum miasta, choć tak naprawdę uciekłam do Ksawerego. Zjawił się u mnie chwilę po tym, jak przekroczyłam próg, zabrał do siebie, choć się wzbraniałam.
Nie wiedziałam, co robić
– Nie wiem, co do ciebie czuję – powtarzałam przez kolejne dni, próbując poukładać sobie w głowie ostatnie wydarzenia.
– Nie musisz, wystarczy, że ja cię kocham – powtarzał nieustannie.
Ignorowałam telefony męża. Udawałam, że nie mam dla niego czasu, gdy wystawał pod drzwiami mieszkania, w którym bywałam gościem.
– Poszedłem na terapię, zrobię dla ciebie wszystko, tylko daj mi szansę – błagał. – Nie musisz do mnie wracać, ale powiedz, że jest dla nas nadzieja.
Nie wiem, dlaczego się zawahałam. Patrzyłam w jasne i szczere oczy Ksawerego, odpowiedź wydawała się tak oczywista i jednoznaczna, a jednak nie byłam w stanie odejść od męża. Poczułam, że nie wybaczę sobie, jeśli zostawię go w takim stanie.
– Jeśli nie ty, to ja to zrobię – oznajmił Ksawery i nim zdążyłam zareagować, wybiegł z mieszkania.
Chciałam coś zrobić, ale byłam w stanie jedynie trwać w oczekiwaniu na wynik starcia dwóch mężczyzn, których kochałam. Z letargu wyrwał mnie dopiero szloch męża, który nieoczekiwanie się pojawił.
Ksawery zginął przeze mnie
– Mój syn nie żyje! Ksawery… Dziecko moje… – płakał.
Jak ustaliła policja, Ksawery jechał z nadmierną prędkością i stracił panowanie nad samochodem. Jego auto dachowało dwa razy, nim uderzyło w barierkę mostu i spadło do wody. Nikt oprócz mnie nie mógł zrozumieć, dlaczego ten zazwyczaj poukładany chłopiec pędził środkiem miasta 120 km na godzinę. Rodzice szukali powodów, ale nie znaleźli śladów mojego istnienia w jego życiu. Telefon Ksawerego zaginął w odmętach rzeki, w jego mieszkaniu nie znaleziono żadnej mojej rzeczy…
Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć mężowi prawdę, ale powstrzymała mnie rozpacz i wyrzuty sumienia. Nie byłam w stanie przyznać, że to ja stoję za nagłą śmiercią jego ukochanego dziecka.
– Podobno zerwał zaręczyny, coś jednak musiało się stać. Wychodzi na to, że nie znałam swojego jedynego syna – zachodziła w głowę jego zrozpaczona matka.
Obiecałam sobie, że po pogrzebie zostawię tę rodzinę i wyjadę jak najdalej od nich, ale kilka dni później zemdlałam na ulicy. Pogotowie zabrało mnie do szpitala, a ten powiadomił o moim stanie męża.
– Kochanie, jesteś w ciąży! – zapłakany mąż przytulił mnie do siebie. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę. To nasz promyk nadziei w tym wszystkim.
W pierwszej chwili chciałam powiedzieć prawdę, że to dziecko jego syna. Jednak w tych okolicznościach pozostawało mi poddać się biegowi wydarzeń i pozwolić zabrać się mężowi ze szpitala. Przyjąć jego przeprosiny i deklarację o dozgonnej miłości, i patrzeć, jak wzrusza się, obserwując mój rosnący brzuch.
Nigdy nie wyznałam mu prawdy, nawet kiedy rozwodziliśmy się pięć lat później z powodu jego kolejnych uzależnień. Nie zdobyłam się też na szczerość wobec własnego syna, ale od pierwszych chwil życia wożę go na grób ukochanego wujka.
– Oszalałby na twoim punkcie, ale ty w przeciwieństwie do nas musisz być szczęśliwy. Rozumiesz? Musisz – powtarzam, nie kryjąc podziwu dla ich uderzającego podobieństwa.
W odpowiedzi Filip jedynie uśmiecha się tajemniczo, jak kiedyś jego ojciec. Myślę, że mimo swoich siedmiu lat doskonale wie, o czym mówię.
Czytaj także: „Niedaleko pada jabłko od jabłoni, ale ja nie chciałam być prostytutką jak mama i siostra. Wolałam studiować”
„Przez to, że nie mogę mieć dzieci, zniszczyłem marzenia żony o rodzinie. Zamiast wsparcia, dostałem papiery rozwodowe”
„Wychowywała mnie pierwsza żona mojego ojca. W przeciwieństwie do biologicznej matki, ona potrafiła mi okazać uczucia”