Dźwięki „Marzenia” Schumanna wypełniały pokój. Siedziałam w wygodnym fotelu z zamkniętymi oczami i pieszczotliwie głaskałam swój wypukły brzuch.
– Słyszysz, maleńka, tę niebiańską melodię? – szepnęłam. – Ludzie nie mogą być źli, skoro tworzą taką muzykę. Ty też ją pokochasz, Majeczko.
Kiedyś spytano Schumanna, dlaczego jego utwór tak pięknie brzmi i zachwyca sobą tłumy. Wtedy kompozytor uśmiechnął się skromnie i odparł: „Ja niczego wielkiego nie skomponowałem. To miłość napisała tę muzykę”. Zamierzam kiedyś opowiedzieć swojej córeczce tę historię. Mnie przekazał ją ojciec.
Potrzebowałam spokoju
Pod skórą napiętego brzucha wyczułam ledwo dostrzegalny ruch. Szósty miesiąc. Jeszcze tylko trzy i będzie po strachu. Czułam ogarniający mnie spokój. I coś jakby pieszczotę duszy. Jakby inna dusza przytulała się do mnie. Uwielbiałam to wrażenie.
Drzwi mojego pokoju otworzyły się z trzaskiem. Weszła matka.
– Naprawdę myślisz, że ona słyszy muzykę i to wszystko, co do niej teraz gadasz? – powiedziała swoim zwykłym gderliwym tonem, od którego nóż się w kieszeni otwierał.
– Lekarze są tego pewni – odparłam łagodnie i starałam się za wszelką cenę odepchnąć od siebie cień irytacji.
Nie wolno mi było się denerwować, jeśli miałam utrzymać ciążę. Nie denerwować się, nie wykonywać gwałtownych ruchów i – w miarę możliwości – w ogóle się nie ruszać. Od trzech miesięcy nie wychodziłam z domu.
– Lekarze to zwykłe konowały – matka zaczęła swoją starą śpiewkę.
Zacisnęłam powieki. Mimo wysiłków, znajome uczucie irytacji i złości znów zaczęło we mnie narastać.
A nie tak dawno siostra odradzała mi proszenie matki o pomoc…
– Mateusz się tobą nie zajmie? – spytała mnie wówczas Irena.
– Przecież wiesz, że dużo pracuje.
– Zatrudnij gosposię. Boże, Paulina, matka cię wykończy. Wiesz, jaka jest.
– Chciałam. Powiedziałam matce, że wynajmę kogoś, żeby się niepotrzebnie nie męczyła… Dostała histerii.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
– No tak, to dla niej typowe. Ale wiesz co? Powinnaś to była zlekceważyć, bo teraz masz przerąbane.
Męża wiecznie nie było
To było miesiąc temu. Powinnam była wtedy posłuchać siostry. Potrzebowałam spokoju, a Mateusz z moją matką się nie cierpieli. Nic dziwnego, że on pracował coraz więcej, i coraz rzadziej bywał w domu.
Próbowałam coś tłumaczyć, coś łagodzić, ale chyba mi się nie udało.
– Sama tego chciałaś – mówił, gdy robiłam mu wymówki, że za mało bywa w domu. – Teraz musisz wytrzymać. Poza tym – pocałował mnie w czubek głowy i poklepał lekko po brzuchu – przecież jesteś szczęśliwa, że będziesz miała dziecko, prawda?
W oczach męża widziałam coraz większą niecierpliwość, a w jego głosie nie słyszałam radości. Z tygodnia na tydzień robił się coraz bardziej odległy i obojętny. Tęskniłam za takim Mateuszem, jakim był kiedyś, zanim zaszłam w ciążę. Tak bardzo go potrzebowałam.
Matka widziała go z kobietą
Matka brutalnie przerwała moje rozmyślania. Wyłączyła płytę z nagraniem Schumanna. Usiadła obok mnie w fotelu z kubkiem kawy w ręce.
– Myślę, że on ma romans – powiedziała z nutą wyzwania w głosie.
– Kto? – zdziwiłam się.
Matka żyła serialami i ciągle opowiadała mi skomplikowane perypetie ich bohaterów. Nie nadążałam za tym.
– Twój mąż, a myślisz, że kto? Kiedy ostatnio był w domu? Trzy dni temu?
– Przecież wyjechał na targi… – bicie mojego serca nagle przyspieszyło.
– Jasne! – prychnęła. – Widziałam go wczoraj po południu, jak całował się z jakąś chudą blondyną w kawiarni. Nie ma się czemu dziwić, skoro żona od miesięcy trzyma go z dala…
– Przestań! Nie chcę teraz o tym słyszeć – jęknęłam, czując, że rośnie we mnie wielki gniew.
– Nie chcesz słyszeć, że mąż cię puszcza w trąbę? – spytała matka.
Poczułam, że moja z trudem zachowywana równowaga całkiem znikła. Zdenerwowałam się, choć chciałam zachować spokój.
„Spokojnie! – zaczęłam krzyczeć do siebie w myślach. – To tylko matka. Złośliwa, zgorzkniała baba, której ciągłego gderania nie wytrzymał nawet mąż i odszedł do innej. Która nigdy nie miała przyjaciół, i która robi wszystko, by inni też byli nieszczęśliwi. Nie słuchaj jej. Oddychaj”.
Próbowałam się wyłączyć, ale wysoki, świdrujący głos matki przenikał przez wszystkie moje blokady.
– Facet jest facetem. Pewnie z nią pracuje albo to jego sekretarka. Może to nie tylko seks. Może to coś więcej. Może chce zacząć od początku. Nie martw się, córeczko, pomogę ci wychować twoje maleństwo.
Błyskawica bólu najpierw ugodziła mnie w serce. Potem podążyła dalej. Wprost do brzucha. Zaczęłam krzyczeć.
Straciłam moją córeczkę
Mateusz stał w rogu separatki i patrzył na Irenę, która pomagała mi założyć długi płaszcz. Udawałam, że go nie widzę. Poprzedniego dnia wpadł tu, blady i roztrzęsiony, i patrzył z niedowierzaniem na mnie i mój pusty brzuch. Wtedy rzuciłam mu w twarz:
– To twoja wina. Przez ciebie straciłam dziecko. Dwa dni cię nie było!
– Ciężko pracowałem – próbował się bronić. – Przecież potrzebujemy pieniędzy, budujemy dom…
– Z kim będziesz mieszkał w tym domu? Z tą blondyną, z którą widziała cię moja matka? – warknęłam.
– To przez nią? – krzyknął. – Przez tę przeklętą zołzę. Niech ją szlag…
– Nie, durniu – z bezsilną wściekłością uderzyłam pięścią w łóżko.– Przez ciebie. Ty mnie zostawiłeś i ty mnie zdradzałeś. Zdradzałeś?
Mateusz przełknął ślinę. Nie był w stanie skłamać. Odwrócił wzrok. Jeszcze wówczas miałam nadzieję, że zaprzeczy, krzyknie, że to nieprawda. Ale tego nie zrobił. To był koniec mojego snu o szczęściu, wspaniałym mężu i córce, z którą będę razem słuchać Schumanna. Poczułam się okropnie samotna. Jak nigdy dotąd. Co gorsza, nie spodziewałam się, by kiedykolwiek miało się to zmienić.
– Nigdy ci tego nie wybaczę – dodałam.
Może czas leczy rany
Minął rok. Na cmentarzu zalegała gruba warstwa białego puchu. Było biało i bardzo zimno. Poprawiłam szalik owinięty wokół szyi i wróciłam do odśnieżania maleńkiej płyty nagrobnej. Przychodziłam tu dwa razy w tygodniu.
Trzęsącymi się rękami, ledwo co widząc przez wypełnione łzami oczy, próbowałam zapalić zapałki. W ostrym wietrze gasły jedna za drugą.
– Niech to cholera… – zaklęłam.
Nieoczekiwanie ktoś ukucnął obok. Męska ręka wzięła ode mnie znicz i płomień zapalniczki podpalił knot.
– Zapałki są przemoczone – usłyszałam obok cichy głos Mateusza.
Serce zabiło szybko, tęsknie.
– Co tu robisz? – spytałam i spojrzałam w piwne oczy byłego męża.
Wyglądał inaczej niż przedtem. Już nie tak chłopięco, jak niegdyś. Poważniej. Smutniej. Na jego czole pojawiły się długie linie zmarszczek.
– Dziś rocznica – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Chciałem odwiedzić Maję. I zobaczyć się z tobą.
– Dlaczego? Przecież masz, co chciałeś… A może nie masz tego, czego nie chciałeś – odwróciłam wzrok.
Milczał przez chwilę.
– Widzisz, ja… też, jak kocham, to już na zawsze. I nie mogę zapomnieć.
– Daj spokój, zdradziłeś mnie.
– Tak – powiedział gwałtownie. – Zostawiłem cię, nie wspierałem, pozwoliłem sobie na zazdrość o dziecko. Byłem głupi, nie dorosłem do roli ojca. Zdradziłem cię, ale nie byłem niewierny. I nigdy bym cię nie zostawił. A z czasem na pewno pokochałbym i ją… Paula, bardzo za tobą tęsknię. Gdybyś dała mi jeszcze jedną szansę.
Miałam dosyć tęsknoty za nim. Dosyć snów, w których razem wychowujemy małą rudowłosą dziewczynkę o wielkich zielonych oczach. Dosyć poranków pełnych rozpaczy, że to szczęście było tylko krótkim snem. Ale miałam też w sobie ogromny żal i wciąż nie umiałam mu wybaczyć. Na pewno nie dzisiaj.
– Może kiedyś – szepnęłam.
Czytaj także: „Moja matka mnie nienawidziła, bo zabrałam jej młodość. Przecież sama nie prosiłam się na ten świat”
„Plotkara ze wsi ostrzegała mnie przed sąsiadem, ale jej nie słuchałam. Teraz drżę o swoje życie” „Jednej nocy przyśnił mi się kolega syna. Teraz marzę o nim również na jawie i próbuję go poderwać”