„Mąż mnie olewał, więc rzuciłam się w pikantny internetowy romans z 20-latkiem. Obudziłam się, gdy zaszłam w ciążę”

Kobieta przy laptopie fot. iStock by Getty Images, fizkes
„Rozsądek podpowiadał, że powinnam iść na terapię z mężem i może wyjechać we dwoje, żeby dać naszemu związkowi jeszcze jedną szansę. Problem tkwił w tym, że na samą myśl o Alessandro czułam motylki w brzuchu, a przy mężu to uczucie gdzieś znikało”.
/ 10.10.2024 20:30
Kobieta przy laptopie fot. iStock by Getty Images, fizkes

„Nie jest z nami dobrze” – przemknęło mi przez głowę, gdy zerkałam kątem oka na wpatrzonego w ekran telewizora małżonka. Dwukrotnie dopytywałam się go o pomysły i plany na nasze wakacje, lecz nie kwapił się z odpowiedzią. Ze zblazowaną miną oglądał relację z jakiegoś meczu.

W ostatnim czasie mój drogi małżonek sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie docierał do niego mój głos. Wszelkie pozostałe odgłosy słyszał idealnie, ale kiedy tylko ja otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, działo się coś dziwnego i Olek momentalnie tracił słuch.

Kiedyś przyrzekliśmy sobie, że za nic w świecie nie pozwolimy, by nasze życie przyjęło formę „mieszkamy razem, ale osobno”. No i jak to wyszło?

Dumałam nad tym, czy to nieuniknione. Być może pewnych spraw nie da się przeskoczyć. W pewnym momencie uczucie po prostu przygasa. To chyba nic dziwnego, że po dwunastu latach związku między partnerami nie ma już tej iskry, co kiedyś.

Radzono nam, by na nowo rozpalić płomień

Problem polegał na tym, że zarówno mnie, jak i Olkowi niezbyt na tym zależało. Oboje zdążyliśmy przywyknąć do panującej między nami rezerwy oraz rutyny, która niepostrzeżenie wkroczyła w naszą codzienność. Przestałam wypytywać o podróż planowaną na wrzesień i z ciężkim sercem zerknęłam na podręczniki do nauki włoskiego. Do finałowego sprawdzianu, który da mi możliwość zdobycia certyfikatu potwierdzającego znajomość języka, został zaledwie miesiąc.

Jeśli osiągnę dobre rezultaty, szef sfinansuje mi następne szkolenie, dzięki czemu moje umiejętności znacznie się poprawią. Nauka języków obcych sprawiała mi przyjemność, jednak nie za bardzo przypadły mi do gustu ćwiczenia w grupie z pozostałymi uczestnikami kursu. Niedawno prowadzący zajęcia polecił kursantom zarejestrować się na specjalnej platformie online, która umożliwia naukę języków, wymianę wiadomości oraz konwersacje na żywo.

Po wyrażeniu swojego sprzeciwu, otrzymałam informację, że żywy, autentyczny dialog to najskuteczniejsza metoda rozwijania zdolności lingwistycznych. Niezadowolona, przysiadłam przed laptopem i wpisałam potrzebne informacje, aby utworzyć konto na stronie internetowej. Wkrótce przeczesywałam profile internautów chętnych do pomocy w nauce języka włoskiego.

Nie miałam cierpliwości, żeby szukać kogoś o zbliżonych zainteresowaniach, więc po prostu napisałam parę wiadomości do przypadkowych osób. Odezwał się tylko jeden użytkownik o nieokreślonej płci, mieszkający w Szwajcarii.

Nie miał uzupełnionych danych w profilu

Zamiast wizerunku właściciela konta, widniało tam zdjęcie niewielkiej zielonej roślinki.

„Cóż to za okaz?” – zainicjowałam konwersację.

„To sadzonka ostrej papryki” – wyjaśnił zagadkowy rozmówca. – „Mam ich aż sześćdziesiąt pięć. Współlokatorzy mają mnie dość przez te rośliny”.

„Czy to twoja życiowa pasja?” – drążyłam temat.

„Powiedziałbym raczej, że to forma terapii” – padła zwięzła riposta.

„Jak się nazywasz?” – zapytałam.

„Jestem Alessandro”.

„Bardzo się cieszę, że mogłam cię poznać. Od jak dawna mieszkasz w Szwajcarii?” – próbowałam zagadywać.

„Mieszkam tu całe życie, od kiedy się urodziłem”.

„Wow, świetnie znasz włoski jak na kogoś, kto mieszka w Szwajcarii!”.

„Wiesz, u nas w są cztery oficjalne języki. Ja akurat jestem z regionu, w którym ludzie posługują się włoskim”.

Wtedy zawstydziłam się własną niewiedzą. Natychmiast zajrzałam do encyklopedii internetowej, aby dowiedzieć się czegoś więcej o kraju, z którego pochodził mój rozmówca.

„A jakimiś innymi językami też się posługujesz?” – spytałam z ciekawością.

„Znam niemiecki i francuski. W Szwajcarii to standard. Nasze społeczeństwo jest bardzo zróżnicowane kulturowo”.

„Czy to, co powiedziałeś o terapii i sadzonkach, było na poważnie?” – zaciekawiłam się, zerkając na osobliwe zdjęcie.

„To dość przygnębiająca historia. Lepiej opowiedz coś o sobie i swoim ojczystym kraju. Niewiele wiem na temat Polski”.

Wszystko zaczęło się właśnie w ten sposób

Zagadkowy Alessandro postanowił pomóc mi w doskonaleniu mojej znajomości włoskiego. Kiedy popełniałam błędy, zwracał mi na nie uwagę, ale czynił to z takim wyczuciem, że w ogóle nie odczuwałam zażenowania. Mimo że wiedzieliśmy o sobie niewiele, już dawno nie miałam z nikim tak fajnego kontaktu.

Mężczyzna był dość tajemniczy i skryty, ale wyczuwałam w nim niezwykłą delikatność. Dopiero gdy mocno nalegałam, w końcu przyznał się, że ma zaledwie dwadzieścia cztery lata i jest studentem literatury w Genewie. Nasze codzienne rozmowy na czacie rozpoczynały się zawsze o dwudziestej pierwszej i trwały do późna w nocy. Najczęstszym tematem naszych dyskusji były książki oraz miejsca, które odwiedzaliśmy w podróży.

Wraz z upływem czasu nasze konwersacje zaczęły schodzić na tematy bardziej osobiste i przyziemne sprawy. Alessandro zwierzył mi się, że po zerwaniu ze swoją partnerką popadł w depresję i miał różne mroczne myśli. Uprawa ostrych papryczek była elementem kuracji, która pomagała mu radzić sobie z tym wszystkim. Widok kiełkujących, a potem rodzących owoce roślin był dla niego dowodem, że to, co robi, ma sens i przynosi dobre rezultaty.

Przejęłam się jego problemami

Informacja na temat tych wszystkich problemów Alessandro wywołała we mnie ogromne poruszenie. Myślałam sobie, że Szwajcarzy to naród opływający w dobra, a wszelkie problemy są im całkowicie obce. Prawda była jednak inna.

Któregoś dnia Alessandro napisał: „Pięknie wyglądasz na zdjęciu”. Po czym zapytał: „Masz zielone oczy?”.

Kilka chwil wpatrywałam się w ekran komputera, rozważając, w jaki sposób ustosunkować się do tych nieoczekiwanych słów uznania. Tym bardziej, że mój małżonek siedział tuż przy mnie.

– Przejdę do innego pokoju. Ten telewizor za bardzo mnie rozprasza – zmyśliłam na poczekaniu.

Olek skinął głową na znak zgody, a ja przeniosłam się z komputerem do sypialni i zamknęłam drzwi.

„Owszem, zielone. A jaki kolor mają twoje oczy?”.

„Masz ochotę je zobaczyć?”.

Poczułam, jak serce przyspiesza swój rytm. „Daj spokój” – zganiłam się w duchu. „To przecież tylko młokos. Bez znaczenia, czy wygląda jak młody bóg, czy jak uosobienie szkarady”.

Zgodziłam się. Wysłał mi zdjęcie, na którym widniał przystojny młodzieniec o kruczoczarnych włosach, wydatnych wargach i zamyślonym spojrzeniu. Rysy twarzy Alessandro świetnie oddawały jego delikatne usposobienie. A w szczególności te ciemne, czekoladowe oczy.

„No i co myślisz?” – odezwał się, gdy przez parę chwil nie dawałam znaku życia.

„Na twój temat?”.

„A czyj inny?”.

Poczułam gulę w gardle. Nerwowo przełknęłam i z bijącym sercem napisałam: „Podobasz mi się”.

„Też mi się spodobałaś, Paola” – dostałam odpowiedź.

Z każdą pogawędką nasza relacja robiła się bardziej zażyła, a fotki, które sobie wysyłaliśmy, zyskiwały na śmiałości.

Czułam motyle w brzuchu na myśl o nim

Nareszcie ktoś zwrócił na mnie uwagę. Nareszcie poczułam, że jestem przez kogoś pożądana. Całe moje życie koncentrowało się teraz na komputerze, a w myślach ciągle był obecny Alessandro. Gdy jadłam obiad, myłam panele czy przygotowywałam raport dla przełożonego, zastanawiałam się nad tym, czym on się zajmuje, w jakim jest nastroju i czy ja również zaprzątam jego głowę.

Wciąż bujałam w obłokach, co w końcu zaczęło rzucać się w oczy mojemu małżonkowi. Nagle zabrakło mu moich słów, które zazwyczaj puszczał mimo uszu. Zupełnie niespodziewanie zajął miejsce naprzeciw mnie, gdy jedliśmy niedzielne śniadanie. Nie od razu go dostrzegłam, wlepiona wzrokiem w ekran smartfona. Ściągnęłam na telefon specjalną apkę, żeby móc bez przerwy kontaktować się z Alessandro.

Paulina, możemy porozmawiać?

Mąż spojrzał na mnie z pewnym niepokojem. Widziałam, jak zagryza wargi, jakby się denerwował.

– O co chodzi?

– Możesz w końcu zostawić tę przeklętą komórkę?

Nie odzywając się ani słowem, odłożyłam telefon. To był pierwszy raz od dawna, kiedy widziałam Olka w takim nastroju. Chociaż, prawdę mówiąc, odkąd w moim życiu zjawił się Alessandro, mąż zszedł na dalszy plan.

– Skąd nagle ta chęć do rozmowy? Co jest grane?

Mam już tego serdecznie dosyć.

– Ale czego konkretnie?

– Całej tej sytuacji. W ogóle mnie nie słuchasz. Zupełnie mnie nie dostrzegasz. Jakbym był dla ciebie przezroczysty.

Miał obrażoną minę.

– Cóż, przynajmniej pod tym względem jesteśmy kwita – nie mogłam się powstrzymać od drobnej złośliwości.

– Daj spokój… – chwycił moją dłoń i mocno ją uścisnął. – Postarajmy się coś z tym zrobić.

Jeszcze do niedawna myślałam, że Olek już o mnie zapomniał, ale jedno spojrzenie w jego oczy uświadomiło mi, że sprawy wcale nie są takie oczywiste. Byliśmy parą od tylu lat. To on stanowił mój świat, a nie facet mieszkający gdzieś w oddali na drugim końcu Europy.

Zdrowy rozsądek mówił mi, żebyśmy z mężem poszli na terapię dla par, wyjechali gdzieś tylko we dwoje i dali sobie szansę na uratowanie naszego związku. Problem polegał na tym, że moje serce przyspieszało na samą myśl o Alessandro, a spowalniało, gdy w pobliżu był Olek.

Zdecydowałam się działać z głową, nie sercem

Tamtego wieczoru, wyjątkowo, odpuściłam sobie przeglądanie internetu. Czas upłynął nam z Olkiem na rozmowie. Miałam problemy ze skupieniem, ale usilnie próbowałam brać aktywny udział w dyskusji. Mąż zaskoczył mnie samodzielnie przygotowaną kolacją przy winie. Od dłuższego czasu nie wychodził z podobną inicjatywą, więc nawet prosta zapiekanka i sałatka owocowa na deser sprawiły mi przyjemność.

Trunek rozluźnił nas oboje i po raz pierwszy od bardzo dawna poszliśmy razem do sypialni. Rankiem, podnosząc się z pościeli, odruchowo zerknęłam w stronę laptopa, ale go nie uruchomiłam.

„Dość tego” – powiedziałam sobie w duchu i obiecałam, że dotrzymam słowa.

Mimo wszelkich starań, sytuacja nie uległa poprawie. Rzeczywistość okazała się daleka od oczekiwań. Zamiast przełomowych zmian, wszystko pozostało takie samo jak wcześniej. Miałam świadomość, że zaniedbania trwające od dłuższego czasu nie znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Mimo to poczułam się rozczarowana i było mi smutno. W środku tygodnia, dokładnie o wpół do drugiej w nocy, nie mogłam już dłużej wytrzymać i uruchomiłam komputer.

Mój komunikator pękał w szwach od nieprzeczytanych wiadomości od Alessandro. Te najświeższe wręcz kipiały od dramatyzmu i wściekłości.

„Przepraszam, że mnie nie było” – odpisałam.

„Spędzałaś czas z mężem, prawda?” – dopytywał.

„Tak. On chce naprawić nasze relacje” – przyznałam szczerze.

„I zamierzasz dać mu tę szansę?”.

„Sama już nie wiem”.

„A gdybym przyjechał do ciebie?” – zapytał nagle.

Momentalnie zalała mnie fala gorąca

No jasne, że miałam ochotę się z nim spotkać. Pragnęłam poczuć, jak to jest być obok niego. Ciekawiło mnie, jaki jest jego zapach i jak naprawdę brzmi jego głos, bez zniekształceń komputerowych głośników.

Palce mi się trzęsły, gdy pisałam: „A kiedy dokładnie?”.

„Tak gdzieś za miesiąc” – odpisał.

Nigdy wcześniej nie przeżywałam czegoś tak trudnego. Huśtawka nastrojów była nie do zniesienia – raz dręczyły mnie wyrzuty sumienia, a za chwilę wpadałam w stan euforii. Olek wielokrotnie starał się do mnie zbliżyć, jakby dotarło do niego, jak bardzo się pomylił, ale nie potrafiłam się na to zdobyć.

To, co było kiedyś, należało już do przeszłości i czułam, że nie ma odwrotu. W moich planach na przyszłość był tylko Alessandro. Zdawałam sobie sprawę, że to czyste szaleństwo, że dzieli nas nie tylko spora różnica wieku, ale też pochodzimy z zupełnie innych światów. Mimo to pragnęłam go bardziej niż czegokolwiek innego. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało...

Alessandro miał wylądować za dwa dni, a mnie zaczęły mnie męczyć poranne mdłości. Myśl, co może kryć się za tymi nagłymi dolegliwościami, uderzyła mnie z siłą błyskawicy. Test nie pozostawił cienia wątpliwości. Byłam w ciąży. To jedno zbliżenie sprawiło, że moje plany legły w gruzach. Nie miałam odwagi powiedzieć mu prawdy.

Alessandro nie posiadał się z radości na myśl o naszym spotkaniu, przytuleniu, pocałunkach… Długo biłam się z myślami, aż w końcu zebrałam się na odwagę. Napisałam do niego w środku nocy.

„Przykro mi, ale twój przyjazd nie jest już możliwy. Wybacz mi. To koniec” – wystukałam na klawiaturze.

Doszłam do wniosku, że takie rozwiązanie będzie najodpowiedniejsze. Bez żadnych dodatkowych tłumaczeń zerwałam naszą internetową więź. Z bijącym sercem wślizgnęłam się pod kołdrę obok pogrążonego we śnie małżonka. Reguły gry uległy zmianie. Skoro mój mąż i nasze maleństwo stanowią teraz przyszłość, Alessandro musi odejść w zapomnienie. Po paru tygodniach Olek stawił się na poczcie, by odebrać paczkę – spore tekturowe pudełko.

Kiedy tylko przesyłka trafiła w moje ręce, dostrzegłam nadawcę ze Szwajcarii. Emocje wzięły górę i nie byłam w stanie jej rozpakować. Na szczęście mój ciekawski małżonek przejął inicjatywę.

Wygląda na jakąś roślinę – rzucił. – Czy to przesyłka od twojej internetowej koleżanki ze Szwajcarii?

– Dokładnie – odparłam ledwo słyszalnym głosem.

Do sadzonki załączono króciutką notkę: „Zajmij się tym krzewem. Ja już nie mogę”.

Nie wiem dlaczego, ale się rozpłakałam. Liczyłam na to, że Alessandro w jakiś sposób mi wybaczył. Miałam nadzieję, że nie popełnił jakiegoś głupstwa, którego nie da się cofnąć. Pragnęłam z całych sił, by nadal był wśród żywych. Jednak brakowało mi śmiałości, żeby to sprawdzić na forum.

Paulina, 33 lata

Czytaj także:
„Teściowa obwinia mnie o romans swojego syna. Postanowiła mnie ukarać w sposób, który przeszedł wszelkie wyobrażenia”
„Gdy mąż dowiedział się o ciąży, dosłownie skakał z radości. Nawet nie podejrzewa, czyje naprawdę jest to dziecko”
„Mój mąż miał bardzo nietypowe i tajemnicze hobby. Gdy się o nim dowiedziałam, wystawiłam go za drzwi z 1 walizką”

Redakcja poleca

REKLAMA