„Mąż miał syna z kochanką i nawet nie raczył mi o tym wspomnieć. Po 20 latach nadszedł czas, żebym to ja wzięła odwet”

businesswoman fot. iStock by Getty Images, PeopleImages
„Facet, którego zobaczyłam, był łudząco podobny do mojego nieżyjącego syna. Wręcz nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Wyglądał jak jego sobowtór! Miał dokładnie taki sam wzrost, identyczną barwę włosów, taki sam odcień tęczówek i kształt warg”.
/ 16.08.2024 22:00
businesswoman fot. iStock by Getty Images, PeopleImages

Pracuję jako szefowa jednego z działów wielkiej korporacji i moi podwładni naprawdę się mnie boją. Kiedy tylko przekraczam próg pomieszczenia, cała piątka – trzech facetów i dwie dziewczyny – momentalnie zamiera w bezruchu niczym przestraszone zające. Wszyscy wlepiają wzrok w monitory, starając się sprawiać wrażenie strasznie zajętych robotą.

Byłam jak królowa lodu

W pokoju panuje absolutna cisza. Nikt nie ma ochoty narazić się na zgryźliwe komentarze surowej przełożonej. Zdaję sobie sprawę, że nie darzą mnie sympatią. Jestem świadoma swojego trudnego charakteru – bywam niemiła, wymagająca i nieustępliwa. Mimo to nikt nie może powiedzieć, że traktuję kogoś gorzej czy że nie zabiegam o dobro moich podwładnych. Przez długi czas nie przejmowałam się zbytnio tym, że pracownicy za mną nie przepadają, unikają mnie jak ognia i podchodzą do mnie tylko wtedy, gdy wymaga tego sytuacja.

Izolacja i chłodne nastawienie do ludzi sprawiały, że czułam się bezpiecznie. Mogłam sobie darować wymuszanie uśmiechu, prowadzenie pustych konwersacji, opowiadanie dowcipów i udawanie, że cieszę się życiem. Nic z tych rzeczy!

Od tragicznej śmierci Radka, mojego dwudziestopięcioletniego syna, który jako jedynak odszedł wskutek nieszczęśliwego wypadku, upłynął już ponad rok… Mój mąż Kamil, tak samo jak ja, próbował zagłuszyć ból, pogrążając się w obowiązkach zawodowych.

Pracował jako medyk. Regularnie odwiedzał klinikę, a na co dzień prowadził prywatną praktykę. Do mieszkania wracał po zmroku. Nic go nie zmuszało do powrotu. W przestronnym mieszkaniu byłam tylko ja, przygnębiona i wycofana. Oszczędności wprawdzie się powiększały, ale równocześnie rosła nasza obustronna oziębłość. Straciliśmy zdolność prowadzenia rozmów tak jak kiedyś.

Dosłownie oniemiałam

Feralnego czerwcowego popołudnia czekały mnie rozmowy o pracę. Przejrzałam rano najpilniejsze papiery, a następnie chwyciłam w dłonie CV osób ubiegających się o etat asystenta. Nagle usłyszałam skrzypnięcie uchylanych drzwi.

– Szefowo, zjawił się jeden z tych młodzieńców. Wpuścić go do gabinetu czy ma posiedzieć w poczekalni? – zapytała pracownica sekretariatu.

– Może wchodzić – powiedziałam pod nosem, wciąż zaabsorbowana studiowaniem dokumentów.

Zaledwie kilka sekund później do moich uszu dobiegł delikatny dźwięk. Ktoś pukał do drzwi. Po chwili w wejściu stanął młodzieniec, którego widok totalnie mnie zaskoczył. Z wrażenia po prostu zastygłam w bezruchu. Dłonie kurczowo zacisnęłam na krawędzi blatu, tak mocno, że aż zbladły mi knykcie.

– Proszę mi zdradzić swoje nazwisko – odezwałam się, a mój głos był odrobinę ochrypły z zaskoczenia.

Facet, którego zobaczyłam, był łudząco podobny do mojego nieżyjącego syna. Wręcz nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Wyglądał jak jego sobowtór! Miał dokładnie taki sam wzrost, identyczną barwę włosów, taki sam odcień tęczówek i kształt warg. Jego kości policzkowe też były kropka w kropkę jak u mojego dziecka.

Przedstawił się, chyba odrobinę zdziwiony wyrazem mojej twarzy. Złapałam jego CV. Przez kobietę o imieniu Beata, która nosiła to samo nazwisko co on, wylałam morze łez… I to w okresie ciąży, kiedy wszelkie nerwy były zdecydowanie niewskazane.

– Mógłby mi pan zdradzić, jak nazywają się pańscy rodzice? – zapytałam, siląc się na opanowanie.

– Mama ma na imię Beata, a tata Kamil – odparł chłopak, wyraźnie zdezorientowany.

Miał imię po tacie!

Przymrużyłam oczy, usiłując przywołać z pamięci okoliczności tamtej pamiętnej rozmowy telefonicznej…
Byłam w szóstym miesiącu ciąży, gdy zadzwonił telefon. Jakaś „życzliwa dusza” poinformowała mnie, że mój mąż ma romans z pielęgniarką Beatą, która pracuje z nim na tym samym oddziale.

Kiedy skonfrontowałam Kamila, nie zaprzeczył. Błagał o wybaczenie, obiecywał poprawę i zarzekał się, że zerwie z nią kontakt. Dotrzymał słowa dopiero po kilku miesiącach, kiedy na świat przyszedł nasz synek Radek, a ta pielęgniarka przeniosła się do innej przychodni.

Mój małżonek nie chciał zdradzać, jak zakończył tę relację. Dopiero teraz domyśliłam się, co mogło się wydarzyć. Gdy Beata zaszła w ciążę, Kamil, w obawie przed konsekwencjami swоich czynów, skruszony wrócił do żony.

Przede mną stał młody mężczyzna, ich syn! Wygląda identycznie jak Radek, aż coś mnie w środku ściskało…

– Opowiedz mi coś o sobie, proszę – zagadnęłam delikatnie do młodzieńca.

Starałam się zapanować nad sobą, żeby go nie spłoszyć swoim zachowaniem.

– Jestem studentem dziennym na czwartym roku matematyki i informatyki – zaczął, lekko się jąkając z przejęcia. – Ale ze względu na sytuację w domu muszę przejść na zaoczne i zacząć pracować.

Wzruszyła mnie jego historia

Kontynuował swoją wypowiedź, jednak większość jego słów nie przykuła mojej uwagi. Kluczowe okazało się to, o czym wspomniał na samym początku.

– Gdyby zechciał pan przybliżyć mi naturę tego kłopotu, byłabym wdzięczna – odezwałam się. – Oczywiście tylko wtedy, jeżeli czuje się pan na tyle swobodnie, by zwierzać się komuś, kogo pan nie zna. Niemniej jednak, jako osoba zarządzająca tym działem, mam możliwość nie tylko zatrudnić pana, ale także wesprzeć w pokonywaniu życiowych trudności.

– Hm, sam nie wiem… – przez moment się zastanawiał, aż w końcu to z siebie wykrztusił. – Wątpię, aby była pani w stanie cokolwiek poradzić na moją sytuację. U mojej mamy zdiagnozowano raka. Z zawodu jest pielęgniarką, ale obecnie przebywa na zwolnieniu lekarskim. Renta, którą dostaje, ledwo starcza nam na rachunki. Starałem się dorabiać, udzielając korepetycji, ale to wciąż za mało. Potrzebuję stałej pracy i regularnych zarobków. Studiowanie dziennie to obecnie dla mnie zbyt duży luksus. Właśnie dlatego zgłosiłem swoją kandydaturę do tej firmy.

– A co z twoim tatą? – nie mogłam się powstrzymać przed zapytaniem. – Nie jest w stanie was wesprzeć?

– Nawet nie ma pojęcia, że istnieję – jedynie wzruszył ramionami.

– I ty również nic o nim nie wiesz?

– Wiem tyle, że był lekarzem. Ale nie zamierzam utrzymywać z nim żadnych kontaktów – oświadczył.

Jak miałam postąpić?

Musiałam sobie to wszystko poukładać w głowie. Potrzebowałam na to chwili i odrobiny ciszy. Nie zadawałam mu pytań o jego pracę czy inne głupoty. Jaki to miało sens? Przecież teraz to i tak było bez znaczenia…

– Jest pan niezwykle odważną osobą – oznajmiłam, spoglądając mu prosto w oczy z powagą. – Odpowiedź dostanie pan być może jeszcze dziś. Niech pan wraca do siebie i czeka na telefon ode mnie.
Posłałam mu uśmiech, taki sam, jak kiedyś Radkowi, gdy pragnęłam dodać mu otuchy i poprawić nastrój.

W momencie, gdy drzwi się za nim zatrzasnęły, osunęłam się na fotel, starając się odzyskać równowagę. W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli, czułam totalny mętlik. Nadszedł czas próby, moment, w którym będę zmuszona podjąć niezwykle trudną decyzję.

Gdy nasz syn odszedł z tego świata, mój mąż przeżywał to równie boleśnie jak ja. Radek był na trzecim roku studiów lekarskich, marzył o tym, by pójść w ślady taty. Kamil pokładał w nim wielkie nadzieje. Ale przecież jego drugi syn to też wspaniały, utalentowany i błyskotliwy młody człowiek! W końcu informatyka to naprawdę wymagający kierunek. Na miejscu męża przyjęłabym go teraz serdecznie, w końcu to jego własne dziecko!

Wiedziałam, co muszę zrobić

Zaraz po tym, jak skończyłam pracę, jakoś koło szóstej wieczorem, przekroczyłam próg zniszczonej, zaniedbanej klatki schodowej ogromnego bloku z wielkiej płyty. Gdy drzwi skromnego mieszkanka się otworzyły, w progu stanął Kamil, syn mojego męża i jego kochanki. Na mój widok osłupiał.

– Zabierz mnie do swojej mamy – rzuciłam, wręczając mu karton z ciastem. – I zaparz nam herbatę.

Chłopak, choć zbity z tropu, spełnił moją prośbę. Kiedy po piętnastu minutach pojawił się z dwoma kubkami w pokoju, gdzie leżała jego matka, musiał być w jeszcze większym szoku. Ujrzał bowiem dwie niemalże sobie nieznane kobiety, które ściskały swoje dłonie i zalewały się łzami.

– O wszystkim dowiesz się od mamy – rzuciłam na pożegnanie po godzinie spędzonej w ich domu. – Ona najlepiej ci to wytłumaczy. I proszę, nie miej do nas żalu, że niektóre sprawy ustaliłyśmy bez twojej wiedzy. Teraz piłeczka jest po twojej stronie. Od ciebie zależy, czy się na to zgodzisz. Odezwę się jutro telefonicznie i liczę na to, że przekażesz mi pozytywne informacje.

Gdy mój małżonek wrócił wieczorem do mieszkania, na stole czekały już na niego przekąski i kieliszek koniaku. Zdziwiło go to nieco, ponieważ od pewnego czasu nie jadaliśmy wspólnych posiłków. Usadowiliśmy się razem i opowiedziałam mu o moim dniu. Kiedy dotarła do niego wiadomość o tym, co postanowiłyśmy razem z Beatą, poderwał się z siedzenia i nerwowo zaczął przemierzać pokój.

Podjęłam decyzję

– Co takiego? Masz zamiar pozwolić jakiejś obcej kobiecie zamieszkać pod naszym dachem? Tej kobiecie?

– Tak – odrzekłam opanowanym, aczkolwiek oschłym tonem. – I nie masz prawa się wtrącać. Ćwierć wieku temu ty byłeś tym, który o wszystkim przesądzał. Nie raczyłeś mnie powiadomić, że masz inną kobietę. Przemilczałeś fakt, iż spodziewasz się z nią dziecka. Nie fatygowałeś się również, by łożyć na utrzymanie i widywać się z owym dzieckiem. Zachowałeś się podle i małodusznie. Obiecałam się nią zająć aż do samego końca, który, prawdę mówiąc, jest już tuż za rogiem.

Planuję też zatrudnić pielęgniarkę na dyżury w ciągu dnia. Chociaż ze względu na twoje zachowanie Beata miała spore obawy, to w końcu przystała na tę propozycję. Liczę na to, że twój syn zaakceptuje cię jako ojca, mimo że jesteś wręcz podręcznikowym przykładem totalnego braku odpowiedzialności. Zależy mi, by chłopak mieszkał z nami tak długo, jak tylko będzie miał na to ochotę. Od teraz będziemy pełnić rolę jego rodziców. Najwyraźniej tak miało być. Ach, Kamil! – pod koniec naszej rozmowy wyrwało mi się westchnienie. – Gdybyś ty tylko wiedział, jak bardzo jest podobny do Radka!

Monika, 45 lat

Czytaj także:
„Małżeństwo jest jak karkówka z grilla – marynata z miłości i ogień namiętności. Teraz jednak chcę zostać wegetarianką”
„Zabraliśmy teściową na wycieczkę w góry. Ciągle mi dogryzała, aż w końcu dostała nauczkę i zamknęła gębę”
„Samotna sąsiadka wpadała do nas na obiadki, ale było jej mało. Po tym, co zrobiła, nie chcę jej znać”

Redakcja poleca

REKLAMA