„Mąż marzył o dzieciach, ale kiedy już je urodziłam… przestał marzyć o mnie. Przecież wiedział, że moje ciało się zmieni!”

Mąż przestał się mną interesować po porodzie fot. Adobe Stock, zinkevych
„Mój mąż po trzecim porodzie zaczął mnie zwyczajnie unikać. Czułam się jak robot do karmienia dzieci, przygotowywania obiadów, sprzątania i ogarniania domowego życia. Bliskość z mężem ograniczała się do przytulenia przed snem (o ile on jeszcze nie padł w czasie, kiedy ja usypiałam płaczącego najmłodszego) albo całusa w czoło w biegu”.
/ 26.10.2022 17:15
Mąż przestał się mną interesować po porodzie fot. Adobe Stock, zinkevych

Tamtego dnia stałam przed lustrem załamana. Do tej pory wmawiałam sobie, że to bujda, ale teraz prawdy nie dało się już ukryć. Wyrzuciłam męża z dziećmi na spacer i nareszcie spokojnie mogłam się sobie przyjrzeć. A konkretnie – swemu ciału po trzeciej ciąży. Bo choć od porodu mijał już prawie rok, działo się ze mną coś dziwnego. O ile po obu córeczkach wróciłam do figury w trzy miesiące, a jedynym defektem było kilka cieniutkich jak żyłki rozstępów, o tyle synek dał mi w kość. Brzuch był wciąż wypukły, jakbym była w kolejnej ciąży, skóra zwisała z niego niczym wypełniony worek, boki znaczyły wielkie rozstępy.

Nie wierzyłam, że to wciąż moje ciało

– Chłopak, to zazdrosny. Popsuł cię, żeby inni nie tykali – żartowała moja przyjaciółka Jagoda, ale dla mnie był to humor wisielczy.

Bo choć mówią, że prawdziwa miłość nie zwraca uwagi na takie mankamenty jak odrobina tłuszczu i rozciągnięta skóra, mój mąż po trzecim porodzie zaczął mnie zwyczajnie unikać. Czułam się jak robot do karmienia dzieci, przygotowywania obiadów, sprzątania i ogarniania domowego życia. Bliskość z mężem ograniczała się do przytulenia przed snem (o ile on jeszcze nie padł w czasie, kiedy ja usypiałam płaczącego najmłodszego) albo całusa w czoło w biegu. Podobno to kobiety marudzą, że boli je głowa, kiedy nie mają ochoty na seks. Ale przysięgam: gdy próbowałam przytulić się do męża nieco mocniej, gdy mieliśmy chwilkę dla siebie, mój luby odwracał się plecami, mrucząc: „nie dzisiaj”, „jestem padnięty” albo „nie mam siły”.

Już kompletnie nie wiem, co robić. Próbowałam koronkowej bielizny, wspólnego oglądania komedii romantycznych, a nawet uprosiłam mamę, żeby zabrała dzieciaki na wieczór i przygotowałam kolację ze świecami. Ale nic z tego. Ja go już chyba nie pociągam – żaliłam się Jagodzie. – Jak tak dalej pójdzie, to do śmierci już nigdy… no, wiesz…

Jagoda popatrzyła na mnie ze współczuciem wymieszanym z  politowaniem, a potem pstryknęła palcami, jakby sobie coś przypomniała.

A co ty mu podałaś na tę kolację? – zainteresowała się.

– Jak to co? – patrzyłam na nią zdziwiona. – Rosół, kotleta de volaille, sałatkę grecką, a na deser – szarlotkę z lodami. Pół dnia stałam przy garach, żeby to przygotować.

Jagoda lekko się skrzywiła

– No o co ci chodzi? – zapytałam, bo nie mogłam wytrzymać. – To jego ulubione dania! Włożyłam w nie całe serce!

– I co? – wtrąciła przebiegle przyjaciółka.

– No właśnie nic – westchnęłam. – A właściwie nie to, na co liczyłam. Owszem, pochwalił, że pyszne, ale zaraz potem stwierdził, że jest zmęczony, i zaległ na kanapie, żeby obejrzeć mecz.

Moja przyjaciółka popatrzyła na mnie z góry jak na małe dziecko.

– No właśnie – odezwała się, kiedy napięcie sięgało zenitu. – Nakarmiłaś go tak, że nie miał już siły na żadne igraszki. Takie dania powaliłyby olbrzyma. Powinny być lekkie, moja droga, zachęcające do aktywności, a nie do spania.

Na koniec wycelowała we mnie palec i wypaliła.

– I koniecznie afrodyzjaki.

– Co? Mój Paweł nie lubi żadnych egzotycznych kuchni, mówi, że go mdli od tych wszystkich przypraw i…

Jagoda przerwała mi brutalnie:

– Afrodyzjaki to nie żadna kuchnia ani nawet dania. To po prostu produkty, które powodują, że facetowi się chce. A przynajmniej tak się o nich mówi.

Najpierw pomyślałam, że moja przyjaciółka zwariowała, i chciałam ją wyśmiać, ale potem zdjęła mnie ciekawość.

„Może to coś jak dawne zaklęcia i magiczne napary” – pomyślałam.

– I jakie to niby produkty? – zapytałam, a Jagoda zaczęła czytać z internetu: truskawki – najlepiej z szampanem, awokado, trufle, kawior, ostrygi, szparagi…

– Czekaj, czekaj – przerwałam. – A nie ma czegoś swojskiego?

Jagoda wpatrywała się w ekran:

– No, w sumie mogą być pory, seler, czosnek, miód, czekolada…

– Jeśli zrobię Pawłowi pory w czosnku z czekoladą, na pewno zapamięta ten wieczór do końca życia – zauważyłam, na co Jagoda parsknęła śmiechem:

– Kochana, widzę że humorek wraca.

Byłam do tych afrodyzjaków nastawiona trochę sceptycznie, ale że lubię nowości, postanowiłam spróbować.

W końcu, co mi szkodzi

Najwyżej zjemy razem coś pysznego albo coś niestrawnego. Dwoiłam się i troiłam, szukając w internecie przepisów na tyle nieskomplikowanych, żeby udało mi się kupić produkty i żebym potrafiła je przygotować. Potem poprosiłam mamę, żeby zajęła się dziećmi, męża wysłałam do myjni z autem, a sama przystąpiłam do dzieła. Na przystawkę szykowałam guacamole, czyli pastę z awokado, potem miały być szparagi z jajkiem, a na deser – lody czekoladowe ze świeżymi figami. Sama byłam bardzo ciekawa, co z tego wyjdzie. Kiedy Paweł wrócił, czekałam przy zastawionym stole udekorowanym kwiatami czeremchy, bo doczytałam, że zapach też działa dobrze na zmysły.

Mój mąż był zdziwiony co najmniej tak jak ja wtedy, kiedy Jagoda opowiedziała mi o afrodyzjakach. Popatrzył najpierw na mnie, potem na stół, znowu na mnie i zapytał:

– Nie ma kotletów?

– Postanowiłam cię zaskoczyć i ugotować coś innego. Skoro nie ma dzieci, możemy poszaleć – rzuciłam aluzję. – Sama jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko smakuje, ale ludzie komentowali pod przepisami, że są wyśmienite – szczebiotałam.

O działaniu afrodyzjaków nie odważyłam się jednak powiedzieć. Zresztą, co by wtedy było w nich pociągającego. Paweł nieufnie spróbował zielonoszarej pasty z awokado, po kilku kęsach widziałam, że nie jest najgorzej. Potem zabrał się za szparagi i zjadł ich nawet sporo, ale jak ma się najeść facet samymi warzywami? Tym bardziej że na deser nie było tłustego ciasta, tylko lekkie lody i owoce.

– Smakuje ci? – zapytałam męża, choć z góry wiedziałam, co odpowie.

Paweł zawsze był wobec mnie bardzo grzeczny i nawet gdybym podała mu ciasto z zakalcem albo suchą pieczeń, pochwaliłby moją kuchnię.

Niezłe, choć takie inne – stwierdził.

Wciąż wyglądał na bardzo zaskoczonego tą kolacją i może mi się wydawało, ale...

Chyba popatrzył na mnie inaczej

– Nie chcesz obejrzeć razem komedii romantycznej? – zapytał.

O rany, jak dawno nie oglądaliśmy wspólnie czegoś innego niż bajeczki, a jeszcze komedia romantyczna – wiedziałam przecież, że nie należy do ulubionych gatunków Pawła i zaproponował ją tylko ze względu na mnie. Co prawda nasz wieczór skończył się zaraz po filmie przytuleniem w łóżku, ale w porównaniu do ubiegłych tygodni to i tak było coś – mąż wreszcie zauważył mnie jako kobietę, a nie tylko matkę.

– Opowiadaj, jak było – Jagoda zadzwoniła następnego dnia zaraz po śniadaniu.

– Chyba coś drgnęło – odpowiedziałam nieśmiało, a ona, choć zapewne spodziewała się czegoś pikantniejszego, nie dała tego po sobie poznać i poradziła:

Kochana, kuj żelazo, póki gorące.

Niedługo później znowu poprosiłam więc mamę o zajęcie się dziećmi. Popatrzyła na mnie, jakby wszystko rozumiała i powiedziała:

– Ja i tata bardzo lubimy wnuki, jeśli chcecie trochę czasu dla siebie, to możemy je zabierać co dwa tygodnie. Hm?

Tak zaczęła się moja przygoda z afrodyzjakami. Muszę powiedzieć, że weszłam na szczyty kulinarnego wyrafinowania, szło mi coraz lepiej, Paweł był coraz bardziej zdziwiony moją przemianą, a kiedy podałam na deser truskawki z szampanem, wylądowaliśmy w łóżku i było tak jak dawniej. Po ostrygach – ile ja się naszukałam dostawcy i jak długo ściubiłam pieniądze na żyjątka przywiezione w drewnianym koszyku! – było nam jak nigdy wcześniej. Wieczory z afrodyzjakami stały się naszym rytuałem. Co prawda coraz częściej odchodzę od przepisów, eksperymentuję, raz wychodzi mi lepiej, raz gorzej, ale przynajmniej nie jest nudno. Nasze życie intymne kwitnie jak nigdy wcześniej. Czy to zasługa afrodyzjaków?

Paweł wyznał, że przyciągnęła go na nowo do mnie moja zmiana i tajemniczość (w końcu kryłam się godzinami, szukając przepisów i składników). Dzięki lekkiej diecie oboje zgubiliśmy kilka kilogramów i nabraliśmy wigoru. Jemy dużo owoców i orzechów, może dlatego poprawiła mi się skóra. Co prawda im dłużej się w to wgłębiam, tym częściej czytam, że afrodyzjaki tak naprawdę nie działają, ale ja w nie wierzę. W końcu nieważne, jakie są czary, ważne, żeby przyniosły efekt… Czy mówiłam już o pieczonych pstrągach i kozim serze z morelami? Pycha!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA